EPILOG
Mam nadzieję, że nie nabraliście się na śmierć Malec'a :3 nie mogłabym ich uśmiercić! 💪💞💞
🔮🔮🔮
Magnusa obudził ruch. Nie jakiś lekki czy delikatny ruch. Kopanie, wierzganie i odgłosy krztuszenia się, jakby Alexander chorował na padaczkę i astmę. Czarownik natychmiast oderwał swoją głowę od masy poduszek.
Uniósł się, siadając na kolana. Pstryknął palcami by włączyć lampkę stojacą przy łóżku, nadal odczuwając chaotyczne ruchy swojego ukochanego. Zauważył szczelnie zamknięte oczy Aleca. Wypływały z nich rzeki łez. Szczęka była mocno zaciśnięta, jednak usta mocno drżały, jakby wręcz wypowiadały słowa. Całe ciało było spięte i spocone, co Magnus poczuł, gdy Łowcy dotknął.
- Alec! - chwycił za ramiona czarnowłosego i mocno nim potrząsnął. Szczęka Łowcy poluźniła się, a spomiędzy warg wysypały się pojedyncze słowa. Czarownik zdziwił się ich treścią.
- Ja Ciebie Też Kocham...! Też Cię Kocham, Magnus... Też... Aku Cinta Kamu...! - wykrztusił z siebie młody Lightwood. Magnus wzmocnił ruchy swoich rąk, pragnąc jak najszybciej obudzić ciało gwałtownie poruszającego się Nocnego Łowcy.
Po krótkiej chwili - Alexander szeroko otworzył swoje oczy. Górna część jego ciała wystrzeliła w górę niczym strzała, a głowa prawie uderzyła w głowę zdezorientowanego Bane'a. Klatka piersiowa Łowcy wręcz skakała od bardzo przyspieszonego oddechu. Czarownik się zmartwił.
- Hej... Kochanie... - szepnął wrażliwym tonem i pogłaskał Aleca po ramionach. Twarz Łowcy raptownie zwróciła się w kierunku twarzy Magnusa. Lightwood wydawał się ogromnie oszołomiony, ale i przeszczęśliwy.
- Magnus...! - pisnął płaczliwym, rozhisteryzowanym głosem, rzucając się Magnusowi na szyję i ściskając tak, że Bane na chwilę stracił dech.
- Oh... Też za tobą tęskniłem, ale... Spokojnie, tygrysku... - zachichotał nieco rozbawiony Magnus, przytulając Aleca do siebie, chcąc go uspokoić. - Wszystko w porządku. Ja, ty, łóżko i... Chyba północ.
- T-ty żyjesz... - wyrzucił z siebie Alexander, który oderwał się od Magnusa. Na jego bladej twarzy pojawił się dość krzywy, ale przepełniony radością uśmiech. Jednak chłopak wyglądał na niego zestresowanego, co za chwilę potwierdziły jego słowa. - Przecież... M-My wyjechaliśmy d-do Tokio... Potem wróciliśmy do Nowego Jorku, i-i i nas złapali, i... I ta cela, p-potem Clave... I ty poszedłeś, j-ja potem... Prawie cię z-zabili p-przecież, ja do ciebie podbiegłem i przytuliłem, i s-strzała przebiła n-nas obu, razem... I... I...
Magnus słuchał jąkania i łamiącego się głosu Aleca, będąc niezwykle zainteresowany tą opowieścią. Czarownik nawet nie podejrzewał, że nocne sny mogą okazywać się takie realistyczne, by po przebudzeniu zachowywać się tak, jak teraz zachowywał się Alexander Lightwood.
- Alexandrze... - wyszeptał Magnus, wykrzesając na swoje usta ciepły uśmiech, próbując tym uspokoić histerię Aleca. - Nic nam nie jest. Owszem, jesteśmy w Tokio. Wczoraj przy stole rozmawialiśmy o tym, że następnego dnia z samego rana wrócimy do Nowego Jorku. Ale jest jeszcze noc... Więc miałeś zwykły koszmar - wyjaśnił.
- To... Dobrze... - odetchnął z ogromną ulgą Alexander, jakby wielki ciężar spadł właśnie z jego ramion. Po tym geście nie minęło zbyt wiele czasu, nie mówiąc już o sekundach, a wciąż rozemocjonowany Alexander przytulił się mocno do zadowolonego z tego powodu Magnusa.
- Spokojnie... - zachichotał czarownik, powoli gładząc rozluźniające się plecy swojego ukochanego. - Za wcześnie na śmierć. Jeszcze nie mieliśmy swojego pierwszego razu!
Alexander Lightwood uszczypnął kark rozbawionego Magnusa Bane'a.
***
- Mam nadzieję, że tym razem to nie jest sen... - zaczął Lightwood, mocno ściskając dłoń Magnusa, szukając tym wsparcia. Odnalazł je bez problemu. Zerknął jeszcze kątem oka na czarownika, który w przeciwieństwie do niego był rozweselony i podekscytowany tym, że stoją właśnie przed portalem prowadzącym do Nowego Jorku.
- Nie jest - odparł wesoły Magnus. - Na pewno. Dzwoniłem wcześniej do Ragnora by sprawdził, czy nikogo nie ma w moim lokum. Pan Zielony był tak miły i naprawił mi drzwi! - skomentował z uciechą. - A Catarina sprowadziła tam spowrotem Prezesa. Zajęła się nim jak nas nie było.
- Okey... - uśmiechnął się delikatnie Lightwood, rozbawiony dziwnym humorem swojego chłopaka. - W takim razie... Idziemy?
- Po co pytasz, zamiast mnie ciągnąć? - skierował zaciekawiony wzrok na bladą twarz Aleca. - No dalej.
Alexander w odpowiedzi parsknął śmiechem. I jak powiedział czarownik, tak też zrobił. Pociągnął Bane'a za sobą, zatapiając się w kolorowej plazmie, wijącej się w powietrzu i tworzącej jajkowaty okrąg. Lekki wstrząs, szybkie zawroty głowy, które ustały tak szybko jak się pojawiły, i dwójka zakochanych znajdowała się już na środku salonu w domu Bane'a. Alexander szybko się rozglądnął. I na szczęście - nie zauważył nikogo. No, prócz rozciągającego się na kanapie, puchatego kota. Zwrócił się więc w kierunku Magnusa, który tak samo jak on, nie zarejestrował zbytnio dźwięku sygnalizującego otwieranie wejściowych drzwi...
- I co? Już się nie martwisz, że nas porwą i wsadzą do worów? - spytał uśmiechnięty Magnus, zbliżając się znacznie do uśmiechniętego subtelnie Aleca.
- W moim śnie nas związali, a nie wsadzili do worów, Magnus... - odpowiedział, za moment czując dłonie czarownika na swoich biodrach. Z wielką chęcią przykleił się swoją piersią do torsu Podziemnego, opatulając jego ramiona swoimi rękoma.
- Ciągle myślę o tych worach... Nie wiem czemu - oznajmił z kocim uśmiechem na wąskich ustach, którym przypatrywały się błękitne tęczówki Aleca. - Chyba dlatego, że twoje swetry przypominają takie wielkie, miękkie, ciemne wory... - momentalnie zacisnął dłoń na owym ubraniu swojego chłopaka, ciągnąc jeszcze bardziej do siebie. Swoimi ustami zbliżył się ochoczo do szyi Nocnego Łowcy, do runy odbicia.
- Wory, nie wory... Są wygodne i praktyczne - odpowiedział zadowolonym pomrukiem Lightwood, czując ciepłe usta czarownika na swojej wrażliwej skórze. Ciało Łowcy przeszedł wstrząsający, gorący dreszcz, gdy Bane zassał się.
Bane oderwał się od Aleca i z uwielbieniem zarejestrował, że został właśnie twórcą wspaniałej, ciemnej malinki na jego szyi.
- Czekaj... Czy ty mi zrobiłeś malinkę? - spytał nagle nieprzytomnie Alexander, jakby dopiero zorientował się co do poczynań Magnusa. Aktualnie się z niego śmiejącego.
- Możliwe. Zaznaczam swoją własność. Nie wolno mi? - spytał zaczepnie, niczym gimnazjalny łobuz. Alecowi podobał się ten ton Bad Boy'a.
- Związki związkami, ale własnością niczyją nie jestem - odparł z udawaną powagą.
- Jesteś, jesteś, mój Nefilim... - mruknął Bane, uciekając jedną dłonią z biodra Aleca na jego kształtne pośladki. - I to moją własnością.
- Niee... Wcale nie... - zaprzeczał nadal, lecz nie powstrzymywał już cichego chichotu.
- Nie? Pewny jesteś? Tak na sto procent?
- Nom... - mruknął, widząc zbliżającą się do niego twarz Magnusa. Zbyt wolno i tak bardzo podniecająco.
- Nom...
Nie stać ich było na więcej słów, ze względu na zniecierpliwione usta, które połączyły się w namiętnym pocałunku. Magnus dominował, Alec ulegał. Bane prowadził, Lightwood był prowadzonym. Zupełnie do siebie dopasowani i rozumiejący się.
Język Magnusa zahaczył o dolną wargę Aleca, kiedy nagle obydwoje usłyszeli delikatny, lecz donośny trzask... A raczej stuk spadanego na podłogę przedmiotu. Odskoczyli się od siebie. Bane w zdezorientowaniu, Alec w lekkiej panice.
Spojrzeli w bok, na dwójkę osób, które w osłupieniu im się przyglądały...
- Alec! - pisnęła głośno czarnowłosa dziewczyna. - Ty jebany kłamco! Wiedziałam, że jesteś z Magnusem! Wiedziałam! Jace, no a nie mówiłam?!
- Y... Ta - mruknął blondyn, którego powieki były szeroko rozszerzone. Tak samo jak usta Isabelle uformowane w szczęśliwym uśmiechu.
- Ym... Ja... - zaczął nieskładnie Alec, nie wiedząc co ma zrobić w takiej sytuacji. - Ten... M-My...
- My... - zaczął z uśmiechem Magnus, zerkając na swojego Nefilim. - Ty już wiesz, co "my".
- Ja też wiem - odparła Isabelle, podchodząc do pary w wesołych podskokach. Jace ruszył w jej ślady, kiedy już wziął z ziemi miecz, który wypadł mu w dłoni wtedy, gdy przyłapał swojego parabatai na całowaniu się z czarownikiem.
- No... Dobra - przyznał w końcu Alexander. I jakby na potwierdzenie swoich słów, poczuł od razu rękę Magnusa obejmujące jego talię.
- Braciszku - zwróciła się do Aleca jego nadal zafascynowana sytuacją siostra. - Pierwszy raz od kilku lat widziałam, jak się uśmiechałeś. Zrób to jeszcze raz.
- Z jakiego powodu?
Raptem usta Aleca wykrzywiły się w uśmiechu, a sam Łowca zachichotał wbrew swojej woli, kiedy palce Bane'a połaskotały jego brzuch. Isabelle pisnęła z zachwytem. Jace natomiast dopiero teraz zaczął wtórować dziewczynie, uśmiechając się szeroko.
- Pięknie - skomentowała radośnie Isabelle. - Pięknie. No pięknie.
- Taa, ta... - mruknął Alec, uspokajając swój niedbały chichot. Ukradkiem rzucił Magnusowi obrażone spojrzenie. - Lepiej powiedzcie, co dzieje się w Instytucie i Clave.
- Tutaj mamy najlepsze wiadomości ever... - zaczął dumnie Jace. - Underhillowi nic nie jest, odratowali go, a zamiast wysyłać list gończy za Bane'm, urządzili kilka spotkań i doszli do innego wniosku. Wraz z naszą pomocą, oczywiście.
- I wniosek taki, że wzięli pod lupę ciebie... - Isabelle wskazała na swojego rodzonego brata. - I postanowili połączyć siły z Magnuskiem, i wspólnie ci pomóc - oświadczyła z uśmiechem.
- Czekaj... - machnął ręką Alec, nie dowierzając w to, że wszystko skończyło się pomyślnie i bez żadnych szkód. - I to wszystko? Tak po prostu?
- Oczywiście, że nie - parsknął śmiechem Jace.
- To gdzie jest haczyk?
- Instytutem Nowojorskim zaczął rządzić jakiś gościu z Clave. Rodzice nie są zadowoleni z tego powodu, no ale wiesz... Skoro Clave chce ci pomóc, nie sprzeciwiają się.
- Czyli wszystko jest jak najbardziej git - odezwał się Magnus. - Mogę z Alekiem wrócić do wcześniejszej czynności?
- Oczywiście! - krzyknęła podekscytowana Isabelle. - My z Jacem już idziemy. A wy przyjdziecie do Instytutu potem, jak już skończycie się całować, i... I tak dalej - zaświergotała, za moment ciągnąć za sobą blondyna w stronę drzwi. A za kolejny moment znikając już z mieszkania Magnusa Bane'a.
- Nie wierzę, że wszystko się tak dobrze skończyło... - powiedział Alexander, patrząc na rozluźnionego Magnusa.
- Alexander - zaśmiał się Bane, przybliżając do Aleca. Pocałował blady policzek Łowcy. - Napewno nie będzie tak ciągle. Potem znowu przyjdzie nam się z czymś zmierzyć. Twoja magia będzie zaskakiwać, krzywdzić, wzbudzać podziw i radość. Raz będzie dobrze, raz źle. Nawet może przyjść czas, w którym znowu będziemy musieli uciec. Ale najważniejsze jest to, że będziemy razem, tak?
- Z tym ostatnim się zgodzę - odparł już spokojniejszy, wesoły Alexander. Słowa Magnusa potrafiły zdziałać cuda.
Wraz z ustami, które gwałtownie wpiły się w jego wargi. Już wiedział, że wszystko jest i będzie dobrze.
Póki są razem, absolutnie wszystko będzie dobrze...
🔮🔮🔮
BUUM!!
Kuniec :3
Lubię kończyć książki w MNIEJ WIĘCEJ rozpoczynającej się akcji XD no wiecie, sami możecie myśleć, jak historia potoczy się dalej :3 albo sami pisać ciąg dalszy moich historii, kto wam broni ^^
Podziękowania za wszystkie gwiazdki, komentarze i odczyty 💞💞💞
I ogromne podziękowania i wręcz ukłony dla Natalia51400 bo przypominam, że ogólny pomysł był jej 💖💖💖💖💖 dziękuję kochana 💙💙💙💙💙💟💟
Narazie robię sobie przerwę od pisania, chcę popaść w wir czytania, także wiecie, nie wiadomo kiedy będzie nowa książka. Dziękuję, że byliście ze mną ^^
I LOVE YOU
Idźcie w pokoju Malec'a
💕💖💗💙💚💛💜💛💚💙💗💖💕
💕💖💗💙💚💛💛💚💙💗💖💕
💕💖💗💙💚💚💙💗💖💕
💕💖💗💙💙💗💖💕
💕💖💗💙💗💖💕
💕💖💗💗💖💕
💕💖💖💕
💕💖
🔥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top