#44 Dzień

~Magnus~
Wyobrażałem sobie wojnę pomiędzy jajecznicą a kawałkiem jasnego chleba. Chociaż te dwie wojska powinny być przeze mnie zjedzone, wolałem się nimi bawić. Nie byłem głodny. A poza tym, może to zdoła poprawić mi humor choć trochę.

Wczorajsza rozmowa z ojcem nie przyniosła mi żadnych pozytywnych korzyści. Ogłosił on "żadnego Alexa przez tydzień" i nic więcej nie powiedział, mimo, że chodziłem za nim po mieszkaniu przez jakąś godzinę, próbując nakłonić go do zabronienia mi korzystania z internetu zamiast zakazu na Aleca. I nic. Już nie wiedziałem, czy ja robię coś źle czy to mój ojciec stał się kilka razy bardziej przewrażliwiony niż zwykle. Ta, przez tą babę...

- Magnusie? - odezwał się Asmodeusz siedzący przede mną, przerywając ciszę, która pomagała mi w spokojnym fruwaniu w wyobraźni. Nie uniosłem wzroku na mężczyznę.

- Tak mnie nazwałeś z mamą... - mruknąłem, podziwiając swój rozmemłany posiłek.

- Wiesz, że nie za miło się na ciebie patrzy, kiedy jesteś taki zachmurzony?

- No, a ty powinieneś wiedzieć, że zabrałeś mi moje słońce. Jak mam nie być pochmurny?

- Nie przesadzaj - westchnął ciężko mężczyzna. Usłyszałem, jak z brzękiem odkłada swoje sztućce na drewniany blat stołu. - Nie jest spokojnie między nami ostatnio, ale nie masz pojęcia, jak wychowuje się rozwydrzonego, zakochanego nastolatka...

Odciąłem swój słuch od dalszych słów ojca, gdy w przedniej kieszeni moich spodni zawibrował telefon. Może Alexander!

Prędko wyciągnąłem urządzenie, powoli zaczynając się uśmiechać... Kiedy podekscytowanie zeszło ze mnie równie szybko, co się pojawiło. Niestety nie napisał do mnie mój mąż. Westchnąłem smutno.

Raggi: Jest impreza jutro wieczorem :P

Raggi: Cat kazała mi do ciebie napisać, bo ona z dziewczynami zaczynają już szukać kiecek.

Raggi: Jakbyś nie wiedział ;)

Ja: Wysłałeś mi uśmiechniętą buźkę...

Ja: Chyba masz dobry humor.

Raggi: Dość niedawno przecież powiedziałeś, że Raphael jest bardziej depresyjny ode mnie -,-

Ja: Duh ale ty bardziej narzekasz na wszystko dookoła.

Ja: Chyba że Catarina rozłożyła przed tobą nogi.. 🤔🙄

Przestałem już patrzeć w telefon, bo przez minutę zdążyłem zirytować Ragnora, który zaczął wysyłać do mnie brzydkie SMS-y z przekleństwami i emotkami noży czy innej broni. Jednocześnie uniosłem głowę, unosząc brwi i patrząc na ojca, który nie przestał do mnie mówić. Nie zauważył, że nastolatek przed nim schował nos w telefonie i ignorował go po całości?

- Tato? - wtrąciłem się w jego monolog. Mężczyzna urwał i spojrzał na mnie pytająco. Przestał też żwawo gestykulować, co chyba robił podczas przemowy. - Jest impreza jutro wieczorem. Puścisz mnie?

- Owszem - wzruszył obojętnie ramionami.

Aha? Nie rozumiem jego toku myślenia. Dobra, jednak mogłem trochę słuchać tego, co do mnie pieprzył...

- Przecież zabroniłeś mi wychodzić na miasto - wymamrotałem, bawiąc się widelcem w dłoni.

- Zabroniłem ci spotykać się z Alexem. Imprez ci nie bronię. Baw się, ile chcesz - pokręcił głową, a zaraz uśmiechnął się pod nosem. - Poza tym, będę mógł na wieczór zaprosić Christinę, kiedy ciebie nie będzie.

- Tą szma... - zacząłem kwaśno, lecz od razu ugryzłem się w język, by przypadkiem nie pogorszyć swojej sytuacji. - Ekhem... To, czyli mogę?

Spojrzałem w jego oczy. Wyglądał na rozbawionego.

- Możesz. Ale bez Alexa - zastrzegł, marszcząc brwi. - Wierz mi, mam sposoby, by dowiedzieć się, czy się z nim spotkałeś czy nie.

- Wyślesz za mną jakiegoś typka z kamerą? - prychnąłem na groźbę ojca. - Ambitne.

- Mało ambitne. Mam lepsze sposoby - posłał mi mały, cwany uśmiech, zanim wstał od stołu, gdyż skończył swój posiłek.

Spojrzałem w swój telofon, który włączyłem, wchodząc w konwersację z soczyście wyzywającym mnie wcześniej Ragnorem.

Ja: WYSYŁAJ MI ADRES TEJ PARTY 🤗✨✨✨

Ja: Przepraszam za capslocka 👌

Mój ponury humor zaczął powoli znikać, na myśl, że jutro będę miał wymówkę do spotkania z Alexandrem. Wystarczyło przecież tylko do niego napisać! Na pewno zgodzi się bez żadnej sprzeciwiającej się emotki.

Z coraz większym podekscytowaniem kliknąłem w ikonkę z uroczym zdjęciem mojego męża.

Ja: MĘŻU.

Ja: Impreza wieczorem 😁😙 spotkamy się tam.

Ja: Tzn jutro.

Chwilkę poczekałem na wiadomość zwrotną od Lightwood'a, ale kiedy jej nie dostałem, nie zniechęciłem się i postanowiłem zrobić krótki spam. Potem sobie to wszystko przeczyta.

Ja: Wyślę Ci zaraz adres i godzinę.

Ja: Bo tata się zgodził na moje chlanie i balowanie.

Ja: A że nie mogę do ciebie iść to spotkamy się na imprie :3

Ja: Potańczymy sobie a potem pójdziemy na miasto co? XD

Ja: Lub skitramy się gdzieś na jakimś zadupiu bo tata mówił że będzie wiedział jeśli się z tobą spotkam 😒

Ja: Albo przespimy się na ławce na przystanku autobusowym XD

Ja: Lub cokolwiek innego chcesz.

Ja: Byleby razem 😊♥️♥️♥️♥️

~Alec~
- Zaraz jadę postrzelać z łuku... - mruknąłem do telefonu, wiercąc się po łóżku i czasami przyglądając się pierścionkowi na moim palcu. - Bo dawno nie byłem. A wy?

- Gorąco tu w cholerę! - sapnęła z fascynacją Isabelle. W słuchawce słyszałem pluski od wody. - Ale to zajebiste. Woda cudowna. Wczoraj opalałam się pół dnia - zaśmiała się radośnie. - Tobie by się przydało takie coś.

- Zostaw moją bladą twarz w spokoju - burknąłem.

- Jakiś jesteś zły, Aleś... - zachichotała siostra, choć mimo to, dosłyszałam się lekkiej troski w jej głosie. - Daj mi Magnusa do telefonu.

- Nie ma go przy mnie...

Po swoich słowach westchnąłem głośno i cierpiętniczo. Od wczoraj, kiedy wróciłem do domu, każda sekunda w każdej minucie była cierpieniem. Było mi tak nudno. Tak cicho. Tak smutno... Zachowanie Asmodeusza było skandaliczne i niesprawiedliwe!

- Co? A gdzie zwiał? - spytała z zaskoczeniem Izzy. - Nie miałeś przypadkiem jechać do niego na te kilka dni, póki my nie wrócimy?

Zabolało mnie to jeszcze mocniej i spowodowało to, że nieobecność Magnusa zaczęła doskwierać mi bardziej. Nawet Izzy się dziwiła, że azjaty nie ma przy mnie. Dawała tym do zrozumienia, że normalne jest to, gdy jesteśmy razem. A jeśli jakimś cudem każdy z nas jest w innym miejscu, należy się martwić...

- Taki był plan... - jeknąłem z bólem. - Ale mama tej blond suki wszystko zniszczyła...

- Matka Camille? - imię dziewczyny wręcz wypluła, przez co pozwoliłem sobie na mały uśmiech. - Ale jakim cudem?

Z teatralnym wyoblrzymianiem najgorszych fragmentów i moich zranionych uczuć, zacząłem opowiadać Izzy o wczorajszej, porannej sytuacji w mieszkaniu Magnusa, wiercąc się po łóżku.

Miałem przy tym szczerą ochotę położyć się na Magnusie, chociaż oprzeć się o niego... Dotknąć go chociażby palcem! Byleby był... Cholera!

- Kiepsko... - zaczęła pomrukiem Isabelle, kiedy przestałem jęczeć jej do ucha. - Ale wiesz, co? Na pewno wyrwiecie się z domów i złapiecie na mieście. Będziecie mieli w dupie ten zakaz starego Bane'a. Nie wierzę, że nie będziecie się spotykać przez cały tydzień.

- Nakarm mnie tą wiarą... - poprosiłem umęczonym głosem, ściskając poduszkę w rękach. - Też nie chcę w to wierzyć...

- Słuchaj, Magnusa nie bez powodu wybrałam na swojego szwagra. Jest lekkomyślny, ale pomysłowy i kreatywny...

- Wiem, znam go sześć lat i jestem jego mężem - przerwałem jej westchnieniem.

- Spotkacie się pewnie jutro albo może i dziś. Los jest po waszej stronie, bracie. Nie trać wiary!

Pociągnąłem desperacko nosem i chciałem żalić się mojej siostrze dalej, jednak przerwały mi w tym pojedyncze sygnały świadczące o tym, że Isabelle się rozłączyła. Ta, nie ma to jak rodzinne chamstwo bez konsekwencji...

Westchnąłem, co teraz ciągle mi się zdarzało.

Chciałem już wyłączyć telefon, by zbierać się do strzelnicy, jednak zagapiłem się na nowe powiadomienie, które powiedziało mi, że mam kilkanaście nieodczytanych wiadomości od Tatusia. Aż drgnąłem, uśmiechając się pod nosem.

Postanowiłem jednak darować sobie SMS-y i po prostu zadzwoniłem do Magnusa.

Włączyłem połączenie na głośnomówiący, położyłem telefon na klatkę piersiową i przekręciłem się na plecy, patrząc się w sufit. Czekałem cierpliwie, by usłyszeć głos tej osoby, za którą nieustannie tęskniłem...

Magnus odebrał po trzech sygnałach.

- Hej! - krzyknął z entuzjazmem i z lekką zadyszką, jakby nagle zatrzymał się w biegu.

- Hej... - zachichotałem, rozczulając się nad nim. - Biegłeś gdzieś?

Mój uśmiech już zaczął się powiększać. Lepiej już słuchać jego głosu, niżeli nie mieć z nim żadnego innego kontaktu.

- Za Prezesem. Nagrywałem go.

- Dlaczego? - zaśmiałem się.

- Wsadził ten głupi łepek do rękawiczki... - parsknął śmiechem Magnus. - No, ale nieważne, bo uciekł pod łóżko. Czytałeś SMS-y?

Usłyszałem w słuchawce cichy strzask i miauczenie.

- Właśnie nie - odparłem, płynnym ruchem przekręcając się na brzuch. Telefon spadł na kołdrę. - Co pisałeś?

- Idziemy jutro wieczorem na imprezę - oznajmił radosnym głosem, a ja lekko zmarszczyłem brwi, skubiąc poszewkę od poduszki i wsłuchując się w wypowiedź Magnusa. - Wysyłałem ci adres i godzinę. I serduszka, oczywiście.

- Um... I masz zamiar uciec z domu na rzecz imprezy?

- Tata mi pozwolił - odparł lekceważąco. - Na imprezę zawsze mogę iść. Akurat moje młodzieńcze zachcianki są wyłącznie moje i mogę je spełniać, ile sobie życzę.

- Okey... - mruknąłem cicho, intensywnie myśląc.

Impreza na mieście... Akurat impreza?

- Co tam mruczysz, kotku? - spytał ciekawsko Magnus.

- Bo wiesz... - zacząłem nieśmiało, machając nogami i odbijając pięty o pośladki. - Takie domówki u ciebie to co innego, niż taka impreza w jakimś klubie...

- Mężu - przerwał mi chłopak. - Wypijemy po jednym małym drinku, potańczymy, jeśli będziesz chciał, i możemy zmykać na miasto.

- Drinku? - mruknąłem bez przekonania. - Chyba nie sprzedadzą nam... Poza tym, mam dość alkoholu po farmie wujka.

- Mały drink to nie dwie butelki whisky. I wyrwę jakiegoś typka, który nam postawi...

Po swojej wypowiedzi, Magnus jakby się zadławił, a potem zaczął się śmiać. Mocniej ścisnąłem róg poduszki, próbując go zrozumieć. Przeanalizowałem jego słowa i... Nadal pustka w głowie.

- Co?

- Nic, po prostu źle to zabrzmiało... - chichotał piskliwie Magnus. - Przepraszam... No, chyba że nie zrozumiałeś.

- Niezbyt.

- Żelazna dziewica.

- Paskudny zboczeniec... - odparowałem, czując głupi uśmiech pod nosem i gorące policzki.

Droczenie się z Magnusem jest przyjemne i odprężające, jeśli nie widzi się dwuznacznego wyrazu jego twarzy. Tak samo jak gra na skrzypcach i strzelanie z łuku... Oh! Zapomniałem!

Kliknąłem w ekran telefonu, żeby wyświetlił mi się czas... Jestem spóźniony na umówioną godzinę! Dlaczego szofer po mnie nie przyszedł?!

- Ugh! - jęknąłem zażenowany samym sobą i przyłożyłem twarz do kołdry, uderzając czołem o kraniec telefonu. Auć.

- Najpierw mruczysz, potem jęczysz... - zaczął sugestywnie Magnus. - Jeszcze mi powiedz, że porno w tle oglądasz.

Uh... Dobra, z dwojga złego wybieram dalszą rozmowę z moim mężem.

- Nie oglądam tego, co ty - powiedziałem, gdy uniosłem głowę. Oparłem brodę na zgiętych rękach. - I to był jęk rozpaczy, jakbyś nie dosłyszał.

- Rozpaczy... - mruknął w namyśle Magnus. - Porno się nie podoba? Nie dziwię się. Chcesz moje nagie fotki?

- Chyba już wiem, dlaczego nie rozmawiam z tobą tak często przez telefon... - wymamrotałem, próbując zachować powagę. - Dlaczego telefonicznie jesteś bardziej zboczony?

Mimo, iż czułem żar na policzkach od słów Magnusa, potrafiły mnie one rozbawić.

- Oh, Alexander, to proste - powiedział zadowolony Magnus. - Gdy rozmawiam z tobą przez telefon czy piszę SMS-y, mogę paplać, co chcę, bo jedyne, co możesz mi zrobić, to się obrazić. Żadnych kar cielesnych.

- Myślałem, że nie lubisz moich fochów.

- Nie są zbyt długie - cmoknął ustami, na co moje wargi mimowolnie wyciągnęły się w dziubek.

Teraz przez najbliższy czas będę tęsknił dniami i nocami za jego miękkimi, wąskimi ustami...

Nasza rozmowa, która z początku miała być krótka, miło pociągnęła się przez kolejne kilka godzin. Musiałem potem wyjaśniać szoferowi, dlaczego się spóźniłem i poprosić go o ponowne umówienie lekcji z łucznictwa.

Cóż... I tak nie żałuję. Tą rozmową poprawiłem sobie humor.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top