✨Rozdział 8✨
Spanikowany Magnus wywracał biurko Williama do góry nogami w poszukiwaniu kluczyka od kajdanek.
Nie przewidział tej opcji, gdy skuwał się z Alekiem. A konkretniej to nie przewidział tego, że Lightwood okaże się upierdliwym skrzatem, osobą przypominającą dementora wysysającego z Magnusa ostatnie smugi szczęścia rozmyte na duszy.
Bane uszufladkował tak Aleca w kilka godzin. Nie kilka dni, tygodni czy miesięcy. W kilka marnych godzin, od kiedy do głowy przyszedł mu pomysł błyszczących kajdanek. Azjata chyba nie poznał jeszcze człowieka, którego miałby serdecznie dość po tak krótkiej znajomości.
Godzinę temu Magnus postanowił się ubrać i pomalować, czyli przemienić się w pięknego klejnota, od którego pospóltwo nie mogłoby oderwać wzroku. Zdążył nanieść na twarz kolorowy i brokatowy makijaż - umierając powolutku od słuchania znudzonych pomruków siedzącego obok Alesia, od niechcenia pytającego się, co od czego służy - dopóki nie dotarło do niego, że z kajdankami nie może się przebrać.
Kiedy w gorączce przewertowywał każdy zakamarek w pokoju Willa i Jema, pozostawiając za sobą bajzel jak po trąbie powietrznej, jego żółty szlafrok falował jak peleryna czarownika. Nadgarstek zniewolony metalową obręczą pulsował ostrym bólem od ciągania za sobą Aleca, który chamsko nie chciał azjacie pomagać.
Aczkolwiek w szczelinach magnusowego umysłu czaiła się nadzieja na to, że nędzny charakter Alexandra spowodowany jest kacem i nowym miejscem, do którego się nie przyzwyczaił. Po kilku dniach powinno być lepiej... Może się polubią?
Magnus zawył głośno i ukląkł na środku pokoju. Umęczonym spojrzeniem przemierzał panujący wokoło bałagan, którego nie zamierzał sprzątać.
- Powinnyśmy to posprzątać - powiedział z tyłu Alec. Żyła na czole Bane'a zapulsowała niebezpiecznie. - Znaczy, ty powinieneś, ale mogę ci pomóc...
Zdawało się, że Alec miał dopowiedzieć coś jeszcze, jednak jego uwagę przykuł miauczący Prezes Miau. Kociak wszedł do pokoju, przeskakując nad górą bielizny wytrząśniętej z szafek Willa i Jema.
Azjata zignorował Lightwooda oraz Prezesa i chwycił za telefon.
Kiedy William nie odbierał, a James powiedział, że nie wie, gdzie jego chłopak jest, Bane wystartował z wydzwanianiem do każdego mieszkańca danego lokum.
I, jak mógł się spodziewać - nikt nie wiedział, gdzie Herondale mógł ukryć kluczyk od kajdanek. Pomijając fakt, że przyjaciele nie mieli nawet pojęcia, że jakieś kajdanki w ich mieszkaniu istnieją. I że obecnie ciągną Magnusa na dno załamania nerwowego.
Kiedy Bane wcisnął zieloną słuchawkę, nad którą prezentowało się imię Catariny, przystawił telefon do ucha, a potem gwałtownie spojrzał za siebie, słysząc dziwnie brzmiące, miłe pomruki.
- Halo? - spytała w słuchawce dziewczyna.
Magnus obserwował niewielki uśmiech na twarzy Aleca. Siedział na ziemi tak jak Bane, a głaskany przez niego kociak mruczał głośno i ocierał się o skrzyżowane po turecku nogi.
Niecodzienny widok. I nie ze względu na Aleca - nowego współlokatora - tylko z powodu Miau. Ten kot zawsze bywał wybredny co do ludzi. A tu proszę, polubił chłopaka, którego Magnus znienawidził po kilku godzinach.
- BANE! - wrząsnęła Loss.
Magnus drgnął i przypomniał sobie, że trzyma przy uchu telefon. Odwrócił wzrok od swojego zdradzieckiego kota i dał znak życia przyjaciółce:
- Najpierw spytam, czy wiesz, że William posiadał takie kajdanki z długim łańcuchem - zaczął Bane i wyczekiwał odpowiedzi, która nadeszła z opóźnieniem.
- Nie... Ale ostatnio przychodziło do niego dużo paczek z AliExpress. Pewnie zamówił sobie także kajdanki. Nie grzebię w cudzych rzeczach jak ty, wiesz?
Bane westchnął okropnie.
- Zadzwoń do niego, nie do mnie - poleciła Catarina.
- Nie odbiera! - wykrzyknął z bólem Magnus. - A Jem i Tessa dopiero go szukają po szkole, bo nie było go na kilku lekcjach!
- Tak, wiem, że nie było go na kilku lekcjach. Mam oczy - oznajmiła, po czym spytała podejrzliwym tonem. - A o co ci w ogóle chodzi z tymi kajdankami, hm?
Magnus się zawahał.
- I jak tam z Alekiem? - dodała dziewczyna i coraz mniej brakowało, by jej głos przybrał barwę mamy, która sama przewiduje wszystkie złe postępki swoich dzieci.
Magnus zastanowił się, czy opłaca mu się wyjawienie prawdy przed ich przybraną matką... I stwierdził, że nie. I tak dostanie opieprz, gdy Cat wróci po szkole do mieszkania, ponieważ do tego czasu dowie się o pomyśle Bane'a z kajdankami i Alekiem. Magnus wyznał prawdę każdemu, do kogo się dodzwonił. Przyjaciele nie będą trzymać języków za zębami. Szczególnie wiecznie plotkujący o Magnusie Raphael i Ragnor.
Azjata kliknął czerwoną słuchawkę, gdy Catarina coś jeszcze mówiła. Sprawdził godzinę, co tchnęło w nim nutkę radości. Do końca szkolnych zajęć pozostało półtorej godziny. Tyle czasu raczej wytrzyma, prawda?
Schował urządzenie do szerokiej kieszeni szlafroku i spojrzał do tyłu. Alexander leżał już bokiem na podłodze, a Prezes dający upust swoim uczuciom mruczał i miauczał, wdrapując się na ramię swojej nowej, żywej zabawki. Bane westchnął.
- Chodźmy stąd - rzucił, wstając na nogi. Tym razem złapał drugą dłonią za łańcuch, by nie dopuścić do kolejnej rany na nadgarstku. - Jestem głodny. Póki coś przygotujemy i zjemy, tamci powinni już wrócić. Ja nigdzie nie wyjdę w tym szlafroku i kretynem w porwanym swetrze. Nadal śmierdzisz piwem, bo po prysznicu nie zmieniłeś tych cholernych ubrań, zdajesz sobie z tego sprawę? - skierował krytyczne spojrzenie na Alesia, który nie zareagował na komentarz o brzydkim zapachu.
- A nie posprzątamy tego? - spytał czerwony na twarzy Alec, podnosząc się szybko, jakby Bane nie siedział tu razem z nim i dopiero co nakrył go na zabawie z kotkiem. Mimo tego, Lightwood wziął Prezesa na ręce, gdy wstawał.
- Co ci tak przeszkadza ten syf? - syknął Magnus.
- Bo to nie nasz pokój - odparł spokojnie niebieskooki, przejeżdżając dłonią po gimnastykującym się na jego drugim przedramienu Miau. - To niegrzeczne.
- To wcale nie jest niegrzeczne - Bane skierował się do wyjścia, a Alec, ku jego uldze, za nim. Wyszli z pokoju i udali się do kuchni. - Tak zachowują się przyjaciele. Nie wiesz tego, bo w końcu żadnych nie miałeś, jak sam mi mówiłeś.
Aleś nie odpowiedział, a Magnus nie drążył.
Znaleźli się w kuchni. Bane zatrzymał się na środku pomieszczenia i przybrał myślicielską pozę; przeniósł ciężar ciała na jedną nogę, i oparł łokieć na drugiej ręce. Pocierał brodę i mrużył oczy, wgapiając się w szafkę naprzeciwko. W tym czasie Alec stanął przed lodówką. Przejrzał ją wzrokiem i spytał:
- Macie tak codziennie?
Magnus, nie rozumiejąc, odwrócił głowę.
- Ta lista. Jest na serio? - sprecyzował Alec i przytknął palec do żółtej kartki wiszącej na drzwiach lodówki, jednocześnie podtrzymując Prezesa wpinającego mu się na ramiona.
Na papierze było napisane:
ŚNIADANIA:
Poniedziałek - Naleśniki
Wtorek - Owsianka z owocami
Środa - Japonia
Czwartek - Kanapki z warzywami
Piątek - Tosty i jajecznica
Sobota - Co kto chce
Niedziela - Co kto chce
- Ta - odparł Bane, wrócił wzrokiem na pomagającą w myśleniu szafkę, i wyjaśnił: - Kto pierwszy wstaje, ten robi śniadanie. A że często narzekano, że nie wiedziało się, co zrobić, i w konsekwencji tego śniadania nie było, to Catarina się wkurzyła i walnęła na lodówkę tą listę.
- Aha...
Magnus zamknął na chwilę oczy, myśląc, że wtedy w jego ciemnym umyśle pojawi się neonowy obrazek dania, które mogliby z Alekiem zjeść, aczkolwiek jedyna myśl, jaka mu przyszła do głowy, to propozycja kolorowego drinka. Magnus nie starał się nawet temu zaprzeczyć. Odrobina alkoholu uwolni go od presji podjęcia decyzji o obiedzie.
- Sprawdź, co jest w lodówce, Aleś - powiedział, odwracając się i idąc do szafek pod blatem. Kucnął i syknął cicho, kiedy łańcuch napiął się, pociągając go za rękę.
- Jestem zajęty - sprzeciwił się Lightwood. - I nie mów do mnie "Aleś".
- Czym ty, do jasnej cholery, jesteś zajęty? - lodowaty wzrok Bane'a powędrował na chłopaka.
Odpowiedzią Aleca było uniesienie Prezesa, którego po chwili z powrotem przytulił. Miziany kot tryskał szczęściem podobnym do osoby okazującej mu ogrom atencji. Magnus prychnął.
Wstał, by z premedytacją odebrać Prezesa Lightwoodowi, jednak w tym momencie za kuchenną ścianą zachrobotał zamek od drzwi, które następnie się otworzyły.
- Nie bzykacie się?! - krzyknął męski głos. Torby, którymi najprawdopodobniej był obładowany, solidnie trzeszczały. - Magnus?! Alec?!
- Williamie! - wykrzyknął uradowany jak nigdy Magnus, prawie płacząc i w popłochu wybiegając z kuchni. Zupełnie zapominając o jednej, srebrnej sprawie.
Od razu zakwilił wraz z Alekiem, tak głośno, jakby liczyli na to, że bogowie odbiorą ich wiadomość i ześlą pomoc. Ograniczony w ruchach Magnus wywrócił się i klepnął na panele, gdy łańcuch prawie urwał mu rękę. Tuż za nim w mgnieniu oka pojawił się piszczący i podskakujący w agonii Alec, już bez Prezesa w ramionach.
Dwójka nastolatków z wykrzywionymi brzydko buziami złapała się za swoje nadgarstki, szukając ukojenia, kiedy zagrzmiał huczny śmiech Herondale'a, któremu aż wypadły pakunki z rąk.
- Will! - ryknął Magnus, jak obrażone dziecko siedząc na ziemi z wyprostowanymi nogami. - Ja chciałem cię przytulić, bo tak się ucieszyłem, gdy usłyszałem twój głos, ale teraz zasługujesz jedynie na mocnego kopa w dupę! Aleś! - ze zmarszczonymi brwiami zwrócił się do Lightwooda. - Daj mu kopa w dupę!
Niepocieszony, zgarbiony Alec masował uszkodzoną rękę i nie odrywał wzroku od podłogi.
Nagle go naszło na granie nieśmiałej cnotki, pomyślał z przekąsem Magnus. Bezsensownie zazdrosny, sądząc, że Alec reaguje w taki sposób na przystojnego Williama z białym uśmiechem.
- Przyniosłem obiad... - rechotał wspomniany Herondale, i wskazał na papierowe torby. - Tureckie kebaby...
- Udław się tym zasranym kebabem! - warknął Magnus. - Dawaj kluczyk!
- Jaki kluczyk? - zapytał ze złowrogim uśmiechem William. Chwycił pakunki w ręce, by przenieść je do jadalni. - Nie ma żadnego kluczyka.
Zaskoczony Bane momentalnie podniósł się z ziemi.
- Jak to nie ma kluczyka?
Herondale z nieznośnym triumfem na twarzy skierował się do stołu. By ominąć wrośniętego w ziemię Magnusa, zwyczajnie pchnął go biodrem, uważając na zakupy. Bane uderzył w tors Aleca, cały czas świdrując wzrokiem Williama.
- Kurde, durny kot - mruknął Will, kiedy Prezes wyskoczył z kuchni akurat pod jego nogi.
- Odpowiadaj - ponaglił Magnus, odklejając się od nieruchomego Alesia i ruszając się z miejsca. Lightwood, który nie miał za bardzo wyboru, dreptał z tyłu, po drodze chwytając na ręce kota.
- Wiesz, jak to jest z paczkami z AliExpress - zaczął Herondale i położył torby na środku stołu. - Chińszczyzna, więc często o czymś zapominają, bo mają wywalone. W tym zestawie nie było kluczyka, dlatego nie używałem tych kajdanek.
- To było trzeba je wyrzucić! - burknął rozzłoszczony Magnus. I głęboko przerażony wizją przecinania łańcucha piłą stołową, jak to próbowały papugi z filmu Rio.
- To po co je brałeś? - Will uniósł brwi, obserwując frustrację przyjaciela. Poszedł też w stronę szafek z alkoholem, doskonale wiedząc, co ukoi magnusowe nerwy.
- Bo miałem taki kaprys! - warknął Bane, który powoli przygasał, obserwując, jak William nalewa do dużych kieliszków bursztynowego "soczku."
Herondale dziarskim krokiem podszedł do azjaty i podał mu naczynie. Magnus bez zwłoki chwycił je i zatopił usta w kwaskowatym alkoholu.
William napił się swojej porcji i przeskanował wzrokiem kajdankową sytuację, w jakiej znaleźli się chłopcy.
- Nie wiem, Magnus, dlaczego tak się złościsz. To wygląda zabawnie, a ty lubisz bawić ludzi.
Zmrużone powieki azjaty przysłoniły zielonozłote spojrzenie, z którego gniew znikał wraz z kolejnymi strumieniami alkoholu wlewanego do ust.
- Nie denerwuj mnie - powiedział Bane. Zapomniał naraz o swoim problemie i popatrzył na przyjaciela. - A w ogóle, co ty tu robisz tak wcześnie? Słyszałem, że nie byłeś na lekcjach. Dostaniesz pasem po dupie od Cat. O, albo od Jema. To byłoby fajniejsze.
William uśmiechnął się cynicznie.
- Zło zależy od punktu widzenia - zacytował, co Bane rozpoznał po jasnym błysku w oczach. Następnie kontynuował już zwykłym głosem: - Poza tym, nie walnąłbym focha, gdyby okazało się, że Jem lubi na ostro.
- Mhm... - kiwnął głową Magnus. - Cieszę się twoim szczęściem. I chociaż tyle dobrego, że kupiłeś jedzenie - zerknął na pachnące torby. - Właśnie staliśmy w kuchni jak kołki i zastanawialiśmy się, co by tu zjeść na obiad.
- Jakby lodówka nie była pełna - zakpił Herondale.
- No, wiesz, pewien idiota nie chciał jej nawet otworzyć, bo głaskał Miau - powiedział kwaśno Magnus, po czym jednocześnie z Williamem spojrzeli na Aleca.
Lightwood stał z tyłu i chyba nie za bardzo przejmował się wyzwiskiem, jak i całym dialogiem dwójki pozostałych chłopaków. Ignorował ich na rzecz drapania Prezesa pod pyszczkiem.
- Musiało ci się nudzić z takim cichaczem - stwierdził William, z powrotem krzyżując spojrzenia z Magnusem.
- Nawet nie wiesz, co ja za piekło tu przeszedłem. Aleś wcale nie jest cichy. To diabeł wcielony...
- Nie wygląda na kłamcę... - parsknął z rozbawieniem Herondale. - Wątpię, żeby udawał teraz milutkiego, a kiedy nikt nie patrzy, dręczył ciebie.
- Sam się potem przekonasz - rzekł z wyniosłością Magnus. - Ja tylko chciałem powiedzieć, że go nie lubię - dodał, oceniając sytuację, jakby obgadywany przez nich człowiek nie stał dwa kroki dalej.
William razem z Magnusem przechylili kieliszki, dopijając alkohol do końca, jakby ostatnie słowa Bane'a były dobrym toastem podsumowującym krótką dyskusję o Alecu Lightwoodzie.
***
- Masło? Olej? - wymieniał William. - Palnik?
- Palnik? - sarknął Bane. - Machaj palnikiem przy swojej łapie. Od moich i Alesia rączek się odwal.
Herondale ugryzł kawałek kebaba i wychylił się do przodu, by objąć wzrokiem siedzącego przy Magnusie Aleca.
- A ty masz jakiś pomysł?
Alexander, nie uczestniczący w debacie na temat uwolnienia Magnusa i jego samego z okowów metalu, milczał i zaciskał usta. Odezwał się jednak po dłuższej chwili, zanim Bane zdążył go szturchnąć:
- Nie - odpowiedział zdawkowo, wzruszając ramionami.
William szybko stracił nim zainteresowanie i powrócił do patrzenia na przyjaciela spokojnie żującego kęs kebaba.
- To nie jest przesadnie gruby łańcuch - zauważył Herondale. - Pewnie pękłby, gdyby walnęło się w niego młotkiem czy siekierą.
- Aha, a co potem z tymi bransoletkami? - mruknął Bane i uniósł dłoń z grzechocącą "biżuterią." - W nie też walniesz siekierą? Williamie, my nie mamy zamiaru tracić dłoni.
- Równie dobrze możecie przeczekać skuci miłością dwa tygodnie, zanim zamówiłbym i odebrał takie same zamówienie z nadzieją, że tym razem dadzą kluczyk.
Azjata jęknął, przepełniony wewnętrznym bólem i brakiem nadziei na lepsze życie. Odłożył niedojedzony turecki posiłek, osunął się na krześle i poprawił zawiązany pasek od szlafroku.
- Nie martw się - pocieszył go William, którego uśmiech wyrażał jedynie kpinę i ubaw. Potem zacytował: - Kiedy myślisz, że gorzej już być nie może, zacznij się walić deską po nodze. Zobaczysz, jaką poczujesz ulgę, gdy przestaniesz.
- Z czego to? - spytał z westchnieniem Bane, nie mając nic lepszego do roboty.
- Forrest Gump.
Frontowe drzwi otworzyły się z głośnym hukiem. Magnus i Alec podskoczyli zaskoczeni, a William zakrztusił się kebabem.
Chłopcy już na starcie usłyszeli radosne, dziewczęce pogwizdywanie. Z przedpokoju wyłoniła się sylwetka Catariny. Białowłosa, gdy tylko rzuciła okiem na stół i siedzących przy nim chłopaków, posłała im uśmiech i podeszła.
Najwyraźniej nikt nie powiedział jej o kajdankach... Myślał Bane. Inaczej wparowałaby do domu jak burza. Umarłbym.
- Williamie, nie mam ochoty kolejny raz prawić ci kazania na temat wagarowania - powiedziała ze spokojem, po czym, odsuwając na bok zawinięte w folię kebaby, położyła na blat swój plecak i torbę, w której odznaczały się rzeczy na kształt książek. Przelatywała wzrokiem od Williama do Magnusa. - Mamy dziś sporo zadane. Kiedy tylko przyjdą Ragnor i Tessa, razem z wami zajmujemy się pracą domową do wieczora - ogłosiła, a potem uśmiechnęła się do Aleca i podsunęła mu tajemniczą torbę. - A to dla ciebie. Kilka zeszytów od Jema, bo chodzicie do jednej klasy, jeśli dobrze zrozumiałam. Przyniósłby ci je sam, ale powiedział mi, że przyjdzie późno, więc wzięłam, byś nie tracił czasu na notatki.
- Jak to "przyjdzie późno"? - zapytał błyskawicznie William, wcinając się Alecowi, który próbował podziękować.
- Zgłaszam sprzeciw - Magnus uniósł rękę, żeby Catarina zignorowała Herondale'a i Lightwooda. Dziewczyna zwróciła za to większą uwagę na obręcz kajdanek wiszącą na nadgarstku Bane'a niż na to, co wypływa z jego ust. - Nie zajmę się z wami lekcjami do czasu, aż ktoś nie zdejmie z nas tego łańcucha. Czy byłabyś chętna, aby dołączyć do naszej burzy mózgów?
- Po co miałbyś...? - wymamrotała cicho dziewczyna, zawiedziona i umęczona kolejnym pomysłem azjaty. Moment później zmarszczyła niepokojąco brwi, kiedy dostrzegła coś jeszcze.
Żwawo okrążyła stół i złapała za dwie skute ręce Magnusa i Aleca, brutalnie je unosząc, żeby uważniej im się przyjrzeć. Dwójka chłopaków syknęła mimochodem.
- Boże, Magnus, idioto... - skarciła go Cat, widząc ranną, podrażnioną metalem skórę na nadgarstkach obojga.
- Dlaczego wszystko od razu na mnie? - burknął cicho Bane. - Aleś jest skuty razem ze mną.
- Aleś...? - powtórzyła z uniesionymi brwiami Loss, jednak w sekundę zignorowała ten fakt, wracając do głównego wątku. - Uh, nie powiesz mi chyba, że to był jego pomysł?
- Może i nie, ale nie tylko ja szarpałem za łańcuch, jakbyś nie potrafiła się domyślić.
- Wiesz, dziwiłabym się mocniej, gdyby Alec nie wykorzystał takiej okazji - mruknęła z dozą zadowolenia w głosie, puszczając ich ręce. - Jestem pewna, że byłeś irytujący. Zasłużyłeś na karę. Ja robiłabym to samo.
Magnus z wyolbrzymionym niedowierzaniem przyjrzał się swojej przyjaciółce, a potem, dogłębnie urażony zauważył uśmiech na twarzy Alesia.
- Wiem, że mam rację - ciągnęła Catarina. Założyła ręce na biodra i spojrzała na Magnusa z rozczarowaniem. - A mówiłeś, że będziesz miły. Miły jak dla Prezesa.
- Byłem! - rzucił donośnie Bane, nie pozwalając na rzucanie bezpodstawnych oskarżeń pod swoje nazwisko.
- Był? - Catarina spojrzała na Aleca.
Lightwood, mimo skrępowania spowodowanego dwoma wyczekującymi parami oczu wbitymi w jego osobę, wyraźnie czuł się pewniej w takim zestawieniu, niżeli takim z Magnusem i Willem. Uśmiechnął się delikatnie i odpowiedział:
- Trochę.
- No dobra, zgodzę się z tym - powiedział lekko Magnus. - Ale byłem miły przez większość cza... Au! - zmarszczył brwi i złapał się za głowę, gdy przyjaciółka pacnęła go po włosach. - Catarino!
- Miałeś być miły, a nie miły tylko przez większość czasu... - warknęła białowłosa i zamierzała dodać coś jeszcze, ale zerknąwszy na Alesia, umilkła. Następnie wypuściła powietrze, rozluźniając spięte ramiona. - Nieważne. No, i co, wiecie, jak pozbyć się tego łańcucha?
- No nie. Burza mózgów trwa nadal - odparł Bane z raptowną dawką energii, i obrócił głowę. - Will, a ty... - urwał, zauważając, że mówi do pustego krzesła.
Catarina rozglądnęła się krótko po mieszkaniu wprawionym w ciszę.
- Pewnie poszedł poszukać Jamesa - oznajmiła i zasiadła na krześle naprzeciw Magnusa i Aleca, zajmując rolę Herondale'a w dyskusji na temat kajdanek.
Nie wyjawiła widocznej w jej granatowych tęczówkach urazy spowodowanej tym, że wagarowicz uciekł jej sprzed nosa i nawet nie zauważyła, zajęta tym, co narobił Magnus. Nie pierwszy raz. Bane, widząc to, poczuł minimalne wyrzuty sumienia. Lecz szybko je od siebie odgonił.
Nim którykolwiek z nich rzucił chociażby jeden pomysł, przez drzwi wszedł kolejny domownik. No, a raczej dwóch, słysząc hiszpańskie rozgoryczenie i dodatkowe, normalne rozbawienie.
Z przedpokoju wyszedł zdenerwowany Raphael. Na jego czarnej koszulce odznaczała się blado-różowa plama, najprawdopodobniej po lodach lub szejku. Drepczący za nim Ragnor chichotał, ale wyglądał na zmęczonego.
Santiago bez słowa udał się do swojego pokoju, a Fell zatrzymał się w jadalni, patrząc na Magnusa, Aleca i Catarinę.
- Chodź, pomożesz nam - rzuciła białowłosa. - Co poradzisz na kajdanki? Magnus, jak to Magnus, skuł się z Alekiem, a nie mają kluczyka.
- Co się stało koszulce Raphaela? - zapytał z zaciekawieniem Bane.
Ragnor nie zareagował ani na rozkaz ani na pytanie. Z małym uśmiechem wyciągnął z kieszeni telefon i klikał przez moment po ekranie. Potem zbliżył się do stołu i wystawił na widok trójki odpowiedzi Google na pytanie "jak wydostać się z kajdanek?" Internet przedstawiał spory wybór linków i filmików.
- Zwykłą wsuwką do włosów można to zrobić, debile - powiedział Ragnor i spokojnym, zadowolonym krokiem odszedł do wejścia korytarza, gdzie schował się wkurzony hiszpan.
- Catarino! - zaczął donośnie Magnus, uśmiechając się szeroko. - Kto tutaj nosi wsuwki do włosów?!
***
Nie minęło dużo czasu, a czarna wsuwka znaleziona w pokoju Cat i Tessy wylądowała w dłoniach Magnusa, Alesia i Catariny. Dwójka nastolatków była wolna kilka minut później. Bane w ramach zemsty nad metalicznym więzieniem wyrzucił kajdanki przez balkon.
Potem zignorował wszystko wokół i, wyrzucając z głowy wspomnienie swojej głupoty i niepotrzebnych nerwów związanych z kajdankami, rozłożył się na kanapie. Szczerzył się jak głupi do sera, nie spodziewając się ataku ze strony kogokolwiek.
- Nie rozkładaj się tak - Catarina raptownie stanęła nad nim i kopnęła go w nogę. - Do łazienki, ale już. Trzeba to opatrzyć - wskazała na pokaleczony nadgarstek.
- Poootem... - westchnął przeciągle Bane.
- Poootem... - zaczęła, kopiując przyjaciela, po czym uśmiechnęła się milutko. - To będzie nauka do wieczora, kochany.
Magnus spojrzał na nią niechętnie.
- No dobra, ale ja zrobię swoją część i nie będę tracił czasu na pomoc dla was.
- To się okaże - wzruszyła ramionami Cat. - Zapierniczaj do tej łazienki. Bo pójdę po miotłę...
Uśmiechnięty nagle Magnus ochoczo podniósł się z kanapy i pomaszerował do toalety. Wszedł do tej z otwartymi drzwiami i od razu dostrzegł czekającego na brzegu wanny Alesia, wpatrzonego w błękitny, włochaty dywanik leżący pod jego nogami. Podniósł niebieski wzrok, gdy zauważył Bane'a.
Magnus posłał mu nieszczery uśmieszek, a do pomieszczenia weszła Catarina.
- Siadaj - powiedziała do Magnusa i podsunęła do wanny mały taboret. Bane zasiadł obok Alesia jak dumny paw, prostując łopatki i zakładając nogę na nogę. - To ja miałam się tym zająć, ale... - mówiła dalej Cat, podchodząc do nich z apteczką w rękach. Otworzyła ją i zaczęła w niej szperać. - Sami się opatrzycie... Zajmie wam to dwie minutki, bo mamy maść na otarcia - wyjęła z pudełka wspomnianą tubkę i podała Alecowi. - Ogarnijcie to szybko. Ja idę przygotować kolację. Potem siadamy do lekcji - wyszła z łazienki i podjęła burzliwe nawoływanie Ragnora, by pomógł jej z jedzeniem.
Magnus zgarbił się, jednak powiedział sobie w duchu, że załatwi sprawę szybko i sprawnie.
Bez pytania wziął tubkę z dłoni Aleca, po czym chwycił jego poranioną rękę. Zrobił to delikatnie, dlatego nie rozumiał, dlaczego Lightwood się wzdrygnął i wciągnął haust powietrza. Bane zerknął na niego krótko.
Potem wycisnął trochę przezroczystej mazi na bladą skórę Alesia i zaczął rozsmarowywać ją na czerwonych otarciach. Żaden z nich się nie odzywał. Bane był zajęty zabawą w doktora, a Alec przesuwał spojrzeniem po pomieszczeniu. Od czasu do czasu zaciskał usta w wąską kreskę.
Cisza, choć nawet nie nabrała tempa, zrobiła się przytłaczająca. No, przynajmniej zdaniem Magnusa; jego towarzyska natura krwawiła.
Otworzył więc usta i spytał, nie odrywając wzroku od ręcznej robótki:
- Czyli zostajesz u nas, huh? Skok z okna po naszym wyzwoleniu nie był dla ciebie zachęcający? - uniósł po tym wzrok i zobaczył, jak Alec wzrusza ramionami.
- To już bez znaczenia.
- Jak to bez znaczenia? - Bane uniósł brwi, kończąc akurat opatrywanie ran nowego współlokatora. Aleś przejął pałeczkę i teraz to on chwycił odpowiedni nadgarstek Magnusa. Jego dłonie pokryte były odciskami. - Nie zostajesz dlatego, że zadurzyłeś się we mnie? - dodał żartobliwie azjata, czując, że Lightwood postępuje z jego ręką subtelniej, niż on z tą jego.
Alec uśmiechnął się prawie niewidocznie, smarując maścią uszkodzoną, karmelkową skórę azjaty.
I ponownie wzruszył ramionami. Zrezygnowany Magnus wywrócił oczami i spokojnie czekał do końca zabiegu.
🍺🍺🍺
Ja tu tylko podziękować za wyświetlania, gwiazdki i komentarze :3333
Mam nadzieję, że akcja nie jest nudna i się podoba ^^
Miłego wtoreczku
🍺🍺🍺
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top