#56 Dzień

~Alec~
Przystawiłem aparat do twarzy i trochę pokręciłem głową, wzrokiem szukając jakiegoś dobrego ujęcia. W końcu natrafiłem na ładnie wyglądające promienie słoneczne wpadające przez jasne liście drzewa. Oświetlały samotną ławkę stojącą przy chodniku.

Zrobiłem jeszcze kilka zdjęć, zanim opuściłem lustrzankę, kładąc ją na swoje kolana. Magnus siedzący obok mnie ciągle żył moimi włosami, głaszcząc je, czy robiąc z nimi cokolwiek innego, o czym nie miałem pojęcia, choć mogłem to poczuć.

W niektórych momentach żałowałem, że jednak ich nie ściąłem... Ale potem moja głowa mi przypominała, że te pieszczoty jednak są bardzo przyjemne, więc dobrze, że włosy swoją długością wabią do siebie azjatę.

- Co ty planujesz? - spytałem, kiedy usłyszałem dziwny dźwięk, jakby gumki recepturki.

- Warkoczyka - odpowiedział wesoło Magnus.

- A, no tak... - parsknąłem śmiechem, przypominając sobie jego słowa w salonie. - Ale jeden albo dwa. Nie więcej.

- Więc zrobię ci dwa warkoczyki, a potem kilka kucyków.

- My Little Pony... - zanuciłem mimowolnie, nie powstrzymując głupiego uśmiechu.

- My Little Pony... - dodał śpiewnie Magnus.

Otrzeźwiałem dopiero wtedy, kiedy azjata pociągnął mnie za kosmyk włosów.

- Żadnych kucyków - rozkazałem z powagą, marszcząc brwi i kątem oka zerkając w bok. Skupiony wyraz twarzy Magnusa przypominał mi wzrok Axela, który w odbiciu lustra patrzył na moją grzywkę, którą chciał ściąć, ale mu się nie udało.

- W takim razie trzy warkoczyki.

Zamyśliłem się nad tym... I zdałem sobie sprawę, że warkoczyki są o tyle dobre od kucyków, że sobie leżą, nie zawsze rzucając się w oczy. A kucyki sterczą.

- Okey - zgodziłem się, opierając się plecami o oparcie ławki.

- Więc zrobię ci cztery.

Westchnąłem w duchu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top