#14 Dzień

~Magnus~
Szedłem po ogrodzie, patrząc na kwiaty rosnące wokół. Szukałem jakichś naprawdę ładnych, które spodobałyby się Alecowi. Zachciało mi się podejść do niego i wręczyć mu kwiatka. Może poprawi mu się humor...

Nagle przed sobą zobaczyłem ogrodnika kucającego przy krzaku róż. Podbiegłem do niego.

- Przepraszam? - spytałem, a mężczyzna z wąsem uniósł głowę i spojrzał na mnie. - Wie pan może, jakie są ulubione kwiaty panicza Alexandra?

- Oj, nie wiem, dzieciaku - wzruszył ramionami. - A w jakiej mają być intencji?

- Um... - zastanowiłem się. - No, w takiej romantycznej intencji - zaśmiałem się.

- To co innego jak nie róża?

- O, rzeczywiście - ucieszyłem się. Alec na pewno puści buraka na twarzy, kiedy dam mu różę. - A gdzie są te róże?

Mężczyzna uniósł brwi.

- Przede mną, dzieciaku?

~Alec~

Izzy: Ej bro. Powiedz mi co robisz?

Ja: Leżę?

Izzy: Nie to chciałam przeczytać 🙄

Ja: A co?

Izzy: Leżę Z MAGNUSEM.

Izzy: Gdzie on?

Ja: W kiblu. Bynajmniej tak powiedział.

Ja: Dalej nie wrócił XD

Izzy: Pewnie się podniecił bo zbyt długo na ciebie patrzył i poszedł sobie ulżyć.

Ja: Możesz skończyć?

Izzy: A ty możesz skończyć? 😣

Ja: Niby co?

Izzy: Nie zachowujecie się już jak para.

Westchnąłem, patrząc przez chwilę przed siebie. Dlaczego to wszystko musi być takie dołujące? Bynajmniej te głupie uczucia, które nie powinny się pojawić nigdy...

Ja: Bo nie jesteśmy parą 😑

Izzy: Ale jeszcze jakiś tydzień temu się tak zachowywaliscie.

Izzy: No wiesz.

Izzy: Calowanko po twarzy, (pewnie w usta jak nie patrzyłam) przytulasy, siedzenie na kolankach itd.

Ja: Isabelle, weź przestań.

Izzy: 😣🙄

Izzy: Jak wrócę z zakupów to sobie pogadamy.

Ja: Mhmmmmm.

Usłyszałem miauknięcie Churcha, które było dla mnie wybawieniem w tej ciszy przerywanej przez irytujące SMS-y od mojej siostry.

- Kici kici! - zawołałem kota.

I dopiero po chwili zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, jak tu wszedł bez otwierania drzwi. Spojrzałem w bok. Church podszedł do mnie. Zdziwiło mnie to, że przez jego grzbiet była przewiązana wstążka, pod którą wczepiona była róża. Aha...

Uniosłem wzrok w stronę drzwi, bo usłyszałem stuknięcie. Zobaczyłem Magnusa. Opierał się łokciem o podłogę, patrząc na mnie... Co najmniej dziwnie i poruszając brwiami. W ustach trzymał różę, a na głowie miał dwa wianki ze stokrotek. Wyglądał słodko i zabawnie. Aż się uśmiechnąłem.

- Twój ogrodnik potrafi robić wianki - powiedział przez różę w ustach i wszedł do środka, idąc do mnie. Nie szedł normalnie. Dreptał na czworaka.

Kiedy do mnie podszedł, dalej nie wiedziałem, jak mógłbym to wszystko skomentować. Magnus w końcu usiadł obok mnie, zdjął ze swojej głowy jeden wianek i położył go na moich włosach.

- Idealnie... - mruknął seksownie, patrząc na mnie.

Dlaczego on musi tak mówić... To krępujące. I jeszcze z tą różą w ustach... Nie mogłem powiedzieć, że mi się to nie podobało. Po chwili Magnus chwycił swoją różę w rękę i podał ją mi.

- Czerwony kwiat dla czerwonego Alexandra.

- Weź, nie jestem czerwony... - mruknąłem, chcąc przyłożyć poduszkę do twarzy. Ale przyjąłem kwiat, czując nawet, że jest to romantyczne i słodkie ze strony azjaty.

- A ja wcale cię zaraz nie pocałuję.

- Co? - otworzyłem szerzej oczy, ale wtedy Magnus szybko się do mnie przybliżył i pocałował mój policzek. Boże. Poczułem gorąc na całej twarzy.

Kiedy azjata się odsunął, uśmiechnął się do mnie szeroko. A ja czułem, że mogę dostać zadyszki od tak, bo Magnus pocałował mnie w policzek. Przecież to chore. Przyjaciele tak się nie czują! Ja nie powinienem tak się czuć!

- Chodź zagramy w grę, że całuję wszystko, co czerwone? - spytał z entuzjazmem Magnus. - Dam ci swoją czerwoną szminkę i pomalujesz sobie tym usta. Będzie fajnie.

- O czym ty mówisz? - zamrugałem zaskoczony, a Magnus po prostu się zaśmiał, jakby wcale nie proponował mi terac całowania. Dodatkowo denerwowało mnie to, że w środku chciałem się zgodzić.

- Żartuję przecież - zachichotał. Westchnąłem w duchu. Sam nie wiem, czy z ulgi czy rozczarowania. Jedno i drugie...

- No raczej... - mruknąłem, siadając wygodniej i ściskając różę. Spojrzałem na Churcha. - Dlaczego przywiązałeś do niego różę?

- Był moją zapowiedzią. Dotarł do ciebie, jak widzę.

- No tak... - uśmiechnąłem się lekko. Zaczynam trochę zazdrościć dziewczynom czy chłopakom, z którymi umawiał się wcześniej Magnus. Te randki nie mogły być normalne... Chciałbym się znaleźć na jednej z nich.

Zakrztusiłem się powietrzem przez swoją własną myśl.

- Nie możesz oddychać? - spytał z troską Magnus. - Mogę zrobić ci sztuczne oddychanie.

Czułem, że moje płuca zaraz naprawdę zaczną się dusić, ale wtedy Magnus się odwrócił, bo przyszedł do nas Jace. Uff...

- Co robicie? - spytał blondyn, podchodząc do nas. Pstryknął wianek na głowie Magnusa. - Znowu jakieś przebieranki?

- Zostaw to, bo rzucę Churcha na twój tyłek, kiedy się odwrócisz - burknął Magnus, trzymając swoją koronę ze stokrotek. Cieszyłem się, że narazie nie zwracają na mnie uwagi i mogę wrócić do normalnego oddychania, uspokoić się, ale wtedy Jace spojrzał na mnie.

- Wyglądasz jak dziecko z tymi kwiatkami na głowie.

- Nikt tak dobrze nie wygląda z kwiatkami na głowie jak mój przyszły chłopak - mruknął Magnus. I mówił coś dalej, ale mój głupi mózg i serce postanowili zatrzymać się na ostatnich trzech słowach.

~Magnus~

- Nikt tak dobrze nie wygląda w kwiatkach na głowie jak mój przyszły chłopak - mruknąłem obrażony, a Jace parsknął śmiechem. - Zazdrościsz, że Clary ci takich nie robi?

- Nie potrzeba nam kwiatowej adoracji. Jesteśmy niezależną parą.

- A mi i Alecowi nie potrzeba tutaj takiego plebsa jak ty - pstryknąłem palcami i wskazałem na drzwi. - Idź spaść z drabinki.

Church miauknął, na pewno popierając mnie, na co się uśmiechnąłem. Jace tylko wystawił do mnie język.

- Przyszedłem tylko po to, żeby powiedzieć wam... - zaciął się, patrząc na Aleca. Spojrzałem za siebie. Alec siedział bez ruchu, czerwony na twarzy. Matko, jak ja czasami cholernie pragnę poznać jego myśli!

- Mój kot czasami tak wygląda - skomentowałem z rozbawieniem.

- Nieważne - Jace machnął ręką i spojrzał na mnie. - Wchodźcie do limuzyny, bo jedziemy na ognisko.

Ucieszyłem się. Pokiwałem głową, a kiedy Jace poszedł do wyjścia, wziąłem różę od Churcha i rzuciłem nią w tyłek blondyna. Nie zareagował na to i po prostu zszedł ze strychu. Spojrzałem na Aleca. Dalej siedział jak zamarźnięty sopel i intensywnie o czymś myślał. Okey, jedyne, co robił, to machał różą.

- Alec, idziemy parzyć tyłki przed palącym się drewnem - powiedziałem. A kiedy mi nie odpowiedział, spojrzałem w dół na jego usta.

Ciekawie by było, gdybyśmy się pocałowali. Przyjaźń poszłaby się jebać, ale za to mielibyśmy miłość, prawda? Rzadko mam takie fantazje o nas w związku, ale czasami się zdarza. Cóż, jak pisałem do Camille "nic nie wiem. Możliwe."

- Alec... - powiedziałem znowu, ale zdziwiłem się i to mocno, kiedy zobaczyłem, że tego Lightwood'a przede mną nie ma. Był jeszcze chwilę temu! Ja pierdzielę, na serio ninja.

***

~Alec~

Podszedłem do limuzyny, bo okazało się, że jedziemy na ognisko. Nie chciałem tam jechać. Ale trudno, i tak wciągneliby mnie siłą do auta... Przy którym stali rodzice, Jace, Clary, Simon, Maia i Max. Nie widziałem Isabelle ani Magnusa. Podszedłem do Jace'a.

- Gdzie Izzy i Magnus? - spytałem. Odpowiedziała mi Clary stojąca obok niego.

- Isabelle na zakupach i zajedziemy po nią do miasta - powiedziała.

- Ta, a Magnus? - rozejrzałem się po bokach.

- Za tobą? - mruknął Jace.

Szybko się odwróciłem. Rzeczywiście, Magnus stał za mną, gapiąc się w swój telefon. Zauważyłem, że coś urósł. Spojrzałem w dół i już wiedziałem, co jest tego przyczyną. Nałożył on swoje buty na koturnie.

- Co robisz? - spytałem.

- Piszę.

- Z kim?

- Z dziewczyną.

Zamrugałem zdezorientowany. On ma dziewczynę? Co? Oby nie...

- Ym... Twoją...? - mruknąłem. Magnus uniósł głowę i spojrzał na mnie z rozbawieniem. Czyli jednak nie ma dziewczyny, uff... A dlaczego ja w ogóle martwię się takim czymś?!

- Alexandrze, przecież ja nadal czekam, aż mnie pocałujesz i powiesz, że chcesz ze mną być.

Spojrzałem na niego. I naprawdę poczułem spory impuls, żeby zrobić to, co powiedział.

- Żartowałem.

~Magnus~

- Żartowałem - zaśmiałem się i z powrotem spojrzałem w telefon.

Cam💛: Chyba przyjadę już za kilka dni, Bane.

Cam💛: Bój się ☠️

Ja: Pfff 😏 ciebie? Pff 😏 Czm niby? Pff 😏

Cam💛: Alexander będzie o ciebie zazdrosny 😘

Ja: Niee 😂

Cam💛: Taak. Zobaczysz 😚

Ja: Dlaczego miałby być o mnie zazdro? 😂

Cam💛: Bo będę twoją dziewczyną, kochanie 😊

Zaśmiałem się do telefonu.

Ja: No nie wiem 😹👌

Uniosłem głowę, bo usłyszałem trzaskanie drzwiami. Wszyscy wchodzili do limuzyny.

Cam💛: Zobaczymy, zobaczymy 👑

Ja: Dobra, lecę. Elo 👑

Cam💛: Potem zadzwonię 😉

Ja: Oke 😍 byee.

Schowałem telefon i szybko wlazłem do limuzyny. Usiadłem obok Jace'a. Spojrzałem przed siebie. Alec siedział na kanapie przede mną, między Maią a Maxem, co było niedopuszczalne. Powinien siedzieć obok mnie albo na moich kolanach. Jak zazwyczaj, kiedy jeździmy na jakieś wycieczki.

- Aleś! - spojrzałem na niego. Leniwie odwzajemnił moje spojrzenie. Tylko te jego było całkowicie pozbawione dobrego humoru. Jakby nie tolerował nawet tego, że oddycha. Naprawdę nie wiem, co się z nim ostatnio dzieje. - Chodź do mnie - poklepałem miejsce obok siebie.

- Posiedzę tu - mruknął cicho, przez co miałem problemy z usłyszeniem go, bo Simon głośno rozgadał się z Maią.

- No chodź - tym razem poklepałem swoje kolana. Lecz Alec już na mnie nie patrzył. Wstałem ze swojego miejsca i podszedłem do niego, siadając obok Maxa. - Młody, zamień się miejscami.

- Za co? - spojrzał na mnie, poprawiając okulary.

- Dam ci to małe coś do grania. Tą taką konsolkę, na której grał Simon.

- Okey - uśmiechnął się. Wstałem z miejsca i podszedłem do Simona, prawie się wywracając przez któregoś z rodziców Aleca, bo zarzucił tyłem wozu na zakręcie. A ja byłem jeszcze na tych koturnach.

- Ej, Sisi - spojrzałem na Simona. Razem z Maią spojrzeli na mnie, Simon marszcząc brwi.

- Sisi?

- A co, wolisz "kotku"? - mruknąłem zaczepnie, a Maia parsknęła śmiechem. - Daj konsolę. Wiem, że masz.

- A co za to dostanę?

- Dlaczego wy wszyscy coś chcecie?! - burknąłem zirytowany.

- Trzeba ciągnąć korzyści - oznajmiła Maia.

- Uh, Isabelle da ci buziaka - spojrzałem na Simona.

- Gdzie? - spytał zainteresowany. Ha, prawie się podniecił. O ile "prawie."

- W dupę.

- O czym wy gadacie? - wtrącił się nagle Jace.

- Odwróć twarz - mruknąłem i znowu spojrzałem na Simona, który patrzył na mnie z uniesioną brwią. - To gdzie chcesz tego całusa?

- Ym... - trochę się zawstydził. - A nie wiem...

- Okey, dostaniesz w usta - powiedziałem i wystawiłem rękę. Simon się ucieszył i podał mi tą małą konsolę, o którą tak walczyłem.

Szybko wróciłem do Maxa. Zadowolony chłopiec wziął tą zabawkę i po prostu usiadł na podłogę, a ja przysunąłem się do Aleca. W końcu!

- Hejka - uśmiechnąłem się. Ale mimo moich starań o zdobycie miejsca obok niego, on nawet na mnie zerknął. Po prostu westchnął, wstał i usiadł obok Jace'a. Aha...

- Chcę posiedzieć sam, okey? - wymamrotał.

- No ale Alexandrze... - jęknąłem wręcz błagalnie.

- Sam, Magnus.

- Raczej beze mnie. Siedzisz obok każdego normalnie, tylko obok mnie nie chcesz - próbowałem przypadkiem nie krzyknąć. Alec tylko wzruszył ramionami. Nawet nie wiedziałem, za co jest na mnie taki zły. Ale to nie zmienia faktu, że zrobiło mi się przykro...

***

Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się przed galerią, a za chwilę wsiadła do nas Isabelle wraz z Lydią i kilkoma torbami zakupów.

- Elo wszystkim - przywitała się wesoło Isabelle. Obydwie odłożyły torby w kącie i opadły na kanapę przy Alecu. Westchnąłem, patrząc na niego, ale za chwilę spojrzałem na Izzy.

- Iz? - machnąłem do niej ręką. - Chodź tu na chwilkę.

- Magnus, nogi mnie bolą - jeknęła, patrząc na mnie. Nagle zmarszczyła brwi i zerknęła na swojego brata. Potem znowu na mnie. - Dlaczego wy nie siedzicie razem? Co to ma być za cyrk?

- Chodź tu po prostu - mruknąłem. Zerknąłem też na Simona, który przerzucał wzrok z Isabelle na mnie, czekając na swój debiut, który miałem mu załatwić.

Isabelle, nadal zamyślona nad tym, dlaczego nie siedzimy z Alekiem obok siebie (ja też, przez co straciłem humor) podeszła do mnie, czochrając po drodze Maxa po głowie i usiadła przy mnie.

- Musisz pocałować Simona - powiedziałem do niej. - W usta.

Dziewczyna spojrzała na niego. Posłała mu uśmiech, po czym wróciła wzrokiem na mnie.

- Okey - uśmiechnęła się i poszła do Simona. Bez krępacji usiadła sobie na jego kolanach i namiętnie pocałowała. To sprawiło, że lekko się uśmiechnąłem. Spojrzałem na Aleca.

Ze złą miną patrzył na poczynania swojej siostry, po czym odwrócił wzrok. Pogapiłem się trochę na niego, czując, że tęsknię. Ciekawe, czy on też.


***

Siedzieliśmy na ławkach wokół ogniska. No, nie wszyscy, bo państwo Lightwood poszli wraz z Maxem i Maią do lasu zbierać grzyby czy coś innego, a Jace lizał się gdzieś z Clary.

Na jednej ławce, smażąc pianki na patykach siedzieli Simon i Isabelle, na drugiej Alec rozmawiający z Lydią. Ja siedziałem sam na kolejnej ławce, co było co najmniej dziwne. Na szczęście nie byłem sam w świecie wirtualnym, bo pisałem z Camille. Jednak wewnętrznie i tak umierałem, przez Aleca, który był blisko a jednocześnie tak daleko.

Cam💛: Ej, a że tak spytam, to Alexander jest prawiczkiem?

Ja: Nie wspominaj mi o nim 😣

Cam💛: Ojej...

Cam💛: Będę.

Cam💛: O co chodzi?

Cam💛: Nakarm mnie swoim cierpieniem, Magnusie.

Ja: Ehh...

Ja: Możesz gadać przez tel? 😥

Cam💛: Yeea 📞

Cam💛: ❤️

Ja: 💔❤️

~Alec~

Siedziałem i patrzyłem na Magnusa, który pisał z kimś na telefonie. Widziałem, że nie był zbytnio szczęśliwy. I wiedziałem, że to przeze mnie, przez co czułem na siebie złość.

Nie wiem, dlaczego jestem takim okropnym przyjacielem, ale to właśnie chyba z tego powodu, że nie chcę być już tylko przyjacielem... Co nie zmienia faktu, że i tak nie chcę siedzieć przy Magnusie, bo jestem wtedy bardziej narażony na jego teksty i miny, przez które reaguję jak reaguję. I te właśnie reakcje mogą mnie zdradzić.

- Słuchasz mnie? - szturchnęła mnie Lydia.

- Nie - mruknąłem. Nie wiem w ogóle, dlaczego usiadła na mojej ławce. Powinna dosiąść się do Magnusa. Miałaby więcej rozrywki.

Nagle zwróciłem uwagę na Magnusa, który uśmiechnął się lekko, wstał z ławki i przystawił telefon do ucha.

- Hej, kochanie... - powiedział. Reszty nie słyszałem, bo szybko odszedł dalej. Ale to jedno słowo mnie zabolało. Czyli ma dziewczynę... Dlaczego mnie okłamał?

- Alec...

- Weź usiądź na inną ławkę - mruknąłem zirytowany.

- Ale ja chciałam tylko powiedzieć, że masz pająka na nodze.

- CO.

~Magnus~

- Oj tam - powiedziała Camille. - Nie przejmuj się. Chłopcy zachowują się czasami tak, jakby mieli okres. Alexander ma okres. Minie mu.

- Mam nadzieję... - westchnąłem smutno.

- Ja nie. Lubię słuchać twoich żalów. O, a poza tym, jutro będę...

Reszty jej wypowiedzi nie słyszałem, bo zagłuszył ją krzyk. Mojego głupiego aniołka. Natychmiast pobiegłem do ogniska.

Zatrzymałem się, widząc, że Alexander wchodzi na oparcie od swojej ławki. Był przerażony i coś piszczał. Nie mogłem zrozumieć, co, ale wiedziałem, dlaczego, bo takie coś już się zdarzało. Ja zawsze byłem wtedy bohaterem.

Wsadziłem telefon do kieszeni i podszedłem do jego ławki, zerkając przy okazji na Simona i Lydię, którzy zdezorientowani gapili się na Aleca. Izzy natomiast miała w nosie swojego brata i mówiła coś do Simona.

Wzrokiem odnalazłem pająka chodzącego pod ławką Aleca i zdeptałem go butem. Uniosłem głowę z powrotem i wystawiłem ręce do Aleca, jakbym zdejmował przestraszonego kotka z drzewa, a wtedy on rzucił się na mnie. Przytuliłem go i odsunąłem się z nim od zwłok owada.

- Nie mogliście po prostu zabrać tego pająka? - mruknąłem, patrząc ponad ramieniem Aleca na Lydię i Simona. Alec trząsł się jak fretka i tulił do mnie. Podziękowałem w duchu temu robakowi, którego zabiłem, bo dzięki niemu mogę przytulić się do mojego przyjaciela, za którym tęskniłem.

- Ale ja nawet nie wiedziałem, dlaczego on tak krzyczy - powiedział nadal zdezorientowany Simon. Zirytowana w końcu Izzy usiadła na jego kolana, żeby zwrócić na siebie jego uwagę.

- A ja nawet nie widziałam tego pająka, jak Alec zaczął skakać po tej ławce - mruknęła Lydia. Wywróciłem oczami na ich tłumaczenia. Pogłaskałem Aleca po włosach. Powoli przestawał tak bardzo się trząść.

- Złego pająka już nie ma - powiedziałem do jego ucha. - Nawet go nie zobaczysz.

Alec powoli się ode mnie odsunął, biorąc głębokie oddechy.

- Ale inne mogą tu być... Mogą chcieć się zemścić za tamtego... - jeknął i rozglądnął się.- Pewnie już są w trawie...! Zabierz mnie stąd! - pisnął i rzucił się na mnie. Nie jak wcześniej, bo tym razem skoczył, oplatając mnie nogami w pasie. Objąłem go więc rękoma. Poczułem spore zadowolenie i uśmiechnąłem się lekko. Postanowiłem usiąść też na ławkę, bo prawie wywróciłem się na swoich koturnach.

- Jeśli tu przyjdą, dostaną koturnem po dupach - powiedziałem.

Podszedłem do ławki i usiadłem na nią, więc Alec siedział okrakiem na moich kolanach i wciąż nie odklejał się ode mnie. Zmrużyłem oczy, postanawiając cieszyć się tą chwilą póki mogę. Bo wiedziałem, że to wina strachu i za moment mógł minąć mu szok spowodowany fobią. I pewnie znowu ode mnie ucieknie. Przytuliłem go mocno, nie chcąc tego...

- Ooo... - usłyszałem z boku. Spojrzałem na Isabelle, która patrzyła na nas z dwuznacznym, zaspokojonym wyrazem twarzy. - Grzeczni Malec.

Poczułem, jak Alec się wierci, a za chwilę ode mnie odsuwa. Spojrzał na swoją siostrę.

- Czy łaskawie możesz przestać tak gadać?

- Jak? Malec? Spójrz, gdzie siedzisz - puściła do niego oczko.

Alec zmarszczył brwi i spojrzał na mnie. Natychmiast zrobił się cały purpurowy i spadł z moich kolan, prawie że wpadając do ogniska.

- Co to były za krzyki? - spytała nagle Maryse. Razem z Robertem, Maią i Maxem wrócili do nas.

- Alexander zobaczył pająka - wzruszyłem ramionami, wzdychając. Jeszcze przez chwilę czułem na kolanach te wspaniałe uczucie ciężaru, świadczące o tym, że siedział na nich Alexander...

Spojrzałem na Aleca, który chyba ciągle się na mnie patrzył, bo gdy ja to zrobiłem, odwrócił wzrok, szybko wstał, otrzepał się i usiadł na ławce obok Isabelle.

***

~Alec~

Gapiłem się w ognisko, mając ochotę wrzucić do ognia wszystkie pająki świata. Jednocześnie słuchałem muzyki z radia, które przynieśli rodzice.

Przypomniały mi się wcześniejsze wypady na ogniska czy grille, bo kiedy tylko leciały skoczne piosenki, wraz z Magnusem wstawaliśmy z ławek czy ziemi i tańczyliśmy razem. Tak po prostu. Nie zwracając uwagi na to, że nikt inny nie tańczy i wyglądamy co najmniej głupio. Nam było fajnie i tylko to się liczyło. A teraz co? Nie mogę go nawet normalnie przytulić... I to wszystko przez te głupie uczucia, których jest za dużo...

Spojrzałem na Magnusa. Gapił się w ognisko. Serce mi się krajało, gdy widziałem go takiego spokojnego, smutnego wręcz, pozbawionego tego jego wigoru i życiowej energii. I pomyśleć, że to wszystko moja wina...

Nagle z radia zaczęła wydobywać się nasza ulubiona piosenka, przy której zawsze tańczyliśmy, nawet wtedy, kiedy padał deszcz. Znaliśmy tekst na pamięć. Zauważyłem, że Magnus macha ramionami w rytm piosenki i porusza ustami, bezgłośnie ją śpiewając. Nagle uniósł głowę i spojrzał na mnie.

Posłał mi delikatny uśmiech, po czym wstał ze swojej ławki. Przestraszyłem się.

- Zatańczysz?

~Magnus~

- Zatańczysz? - spytałem i wyciągnąłem rękę do Aleca. Nie mogłem tego nie zrobić, mimo, że psychicznie nie czułem się najlepiej. Ale w końcu leciała nasza piosenka.

- Nie, dzięki... - powiedział zestresowany i skulił się trochę. Przekręciłem głowę i nie chciałem szybko się poddawać. Może się uda.

- No dawaj, Aleś...

- Alec! - krzyknęła Izzy, patrząc na niego. - Wstawaj i tańcz.

- Co? - spytał nagle Robert. - Chłopcy nie tańczą? To nie wasza piosenka?

- Alec pewnie dalej widzi pająki - powiedział Jace. Zignorowałem ich wszystkich i spojrzałem na Aleca, który lekko uniósł na mnie wzrok.

-Alexandrze.

- Nie chcę, okey? - mruknął niespokojnie i wstał z ławki, szybkimi kroczkami odchodząc od ogniska. Myśli, że ucieknie? Jeśli tak, musi wiedzieć, że tym właśnie mnie zdenerwował, choć byłem do tej pory spokojny. Poszedłem za nim.

- Alec! - pobiegłem do niego i ustałem przed nim. Zaczynało też powoli się ściemniać.

- Magnus... - mruknął i chciał mnie ominąć, ale złapałem go za ramię.

- Nigdzie nie idziesz - burknąłem. Może chamsko, ale trudno.

Alec zatrzymał się, lecz i tak nie patrzył na mnie.

- Powiedz mi, do cholery jasnej, co ci jest?

- A dlaczego mnie okłamałeś...? - spytał cicho i spojrzał na mnie. Mimowolnie ochłonąłem, widząc jego wyraz twarzy.

- Niby z czym?

- Mówiłeś, że nie masz dziewczyny... - mruknął, zerkając w dół. - A słyszałem twoje "kochanie", gdy gadałeś przez telefon...

Jezus... Kretyn.

- Mam ochotę strzelić facepalma, wiesz? - westchnąłem. - Ale zbyt mnie wszystko boli. Mówiłem to do przyjaciółki. Do ciebie też tak mówiłem, kiedy się przyjaźniliśmy.

- Kiedy...? - spojrzał na mnie z szokiem i smutkiem w oczach. - A teraz nie? Nie przyjaźnimy się?

- A w ogóle chcesz? - jeknąłem bezsilnie. - Bo ja widzę, że nie. Że masz mnie przez coś dość i że brzydzisz się mną, bo nie chcesz nawet na mnie patrzeć.

- To nie prawda, Magnusie Bane - prawie podniósł głos. Trochę uspokoił mnie jego pewny siebie ton głosu. - Nie prawda. Nie chcę żyć bez ciebie.

- Tak? - uniosłem brew w górę. - Zachowujesz się inaczej. Jeśli rozdział ze mną jest dla ciebie skończony, po prostu to powiedz, zamiast robić takie podchody, okey?

- Nie gadaj głupot... - powiedział lekko drżącym głosem Alec i zbliżył się do mnie. - Jesteś jedyną osobą, z którą nie chcę mieć tylko jednego rozdziału, rozumiesz? Chcę więcej, okey? Nie odchodź ode mnie... - pokręcił przecząco głową, wręcz desperacko.

- Chcesz kręcić ze mną dalej? - spytałem, patrząc na niego uważnie.

- Do końca, Magnus - odparł dobitnie.

- To zrób coś dla mnie.

- Okey, okey... - wziął mnie za rękę i patrzył mi w oczy. - Co takiego? Powiedz.

- Po prostu ze mną zatańcz. Piosenka jeszcze się nie skończyła - uśmiechnąłem się lekko. Alec zrobił to, o co go poprosiłem.

Tego wieczoru tańczyliśmy długo, nawet gdy muzyka przestała grać i wszyscy uciekli do auta, bo zaczął padać deszcz, a z czasem było słychać grzmoty burzy.

Ja tańczyłem z Alekiem i czułem się tak, jakbyśmy byli na jakiejś krawędzi, z której w każdej chwili mogliśmy spaść, ale pierwszy trzymał się drugiego, a drugi pierwszego. I właśnie tak było dobrze i tak powinno być.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top