#11 Dzień

~Magnus~

Jechałem na deskorolce obok Aleca, próbując go wyprzedzić. Ale gdy byłem już obok niego, ten przyspieszał na nowo.

- Czy mogę choć raz jechać pierwszy? - burknąłem, patrząc na niego.

- Na pewno tego chcesz? - spojrzał na mnie.

- Dlaczego nie?

- Dlaczego tak?

- Bo tak chce moje ego? - uniosłem brwi.

- W porządku - Alec zaśmiał się, uniósł ręce i trochę zwolnił, a ja wyjechałem na przód. W końcu. - Swoją drogą, myślisz, że jazda po domu to dobry pomysł?

- Lepiej po twoim niż po moim - powiedziałem, trochę zwalniając, bo przed nami był zakręt. Jakby te korytarze nie mogły być dłuższe. Wszędzie zakręty jak w głupim labiryncie.

- Tylko uważaj.

- Na co? - odwróciłem głowę, patrząc na Aleca.

- Ktoś może być za zakrętem. Potrąciłbyś Jace'a - parsknął śmiechem.

~Alec~

- Bez przesady, nikogo tam nie bę... - przerwał, bo gwałtownie skręcił za zakrętem i tyle go widziałem. Usłyszałem trzask i krótki krzyk. Nie wiedziałem, czy bardziej mnie to rozbawiło czy zaniepokoiło. W każdym razie wypadałoby pomóc.

Zeskoczyłem ze swojej deskorolki, która pojechała prosto i uderzyła w ścianę. Doskoczyłem do zakrętu i obleciałem całą sytuację, bojąc się, że Magnus kogoś potrącił... Ale potrącił wiadro od mopa.

Siedział na dupie przy przewróconym wiadrze. Miał mokre nogi i patrzył się na to wiadro, jakby nigdy nie używał mopa. Albo używał, ale na sucho.

- Już się bałem, że to Max - uniósł głowę i spojrzał na mnie. Powoli zaczął się uśmiechać, a ja się śmiać, bo jak mogłem nie śmiać się z Magnusa, który potknął się o wiadro z wodą. Żałowałem tylko, że nie mam przy sobie telefonu, żeby uwiecznić tą chwilę.

- O matko, wszytko w porządku? - nagle z pokoju obok wyszła jedna z pań pracujących w moim domu. W ręce trzymała mop.

- Dlaczego wiadro leżało na środku korytarza? - Magnus spojrzał na kobietę, jakby to była jej wina. Zdusiłem w sobie śmiech. Idiota, naprawdę...

Kobieta rozejrzała się i spojrzała na mnie.

- Czy panicz i jego kolega jeździli na deskach po rezydencji?

Znowu udzielił się za mnie Magnus, kiedy już otwierałem usta.

- A czy pani nie wie, że jest pani w domu, gdzie są głupi nastolatkowie z deskorolkami? Taki wypadek łatwo przewidzieć, doprawdy - żachnął się azjata. Przez niego możemy dostać zaraz większy opieprz od moich rodziców.

- Magnus, uważaj - spojrzałem na niego, uśmiechając się lekko. - Pani Linette ma w ręce mopa.

- Wow, a ja deskę pod ręką - wystawił rękę w bok i pomacał dywan. Przekręcił głowę, patrząc na dywan. Też się rozejrzałem. Jego deska leżała na drugim końcu korytarza. Magnus zrobił smutną minę i spojrzał na mnie. - Wpłać za mnie jakąś kaucję, gdy już pójdę do kicia... Nie mam czym się obronić... - schował twarz dłoniach. Miałem nadzieję, że się w końcu zamknie i pozwoli mi naprawić sytuację. Spojrzałem na pani Linette, która niezadowolona patrzyła na azjatę.

- Bardzo przepraszamy - powiedziałem i podszedłem do Magnusa, biorąc wiadro w ręce. Podałem je kobiecie, która popatrzyła na mnie wymownie.

- Będę musiała powiedzieć o tym rodzicom panicza.

Ło nie...

- Magnusie, czy ty płaczesz?

Szybko spojrzałem na Magnusa i kolejną kobietę za nim. Zdezorientowany Magnus uniósł głowę, spojrzał na mnie z urazą na twarzy, a potem z tą urazą za siebie. Ucieszyłem się na widok pani Annabel.

- Ja i płacz? - prychnął, a pani Ann się zaśmiała i pomogła mu wstać z podłogi. - Proszę pani, ja nie płaczę nad rozlanym wiadrem.

- Chłopcy, uciekajcie - kobieta posłała mi uśmiech i podeszła do pani Linette, która nie była za bardzo  zadowolona, z tego, co widziałem. Ale postanowiłem nie narzekać. Wziąłem swoją deskę w rękę i pobiegłem przed siebie, po drodze zgarniając Magnusa, który chyba znowu chciał się odzywać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top