#18 Dzień, Cz. 2

Część 2

~Magnus~
Rycerz🏳️‍🌈: Gdzie jesteś?

Ja: Ja?

Rycerz🏳️‍🌈: Nie no twój telefon.

Rycerz🏳️‍🌈: Tak ty XD

Ja: Ja już w parku.

Rycerz🏳️‍🌈: Czemu sam poszedłeś. Chciałem po ciebie zajechać limuzyną.

Rycerz🏳️‍🌈: Izzy wręcz kazała mi to zrobić XD

Ja: Mój mózg musiał pomyśleć.

Rycerz🏳️‍🌈: I co wymyślił coś?

Ja: Taaa. Myśli też że musisz się pospieszyc 😣

Rycerz🏳️‍🌈: A co? Koncert się zaczął? 😶

Ja: Nie no co ty koncert za 20 min chyba.

Ja: Pospiesz się bo kurde tęskno mi... 😒

Rycerz🏳️‍🌈: Lecę lecę.

Ja: No czekam no.

Ja: ♥️

Rycerz🏳️‍🌈: KCCKCKCK💞❤️💕💔💟💢💓✌️🤘🤚👍👎⛑️⛑️

Uniosłem brew, patrząc w telefon.

Ja: ?

Rycerz🏳️‍🌈: To nie ja to Iz 😓

Ja: XD pozdrów ją.

Rycerz🏳️‍🌈: Nie zasłużyła.

Ja: Sam nie zasłużyłeś i IDŹ SIĘ ZBIERAĆ.

Rycerz🏳️‍🌈: ZARAZ CIĘ ZNAJDĘ.

Ja: MAM NADZIEJĘ.

Ja: ♥️♥️♥️♥️♥️

Ja: (polubiłem tą naklejkę czerwone serce...xD)

Rycerz🏳️‍🌈: Yee widzę.

Ja: Wyślij mi 😈

Rycerz🏳️‍🌈: ♥️

Ja: Co tak ubogo... Jesteś bogaty.

Rycerz🏳️‍🌈: ♥️♥️♥️♥️♥️

Ja: Dzk ♥️♥️

- Magnus!

Uniosłem głowę, słysząc moje imię i głos, który znałem. Przejechałem wzrokiem na boki, zauważając trochę dalej Camille ze swoją grupką. Siedzieli na murku przy fontannie. Podszedłem do nich.

- Mówiłam, że się zobaczymy - blondynka podeszła do mnie pewnym siebie krokiem, uśmiechając się pod nosem.

- W to nie wątpiłem. Ale trzymaj się zdala ode mnie i Alexandra, co? - zatknąłem kciuki za małe kieszonki moich cekinowych spodenek.

- Dlaczego nie mogę spędzić z tobą czasu na koncercie? - zrobiła smutną minę.

- Będę cały czas z Alekiem. A on cię nie lubi - uśmiechnąłem się krzywo. - Nie chcę się z nim kłócić przez ciebie.

- Długo będziesz się z nim bujał?

- Cały czas? - uniosłem brew. - A potem idziemy do mnie.

Camille sugestywnie poruszyła brwiami.

- Ale jutro idziemy na zakupy, rozumiesz? - spytała z nagle poważną, rozkazującą miną. Ja po prostu jej zasalutowałem, nie wnosząc sprzeciwu. - Okey, chodź do nas, póki nie jesteś na smyczy tego geja.

Camille wzięła mnie pod rękę i zaciągnęła do swojej paczki. Nie stawiałem oporu, ale i tak jedyne, co mnie interesowało to to, kiedy przyjdzie Alexander. Dlatego ciągle się rozglądałem.

~Alec~
Nałożyłem buty, w dalszym ciągu próbując przyzwyczaić się do tych rurek od Jace'a. Łańcuszek był ładny i fajny. Ale nie reszta tych denerwujących, ciasnych gaci, przez które traciłem czucie w nogach.

- W SMS-ach coraz lepiej... - powiedziała za mną Isabelle. Zmarszczyłem brwi, wyprostowałem się i spojrzałem na nią. Gapiła się w mój telefon. - Teraz tylko się modlić, żeby tak samo było na randce.

- To nie randka - burknąłem i szybkim ruchem zabrałem jej mój telefon, sprawdzając od razu, czy niczego przypadkiem nie napisała do Magnusa. Na szczęście czysto.

- Ta... - mruknął Jace. Stał obok i opierał się barkiem o ścianę. - A ja jestem homo.

Razem z Isabelle spojrzeliśmy na niego.

- Dyskryminacja gejów w mojej obecności? - zaczęła groźnie Izzy. - Jace, patrz, obok kogo stoisz.

- Możecie już iść - wtrąciłem się. - Umiem chyba wychodzić z domu. Nie uderzę czołem w drzwi...

- Jakby co, pobiegnę po apteczkę - oznajmił Jace. Izzy wywróciła tylko oczami i spojrzała na mnie.

- Masz być normalny, rozumiesz? - patrzyła mi w oczy.

- To znaczy?

- Taki jak zawsze - założyła ręce na piersi. - Nie zachowuj się tak, jakbyś go nie znał. Bo jeśli się o tym dowiem, nie wpuścimy cię do domu. Prawda, Jace? - spojrzała na blondyna.

- Prawda - kiwnął głową, po czym nachylił się trochę ku mnie. - Max ci otworzy okno... - wyszeptał. Uśmiechnąłem się.

- Dobra, idź zmieniać swoje życie - powiedziała Izzy i w końcu posłała mi swój szeroki, przepełniony nadzieją uśmiech.

- Spróbuję niczego nie zepsuć - zaśmiałem się nerwowo. - To do jutra.

Odwróciłem się i wymaszerowałem z domu, drepcząc do limuzyny, która stała pod chodnikiem. Obok drzwi stał szofer. Wziąłem wdech i wydech...

- Ojej! Czekaj!

Zdezorientowany zatrzymałem się wpół kroku i odwróciłem głowę. Biegła do mnie Isabelle.

- Zapomniałam, że umówiłam się na ten koncert z Simonem - zachichotała z lekką zadyszką, wyprzedzając mnie. - Gapa ze mnie.

- Duh - parsknąłem śmiechem i poszedłem za nią. Po chwili jednak wiedziony jakimś przeczuciem, że to nie wszystko, odwróciłem głowę. I słusznie. Z domu wypadł jeszcze Jace jak na złamanie karku.

- Randka z Clary! - krzyknął i popędził do limuzyny.

Spojrzałem na szofera, który westchnął i otworzył drzwi mojemu rodzeństwu. Zaśmiałem się lekko, za chwilę sam wsiadając do pojazdu. Odziwo nie byłem tak bardzo przerażony na swoją randkę jak wcześniej, co było dla mnie wybawieniem...

***
Wysiadłem z limuzyny i poczułem, że trochę ugięły mi się kolana. Ta, stres wrócił...

Za mną wysiedli Isabelle i Jace. Blondyn od razu poszedł w swoją stronę, natomiast Izzy jeszcze poklepała mnie po ramieniu, patrząc przed siebie.

- Jutro mi wszystko opowiesz. Tam masz Magnusa... Choć to nie fajny widok - mruknęła, wskazując przed siebie. - A ja dałam tej szmaciurze jego numer... Eh.

Zmarszczyłem brwi. Dziewczyna za moment poszła chodnikiem w lewo. Spojrzałem tam, gdzie mi pokazała. I rzeczywiście nie był to za ładny obrazek... Na pewno nie chciałem tego widzieć.

Magnus siedzący na murku z grupką osób. I to w sumie nic takiego. Gorzej, że na jego kolanach siedziała Camille... Fuj. Chciałbym jej nigdy więcej nie zobaczyć. Wyciągnąłem telefon i napisałem SMS-a Magnusowi, że jestem niedaleko niego. Spojrzałem na azjatę.

Z futerału, który wstążką miał przewieszony przez szyję, wyciągnął telefon. Gdy odczytał SMS-a ode mnie, zaczął gorączkowo się rozglądać, póki nie dostrzegł mnie. I rozpromienił się. Gdyby tylko nie ta sucz przy nim, byłby to jeden z najpiękniejszych obrazków...

Magnus szturchnął Camille, mówiąc coś do niej, a ta zeszła z jego kolan po dłuższej chwili z oburzeniem na twarzy. Zobaczyła mnie i uśmiechnęła się tak perfidnie jak jeszcze nikt nigdy się do mnie nie uśmiechał. Aż dostałem ciarek. Ale wstręt do niej nie zelżał. A po chwili ogarnąłem, że Magnus był już kilka kroków przede mną. I na nowo zacząłem trochę panikować...

Okey, nie. Panika mnie nie pokona. Ma być tak, jak zawsze, bo jeszcze stracę Magnusa przez swoją własną głupotę...

~Magnus~
Zadowolony szedłem w stronę Aleca i już chciałem się spytać, czy możemy się przytulić, ale on mnie zaskoczył, po prostu podskakując do mnie, od razu ściskając i przy okazji całując w policzek. Aż szerzej otworzyłem oczy i się rozczuliłem. Zajechało moim kochanym Alexandrem...

Kiedy Alec się odsunął, miał całą czerwoną twarz. Ale lekki uśmiech pod nosem, jakby był z siebie cholernie dumny.

- Hej - powiedział.

- No hej... - zaśmiałem się z aprobatą, nachyliłem i cmoknąłem jeden z jego ciemnych, rozgrzanych policzków. - Tęskniłem za starym tobą.

- Nowego nie lubiłeś? - spytał ciszej, kiwając się na piętach. Zwróciłem uwagę na jego obcisłe spodnie. Muszę potem podziękować Isabelle za ten pociągający widok.

- Alexandrze. Nie, nie lubiłem nowego ciebie, bo nowy ty nie chciał spędzać ze mną czasu - popatrzyłem na niego. Kiwnął głową, gryząc wargę i latając spojrzeniem na boki.

- Wiem. Też nie lubiłem nowego siebie.

- A powiesz mi może, co było tego powodem? Tej zmiany. Na biwaku się zaczęło, cnie?

- Chodź na koncert - powiedział, zaczynając iść w stronę placu, gdzie akurat usłyszałem jakieś głosy przez mikrofony.

- Okey, odpuszczę ci tym razem... - powiedziałem i podskoczyłem do niego, zrównując z nim krok. - Ale jeśli będzie tu alkohol, upiję cię i mi powiesz.

- Nie chcesz tego wiedzieć... - mruknął. Spojrzałem na niego. Wciskał ręce do ciasnych kieszeni ciasnych spodni, patrząc w dół z niezadowoloną miną.

- Nie mów mi, co chcę. Jak narazie chcę prawdziwego ciebie.

- Hej, Alexandrze.

Razem z Alekiem zatrzymaliśmy się i spojrzeliśmy przed siebie. Stała przed nami Camille. O matko, mówiłem jej coś przecież. Ile razy można jej powtarzać? Myślałem, że jest mądrzejsza ode mnie, bo w końcu starsza.

- Hej... - mruknął nieuprzejmie Alec, marszcząc brwi.

Camille przejrzała go wzrokiem, jakby coś sprawdzała, a potem wskazała na niego palcem i powiedziała:

- Definitywnie ty jesteś we friendzone z was dwóch.

- C-co proszę? - kaszlnął zszokowany tymi słowami Alexander. Sam spojrzałem na Camille, mając ochotę pokazać jej środkowego palca. Jednak zamiast tego zmrużyłem oczy i posłałem jej ostrzegawcze spojrzenie. Natomiast Alec postanowił zmienić temat.

- Chyba chcesz coś od Magnusa - wymamrotał.

- Skąd taki pomysł? - blondynka uśmiechnęła się lekko do niego. Ale widziałem, że sztucznie.

- Ja się z tobą nie zadaję - mruknął i spojrzał na mnie. - Poczekam na ciebie przy placu.

Przeszedł kilka kroków tyłem, zerkając przy okazji na moje cekinowe spodenki. I wtedy zamrugał, chrząknął i poszedł przed siebie, omijając Camille dość szerokim łukiem. Rozbawiło mnie to trochę, ale za chwilę przypomniałem sobie o tej dziewczynie przede mną.

- Ty suczo - odezwałem się do blondynki, która spojrzała na mnie. Mimo wszystko nie byłem zły. Lubię ją, a teraz po prostu mnie zirytowała. - Mówiłem ci kilka albo kilkanaście razy, żebyś nie wchodziła mi w drogę. Nam. I co to była w ogóle za akcja z tym mówieniem, kto jest we friendzone?

- Chcę pobujać się na koncercie z moim przyjacielem - uniosła wymowie brwi, patrząc na mnie. - I mówiłam ci, że gdy przyjadę, rzucę na was okiem i powiem, kto się zakochał.

- Po pierwsze: Alec się nie zakochał - wywróciłem oczami. - Po drugie: idę go podrywać. Ty wracaj do swoich znajomych.

Camille tylko odwróciła głowę, łypiąc spojrzeniem na Aleca, którego sylwetkę widziałem na rogu placu. Po tym blondynka spojrzała na mnie i uśmiechnęła się kokieteryjnie.

- Widzimy się jutro - zamrugała rzęsami i sobie poszła. Odetchnąłem z ulgą i zacząłem zapieprzać do Alexandra.

- Przepraszam - powiedziałem od razu, gdy do niego dobiegłem. Kaszlnąłem i złapałem dech. - Tylko, proszę, nie gniewaj się na mnie za to...

- Nie gniewam się na ciebie - mruknął, patrząc na mnie. - To nie twoja wina. Po prostu nie toleruję tej idiotki...

- Wiem, że chciałeś powiedzieć "suki" - uśmiechnąłem się z rozbawieniem.

- Nie toleruję tej suki.

- Gdyby twoi rodzice to słyszeli... - zrobiłem przestraszoną minę.

- Cnie... Namawiasz mnie do klnięcia... - Alecowi wystraszona mina nie wyszła, bo od razu się zaśmiał.

- Ja tylko składam propozycję. Jak grzeczny diabełek.

- Diabełki nie są grzeczne.

- Przystojni chłopcy nie powinni narzekać na swoje diabełki - stwierdziłem. - Tyle w temacie.

Alexander zacisnął usta w wąska linię, zarumienił się trochę, spojrzał przed siebie i uśmiechnął lekko. Też spojrzałem w tą stronę, nad grupę ludzi na placu, którzy stali pod sceną. Jakiś zespół zaczął już grać. Kompletnie nie kojarzyłem typów, ale trudno.

***
~Alec~
Patrzyłem na część zespołu, której nie zasłaniali nam ludzie, słuchając ich muzyki. I myślałem przy tym o Magnusie. Cieszę się, że wcześniej odważyłem się go przytulić i pocałować w policzek. W końcu mogło być tak jak kiedyś, a wystarczyło tylko okazywać uczucia do niego. A ja wcześniej uciekałem właśnie od tego, co było błędem. Nie chcę go popełnić kolejny raz.

Spojrzałem w bok na azjatę. Chyba koncert mu się nie podobał, bo stał sobie i pilniczkiem piłował paznokcie.

- Nudzi ci się? - spytałem.

- Gdybym się nudził, wieszałbym się na tobie i szukał atencji - mruknął, skupiony na swojej czynności. - A, jak widzisz, zająłem się sobą.

- Koncert ci się nie podoba?

- Ani trochę. Nie znam typów - wzruszył ramionami. - I nie grają za fajnie. Gdybym nie był tu z tobą, już dawno bym sobie poszedł.

Zaśmiałem się.

- Możemy iść.

- Ale przecież ty oglądasz ten koncert - spojrzał na mnie.

- Nie. Stoję, słucham i myślę sobie.

- Tak się na nich gapisz, że pomyślałem, że któryś z nich ci się spodobał i będziesz potem latał po autografy - zachichotał.

- Nie jestem... - już miałem powiedzieć "gejem", ale... - Nieważne. Nie podobają mi się.

- Nie? - Magnus spojrzał na scenę. - Wokalista jest dość ładny. Jeszcze ubrany jak gej.

- Nie... - też spojrzałem na wokalistę, mrużąc oczy. - Jest ubrany tak jak ty, tylko na czarno. I zakryty... - kątem oka zerknąłem na krótkie spodenki Bane'a. Chyba jeszcze je podciągnął w górę, bo odsłaniały więcej. Szybko odwróciłem wzrok i zagryzłem wargę, myśląc...

- Nah, no to bi... Co ty robisz? - spytał zaskoczony, patrząc w dół na moje ręce.

Nie mogłem się powstrzymać i zawiązałem wokół jego bioder moją niebieską koszulę (oczywiście od Jace'a) sam zostając w szarej koszulce na ramiączkach. Gdy skończyłem i ubranie zakrywało z tyłu u Magnusa to, co miało zakrywać, założyłem ręce na piersi i znowu spojrzałem przed siebie na zespół. Czułem też, że trochę pięką mnie policzki. Magnus narazie się nie odzywał. I miałem nadzieję, że na mnie nie patrzył, ale nic nie mogłem poradzić na to, że czułem na sobie jego spojrzenie.

- Jak nie chcesz tu stać, możemy iść - powiedziałem, nie chcąc, żeby temat o tym, co zrobiłem, rozwinął się. - Już do ciebie albo na miasto.

- Już się ściemnia. Spędzimy sobie pół nocy na mieście, chodź - oznajmił. Ucieszyłem się, że nie poruszył tematu koszuli.

Magnus złapał mnie za rękę. Już chciałem swoją wyrywać, bo w końcu jesteśmy w miejscu publicznym... Ale nie zrobiłem tego. W końcu ludzie robią tak na randkach...

Szedłem za Magnusem, który za rękę ciągnął mnie do wyjścia z parku. Nie wiedziałem, co chce on robić w nocy na mieście, ale postanowiłem mu zaufać.

***
- No i co? - burknął Magnus do okienka, gdzie ludzie w autach zamawiają dania z Mc. Kłócił się z pracującą tam kobietą, a ja stałem z boku, próbując nie śmiać się za głośno. - Nie ma tu żadnych samochodów, powinniście mnie obsłużyć.

- Ale proszę pana, miejsce dla klientów, którzy nie są pojazdem, są w środku. Proszę wejść do środka.

- Moje buty mają kółka na podeszwach. Jestem tu pojazdem.

Aż spojrzałem na jego białe, pozbawione kółek buty.

- Proszę wejść do restauracji...

- Restauracji? - burknął z niedowierzaniem azjata. - McDonald's to nie restauracja. Proszę nie obrażać innych restauracji.

- Proszę pana...

- Mój przyjaciel czekający obok mnie ma w nazwisku tyle liter, co nazwa Mercedesa.

Szybko przeliczyłem to na palcach...

- Brakuje jednej literki... - szepnąłem głośno do Magnusa, który machnął ręką i przybliżył się do okienka z kratką.

- Nie chcę wchodzić do środka. Ma pani mnie obsłużyć tutaj. Jestem klientem.

Pracowniczka McDonald's już się nie odezwała.

- Hallo?

Magnus odsunął się od okienka z irytacją na twarzy. Ja tylko parsknąłem śmiechem, za chwilę idąc do wejścia do restauracji, żeby kupić nam coś do jedzenia.

***
~Alec~
- Serio żaden z tych typów na scenie ci się nie podobał? - spytał Magnus, pijąc szejka. Ja jadłem frytki. Było już dość ciemno, a my siedzieliśmy na murku małej fontanny na jakimś placu między blokami.

- Nie - kiwnąłem głową. - Podoba mi się ktoś inny.

Usłyszałem, jak Magnus krztusi się swoim szejkiem i zaczyna kasłać. Spojrzałem na niego.

- Ostrożnie. Jedzenie też może zabić - przysunąłem się do niego i poklepałem go po plecach. Ten patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami, a ja nie wiedziałem, o co chodzi. Próbowałem ogarnąć... I sam zakrztusiłem się powietrzem, przypominając sobie, co powiedziałem chwilę temu. O Boże.

- Ostrożnie. Powietrze też może zabić - powiedział azjata, po czym uśmiechnął się szeroko, patrząc na mnie. - Kto ci się podoba? - poruszył brwiami.

- Nikt. Zapomnij o tym... - powiedziałem szybko i zacząłem jeść swoje frytki, patrząc na ulicę przed sobą. Modliłem się o to, żeby Magnus szybko skończył temat, ale znając go... Mam przesrane.

- Kto. Ci. Się. Podoba! - entuzjastycznie krzycząc potrząsnął moim ramieniem. - Gadaj! Pomogę ci go zdobyć! Albo ją.

- Skończ już.

- Gadaj, kto jest twoim crushem!

- Kim? - spojrzałem na niego.

- No crushem - powiedział Magnus i nagle zadrżał, kiedy powiał wiatr.

- Zimno ci - stwierdziłem, martwiąc się, ale z drugiej strony ucieszyłem się, że mam pretekst do zmiany tematu. - Chodź już do twojego domu.

- Jeśli powiesz, kto ci się podoba - powiedział, głaszcząc się po ramionach.

- Palnąłem głupotę od tak. Nikt mi się nie podoba - wstałem z murku, wyciągając do Magnusa rękę. - No chodź, bo się przeziębisz.

- Lubię być chory - prychnął, ale przyjął moją dłoń. - Wtedy ludzie się tobą zajmują, i nie narzekają, gdy ty narzekasz, bo w końcu jesteś chory i wszystko możesz.

- Okey, ale chodźmy już - małą paczkę od moich frytek zgniotłem i wcisnąłem z trudem do kieszeni, a od Magnusa wziąłem końcówkę jego szejka, idąc do kosza na śmieci. Magnus szedł za mną, nie wyrywając się.

- No, ale powiesz.

- No nie, bo nikt mi się nie podoba.

- Ja wiem, że tak.

- Podoba mi się ten kosz na śmieci - wskazałem na szary kosz, do którego wrzuciłem nasze śmieci, po czym poszedłem dalej. Magnus zrównał ze mną krok i splótł razem nasze dłonie. Biło od tego przyjemne ciepło, które szło przez moją rękę.

- Ja się tego dowiem, zobaczysz.

- Niczego się nie dowiesz, bo nie masz nawet czego.

- Tsa, przekonamy się.

- Okey - westchnąłem pod nosem.

- Czyli ktoś ci się podoba - mruknął z zadowoleniem Magnus. - Spokojnie, Alexandrze, dowiem się i będziecie razem.

Zmrużyłem oczy, naprawdę nie chcąc ciągnąć dłużej tego tematu. Rozmowa o tym i to, co mówił właśnie Magnus, trochę bolała.

***
~Magnus~
Weszliśmy do mojego domu, zamykając za sobą drzwi na klucz. Nie powiem, na dworze było zimno. Drżąc, podreptałem do salonu po koc, który leżał na oparciu fotela. Wziąłem go i owinąłem się nim szczelnie.

- Chodź tutaj! - krzyknąłem do Aleca w przedpokoju. - Tu są koce!

- Mi nie jest zimno - powiedział, wchodząc do salonu. - I nie krzycz. Obudzimy twojego tatę.

- Myślę, że go nie ma - wzruszyłem ramionami. - Bo powiedziałem mu, że ty przychodzisz do mnie na noc.

- I co w związku z tym?

- Nie chciał nam przeszkadzać w zabawie - parsknąłem śmiechem, siadając na kanapie.

Alexander nie odpowiedział i po prostu usiadł obok mnie. Po chwili na jego kolana wskoczył Prezes Miau, mrucząc głośno. Przypomniało mi się, jak ten kot potraktował wcześniej Camille.

Wyciągnąłem jedną rękę spod swojego koca, sięgając nią do biodra Aleca. Zacząłem bawić się łańcuszkem od spodni chłopaka.

- Chcę się wykąpać - stwierdziłem. - Gorąca kąpiel. Chcę tego.

- To idź - zaśmiał się Alexander, bawiąc się z Prezesem, który łapał w zęby jego palce. - Ja tu zostanę albo pójdę do twojego pokoju.

- Chodź ze mną.

Alec przekręcił głowę i spojrzał na mnie zdezorientowany. I tak wiedziałem, że pewnie od razu chciał się zgodzić.

- No co? - zaśmiałem się z jego miny. - Wejdziemy w gaciach do wanny pełnej wody. Pokażę ci przy okazji moje kule do kąpieli. Jedna taka kulka pieni się na fioletowo... - powiedziałem z rozmarzeniem. - Weźmiemy ją.

- Um... - Alec z powrotem spojrzał na Prezesa. Nie wiem, nad czym tu się zastanawiać. A on właśnie to robił.

- No chodź - ponagliłem go. - Jeśli to zrobisz, nie będę cię więcej pytał, w kim się kochasz.

To, że mi o tym wcześniej nie powiedział i teraz nie chce, było co najmniej denerwujące. Muszę spytać się Isabelle. Na pewno wie, o kogo chodzi.

- W nikim się nie kocham - spojrzał na mnie podirytowany. - I idź nalać wody do wanny.

Ucieszyłem się i wstałem z kanapy.

***
Z błogim wyrazem twarzy siedziałem w ciepłej wodzie pośród kolorowych, pieniących się kul do kąpieli, czekając na Alexandra. I chyba właśnie przyszedł, bo usłyszałem swoje drzwi. Odwróciłem głowę w bok.

- Ale jedzie tu twoim mydłem... - stwierdził, ale wziął głęboki wdech. Uśmiechnąłem się szeroko.

- Drzewo sandałowe jest wspaniałym narkotykiem.

- Zależy, kto go używa - powiedział Alec i uśmiechnął się do mnie lekko, ale tak, jakby miał ze mnie ubaw.

- Nie pierdol, tylko się rozbieraj - wskazałem na niego palcem.

- Uu... Brzydkie słowa - zaśmiał się, rozpiął rozporek od spodni i usiadł na tyłku na małym, beżowym dywaniku, ściągając te gacie.

- Te słowa nie są brzydkie. Przekleństwa wyrażają więcej niż tysiąc słów - stwierdziłem, patrząc na jego poczynania. Przed chwilą zdjął podkoszulek, ale nie mógł uporać się z rurkami. Próbowałem się nie brechać.

- To chyba Raffaello... - stęknął, ciągnąc za nogawki.

- Kojarzy mi się z Raphaelem.

- Dawno go nie widziałem...

- Ja też nie.

Alec znowu stęknął, starając się z całych sił ściągnąć rurki. No co za przegryw.

- O matko... - przestałem się powstrzymywać i zacząłem się z niego śmiać. - Pomogę ci.

Wstałem na nogi, otrzepując się trochę z wody. Zrobiło mi się zimno. Wyszedłem z wanny, schyliłem się i złapałem za nogawki od spodni Aleca. Zacząłem ciągnąć, odchylając się do tyłu.

- Uważaj, bo wpadniesz do wanny...

- Dopiero co z niej wyszedłem, więc chciałbym tego - oznajmiłem, a wtedy ciasne spodnie Alexandra ustąpiły. I, jak wykrakał chłopak, wpadłem tyłkiem do wanny. Na szczęście jego spodnie uratowałem, unosząc ręce w górę.

- O Jezu... Wylałeś chyba pół wody z wanny... - zaśmiał się Alec, który w samych już gaciach siedział na dywaniku. Rzuciłem w niego jego spodniami.

***
Siedziałem w wannie, gdzie naprzeciw mnie, też w wannie, siedział Alexander. Bawił się on różową kulką do kąpieli. Ja gapiłem się na jego usta. Nie wiem, dlaczego. Po prostu moje oczy to robiły, a ja im nie zabraniałem.

- Magnus... - odezwał się Alec. - Oczy mam wyżej.

- Wiem. Nie patrzę się na twoje oczy.

- Um... Okey?

Kiedy Alec przygryzł swoją dolną wargę, w moim umyśle pojawiła się myśl.

- Ciekawe, jak to jest całować się z najlepszym przyjacielem - powiedziałem. Patrząc na usta Alexandra, widziałem, że się mocno zaczerwienił.

- Ee... D-dlaczego cię to interesuje...?

- Nigdy nie całowałem się z najlepszym przyjacielem. Z przyjaciółmi, obcymi, crushami to tak, ale z takim tobą... - uniosłem wzrok na jego niebieskie, teraz nawet granatowe oczy. Było w nich kilka uczuć naraz, przez co nie mogłem odgadnąć nawet jednego.

- Ym... - zamrugał powiekami.

Zaśmiałem się cicho.

- Chciałbyś spróbować? - spytałem. - Tak randomowo, po prostu. Bez żadnych zasad czy innych bzdur.

Alexander otworzył lekko usta, ale nie odpowiedział. Zaczął błądzić zamyślonym wzrokiem po kolorowej pianie na wodzie, czasami marszcząc brwi, a czasami się rumieniąc.

- To jak? - dopytałem po dłuższej chwili. Ja, w przeciwieństwie do niego, nie miałem nad czym tu się zastanawiać. Krótka piłka. Krótkie całowanie i powrót do nienormalnej normalności.

Alexander w końcu kiwnął głową na tak. Uśmiechnąłem się, ciekawy nowych doznań z moim najlepszym przyjacielem. Będzie ciekawie.

Wynurzyłem ręce z wody, kładąc je po bokach na oparciu wanny i zbliżałem się do Alexandra, który wyraźnie się spiął, choć próbował tego nie okazywać. Ale ja i tak to widziałem.

Będąc już tuż przy nim, otarłem nos o jego nos. Poczułem na swoich wargach jego przyspieszony, ciepły oddech. Kiedy zamknął oczy, pocałowałem go.

W mojej głowie eksplodowały fajerwerki. Niesamowite uczucie. Alec lekko odwzajemnił pocałunek, który był miękki i nieziemsko smaczny. Nie spodziewałem się czegoś takiego.

Odsunąłem się po chwili, już chcąc zacząć gadać, jakie to było świetne, kiedy Alec zamrugał powiekami, przysunął się do mnie, wziął w ręce moją twarz i mocno mnie pocałował.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top