#42 Dzień
~Alec~
- Dlaczego... - mamrotałem, myjąc zęby, by pozbyć się uciążliwego smaku wymiocin. - Ja się na to... Zgodziłem... - wyplułem pianę do zlewu, zerkając kątem oka na Magnusa pochylonego nad muszą klozetową. - Pamiętam jeszcze, jak wtedy, w hotelu, mówiłeś chłopakom, że ja ani nie palę ani nie piję...
- Ze mną możesz... - mruknął dławiąco Magnus, mrużąc oczy i chwiejnie wstając na nogi. - To bezpieczne...
- Mhm... Mogłeś poinformować mnie bardziej szczegółowo o tych skutkach ubocznych... - westchnąłem.
Schyliłem się i zacząłem płukać usta. Kątem oka zobaczyłem, jak Magnus staje przy mnie, z niesmakiem na twarzy spogląda w lustro, a potem wyciska pastę na szczoteczkę do zębów i wciska ją sobie do ust.
A ja dalej zastanawiałem się nad tym, dlaczego wczoraj zgodziłem się z nim pić. Nawet nie wiem, co potem robiliśmy! Nie pamiętam. Tyle dobrego, że obudziliśmy się w naszym pokoju, a nie w stajni czy stodole. Co prawda, na podłodze, ale i tak czułem ulgę z tego powodu.
- Wiesz... - zacząłem, kiedy uniosłem głowę i spojrzałem w lustro. Teraz Magnus się schylił i płukał usta. - Coś dupa mnie boli... I nie wiem, dlaczego.
To była prawda. Bolał mnie pośladek, jakbym co najmniej usiadł na coś ostrego albo napatoczył się na zęby jakiegoś zwierzęcia. Naprawdę boję się, co odwalaliśmy wczoraj z Magnusem, gdy się upiliśmy. Już bym chyba wolał pić do nieprzytomności, niżeli potem nic nie pamiętać i tak zgadywać... A wiadomo, że w wyobraźni kiełkują się same negatywne scenariusze, po których, jeśli okazałyby się prawdą, poczułbym chęć skoczenia pod pociąg.
Po moich słowach Magnus gwałtownie uniósł głowę, patrząc na mnie w lustrze dużymi oczami. Zdziwiłem się tą reakcją. Przetarł mokre usta wierzchem dłoni i zamrugał powiekami.
- Niemożliwe, żebyśmy zrobili TO... - mruknął, dalej patrząc na mnie dziwnym wzrokiem, a ja z początku nie zdawałem sobie sprawy, o czym on mówi.
Lecz kiedy już zrozumiałem... Wytrzeszczyłem oczy i zakrztusiłem się powietrzem. Dlaczego większość życiowych spraw musi kojarzyć mu się z seksem?!
- Nie w takim sensie! - pisnąłem, i jak na złość zaczęły piec mnie policzki wraz z nosem. Było to dodatkowo uciążliwe ze względu na przyglądającego mi się Magnusa. Eh...
Zrobiłem obrót na jednej nodze, podchodząc do ręczników, by wytrzeć twarz. A jeśli Magnus bonusowo mnie sprowokuje do całej tej żałosnej sytuacji, oberwie tym ręcznikiem po głowie.
- Pójdziemy do Hodge'a... - zaczął Magnus za mną, zbolałym tonem. - Po jakieś tabletki na ból głowy... Albo antykoncepcyjne, dla ciebie. Tak na wszelki wypadek, co, żono?
Zamknąłem oczy i wziąłem długi, uspokajający wdech, a potem wydech. Nie warto marnować na Magnusa tego ładnego, fioletowego ręcznika.
***
Przy obiedzie panowała dziwna atmosfera. Hodge mało się odzywał i wcale nie żartował, jak zwykł to robić. Pewnie ogarnął, że zniknęły mu dwie butelki whisky...
Odłożyłem sztućce na wpół zjedzony posiłek na talerzu. Przez te uczucie stresu, moje gardło zawiązało się w supeł, i nie mogłem nic przełknąć, choćbym nawet był głodny. Do tego wciąż nie czułem się najlepiej. Nigdy więcej picia... A już na pewno nie z moim mężem.
W pewnym momencie Magnus szturchnął mnie łokciem w ramię. Spojrzałem na niego pytająco, gdyż nie chciałem burzyć ciszy w kuchni, jednak azjata patrzył przed siebie, też nie jedząc. Niepewnie przełknąłem ślinę i odwróciłem wzrok na wujka... Patrzył się na mnie z poważną miną i z dłońmi splecionymi na stole. Boże... Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek tak wyglądał.
- Z szafki zniknęły dwie butelki alkoholu - zaczął. Prawie jęknąłem z rozpaczy, kiedy nie usłyszałem w jego głosie choć nutki rozbawienia. - A dzisiaj patrzę na was i widzę kaca - spojrzał na Magnusa, a potem z powrotem na mnie. - I do tego braliście wcześniej leki na ból głowy.
Ugryzłem się w język, chcąc się jakoś odstrasować...
- Przeziębiliśmy się na łódce - powiedział szybko Magnus.
Zmarszczyłem brwi i szybko szczypnąłem go w nadgarstek, dając mu tym do zrozumienia, żeby się zamknął. Kłamstwo pogorszy sprawę, a wujek nie jest głupi.
- Powiesz rodzicom...? - spytałem cicho, wracając błagającym wzrokiem na mężczyznę.
Nie byłem pewien, co jest gorsze; wzrok wujka czy rozmowa, która najprawdopodobniej będzie mnie czekała w domu... A wracamy dziś, jeśli nie straciłem orientacji w czasie.
- Raczej na twoje osiemnaste urodziny wyślę im nagranie z tej kamery - powiedział i sięgnął ręką w dół, biorąc coś z podłogi. Po chwili uniósł w górę swoją czarną kamerę, a mnie nagle ogarnęła dezorientacja. - Mówiłem wam, że nagrywam śmieszne sytuacje... - zaczął i uśmiechnął się lekko, włączając urządzenie. - Kiedy wczoraj wróciłem z miasta i wszedłem do domu, wasza dwójka, rechocząc się jak opętani, wypadliście z kuchni i uciekliście na dwór... - wstał i zaczął obchodzić stół, idąc w nasza stronę. Z przerażeniem spojrzałem na Magnusa, który był głupio zaciekawiony. A ja tu umierałem wewnętrznie! - Najpierw myślałem, że to normalne, ale kiedy usłyszałem wasze dziwne wrzaski... - ustał przy mnie, patrząc na mnie z rozbawieniem. Już chyba wolałem go poważnego... - Wziąłem kamerę i wyszedłem na dwór. I włączyłem nagrywanie.
Gdy skończył mówić, zatrzymał się za naszymi krzesłami, a przed nami, na stole, położył włączoną kamerę. Na małym ekranie pojawiły się obrazy, które czasami przewijał Hodge, pokazując nam "najciekawsze" momenty... A ja, bojąc się tego, co mógłbym zobaczyć, odsunąłem się na krześle, na starcie bardzo chcąc zniknąć...
📹📹📹
Aprat był nakierowywany raz na Aleca, raz na Magnusa. W tle brzęczał śmiech Hodge'a.
- Słyszysz mnie?! - darł się Alec, stojąc na werandzie przy rogu domu, niedaleko mężczyzny. Wyglądało na to, że nawet nie wiedział, że jest nagrywany.
- Nie! - krzyknął Magnus z drugiego końca placu, znajdując się w wejściu do stajni. Jedną ręką trzymał się ściany.
- Dlaczego?!
- Bo ktoś się drze!
- Kto?! - krzyknął z oburzeniem na twarzy Lightwood. Wykonał przed siebie kilka skocznych, ale chwiejnych kroków. Ustał butami na krawędzi werandy, kiwając się to do przodu, to do tyłu.
- Nie wiem! Widzę tylko ciebie! - azjata przyłożył do ust dwie dłonie, udając megafon dla podwyższenia głośności swojego głosu.
- Dobra! To patrz tylko na mnie! Nie chcę być zazdrosny!
- Okey!
***
Kamera zatrzęsła się, kiedy Magnus i Alec, całując się jak w amoku, przechodzili obok Hodge'a, nie zważając na mężczyznę i trącając go.
***
Kamera kierowała się w stronę stajni. Kiedy Hodge przechodził już przez korytarz między boksami, zwrócił uwagę na ślady brokatu na ziemi, które oczywiście nagrał. A kiedy uniósł sprzęt, wychodząc ze stajni, zobaczył dziwny, ale intrygujący widok.
Na metalowym wiadrze przy zagrodzie dla świń stał Magnus. Wyginał się na boki jak fala, a garście błyszczącego pyłu, który wyciągał z torebeczki trzymanej w ręce, z uśmiechem rozsypywał nad świniami. Alec siedział na ziemi niedaleko niego i wpatrywał się w azjatę z opuszczoną szczęką. Przestawał mrugać, kiedy Magnus sprawnie wiwijał biodrami.
***
Będąc w środku stajni, w nagraniu było słychać wyraźne jęki Aleca, mruczenie Magnusa i trzeszczenie siana. Lecz kiedy kamera zatrzymała się na jednym z boksów, nagrała to, jak dwójka nastolatków kręciła się po nim w dziwnym tańcu, nie odrywając od się swoich ust.
***
Kamera nagrywała Aleca, który płakał jak dziecko, skulony siedząc pod drewnianą ścianą stodoły.
- Co się stało? - spytał Hodge.
- B-bo Magnus p-powiedział... - szlochał chłopak, jednocześnie przecierając twarz z mokrych łez. - Ż-że nie zasługuję na n-niego! A ja g-go tak kocham!
Chłopak ropłakał się bardziej, co zagłuszyło cichy śmiech Hodge'a, który szybszym krokiem zaczął iść do przerwy między domem a stodołą, bo zdawało mu się, że na placu widział Magnusa. I nie pomylił się.
Na kamerze pojawił się Magnus, obracający się we wszystkie strony, jakby szukał czegoś bardzo dla niego ważnego. Hodge podbiegł do niego z kamerą w ręce.
- Kogo szukasz? - spytał mężczyzna.
- Ja... Męża... - zaczął Magnus i czknął, pocierając palcami swoje skronie. - Alexandra... Bo powiedziałem mu, że nie zasługuje na mnie... - zamrugał oczami, mrużąc je zaraz. - A gdy chciałem dodać, że zasługuje na to, żeby cały świat padł u jego stóp, ten mi uciekł... - skończył wraz ze smutną miną. Spojrzał nad kamerę, na Hodge'a. - Widziałeś? - czknął znowu.
- Poszukaj za stodołą, bo ktoś tam płacze.
***
Kamera wychyliła się poza róg stodoły. Do jej ściany dociśnięty był Alec całowany przez Magnusa. Wyglądało to tak, jakby para zaraz miała połknąć siebie nawzajem.
***
Kamera pokazała obraz, gdzie Magnus klęczał na jednym kolanie przed białym płotem, za którym stał kucyk. Nastolatek w ręce trzymał kawałek marchewki.
- Udawaj Alexandra... - powiedział do kuca, który spokojnie przeżuwał kępę trawy, patrząc na nastolatka bez większego zainteresowania. - Bo muszę poćwiczyć... Takie prawdziwe oświadczyny! - wykrzyknął uradowany chłopak i uniósł warzywo. - Alexanderku Gideosiu Lightwoodzie... Czy zostaniesz tym nieznośnym pasożytem, który będzie mnie kochał i nękał do końca mojego żywotu na tej planecie?
Kamera przesunęła się w bok, gdzie od tyłu podchodził do Magnusa Alexander, uśmiechając się głupkowato pod nosem. Jednak nie widział indyka, który kroczył za nim.
Alec krzyknął i uskoczył do przodu, kiedy Belzebub dziobnął go w pośladek. Odstraszył tym kuca, na którym Magnus ćwiczył swoje oświadczyny. Azjata spojrzał na Aleca ze zdziwieniem, a potem strachem.
- Słyszałeś, co mówiłem? - spytał z lękiem w głosie.
- Bel-Belzebub! - pisnął spanikowany Alec, tyłem ciała przylegając do białego płotu i palcem wskazując przed siebie, na indora, który po prostu odwrócił się i maszerował w inną stronę. Magnus wstał z klęczek, rzucając o ziemię kawałkiem marchewki. Był widocznie zły.
- Przyjąłeś jego oświadczyny?! - wykrzyczał do Aleca. - Dlaczego?! - powoli przestawał być wściekły, a do jego głosu wkradł się ogromny żal i gorycz.
Lightwood, zapominając o indorze, który i tak już sobie poszedł, spojrzał na Magnusa z kompletnym ogłupieniem na bladej twarzy.
- Co? - spytał.
- Jajco! Tego indyka w dodatku! - burknął pogrążony w smutku Magnus, który w końcu, przegrany, skrzyżował nogi i niechlujnie upadł na tyłek, siadając po turecku. Schował twarz w dłoniach.
- Boże... - skomentował z rozbawieniem Hodge, kręcąc scenę.
- Ale o co chodzi? - pytał dalej Alec. Usiadł przed Magnusem i położył obie dłonie na jego kolanach.
- Będziesz brał ślub z kimś innym! - wykrzyknął z bólem w głosie Magnus, unosząc głowę. Ślady łez ciągnęły się przez jego kości policzkowe. - Wolisz kogoś innego!
- Nie! - oszołomiony Alec wytrzeszczył oczy, które załzawiły się na widok płaczącego Magnusa. - Nie chcę nikogo innego! Wiesz to przecież!
- Mówisz tak dlatego, że beczę! - zaszlochał azjata.
- N-nie! - Alecowi załamał się w końcu głos, kiedy załkał i zbliżył się do Magnusa. - Tylko ty się dla mnie liczysz!
- Gadać tak możesz sobie do każdego! - uparcie lamentował dalej.
- Ugh...! - jeknął bezsilnie Alec, po czym zamrugał oczami. - P-patrz! - krzyknął z dawką energii, pociągając nosem. Chwycił swoją lewą dłonią prawą dłoń Magnusa i pomachał nimi przed mokrymi od łez oczami azjaty. W letnim słońcu odbił się blask od pierścionków ze srebra. - Jestem t-twoim mężem! Twoim!
Magnus, przełykając gulę w gardle, popatrzył na dwa pierścionki ze znakiem nieskończoności. Na jego palcu, jak i na tym Aleca. Potem spojrzał w niebieskie oczy przed sobą.
Za krótki moment Magnus i Alec przytulili się do siebie, znowu płacząc.
***
Hodge zrobił cięcie, będąc już zmęczony widokiem ponownie liżącego się, młodego małżeństwa. Tylko, że tym razem oddawali się czułościom pod drzwiami domu.
📹📹📹
Poczułem ulgę, kiedy Hodge, litując się wreszcie nade mną, wyłączył kamerę i zabrał ją ze stołu. Zaczynałem czuć coraz większą konsternację podczas oglądania tych nagrań. Aż nieraz nie dowierzałem, że oglądam siebie. I mojego męża...
Spojrzałem w bok, na Magnusa. Chciałem zobaczyć jego reakcję i przekonać cię, czy jest taka sama jak moja. I była kompletnie inna, sądząc już po rozbawionym wyrazie jego twarzy.
- Szczerze, nie zauważyłem jakiejś większej różnicy między naszym zachowaniem, kiedy jesteśmy trzeźwi - powiedział ze słyszalną w głosie dumą, i uśmiechem, który pojawił się pod jego nosem. - Co prawda, dziwię się jedynie temu... Że tak ciągle ryczeliśmy - parsknął śmiechem. - Po alkoholu powinno się być wesołym. Z reguły po to ludzie piją. A my? - tu spojrzał na mnie, ponownie się śmiejąc. - Ciągle w bek.
Gdy ujrzałem wesołe iskierki w jego zielonozłotych oczach, uczucie wstydu nad własnym zachowaniem zaczęło powoli ze mnie uciekać.
- Płakaliście wtedy, kiedy myśleliście, że ten drugi was nie kocha - skomentował na końcu Hodge. I miał przy rym rację, która zaczęła mnie rozczulać, nawet jeśli nie chciałbym tego.
Kiedy oderwałem wzrok od Magnusa, co było trudne, zważywszy na jego radosny wyraz twarzy, spojrzałem przed siebie. Hodge z powrotem usadził się na swoim miejscu, a kamerę położył na stole przed sobą.
- Nie chcę wiedzieć, co będzie, kiedy ze sobą zerwiecie - dodał mężczyzna, śmiejąc się na końcu. Ha, chyba sobie kpi.
Magnus prychnął głośno jak rozsierdzony kot, po czym gwałtownie się do mnie przysunął i objął ramionami.
- Mimo, że kompletną głupotę powiedziałem o tym pasożycie, kiedy ćwiczyłem oświadczyny przed kucem... - zaczął, mrucząc jak kociak. Aż poczułem pokusę do głaskania. Pogłaskałem więc Magnusa po policzku, lustrując wzrokiem jego profil. - To pasożyt potrzebuje swojego żywiciela. Alexander jest mi potrzebny do życia, więc i jest moim żywicielem - skończył butnie i przytulił się do mnie mocniej. Zaśmiałem się.
- Dziwne te twoje porównania - stwierdziłem z rozbawieniem, którego nie ukrywałem. Magnus odwrócił wzrok od mojego wujka i spojrzał na mnie, leniwie i uroczo mrużąc oczy.
- A jakie porównanie ty masz? - spytał, unosząc brwi w górę. - Do naszej miłości?
- Ludzie nie mogą żyć bez tlenu. Jesteś moim tlenem - oznajmiłem i uśmiechnąłem się szeroko. Zadowolony, ale jednak niezaspokojny Magnus zamruczał jak Prezes, nie odrywajac ode mnie wzroku.
- A coś jeszcze? Inne porównanie?
- Um... - zamyśliłem się na krótką chwilę, zanim coś wpadło mi do głowy. - Wszechświat nie istniałby bez świata. Jesteś moim światem we wszechświecie, tak jak twoje nazwisko będzie kiedyś współgrało z moim, kiedy się pobierzemy.
Magnus zamrugał, a potem zaczął się szczerzyć od ucha do ucha, zbliżając się do mnie. Ucieszyłem się. Jednak czasem potrafię się dobrze wysłowić.
- W ogóle, wracacie dziś do Nowego Jorku - wtrącił Hodge.
Dlaczego musiał w takim momencie się odezwać? Magnus właśnie miał mnie całować... Eh.
- Wiem - przytaknąłem, wzdychając z rezygnacją, kiedy odwróciłem głowę, by spojrzeć na mężczyznę. Magnus oparł policzek o moją skroń.
- Maryse mówiła, że jest z resztą na Karaibach. I że będą tam jeszcze na kilka dni, więc ty, Alec... - spojrzał na mnie uważnie. - Masz albo siedzieć w domu z opiekunkami albo iść do Magn...
- Przygarnę to dziecko, niech Maryse się nie martwi - przerwał mu z werwą Magnus, czym mnie rozbawił. Objął mnie mocniej i zaczął się ze mną kołysać na boki. Pewnie zaraz spadniemy z tych krzesełek.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top