#66 Dzień
~Alec~
- Na pewno chcecie tam jechać? - spytała moja mama, zaglądając do nas przez ciemną szybę, którą schował przed chwilą szofer.
- Nie przegapię takich igrzysk - oznajmił z podekscytowaniem Magnus. - Wygram je. Będzie wielu przeciwników, ale wygram. Naprawdę.
- To impreza urodzinowa jakiegoś dziesięciolatka w kolorowym pokoju zabaw - przypomniałem mu.
Magnus spojrzał na mnie z przymrużeniem oczu, krzywiąc usta. Siedział na kanapie limuzyny, z wyprostowanymi, rozłożonymi na oparciu rękoma i wysuniętymi przed siebie nogami. Ja korzystałem z tego tak, że skulony siedziałem przy jego boku. Nogi położyłem na jego uda, a głowę oparłem o ramię.
Gdy Magnus dalej tak się krzywił z niezadowoleniem po tym, co powiedziałem, na zgodę krótko cmoknąłem jego usta.
- Igrzyska - powtórzył, z przyjemnością na twarzy oblizując swoje wargi i mrużąc oczy w kocim, rozkosznym geście, a nie zirytowanym. - Będzie tam dużo przeciwników...
- Dzieci.
- Niebezpieczne jezioro z ruchomymi, kolorowymi piaskami zagłady...
- Basen z kulkami.
- Wydrążone przez duże stwory jaskinie... - spojrzał na mnie wyczekująco.
- Rury do chodzenia i zjeżdżania - zaśmiałem się, widząc wyzwanie w jego błyszczących oczach. Widziałem w nich żądzę przygód.
- Moi przeciwnicy będą uzbrojeni w kradzione, różnorodne miecze...
- Styropianowe pałki.
- A ja będę mógł polegać jedynie na swoich kocich ruchach i magicznych pierścieniach, by być uczciwy... - westchnął, przybliżając do swojego nosa swoją dłoń z błyskotkami.
- Spokojnie, będę cię wspierał - powiedziałem z uśmiechem, czując, że Magnus zdołał mnie rozczulić swoją dziecięcą radością.
Głośno pocałowałem jego policzek, tuląc się do niego bardziej, niż przed chwilą.
- Ygh... - jeknął z boku Max. - Tylko nie róbcie mi wstydu, okey?
- Spokojnie, śliwko - uspokoił go Magnus, który uśmiechnął się do mnie i objął mnie ramieniem. - Twoi koledzy jeszcze będą podchodzić do mnie po autografy za bycie najpiękniejszym klaunem, jakiego kiedykolwiek widzieli...
***
Siedząc w basenie z kulkami, które sięgały nam do klatek piersiowych, patrzyłem na Magnusa, który z czujnym wzrokiem rozglądał się wokół siebie.
Sala zabaw była dość duża. Bardzo kolorowa i wypełniona różnymi atrakcjami dla dzieci. Były w niej małe, dmuchane zamki, miękkie domki z rurami czy przeszkodami do ominięcia, basen z kulkami, ścianki wspinaczkowe...
- Co robisz? - spytałem, kiedy cisza między mną a Magnusem zaczęła mnie bawić. Magnus zaczynał mnie bawić coraz bardziej.
- Specjalnym wzrokiem skanuję moich przeciwników... - zaczął pomrukiem, skupiając się na kręceniu się w kółko w kolorowych piłeczkach i patrzeniu po kolei na każdego dzieciaka. - Muszę w końcu wiedzieć, jakie mają słabości, które mógłbym wykorzystać do wygranej...
- Jest jakaś nagroda? - odchyliłem się do tyłu, zakopując po brodę w kulkach.
- Szacunek! - oznajmił z determinacją Magnus, zaraz szybko wyskakując z baseniku.
I prawdopodobnie przystępując już do działania...
A mi zachciało się siusiu.
***
Kiedy wyszedłem z łazienki i wróciłem do sali zabaw, zobaczyłem rozgrywającą się tam akcję.
Magnus w pozycji bojowej stał na środku dywanu, otoczony przez dzieci. Każde z nich głupio się uśmiechało i dzierżyło w rękach długą, kolorową, styropianową pałkę.
Wszyscy stali w bezruchu, więc nie wiedziałam, czy dzieci czekają na ruch Magnusa, czy odwrotnie.
- Nie jest źle - skomentował nagle Max, który pojawił się obok mnie. W ręku trzymał czerwoną pałkę. - Myślałem, że będzie gorzej - spojrzał na mnie. - Idziesz ze mną bić Magnusa?
- Ja? - uniosłem brwi, schylając się i chwytając w rękę fioletową, długą broń. - Ja idę mu pomóc, bracie.
Razem z Maxem, będąc po przeciwnych stronach, za które walczyliśmy, odważnie ruszyliśmy na pole bitwy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top