#32 Dzień

~Magnus~
Obudziłem się przez ruch obok mnie. A dokładniej przez to, że Alexander zaczął się wiercić. Gdyby obudził mnie Jace albo ktokolwiek inny, zapewne sam przebudziłby się zaraz po mnie, ale z pastą do zębów na twarzy.

Ziewnąłem długo, powoli podnosząc się do siadu, żeby ogarnąć, o co dokładniej chodzi, bo wiedziałem tyle, że Alec ma jakiś koszmar. Wokół nas było trochę jasno. Ręką zacząłem macać podłogę obok mnie, a kiedy znalazłem telefon, włączyłem go. Prócz kilku SMS-ów od Camille, godzina wskazywała 03:21. Spojrzałem z powrotem na Aleca.

- Mężu - mruknąłem, za chwilę chrząkając, żeby zbyć nocną chrypę. - Chyba pająki ci się śnią.

Kiedy Alexander nie przestał się wiercić, a dodatkowo zaczął szybciej oddychać i coś mamrotać, położyłem się obok niego i złapałem go za rękę. Musiałem zrobić cokolwiek. Alec ścisnął od razu moją dłoń, co mnie rozczuliło, ale nagle szeroko otworzył oczy. Już unosił się do góry, ale szybko go objąłem i zmusiłem, by położył się znowu. Lepiej, żeby od razu się do mnie przytulił.

Zaczął brać większe oddechy, mrugając oczami, a potem odwrócił się w moją stronę. Czekałem, aż sam się wtuli, co zaraz zaczął robić. Przusunął się bliżej i schował twarz w zagłębieniu mojej szyi. Przymknąłem oczy, czując, że swoją zgiętą w kolanie nogę przełożył przez moje biodro, a ręce oparł na mojej klatce piersiowej, gdzie czułem jego szybki oddech. Oparłem brodę na jego czarnych, roztrzepanych włosach, a dłonią jeździłem po jego boku, żeby go bardziej uspokoić.

- Masakra... - szepnął Alexander po dłuższej chwili, dłońmi miętoląc materiał mojej podkoszulki. A ja, choć nie powinienem w takiej sytuacji, wyobraziłem sobie, jak z werwą ją ze mnie ściąga. Dobra, muszę się ogarnąć i nie myśleć narządem do robienia dzieci.

- Zgadłem, że pająki ci się śniły? - spytałem, chcąc uciec myślami od moich fantazji, bo nie jest na nie pora.

- Jakieś zombie... - mruknął bez humoru. - I to jeszcze przez ciebie.

- Jak to przeze mnie? - zmarszczyłem brwi, za karę szczypiąc go w biodro. Alexander w odwecie wbił mi palec między żebra, co wywołało chyba odwrotny skutek, niż miało, bo poczułem łaskotki. Głupie łaskotki. - Nie wyglądam jak zombie ani nie chodzę jak one, wypraszam sobie takie słowa w moją stronę...

- Ty zaproponowałeś przedwczoraj maraton filmowy i to ty, debilu, włączyłeś mi horror...

- Nie jestem debilem.

- Mężu... - mruknął i przykleił się do mnie jeszcze bardziej, co mi się podobało, bo było to milutkie, ale kiedy na mojej szyi delikatnie przesunęły się usta Lightwood'a, mało brakowało, żebym nad nim zawisł i zaczął całować czy robić bardziej nieodpowiednie rzeczy. Na szczęście mam w miarę trzeźwy umysł...

- Tego horroru obejrzeliśmy tylko jakieś dwadzieścia minut... - zacząłem się tłumaczyć, jedną ręką (robiącą Alecowi za poduszkę) jeżdżąc po jego plecach, a drugą obejmując go teraz w pasie. - Bo ty nie chciałeś oglądać do końca.

- Gdyby nie ja, nie wyłączyłbyś tego... - burknął oskarżycielsko, choć moje uszy słyszały w jego głosie nutę błogości. I nagłej senności, kiedy rozluźnił się w moich ramionach. A ja zadałem sobie pytanie w głowie, jak można być małym wkurwem i słodziakiem na raz? - A te brzydkie zombie były już po dziesięciu minutach...

- Alexandrze? - zacząłem, dalej słysząc w swojej głowie pytanie, o którym pomyślałem przed chwilą.

- Co...

- Wytłumaczysz mi, jak można być jednocześnie tak samo uroczym, co irytującym?

Alexander burknął cicho, wyrażając swoje niezadowolenie, do którego nie widziałem powodów.

- Chyba ty...

Zaśmiałem się, rozbawiony tą jakże oryginalną odwiedzią. Ale i tak mnie tym rozczulił, więc pocałowałem czubek jego głowy.

- Ale żeś się obronił...

- Bo chcę spać... - wymamrotał, kręcąc głową i łaskocząc mnie tym samym w szczękę. Pokręciłem głową, bo prawie przez to kichnąłem.

- To idź spać.

- No to mnie przytul... - jęknął prosząco, wiercąc się niecierpliwie. Miałem wrażenie, że najchętniej, to by na mnie wszedł. Może wtedy by nie narzekał. - No, mężu...

- Ale co ja robię innego? - spytałem, przyciskając go do swojego torsu, mimo, że już był do mnie przyklejony jak taśma do kartki papieru, dodatkowo obejmując mnie nogą.

- To jest niewystarczające...

- Podwyższyłeś sobie wymagania czy co... - zacząłem mamrotać, przekręcając się w jego stronę tak, żeby w końcu było mu wygodnie. Przez co na chwilę musiałem się od niego odkleić.

- Ej, co ty robisz... - otworzył lekko oczy, naburmuszony z powrotem, kiedy pchałem go na plecy.

- Cicho mi tam na dole... - żeby go uciszyć, po prostu przykryłem jego usta swoimi. No, przyjemne z pożytecznym.

Alexander mruknął długo w moje usta, obejmując mnie rękoma, kiedy już na nim leżałem, będąc wciśnięty między jego nogami, które chwilę temu musiałem trochę rozłożyć. Nie reagował wtedy. Przez co miałem aż wrażenie, że mógłbym z nim teraz zrobić to, co chcę, a on będzie sobie leżał i mruczał jak teraz, kiedy muskał moje usta. Za moment odsunąłem od niego głowę, bo w końcu chciał iść spać.

- Taka pozycja odpowiada? - spytałem pomrukiem, patrząc na jego twarz. Miał zamknięte oczy, a pod nosem błąkał się zadowolony, ukojony uśmieszek. I nie odpowiedział mi. - Zasnąłeś od tak... Wystarczyło tylko na ciebie wejść... - szeptałem, leciutko całując jego nos. - Zapamiętam na przyszłość...

Powoli podsunąłem się do tyłu. Położyłem policzek na klatce piersiowej swojego chłopaka, patrząc w stronę okna na poddaszu. Pod uchem słyszałem bicie serca. Podziałało to jak długa i spokojna kołysanka, bo już po kilkunastu sekundach zrobiłem się śpiący.

***
~Alec~
Obudziłem się i pierwsze, co zacząłem robić, to szukać drugiego ciała. Wiadomo, jakiego, bo sypiam tylko z tym jednym. Jednak nie mogłem go znaleźć, a wierciłem się po całym materacu... Otworzyłem więc oczy i podniosłem się do siadu. Na strychu też dotkliwa pustka. No co za pajac...

Czując na początku smutek, a potem zirytowanie, wstałem z materaca z zamiarem odnalezienia swojego męża. Tylko jeszcze wcześniej musiałem nałożyć na kostkę tą głupią opaskę, bo dalej nie mogłem chodzić normalnie, tylko musiałem kuleć jak potrącone zwierzę.

***
Kiedy kuśtykałem w stronę jadalni, do moich uszu zaczęły docierać głosy właśnie stamtąd. Zacząłem skakać na jednej nodze, żeby dojść tam szybciej. A kiedy stałem już w przejściu, rozejrzałem się po stole. Przy jednym boku uśmiechnięty Jace rozmawiał z Clary, naprzeciw nich Izzy gawędziła z Maxem, czasami smarując go po nosie dżemem, a przy krótszym boku stołu, plecami do mnie siedział mój pacan.

- Jak mogłeś? - zacząłem niezadowolonym tonem, idąc w jego stronę. - Zostawić mnie samego? Od tak? Ty wiesz, do czego zobowiązuje ciebie ta obrączka ze znakiem nieskończoności, co masz na rę...

- Zamknij się i po prostu usiądź na moje kolana - przerwał mi, choć nawet na mnie nie spojrzał. Prychnąłem pod nosem, ale cicho, bo w sumie nie miałem ochoty na głośniejsze zarzucanie sobie winy. Albo Magnus mówił jednocześnie stanowczo i łagodnie, że nie wiedziałem, czy go irytuję czy po prostu się ze mną wita w dziwny sposób.

- Nie rozkazuj mi... - wymamrotałem, co chyba zignorował, bo machnął ręką, jakby chciał mnie pospieszyć.

Kiedy byłem już przy nim, usiadłem bokiem na jego kolanach, zakładając nogę na nogę. Magnus objął mnie jedną ręką, bo w drugiej trzymał telefon, w który się gapił. Aha...

- Odłóż ten telefon - powiedziałem, patrząc na jego profil. Był już umalowany i miał ułożone włosy. Musiał wstać wcześniej.

- Jedz śniadanie - machnął telefonem w stronę talerza na stole, na którego spojrzałem. Leżały tam małe kanapki z jakimiś warzywami. Wzruszyłem ramionami i z powrotem spojrzałem na mojego męża.

- Nie jestem głodny.

- A ja nie jestem cierpliwy... - powiedział i odwrócił głowę do mnie, całując mnie mocno w usta, czym mnie zaskoczył. Ale jednocześnie przeminęła mi cała złość na niego, bo chciałem, żeby zrobił właśnie to. Odwzajemniłem pocałunek, ale on w tej samej chwili już się odsunął. - Bo muszę wracać do domu.

- Dlaczego? - zrobiłem smutną minę. Magnus odłożył telefon i chwycił w dłoń jedną z kanapek, którą podłożył mi pod nos. Serio? Uniosłem brwi, patrząc na niego.

- Smacznego.

- Nie jestem głodny.

- Jesteś - odparł Magnus i pomachał kanapką. Wziąłem ją w rękę, żeby go nie irytować. Nie wyglądał na złego ani nic, jak powiedział przed chwilą, że nie ma cierpliwości, ale gorsze było właśnie to, że nic nie było po nim widać. Tylko stoicki spokój.

- Dlaczego musisz iść?

- Tata do mnie ciągle pisze, żebym już wrócił, bo dziadkowie przyjeżdżają. I to ci, których nie lubię.

- Mogę iść z tobą - wzruszyłem ramionami, gryząc kanapkę.

- Nieee... - Magnus pokręcił przecząco głową, obejmując mnie w pasie mocniej, jakby chciał się przytulić. Przyłożyłem policzek do jego skroni. - Ci dziadkowie są trochę homofobiczni. A nie będę tam siedział bez pokazywania, że jesteś moim mężem.

Uśmiechnąłem się lekko, odkładając kanapkę z powrotem na talerz. Magnus od razu to skomentował.

- Jedz, bo przypadkiem schudniesz.

- Ty jesteś chudszy ode mnie - oznajmiłem, sięgnąłem ręką do talerza i tym razem ja podłożyłem mu kanapkę pod nos. Magnus spojrzał na mnie, po czym parsknął śmiechem. Byłem z siebie dumny, że zniszczyłem trochę tą jego pokerową twarz. I że usłyszałem jego śmiech.

- Ja już jadłem, kiedy ty spałeś.

- Powinieneś dostać po głowie za to, że zostawiłeś mnie samego w łóżku. Bez całusa na dzień dobry...

- Bracie - odezwał się nagle Jace. - Tu nadal trwa śniadanie, jakbyś może zapomniał.

- Zamknij się, Jace - mruknęła Isabelle. - Bo oglądam swój ship, a ty mi przeszkadzasz. Clary, zajmij się nim.

- Próbuję, Izzy, ale on do wszystkiego się przyczepia...

- Te wasze problemy... - westchnął z rezygnacją w głosie Max.

- Aha... - mruknąłem cicho i z rozbawieniem, patrząc na Magnusa, który też lekko się uśmiechał.

- Duh. Dobra, będę lecieć - powiedział, chwytając mnie mocno w pasie. Uniósł mnie trochę do góry, kiedy wstawał z krzesełka, na które z powrotem posadził mnie. - Narazie, mężu - pocałował mnie w czoło. Zamknąłem oczy, delektując się chwilą, ale za moment już nie czułem ust Magnusa na sobie. Otworzyłem oczy. Azjata szedł do wyjścia z jadalni.

- Magnus! - krzyknąłem, kiedy zerknąłem na stół i leżący na nim przedmiot. - Zapomniałeś telefonu!

- To twój! - odparł i zniknął za ścianą. Zmarszczyłem brwi i wziąłem telefon w ręce. Rzeczywiście mój.

Włączyłem urządzenie i sprawdziłem ostatnie karty przeglądania, żeby zobaczyć, co robił Magnus. Szperał we wszystkich folderach, jakby szukał czegoś ciekawego, ale to mnie nie interesuje... O, zmienił też swoją nazwę w kontaktach. Na coś dziwnego. A mianowicie na "Tatuś".

***
~Magnus~
Z niezadowoloną miną siedziałem w limuzynie. Kiedy zauważyłem, że powoli zbliżam się do galerii handlowej, przesiadłem się do przodu i postukałem w szybkę oddzielającą mnie od kierowcy, która za moment schowała się.

- Niech mnie pan wysadzi przy galerii - powiedziałem.

- Dobrze, paniczu. A zawieść bagaż do mieszkania panicza? Pamiętam, gdzie się ono znajduje.

- W sumie... Okey - wzruszyłem ramionami, zgadzając się. Mógłbym tą torbę ponieść do domu sam, ale skoro proponują, to dlaczego nie skorzystać?

Po kilku minutach zatrzymaliśmy się przy galerii. Wysiadłem z limuzyny od razu, żeby nie czekać, aż szofer otworzy mi drzwi. I udałem się na spotkanie z Camille.

Nie okłamałem Alexandra w tej kwestii, ponieważ musiałem wracać do siebie dzisiaj, żeby spotkać się z tymi dziadkami. Nie powiedziałem mu jedynie o tym, że w swoim telefonie miałem spam SMS-ów od blondynki, odnośnie tego, żebyśmy się spotkali. W końcu wyłączyłem urządzenie i zająłem się telefonem Aleca, ale kiedy znowu włączyłem swój, miałem dwa razy więcej nowych wiadomości. I o tej samej treści. Naprawdę mnie to irytowało, ale jeśli ignorowałbym to nadal, Cam pewnie wbiłaby mi na chatę.

Westchnąłem, widząc ją przed wejściem do galerii. Podszedłem do niej szybszym krokiem.

- Co chciałaś? - spytałem, patrząc na nią. I już mając ochotę stąd iść.

- Szybkie pytanko - uśmiechnęła się do mnie. - Pochodzisz ze mną po galerii?

- Słuchaj, przepraszam za to, że tak nagle zerwałem z tobą kontakt. Mogło to nie być fajne. Ale... - urwałem i uniosłem ramiona, nie wiedząc, co powiedzieć, bo nawet nie miałem ochoty się jej tłumaczyć. Miałem wrażenie, że jej to nie obchodzi. - Ale po prostu nie chcę się już więcej z tobą zadawać. Jednym z powodów jest to, że kłóciłem się przez ciebie z Alexandrem...

- Oh, nie mów mi o tym marnym człowieczku - wywróciła oczami, przerywając mi. Wziąłem oddech, żeby się niepotrzebnie nie denerwować. Nie była warta moich nerwów.

- Nie mów tak o nim - mruknąłem, patrząc na nią ze zirytowaniem. - W ogóle o nim nie mów, do jasnej cholery. Zacznij lepiej gadać, co ode mnie chcesz. Albo, czy mogę już iść?

Camille popatrzyła na mnie, kręcąc głową z rozczarowaniem. Cierpliwie czekałem, aż się odezwie, ale ona po krótkiej chwili ciszy rozglądnęła się, zbliżyła do mnie i pocałowała w usta. Przepraszam bardzo?

Od razu ją od siebie odepchnąłem, pocierając swoje usta i patrząc się na nią jak na kretynkę. Którą pewnie jest. Jezu, dlaczego ja zadawałem się z kimś takim...

- Odwal się po prostu - powiedziałem na odchodne, odwracając się na pięcie. Na szczęście nic już do mnie nie mówiła. Ale mój humor zjechał bardziej w dół na kolejne kilka minusów.

No super. Najpierw ta idiotka mnie całuje, poprzednio zawalając mi telefon wiadomościami, a teraz czeka mnie obiad z dziadkami, którzy ciągle czepiają się mojego wyglądu i orientacji. O matko... Dlaczego ten dzień jest taki okropny?

Westchnąłem głośno, wyciągając telefon z kieszeni. Mój mąż pewnie poprawi mi samopoczucie na te kilkanaście minut, zanim dojdę do domu...

Ja: Musimy się dziś spotkać bo dzień dopiero się zaczął a już mam dość życia.

Żona💙: Ja w sumie też. Bo Church woli spędzać czas z Jacem i Clary zamiast ze mną XD

Żona💙: I wgl co za nazwę sobie ustawiłeś?

Żona💙: Tatusiu??

Uśmiechnąłem się lekko pod nosem.

Ja: A wiesz... 😏😏😏

Ja: A kiedyś się dowiesz 🤗

Żona💙: Dlaczego traktujesz mnie jak dziecko XDD

Żona💙: Nie jestem twoim dzieckiem mimo że nazwales się moim tatusiem.

Żona💙: Chociaz coś kojarzę to z tych twoich komiksów...

Wypuściłem powietrze z płuc, powstrzymując się od śmiechu, idąc chodnikiem między ludźmi. Chociaż to, że mój mąż poprawiał mi humor sprawiało, że zacząłem za nim bardziej tęsknić.

Ja: 😂😂😂

Żona💙: Wgl jesteś juz w domu?

Żona💙: Tatusiu?

Ja: Niee jeszcze nie.

Żona💙: Dlaczego XD jechałeś z moim ulubionym kierowcą.

Żona💙: Tatusiu.

Pokręciłem głową z rozbawieniem, czytając SMS-y od mojego Lightwood'a.

Ja: Nsnsjsksiwi...

Ja: O której się dziś spotykamy? Gdzie?

Żona💙: O której byś chciał?

Żona💙: Tatusiu?

Ja: Najlepiej po tym moim obiadku z dziadkami XD

Żona💙: To napiszesz jak już skończysz 😂

Żona💙: I wtedy podjadę po ciebie. I powiemy szoferowi żeby nas gdzieś wywiózł 😂

Żona💙: Tatusiu.

Ja: Yup. Wspaniały pomysł mężu.

Żona💙: No widzisz.

Żona💙: Tatusiu.

Ja: Ale mam mądrego męża ♥️♥️♥️👌

Żona💙: A ja fajnego tatusia który dopiero co wyszedł ode mnie i już tęskni :333

Ja: Patrz bo uwierzę że ty nie tęsknisz, koteczku.

Żona💙: 😻😽

Żona💙: Ale wiesz... Tylko trochę za tobą tęsknię.

Żona💙: Tatusiu.

Ja: O czym ty pieprzysz skarbeńku? 🤔🤔

Żona💙: Bo nadal jestem zły za to zostawienie mnie samego w łóżku. W dodatku potem tak krótko mnie pocalowales... Nieładnie 😔

Żona💙: Tatusiu.

Ja: Omg.

Ja: Jak się spotkamy to tak cię wymacam że będziesz czuł się zgwałcony 😘😘♥️

Żona💙: Weź bo zacznę się bać własnego tatusia 😂

Ja: ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Ja: Ale pozwalasz??

Żona💙: Na co?

Żona💙: Tatusiu?

Ja: Że będę mógł cię macać tam gdzie chcę.

Ja: A ty nie będziesz jak "Magnuuuus przestaaan debiluuuuu..." 😂👌

Ja: Trzeba doprawić nasze małżeństwo 😚

Żona💙: ... Tatusiu.

Żona💙: Jeśli to nie będzie miało skutków ubocznych.

Ja: Nie, spokojnie nie stanie ci 😂

Ja: Poza tym ty też będziesz mógł mnie macać 👐

Żona💙: No ale jak ty zaczynasz mnie macać to ja nie wiem o co chodzi XDD

Żona💙: Tatusiu.

Ja: Toć ja cie jeszcze nie macalem. Jedyne co to uszczypnąłem cię w tyłek kiedy wchodziłeś na tą drabinę XD

Ja: A ty tak fajnie pisnąłeś "Magnus!" 😍

Żona💙: To już dużo..

Żona💙: Tatusiu.

Ja: Chyba klawiatura ci się zepsuła z tym "tatusiu."

Żona💙: Nie spokojnie wszystko ok.

Żona💙: Tatusiu.

Zaśmiałem się, unosząc na chwilę głowę, żeby ogarnąć, gdzie jestem... I zatrzymałem się gwałtownie, bo przede mną wyrósł słup. Jeny...

Ja: Jeszcze jeden krok i miałbym podbite oko przez słup XDD

Żona💙: Jezus maria ty nieostrozny debilu.

Żona💙: Uważaj bo ja cie tu kocham i nie chcę żeby coś ci się stało 😣

Żona💙: Tatusiu.

Ja: Mężu. Idę już do domu na obiadek... 😥

Żona💙: Zjedz i uciekaj. I dzwoń po mnie to przyjadę ♥️♥️♥️

Żona💙: Tatusiu.

Ja: ♥️♥️♥️♥️

Westchnąłem, chowając telefon do kieszeni i unosząc głowę. Byłem już pod swoim blokiem.

***
Znudzony siedziałem przy stole. Najgorsze było to, że już zjadłem, a nie mogłem sobie iść, bo dziadkowie mi nie pozwolili. Ponieważ "albo wszyscy albo nikt". A nie zapowiadało się, żeby oni szybko skończyli między sobą gadać. Nawet miałem wrażenie, że mój tata ma ich dość.

Przy stole siedzieli babcia i dziadek ze strony mojego taty. Oboje są ludźmi starej daty i zapalonymi homofobami. Przy nich lepiej nie gadać o takich rzeczach, jak tolerancja dla innych orientacji czy życie bez ślubu i dzieci.

- Mogę już iść? - wypaliłem nagle. Ale cóż, naprawdę nie chciałem tu siedzieć.

- A gdzie to tobie tak śpieszno? - spojrzał na mnie dziadek. - Przecież tu z nami jest wesoło.

- Do mojego męża - wywróciłem oczami, opierając się łokciami o stół. Ciekawe, czy w ogóle powinienem mówić takie coś i czy tego szybko nie pożałuję.

- Że gdzie i do kogo? Słuch mnie zawodzi czy znowu mój wnuk?

Nagle wszyscy na mnie spojrzeli.

- Magnus... - westchnął z rezygnacją mój tata. - Nie przy dziadkach.

- Ale jaki mąż? - babcia spojrzała na niego z pewnego rodzaju przerażeniem na twarzy. A może zwykłym przerażeniem. - On przecież nie może mieć męża! Zwariowałeś? Nie pilnujesz swojego nieletniego syna?!

- Mamo, ale to jego chłopak...

- Znowu te pajacowanie z tymi gejusami! - wtrącił się zły dziadek. Położyłem głowę na stole. A może tak uderzę nią mocno o blat i zemdleję...

Przestałem ich na chwileczkę słuchać, wyciągając telefon z kieszeni, chcąc napisać do Alexandra. Ale za nim zdążyłem urządzenie włączyć, dziadkowie już krzyczeli moje imię, nawołując mnie, więc musiałem unieść głowę, żeby obrzucić ich moim zmęczonym spojrzeniem.

- No co?

- Idziesz z nami - zaczął dziadek, wstając od stołu. Babcia i tata też wstali, a ja nie wiedziałem, o co kaman. I się wystraszyłem, bo przecież chciałem się spotkać z Alekiem.

- Ale gdzie, jeśli mogę wiedzieć?

- Spędzimy sobie resztę dnia na mieście - powiedziała babcia, idąc za dziadkiem w stronę przedpokoju. A ja uniosłem brwi po słowach "resztę dnia".

- Właśnie - odezwał się z upartością w głosie dziadek. - Znajdziemy ci jakąś miłą dziewczynę i zapomnisz o tych pedziach.

- Ha, zabawne - aż się zaśmiałem. Naprawdę mnie to rozbawiło. Chociaż dalej byłem podirytowany. - Ale nie mogę, bo idę spotkać się ze swoim chłopakiem...

- Magnus - spojrzał na mnie tata. Warknął takim tonem, że aż się zamknąłem i spojrzałem na niego. - Spotkasz się z nim jutro. Nie działaj mi na nerwy, bo już to zrobiłeś. Mówiłem ci, żebyś nie odnosił się z takimi sprawami przy dziadkach, a ty jak zwykle miałeś to w nosie...

- Ale tato! - jęknąłem, gwałtownie wstając od stołu, bo musiałem negocjować o swoim życiu. Przynajmniej dzisiejszym dniu. - Nigdzie nie idę.

- Magnus! - zawołała z korytarza babcia. - Synu! Chodźcie, póki deszcz nie pada!

Dziadkowie zaczęli rozmawiać o pogodzie, stojąc przed drzwiami, a ja, z ostatnimi kawałkami nadziei w oczach spojrzałem na tatę.

- No proszę - ustałem przed nim, kiedy chciał mnie zignorować i ominąć. - Powiedz im coś i daj mi iść...

- Oh, no to było być z tą Camille, a nie z gejem - warknął ojciec, czym autentycznie mnie zdziwił, aż na chwilę zabrakło mi tchu. - Sam wybrałeś, to teraz masz. I dziś na pewno nie idziesz do żadnych Lightwood'ów. Daj żesz żyć tym ludziom - ominął mnie, idąc do dziadków.

Spojrzałem za nim, nadal nie wierząc w to, że ten dzień okazał się aż taką porażką, jaką staje się mój ojciec, gdy sytuacja odrobinę wymyka się spod kontroli. Aż zachciało mi się usiąść i trochę popłakać z bezsilności.

- Wnuczku, no, dalej! Żwawiej, bo wszystkie dziewczyny uciekną do domów!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top