Rozdział 2
Dedykacja dla Natalia51400 😏😏💪💪💖💖💖😻😻😻😻
~Magnus~
Gdy kilka dni później znowu otworzyłem swoje drzwi, ponownie zauważyłem nisko położone, kobaltowe tęczówki. Jakby odrobinę wesołe.
- Tak tak, zajmę się waszym bachorem - powiedziałem do Maryse, nie pozwalając zacząć jej jakiegokolwiek słowa i zaciągnąłem ciało drobnego chłopca do środka mojego domu. Chwilę później zamknąłem drzwi i odwróciłem się do Alexandra. Ukucnąłem przed chłopcem. - Jeść?
W odpowiedzi, dziecko po prostu odwróciło się i podreptało swoimi krótkimi nóżkami w stronę kuchni. Ja wstałem i z rozbawieniem kierując się za nim, zastanowiłem się znowu nad tym, co z tym dzieckiem jest nie tak.
Nawet zbytnio nie czułem anielskiej powłoki, czyli takiego charakterystycznego zapachu dla Łowców... Ale szybko odrzuciłem od siebie tą myśl. To w końcu jeszcze dziecko.
***
Siedziałem na podłodze i patrzyłem na Alexandra. Dziecko stało przed jedną ze ścian mojego domu i sunęło po niej łapkami zamoczonymi w farbie.
W końcu robi coś, co nie sprowadza się do ciągłego gapienia się na mnie. Czyli rośnie tu nam jakiś artysta... Naprawdę dziwne to dziecko. Lightwood i dusza artystyczna?
Ale, jakby się tak bliżej przyjrzeć temu "dziełu" stworzonemu przez Alexandra, to wyglądało to po prostu jak... Kolorowe plamy. Więc każdy ma taką duszę artystyczną.
- Potem będę musiał cię kąpać - powiedziałem, a dziecko odwróciło się do mnie. - Nie patrz się tak na mnie, Alexandrze. To przerażające się robi.
Chłopiec, jakby chciał mi coś udowodnić albo po prostu bardziej przestraszyć, wciąż nie odrywał ode mnie wzroku. Ja starałem się robić to samo.
Ale w końcu, czując w ciele jakieś dziwne wibracje, dreszcze i po prostu patrząc w te głębokie oczy, nie mogłem wytrzymać tego zbyt długo i odwróciłem wzrok na plamy farby ozdabiające kawałek ściany.
Zauważyłem, jak dziecko do mnie podchodzi. Ja siedziałem z wyprostowanymi i rozszerzonymi na boki nogami, więc Alexander usiadł po turecku między nimi. Jakie to coś jest uciążliwe.
A mimo to, nie mogę go wyrzucić z domu i powiedzieć Maryse, żeby go więcej nie przynosiła do mnie. Coś ciągnęło mnie do tego dzieciaka. Może to, że po prostu był cholernie uroczy, a może to, że był inny.
Spuściłem po chwili głowę i spojrzałem na małe dziecko. Korciło mnie, by pokazać mu moje oczy... Ale w końcu to dziecko i w dodatku Nocny Łowca, więc powinien widzieć, że każdy czarownik ma jakiś swój znak. Nie mogąc się powstrzymać, przestałem ukrywać prawdziwy wygląd moich oczu.
Gdy chłopiec zobaczył moje kocie tęczówki, szybko wstał na nóżki. Rozbawiło mnie to. Jednak za moment przestałem się uśmiechać, uważnie przyglądając się kącikom różowych ust Alexandra, które lekko zadrżały, pnąc się odrobinkę w górę.
Twarz chłopca zaczęła zbliżać się do mojej. Zaśmiałem się pod nosem, bo wyglądało to tak, jakbym miał zaraz dostać całusa od dziecka. Jednak zamiast tego, mała dłoń chłopczyka wylądowała na moim policzku.
Natychmiastowo zamknąłem oczy. Nawet nie wiem, dlaczego, tylko po prostu... Widziałem coś.
~ Ulice. Samochody. Chodniki i spacerujący po nich ludzie. Paryż? Nie, Tokio... Dwójka ludzi trzymających się za ręce. Wesoło rozmawiali, a ja zauważyłem, że jednym z nich jestem właśnie... Ja. Człowiek przy mnie posiadał runy. Czarne włosy powiewały na wietrze, a kobaltowe tęczówki lśniły w czarnej zmorze, w której właśnie widziałem tą... Wizję? No nie wiem... Gdy doszliśmy z Nocnym Łowcą do końca chodnika, po prostu zbliżyliśmy się do siebie. Nasze usta się połączyły... ~
Oderwałem policzek od dłoni chłopca. Otworzyłem oczy i zauważyłem, że był on podobnie zdezorientowany, co ja, mimo, że nie przestawał mi się przyglądać.
Ale... Co to było, do jasnej cholery?! Wizja? Na pewno nie wspomnienie, bo nie pamiętam, żebym spacerował po jakimś mieście z Nocnym Łowcą i w dodatku się z nim migdalił... Do tego te oczy. To musiał być Alexander. W takim razie... Wizja przyszłości...?
- Nasz bąbel ma jakieś tajemnice? - spytałem po dłuższej chwili, gdy wyszedłem z pierwszego szoku. W sumie nadal on nie minął... Byłem naprawdę zdziwiony, ale również zafascynowany. Nie wspominając o ciekawości, która mną owładnęła. - Kochanie, co to było?
Chłopiec nie odpowiedział.
***
W nocy nie spałem. Nie mogłem. Za to patrzyłem w sufit, jednocześnie głaszcząc miękkie włosy leżące na moim brzuchu. Zerknąłem na śpiącego na mnie Alexandra.
Kim on jest? Gdyby nie był jednym z Lightwoodów, rzekł bym, że czarownikiem, który umie przypowieść przyszłość. Tylko ciekawe, czy on też widział to samo, co ja...
***
Nad ranem siedziałem z Alexandrem przy stole, jedząc wyczarowane przeze mnie śniadanie. Nie mogłem przestać myśleć o tym, co stało się wczoraj. Nawet gdybym chciał odpuścić sobie tą sprawę, to przecież...
- Słuchaj... Mogę zobaczyć to raz jeszcze, bąbelku?
Dziecko przestało przeżuwać tosta w swoich ustach i spojrzało na mnie. Chwilę mi się przypatrywał, zaglądając tym ciężkim spojrzeniem w zakamarki mojego ciała, a wręcz duszy, i po chwili wyciągnął rękę w moją stronę.
Odetchnąłem, przygotowując się na to, co mógłbym zobaczyć. A może wczoraj coś mi się przywidziało?
Uśmiechnąłem się lekko do Alexandra i nachyliłem się nad jego rączką. Gdy mój policzek spotkał się z delikatnymi palcami i gładką skórą, znowu nie mogłem pozostawić swoich oczu otwartych. Powieki szybko opadły, a ja ujrzałem kolejny obraz...
~ Dużo ciemności i ognia. Jakby... Walka... Wojna. Coś w tym stylu. Czułem, że ta bitwa rozegrała się z mojej winy, chociaż siebie nie widziałem... Po prostu miałem takie wrażenie. Wrażenie, że byłem w niebezpieczeństwie, a ktoś o dużych, kobaltowych oczach starał się mi pomóc... ~
Oderwałem policzek od dłoni chłopca, nie mogąc dłużej patrzeć na te straszne sceny. Dziecko zamrugało kilkukrotnie.
- Mam rozumieć, że nie możesz zabrać rączki sam? Osoba, której dotykasz musi to zrobić? - spytałem, uważnie przyglądając się Alexandrowi.
Zauważyłem, że było właśnie tak, jak brzmiało moje pytanie. Dziecko raczej szybciej by samo schowało rękę, niż pozwalać osobie naprzeciw widzieć wizję zbyt długo.
Chłopiec oczywiście nie odpowiedział, tylko jedyne, co zrobił, to mrugnął. Zszedłem ze swojego krzesła. Ukucnąłem przy dziecku i złapałem za jego drobne, blade rączki, zaczynając intensywnie wpatrywać się w niebieskie oczy. Alexander w swoich kobaltowych tęczówkach nie miał tej... Blokady, jaką widziałem kilka dni wcześniej przy naszym pierwszym spotkaniu.
- Posłuchaj, Alexandrze. Nie mam pojęcia, kim jesteś, bo podobno jesteś Nocnym Łowcą, ale nie masz anielskiej powłoki. I wygląda na to, że umiesz przywoływać przyszłość... Może widzieć jej prawdopodobne zdarzenia, ale jednak... Może jesteś... - zamyśliłem się nad pochodzeniem czarowników, ale on...? - Nie, to niemożliwe. Mam jakieś urojenia, bąblu... - zaśmiałem się cicho, nie chcąc wystraszyć dziecka swoją grobową powagą. - Zaraz przyjdzie twój tata.
***
Nie mogłem puścić Alexandra w świat z tym, co odkryłem. Dlatego też zanim przybył jego ojciec, użyłem na chłopcu zaklęcia, które miało za zadanie zablokować jego zdolności i dać anielską powłokę.
Dla bezpieczeństwa. Gdyby Clave się o nom dowiedziało... Już widzę, jakie by badania i testy robili na tym biednym dziecku. Nie mogłem do tego dopuścić...
Jednak niestety, przez kolejne lata nie miałem tej przyjemności niańczenia dziwnego dziecka Lightwoodów...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top