#16 Dzień
~Alec~
Siedziałem przy obiedzie, patrząc się w telefon. Magnus nie odpisywał od wczoraj, co mnie trochę dziwiło. Gdyby późno poszedł spać, pisałby w nocy ze mną. Gdyby długo spał, i tak obudziłby się przed jedenastą i napisał. A już po dwunastej. Zaczynałem trochę się martwić.
- Mamo? Tato? - uniosłem głowę i spojrzałem na swoich rodziców. - Po obiedzie pojadę do Magnusa, dobrze?
***
Szofer otworzył mi drzwi, więc wyszedłem z limuzyny. Spojrzałem w górę na blok mieszkalny Magnusa.
- Zostanę tutaj - powiedziałem do szofera. - Nie musi pan czekać.
- W takim razie proszę dzwonić, jakby cokolwiek się zmieniło - skinął mi głową, wracając za kółko. Ja westchnąłem cicho i poszedłem przed siebie.
Ustałem przed drzwiami Magnusa i zapukałem w nie, dopiero teraz zastanawiając się, co tam zastanę. I trochę się tego obawiając.
- Otwarte! - usłyszałem pana Asmodeusza. Otworzyłem więc drzwi i wszedłem do środka, wycierając buty o wycieraczkę. Podreptałem do salonu. Tata Magnusa wieszał na ścianie jakiś obraz morza.
- Dzień dobry - przywitałem się.
- Alex - uśmiechnął się Asmodeusz, choć nie odrywał wzroku od tego, co robił. - Dlaczego przyszedłeś?
- Um... - zdziwiłem się, że o to pyta. - Zawsze przecież przychodzę do Magnusa - zaśmiałem się lekko. - Jest u siebie w pokoju?
- Nie, nie ma go w domu, Aleksy.
- O... - mruknąłem. A miałem nadzieję, że go zobaczę. - A gdzie jest?
- Wczoraj kręcił się ze swoją dziunią po galeriach i nie wrócił na noc. Pewnie jest u niej. Albo znowu w galeriach.
- Z kim i u kogo? - zmarszczyłem brwi, nie wiedząc, o kim mężczyzna mówi. Jakby ludzie nie mogli używać normalnych zwrotów.
- Z taką jedną blondynką - wzruszył ramionami. Zszedł z krzesła, na którym stał i wieszał obraz. - Bodajże Camille.
Otworzyłem szerzej oczy. Ja się o niego martwiłem, a on fajnie spędzał sobie czas z tą idiotką? Tak bardzo fajnie, że został u niej na noc? Coś musiało między nimi zajść. Najgorsze jest to, że teraz tak zacząłem się tym przejmować, że rozbolał mnie brzuch...
~Magnus~
Obudziłem się z lekkim bólem głowy. Od razu wiedziałem, że musiałem wczoraj coś wypić. Tylko nie pamiętam, z kim, co i dlaczego... Ale mówi się "trudno." Ziewnąłem, wjeżdżając ręką pod poduszkę w poszukiwaniu mojego telefonu. Włączyłem go, widząc, że jest już po południu. Miałem też kilka wiadomości i nieodebranych połączeń.
Ogarnąłem też po chwili, że nie jestem w swoim łóżku. A, no tak, poszedłem wczoraj do Camille.
Księżniczka💙 skasował/a wiadomość.
Księżniczka💙 skasował/a wiadomość.
Księżniczka💙 skasował/a wiadomość.
Uniosłem brwi w górę. Co on odwala?
4 nieodebrane połączenia od: Księżniczka💙
3 nowe wiadomości od: Izza👩🏻.
Westchnąłem zmęczony. Czułem się tak, jakbym dostawał opieprz za nic.
Izza👩🏻: Czemu ignorujesz mojego brata?
Izza👩🏻: Straciłeś rozum.
Izza👩🏻: Potem się tylko nie dziw że się na ciebie obraża 😾👌
Schowałem telefon z powrotem pod poduszkę. Załatwię to wszystko potem...
Nagle usłyszałem czyjś pomruk obok siebie. Wtf. Szybko podskoczyłem, a potem spadłem z łóżka, bo byłem na jego krawędzi... No super. Dzień nie zapowiada się najlepiej. Za co?
Uniosłem głowę i spojrzałem na tego kogoś. Był to jakiś chłopak z czarnymi włosami. Spał na brzuchu z twarzą w poduszce. Miał odsłonięte plecy, a za chwilę zobaczyłem, że był w samych bokserkach. Spojrzałem na siebie. Ja też... Nie ma mowy, że ja z nim ten teges. Na pewno nie. Nie jestem taki puszczalski!
- Ej - mruknąłem głośniej. Trochę zabolała mnie głowa, ale próbowałem nie zwracać na to uwagi.
Chłopak coś mruknął i uniósł głowę, nie otwierając oczu.
- Że co...? - westchnął sennie.
- Dlaczego leżysz w łóżku razem ze mną?
Chłopak przekręcił głowę w moją stronę i lekko otworzył oczy, patrząc na mnie.
- Za mną leży jeszcze mój chłopak... - wymamrotał. Nie wiedząc, jak mam na to zareagować, spojrzałem na nogi łóżka. Rzeczywiście, leżał tam kolejny człowiek. Z białymi włosami. Chyba Jem...
- Ale my nie...? - spojrzałem na czarnowłosego, modląc się, żeby nie doszło między nami nawet do głupiego pocałunku.
- Oczywiście, że nie - ziewnął, marszcząc brwi. - Nie masz nawet osiemnastki. Poza tym mam kogoś, jak mówiłem przed chwilą...
- To co ja tu robiłem? - powoli wstałem na nogi.
- Spałeś, azjato. Nie wiem, czemu tu, ale ludzie po pijaku robią gorsze rzeczy. Nie mazgaj się - oświadczył, kiwnął głową i ponownie zatopił twarz w poduszce. Wywróciłem oczami i wziąłem jeszcze w rękę swój telefon.
Pochodziłem trochę po tym pokoju, szukając swoich ubrań, ale nie znalazłem ich. Obym nie zniszczył nic swojego...
Wyszedłem z tej sypialni i trafiłem do salonu, który pamiętałem z wczoraj. Było tu czysto, bez śladów po jakiejś imprezie, na której mógłbym się upić. Poszedłem przed siebie, aż nie usłyszałem dźwięków z jednego z korytarzy, który prowadził do kuchni. Podreptałem w tamtą stronę, czując przy okazji, że jest mi zimno.
W kuchni była Camille, jak się spodziewałem. W szlafroku stała na środku pomieszczenia, pijąc szklankę wody. Spojrzała na mnie, kiedy wszedłem do środka, i uniosła brwi.
- Dlaczego spałem z jakąś dwójką typów? - mruknąłem, zakładając ręce na piersi. - Jeden to chyba Jem, ale drugi?
- Zawlokłam cię tam, bo na początku chciałeś spać w wannie, przy której się rozebrałeś - wzruszyła ramionami, po czym uśmiechnęła się. - Tak, jeden to Jem, drugi to jego chłopak Will.
- Aha... - ziewnąłem i popatrzyłem po kuchennym blacie. Tu też było czysto. Spojrzałem na blondynkę, która akurat do mnie podeszła i podała szklankę wody. - W ogóle, co wczoraj robiliśmy?
- Zaprosiłam kilku kumpli - mówiła, podchodząc do blatu i kręcąc przy tym biodrami. - Dałam ci alkohol, który najwyraźniej ci posmakował, skoro urwał ci się film. Pograliśmy w butelkę. Przelizałam się z kilkoma typami, wliczając w to ciebie - odwróciła się i wysłała mi całusa w powietrzu. Ja po prostu stałem i piłem wodę, słuchając jej. - Potańczyliśmy trochę. Pamiętam też, że ty tańczyłeś z jakimś facetem na oparciu kanapy. Obaj stamtąd spadliście - wskazała na moje kolano, na które spojrzałem. Miałem tam siniaka. - I tako.
- Okey. Nie najgorzej - parsknąłem śmiechem, czując trochę ulgi.
- Chodź, odwiozę cię - powiedziała blondynka, drepcząc do wyjścia z kuchni. - I idź do łazienki się ogarnąć. Tam są też twoje łachy, jak mówiłam.
***
- Mam ochotę spać - powiedziałem, ziewając długo i opierając się łokciem o drzwi auta. Patrzyłem przez szybę na wystawy sklepowe.
- Co Alexander odpowiedziałby na takie coś? - westchnęła blondynka, którą chyba trochę irytowałem. Śmieszyło mnie to.
- Powiedziałby "śpij" i położył się ze mną nawet na ławce w parku, jeśli zachciałoby mi się spać wtedy, kiedy przechodzilibyśmy parkiem - powiedziałem, myśląc o moim przyjacielu i uśmiechając się przy tym.
- Mhm. Zrobiłabym podobnie. Tylko że ja zostawiłabym cię na tej ławce samego i poszła na imprezę z koleżankami.
- A z kolei ja nie położyłbym cię na ławce, tylko na chodniku przy koszu na śmieci.
Camille rzuciła we mnie paczką gum do żucia. Zachichotałem wrednie i z powrotem spojrzałem w szybę, orientując się, że dojeżdżamy pod moje blokowisko.
- Weź mnie odwieź pod drzwi - powiedziałem do niej. - Bo nie chce mi się chodzić.
Camille cmoknęła ustami w moją stronę. Mam nadzieję, że zrobi to, o co ją poprosiłem.
Nadzieja prysła, gdy blondynka wysadziła mnie dalej. Musiałem teraz wracać do domu jakieś 10 minut. Uh... Ja naprawdę pytam się: za co to wszystko?
***
Doszedłem pod mój blok, zauważając, że ktoś pod nim siedzi jak siedem nieszczęć. Normalnie byłoby mi trochę do śmiechu, ale gdy podszedłem bliżej, doznałem szoku, bo okazało się, że to mój Alexander. Od razu przyspieszyłem kroku.
- Alec - usiadłem obok niego. On tylko leniwie przejrzał mnie wzrokiem, po czym z powrotem spojrzał przed siebie, gapiąc się na ulicę. - Alexander. Co tu robisz?
- Czekam na szofera.
- Ale co robisz akurat pod moim blokiem? - patrzyłem na niego uważnie.
- Przyszedłem do ciebie. Niepotrzebnie.
- Ej... - nie wytrzymałem i kucnąłem przed nim. - Dawno przyszedłeś?
- Martwiłem się, debilu - mruknął i spojrzał w końcu na mnie. - A tobie ciężko nawet było telefonu odebrać czy napisać dwóch słów, że żyjesz.
- Co do SMS-ów to musimy jeszcze pogadać o twoim kasowaniu wiadomości.
- Zmieniasz temat, chcąc opieprzać mnie? - mruknął i wstał, omijając mnie. Sam wstałem i się odwróciłem, widząc, że podjechała limuzyna.
- Nie pogadamy teraz? - spytałem zmęczonym głosem, nie zatrzymując go. Nie miałem sił.
Zaczęło kropić, kiedy Alexander mi nie odpowiedział. Wsiadł do limuzyny, zanim szofer zdążył podejść i otworzyć mu drzwi. Mężczyzna spojrzał na mnie. Wzruszyłem ramionami, wzdychając i zerkając w górę. Zebrały się szare chmury. Super. Ten dzień nie może być gorszy. Kiedy limuzyna odjechała, odwróciłem się i poszedłem do siebie.
- I co, jak tam? - spytał skądś mój tata, kiedy trzasnąłem drzwiami, wchodząc do środka.
- Nie mów do mnie teraz, bo teraz moje życie nie ma sensu, bo Alec jest na mnie zły - powiedziałem tylko, jęknąłem i poszedłem do swojego pokoju, chcąc wejść pod kołdrę na resztę tego głupiego dnia...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top