#5 Dzień
~Alec~
- Ale będziesz udupiony - powiedział do mnie Magnus i zaśmiał się jak złol z kreskówki. - Za każdym razem, gdy odwrócisz wzrok, będziesz lądował w wodzie.
- Czyli mam gapić się na ciebie cały czas?
- Cóż, i tak już to robisz, bo jestem cudowny... - uśmiechnął się słodko, mrużąc oczy i poprawiając kosmyk włosów. Uśmiechnąłem się. I w sumie mogłem przyznać mu rację.
Jednak zamiast odpowiadać, oparłem łokieć na podłokietniku fotela, a brodę na dłoni. Siedziałem przed Magnusem, który również jak ja siedział na fotelu. Ogólnie byliśmy w camperze. Rodzice zaproponowali nam kilka nocy nad jeziorem, a skoro jest upał, trzeba korzystać. A nawet jakbym ja nie chciał, Magnus by mnie namówił bez większego trudu.
Camperów była para. W pierwszym siedziałem ja, Magnus, Jace z Clary, kierowca i mój tata, a w drugim Isabelle i Simon, Max i Octavian, kierowca i nasza mama.
Jechaliśmy aktualnie przez las. Magnus siedział przede mną, a Jace i Clary byli gdzieś z tyłu. Mama i kierowca na przodzie. Zacząłem się powoli nudzić, więc westchnąłem i wyprostowałem nogi w stronę Magnusa. On ze swoimi zrobił to samo, łącząc podeszwy naszych butów. Zaczęliśmy bawić się w rowerek.
***
Kiedy tylko wysiadłem z campera, poczułem, jak ktoś skacze mi na barana.
- Bądź taki miły, przyjacielu... - zaczął Magnus, a ja parsknąłem śmiechem. - I zanieś mnie na kładkę. Bo widzę ładną kładkę i błyszczącą wodę.
- Najpierw przydałoby się wypakować walizki... - złapałem Magnusa za nogi i odszedłem trochę od campera, żeby nie zagradzać drogi innym.
- Od czego macie kierowcę? - westchnął azjata i objął mnie rękoma.
- Od kierowania.
Podczas, gdy Magnus dalej na mnie siedział i chyba mówił coś do Clary, która właśnie wyszła z Jacem z campera, ja rozejrzałem się. Otoczeni byliśmy przez wysokie drzewa, bo w końcu przyjechaliśmy do lasu, a pod tymi drzewami stało dużo małych, drewnianych domków. Przed nami za trawą zaczynała się mała plaża i duża, szeroka kładka. Obok domków, ale już w lesie, znajdowała się mała altanka, która sprawiła, że zachciało mi się w niej posiedzieć dłuższy czas. Poszedłem w jej stronę.
- A ty dokąd? - spytał mi nad uchem Magnus.
- Do altanki.
- Miałeś pomóc przy walizkach.
- Od czego jest kierowca? - pokręciłem głową, powstrzymując chęć śmiechu. Magnus jednak zaczął się śmiać.
- Od kierowania.
***
~Magnus~
Leżałem na podłodze w altance, bo przynosiło to trochę ulgi w tym skwarze. Chmury uciekły. Słońce zaczęło nawiedzać... Na szczęście obok mnie leżał Alec z małym wiatraczkiem i kierował powiew wiatru raz na mnie, raz na siebie.
- Jeśli w tych domkach w nocy będzie gorąco... Będę spał nago - oznajmiłem pomrukiem.
- Najwyżej będziesz spał na drugim końcu łóżka - zaśmiał się Alec. - Bo jeszcze mnie zmacasz. Też będę spał nago, jeśli nie będzie klimatyzacji czy chociaż większych wiatraków.
Przesunąłem rękę w bok i dotknąłem boku Aleca. Ten głośno parsknął śmiechem i natychmiast się odsunął.
- Nie molestuj mnie - powiedział, chichocząc. Zauważyłem, że od dłuższego czasu wziął na siebie powiew z wiatraczka.
- Oddaj wiatraczek, to nie będę cię molestował - spojrzałem na niego prosząco. Alec uśmiechnął się i zamrugał, ale nie byłby sobą bez swojej dobroci serca, więc nakierował wiatraczek na mnie.
***
- No nie! - krzyczał roześmiany Alexander, kiedy próbowałem zrzucić go z dmuchanego koła, na którym pływaliśmy. Szkoda, że jest silniejszy ode mnie.
- W końcu mi się uda! - złapałem oddech i narazie sobie odpuściłem. Zaserwuję mu potem atak z zaskoczenia.
- Chcę się opalać - popatrzył na mnie z powagą, (i uśmiechając się jak debil) dla lepszego efektu wskazując na mnie palcem. - Więc będę się opalał. Jak reszta - machnął ręką wokół.
Chodziło mu tylko o Isabelle opalającą się na kładce. Bo Jace i Clary chodzili gdzieś i całowali się w trzcinach, bo, jak mówił blondyn, szukają pijawek, a Max, Octavian i Simon bawili się w wodzie, wykorzystując takie same koło, z którego korzystałem z Alekiem. Tylko ja miałem pecha, że mój przyjaciel postanowił być nudny, leżeć i nic nie robić.
- Jeśli spróbujesz mnie wrzucić do wody... - groził mi dalej Alec. - To nie złączymy łóżek. Albo nie powiem ci, gdzie są słodycze. Bo są. Kupiliśmy.
Uniosłem tylko ręce i wywróciłem oczami. Oczywiście, że go wrzucę do wody, jeśli będzie sobie spokojnie leżał na tym kole. Nie będę przecież się nudził. Ja nie potrzebuję opalania. On też nie, bo od zawsze jest blady. Nic mu już nie pomoże. I to dla mnie lepiej, bo taki blady jest ładniejszy. Szkoda, że on tego nie rozumie.
Alexander położył się na brzuch, wsadzając ręce do wody i zamykając oczy. Usiadłem po turecku, opierając nogę na jego tyłku. Zacząłem palcem jeździć po jego plecach, kreśląc gwiazdki, łuki i serduszka. Jak narazie nie reagował.
Spojrzałem przed siebie w stronę kładki. Isabelle dalej leżała na kocu i grzała się na słońcu, ale tym razem nie sama, bo podszedł do niej Simon. Zaczęli rozmawiać. Uh, z chęcią bym podsłuchał, ale nie mam ochoty tam podpływać.
Okey, pięć minut bezczynności naprawdę mnie zdołowało, więc postanowiłem coś zrobić. Coś, co chciałem.
- Alexander? - spytałem, siadając przodem do jego boku i kładąc całe dłonie na jego plecach.
- Co? - mruknął.
- Złap oddech.
- Hę? - zdezorientowany uniósł głowę i spojrzał na mnie, a wtedy ja przesunąłem swoje dłonie na jego bok i pchnąłem. Wpadł do wody z krzykiem. Yay!
Wielce zadowolony podskoczyłem do krawędzi koła i zacząłem machać rękoma w wodzie, byleby odpłynąć od zdenerwowanego Aleca jak najdalej. Lecz kiedy odwróciłem na chwilę głowę, zauważyłem jego łeb tuż za mną.
- No i gdzie uciekasz? - Lightwood złapał za jedną z gumowych rączek od koła. - I tak złapię cię wszędzie. Zaraz będziesz moczył tyłek w wodzie.
~Alec~
Nie dając Magnusowi czasu na odpowiedź czy jakąś obronę, rękoma podniosłem cześć koła do góry. Zasłoniło mi to widok, ale na szczęście usłyszałem krzyk i plusk Magnusa wpadającego do wody. Chwyciłem rączkę i zacząłem płynąć w przeciwną stronę.
- Ty blady czubku!
Wskoczyłem na koło, które płynęło w stronę kładki. Zacząłem też się śmiać z Magnusa, który wolnym pieskiem zbliżał się do mnie. Miał zabawny, wkurzony wyraz twarzy. Do tego jego żelowe kolce na głowie opadły i wyglądało to tak, jakby ktoś ściął choinkę od połowy.
- No co? - parsknąłem z rozbawieniem. - Sam mnie uczyłeś, żeby się mścić!
- Ale na wrogach!
- Zdradziłeś mnie!
- On? Ciebie? - spytała nagle Izzy. Odwróciłem się i zobaczyłem, że jestem już przy kładce. Siostra z uniesioną głową patrzyła na mnie. - Z kim?
- Kto się zdradza? - spytał Simon siedzący obok dziewczyny.
- Malec.
- Że co? - spytałem, nie rozumiejąc. - Jaki Malec?
- No ty i Magnus.
- Ee... - mruknąłem, nadal próbując zrozumieć, ale wtedy poczułem, że koło się trzęsie. Magnus już do mnie odpłynął.
- Wrzucę cię w glony! - krzyknął zły.
- Przez twoją gorączkę zaraz woda w jeziorze się zagotuje - posłałem mu rozbawione spojrzenie. - Co się tak pienisz? Jesteś aż takim kotem, że przestałeś lubić wodę?
- Bo ponad godzinę włosy układałem - fuknął i mozolnie starał się wejść na koło. Postanowiłem mu pomóc i podałem mu rękę.
- Ale sam chciałeś tu przyjść od razu, gdy wskoczyłeś na mnie z campera.
- Nie miałem ochoty moczyć włosów - burknął i usiadł na kole.
- Ej, Magnus - odezwała się znowu Izzy. - Zamoczyłeś, i jeszcze narzekasz?
Wszyscy zachichotali. No, prócz mnie. Nawet Simon. Czego znowu nie czaję?
- O, Aleś chyba nie rozumie - zaśmiała się moja siostra. - Aż zacznę na ciebie mówić "żelazna dziewica", bo nie rozumiesz naszych zboczonych żartów.
- Aha?
Na te jej słowa wsadziłem rękę do wody i ochlapałem Izzy, która pisnęła, aż Simon się wystraszył.
- Magnus! - pisnęła znowu. - Wrzuć go do wody! Ale już!
Spojrzałem na Magnusa, kręcąc przecząco głową, ale ten tylko szeroko się uśmiechnął i rzucił na mnie. Fajnie przytulił, ale obaj wpadliśmy do wody.
***
- Idziemy już do naszego domku? - spytałem, patrząc na Magnusa leżącego na kładce. Ręce i nogi miał rozłożone, przez co wyglądał jak rozjechana żaba.
- Ale tu jest fajnie.
- No chodź, już późno - dźgnąłem go w bok, ale ten tylko powolnie przewrócił się na brzuch. - Chcę coś obejrzeć na tablecie. Wezmę ruter od Jace'a.
- Nie robicie żadnego grilla czy coś?
- Nie. Jutro. Chodź - wstałem na nogi i poprawiłem swoje spodenki.
- Oesu... - westchnął i wolno ustał na czworakach. Wystawił rękę w bok, którą chwyciłem i pociągnąłem w górę. Magnus wstał chwiejnie i popatrzył na mnie zmrużonymi oczami. - Delikatniej.
- Przepraszam, kocie - zaśmiałem się.
- Za karę przejdziesz się ze mną do domku za rękę - oznajmił i złapał moją dłoń, splatając ją ze swoją. - Bo wszyscy siedzą w altance, więc będą widzieć - spojrzał w tamtą stronę.
- Będą mi potem w domu truć, że jesteśmy razem... - mruknąłem trochę niezadowolony. Z chęcią chodziłbym z Magnusem za rękę, ale nie publicznie.
- Właśnie dlatego jest to za karę, mówiłem.
- Eh, no dobra - wzruszyłem ramionami. Magnus chwycił tylko swój tęczowy koc z podłogi, a ja ruszyłem kładką, by z niej zejść, ciągnąc go za sobą.
- Delikatniej, Lightwood - upomniał mnie znowu burknięciem i ścisnął moją dłoń. Zaśmiałem się i zwolniłem kroku. Kiedy szliśmy ramię w ramię, Magnus podał mi swój koc, który wziąłem. - Zarzuć to na głowę. Geje powinni odznaczać się na tęczowo.
No i znowu mam ochotę go uderzyć, o ile nie podstawić nogi i patrzeć, jak się wywróci, a potem się śmiać. Ale mimo to nie dałem się zdenerwować i zarzuciłem tą tęczową szmatę na ramiona.
Gdy przechodziliśmy obok altanki, trzymając się za ręce, aż bałem się spojrzeć na swoją rodzinę. I przyjaciół rodziny.
- Malec! Chodźcie do nas! - krzyknęła Izzy. A jakże by inaczej. A, i załapałem, co znaczy te "Malec". Tak bardzo im się nudzi, że muszą łączyć imiona? Czy są tak leniwi, że nie potrafią zawołać nas normalnie?
Chciałem iść dalej prosto i znaleźć mój i Magnusa domek, ale nie mogłem, bo azjata pociągnął mnie w stronę altanki. No, mówi się trudno... Dałem się tam zaciągnąć.
Ustałem z Magnusem w wejściu i obleciałem wzrokiem ludzi. Wszyscy zerknęli na nasze złączone dłonie, ale na szczęście tylko zerknęli. Prócz Isabelle. Ona popatrzyła na mnie, wskazała na nasze ręce i uśmiechnęła się szeroko. Westchnąłem cicho i spuściłem głowę. I nie wiedząc czemu, poczułem lekki żar na twarzy. A Magnus chyba już o czymś z kimś plotkował.
- Alexander - powiedział, co w końcu zrozumiałem i spojrzałem na niego. Miałem nadzieję, że nie mam zarumienionej twarzy, ale widząc, że kąciki ust Magnusa idą w górę, zwątpiłem w to.
- Co? - mruknąłem cicho. Za cicho. A nawet chyba pisnąłem jak dziewczynka. Usłyszałem, że kilka osób się zaśmiało. Matko, zaraz tu zwariuję!
- Gdzie nasze łóżko? - spytał. Choć ja już widziałem, że on chętnie zacząłby się ze mnie śmiać.
- Właśnie... - chrząknąłem, żeby brzmieć normalnie. Spojrzałem na tatę. - Który jest nasz domek?
- Szóstka. Numerki są na drzwiach. Trzymaj - trochę się śmiejąc podszedł do mnie i podał kluczyk. Z bryloczkiem tęczowej flagi. Nosz kur... Spojrzałem oskarżycielsko na Izzy, a ona tylko puściła do mnie oczko i zrobiła dziubek z ust.
- Chodź stąd... - mruknąłem do Magnusa i ignorując to, że rozmawia z Simonem, pociągnąłem go zdala od tej altanki i wręcz pobiegłem do domku z drzwiami oznaczonymi numerem 6. Magnus miał tyle oleju w głowie, że postanowił mnie dłużej nie irytować i również pobiegł za mną.
Wpadłem do tego domku jak oparzony, prawie gubiąc kluczyk, którym ekspresowo otworzyłem drzwi. Od razu puściłem rękę Magnusa i oparłem się plecami o drewnianą ścianę, zrzucając z barków ten tęczowy koc. Przymknąłem oczy, żeby się bardziej uspokoić.
- Już nigdy nie wezmę cię przy kimś za rękę... - wymamrotałem.
- Okey, okey - zaśmiał się. Zirytowało mnie to jeszcze bardziej...
Westchnąłem i podszedłem do jednego z łóżek. Oba stały w dwóch kątach domku. Usiadłem na materac, kręcąc głową i roztrzepując włosy.
- Łączymy łóżka. Popchaj swoje - powiedział Magnus.
Uniosłem głowę i spojrzałem na niego. Pchał swoje łóżko w moją stronę.
- Czekaj - powiedziałem głośno i uniosłem rękę. Magnus zatrzymał się i spojrzał na mnie pytająco. Nie chciałem tego mówić, ale powiedziałem: - Darujmy sobie to i śpijmy normalnie. W oddzielnych łóżkach.
- Co? - zamrugał zdziwiony. Zagryzłem dolną wargę, żeby nie uledz samemu sobie i nie złączyć tych głupich łóżek. Chociażby tylko z powodu Magnusa. - Przecież normalne u nas jest to, że śpimy razem. Nie żartuj sobie.
- Nie żartuję - mruknąłem i odwróciłem wzrok. W oczach Magnusa pojawiał się zawód, na który nie chciałem patrzeć. - Jeszcze nas ktoś tak razem zobaczy i znowu będą gadać...
- Zamkniemy drzwi na klucz.
- Są okna - westchnąłem.
Bałem się, że zaraz zaczniemy się kłócić o zwykłe łóżka. A raczej ja rozpocząłbym ten spór, bo Magnus się zwykle nie obraża i robi sobie żarty, żeby zwalczyć moje fochy, które występują w większej większości naszych kłótni.
- Zasłonimy. Są rolety.
- Wtedy będą się zastanawiać, dlaczego się tak ukryliśmy - spojrzałem w końcu na niego. Nadal stał schylony, z rękoma na łóżku. Najgorsza była jego mina z brakiem uśmiechu.
- Nie możesz się tak bardzo tym przejmować - powiedział łagodnie. - To twoja rodzina i przyjaciele. Oni nie chcą dla ciebie źle.
- Magnus, przecież wiem - jeknąłem. - Wiem to, okey?
- Wiem, że wiesz, ale i tak tego nie robisz.
- No bo nie potrafię mieć na wszystko wywalone! - na nowo się zdenerwowałem. - Nie jestem tobą!
Magnus tylko spuścił wzrok, westchnął i usiadł na swoje łóżko. Nie odezwał się już do mnie, biorąc w ręce swoją walizkę, otwierając ją i pewnie szukając piżamy. Poczułem poczucie winy, że zacząłem się na niego drzeć...
- Magnus, przepraszam - mruknąłem w końcu. - Nie chciałem krzyczeć.
- Nie przepraszaj - powiedział, lecz nadal nie patrzył na mnie. - Nic się nie stało. Idę do kibelka pierwszy - posłał mi lekki uśmiech, wziął swoją kosmetyczię, piżamę, zszedł z łóżka i poszedł do drzwi w ścianie.
No i teraz Magnus będzie smutny. Przeze mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top