✨Rozdział 5✨

Magnus sapnął, podtrzymując wraz z Lily zachwiane ciało, i brutalnie zabębnił w drzwi.

- Noś te klucze przy sobie... - jęknęła Chen.

- Nie minęłoby pół dnia, a już bym zgubił... - azjata zacisnął pięść na swetrze Aleca mamroczącego coś bez przerwy i gibającego się do tyłu. - A na chacie zawsze ktoś jest.

- Ale jest przed północą, idioto.

Bane nie musiał ponawiać próby dostania się do mieszkania, bo wkrótce zamek od drzwi chrupnął głośno. Nikt nie otworzył, jednak nie było to coś niezwykłego. Zapewne ten ktoś wrócił się do łóżka. Domatorzy znali siebie nawzajem, wiedzieli, kto bywa nocnym markiem i wraca o niewyobrażalnych porach.

A kluczy przy dupie nie nosiła tylko jedna osoba.

Bane szybko nacisnął na klamkę. Wraz ze zmęczoną Lily i pijanym, półśpiącym Alekiem wpadli do mieszkania.

- Masz od razu iść do łóżka, Magn... - zaczęła rozkazującym tonem Catarina. Jej głos dochodził z salonu. Urwała, gdy usłyszała dodatkowe szmery i odgłosy umęczonej Lily.

- Dzięki za pomoc... - Magnus, ignorując przyjaciółkę, spojrzał z uśmiechem na Chen. Jednocześnie przejął w swoje ramiona Aleca, dając ulgę azjatce.

- Nie ma za co... - mruknęła niemrawo i poprawiła rozciągniętą kurtkę.

Obserwowała z odrazą, jak Bane schyla się, a potem z trudem unosi pijanego nastolatka na rękach. Lightwood rozciągnął się i odchylił głowę, wzdychając. Stwarzałby pozory całkiem niewinnego, gdyby nie to, że waliło od niego piwem na co najmniej kilkaset metrów.

- To co, dozobaczenia - rzekł Magnus. - Mam nadzieję, że w końcu się zdecydujesz na tą imprezę u Camille i jednak przyjdziesz... - mówiąc to, zbliżał się do Chen. Czarnowłosa odsuwała się, a kiedy przekroczyła próg, Magnus kopnął nogą drzwi, zamykając je z trzaskiem w chwili, gdy Chen zamierzała się pożegnać.

Potem odwrócił się i z pijakiem na rękach wkroczył do salonu.

Przy stoliku między kanapą i fotelami klęczała Catarina. Ościelony zapisanymi kartkami i długopisami blat wskazywał na odrabianie pracy domowej. Nie tej należącej do niej, gdyż Loss przykładała się do nauki i wszystko rozwiązywała na bieżąco. Z racji dobrych ocen pomagała przyjaciołom, i to najczęściej w takich warunkach - ślęcząc nad książkami, choćby do rana. Magnus uważał, że ta pracowitość kiedyś ją wykończy.

Granatowe, gniewne spojrzenie wlepione w niego złagodniało, zastąpione zdziwieniem, kiedy zauważyła poszukiwanego Lightwooda w rękach azjaty.

- Ja go nie upiłem, mówię od razu - uprzedził Bane, czując chłodne palce Aleca na swoim karku.

- Oczywiście, że nie. Magnus Bane nie powstrzymałby się przed drinkiem. Gdyby zlecono ci upicie kogoś, to ty pierwszy zaliczyłbyś zgon - Catarina poderwała się od stolika i podeszła do przyjaciela. - A jesteś trzeźwy.

- Znalazłem go na ławce w parku - wyjaśnił. - Nie wiedziałem, że jest typem menela spod monopolowego. Chociaż... Też bym się upił, gdyby wyrzucono mnie z domu.

Catarina złapała się za nasadę nosa i zamknęła na chwilę oczy.

- Dobra... - odezwała się po chwili, wzdychając. - Cuchnie, ale nie ma co go kąpać, bo jest ledwo przytomny... Albo i w ogóle - dodała.

Magnus zerknął na chłopaka w swoich rękach. Lekko rozchylone usta i zamknięte oczy wskazywały na sen. Dodatkowym dowodem było również ciało, które nie wykręcało się jak dżdżownica, kiedy Bane i Lily targali je przez miasto, a potem po schodach.

- Prześpię się z nim - powiedział Magnus, a widząc zdegustowany wzrok przyjaciółki, dopowiedział ze zirytowaniem: - W jednym pokoju, nie w łóżku. Raphael pójdzie do Ragnora.

- Ugh, a tak myślałam, żeby zacząć tą waszą przeprowadzkę z pokoju do pokoju. Ale weź tu spodziewaj się nocy i godziny, kiedy Bane przynesie na rączkach spitego w trzy dupy, nowego współlokatora - wymamrotała Cat.

Magnus tylko kiwnął głową, zgadzając się z przyjaciółką, i skierował się do korytarza, słysząc za plecami zbolałe, aczkolwiek nieco ukojone westchnienie.

Gdy Bane dotarł do pokoju Raphaela, łokciem nacisnął na klamkę i pchnął drzwi kolanem. Wszedł do środka bez pukania.

Raphael Santiago niczym rasowy piętnastolatek leżał w łóżku ze słuchawkami na uszach i telefonem przed twarzą, opierając się o poduszki. Słabe światło oświetlało jego twarz. I gdyby nie to, że wyglądał na znudzonego po wsze czasy, Magnus pomyślałby, że ogląda filmy pornograficzne.

Hiszpan obrócił głowę w momencie, kiedy spomiędzy otwartych przez Magnusa drzwi do środka pokoju wlał się żółty blask żarówek z korytarza. Rozświetlił połowę pomieszczenia i zaskoczonego, a następnie zdenerwowanego Raphaela.

Aczkolwiek Magnus nie musiał wyjaśniać, co się dzieje i dlaczego wszedł akurat do tego pokoju z pijanym Lightwoodem w rękach. Raphael zdjął słuchawki na szyję i wyłączył telefon.

- Qué idiota... - zaczął mamrotać pod nosem i podnosić się z łóżka. - Él entra en las habitaciones de otras personas en medio de la noche con su novio para tener relaciones sexuales...

Magnus uśmiechnął się najmilej, jak umiał.

- Ragnor się ucieszy, gdy zobaczy w drzwiach ciebie zamiast mnie...

Przy ostatnim słowie Magnusa drzwi z tyłu skrzypnęły.

- A co tu się ciekawego odwala?

Bane poprawił Aleca na rękach i popatrzył w niebieskie oczy Williama. Naturalnie duże, rozszerzyły się bardziej, dostrzegając, co azjata trzyma w ramionach niczym pannę młodą. W międzyczasie pomiędzy nimi przeszedł wciąż mamroczący pod nosem Raphael i opuścił swój stracony pokój.

Herondale, pomijając błyskotliwe komentarze, zaczął się głośno śmiać. Bane pomyślał, że lada chwila zejdzie się tutaj i reszta lokatorów.

Słuchając rechoczącego przyjaciela, azjata podszedł do zwolnionego przez Raphaela materaca i położył na niego Aleca, uważając przy tym, by nie uderzyć się czołem o ramę górnego łóżka. Lightwood pokręcił się przez moment, ściskając poduszkę i bełkocząc coś pod nosem. Wkrótce umilkł.

- Patrz, kogo Magnus przyprowadził... - śmiał się William.

Bane odwrócił się i zobaczył w progu dodatkową postać, do której mówił Will. Tessa w zwiewnej koszuli nocnej ze zdezorientowaniem spoglądała na Aleca i Magnusa, nie wiedząc, na którym zawiesić wzrok na dłużej.

Magnus westchnął. Dopadło go zmęczenie i za nic nie chciało mu się paplać językiem i wyjaśniać, co, jak, gdzie, z kim i dlaczego.

I na całe jego brokatowe szczęście zobaczył za sylwetką Tessy Catarinę z długą szczotką do zamiatania.

- Jutro jest szkoła! Już do łóżek! - wydała rozkaz, kijem uderzając Grey po gołych łydkach.

Gdy brunetka odskoczyła z piskiem, Loss skierowała się do Williama. Ten, wciąż rozchichotany, zgrabnie uniknął jej kar cielesnych i wyskoczył na korytarz. Uciekając, pociągnął za sobą Tessę, która po wcześniejszym chwilowym szoku posyłała Magnusowi dwuznaczne uśmiechy, nim nie zniknęła wraz ze swoim ukochanym.

Magnus uśmiechnął się leniwie i spojrzał na Catarinę.

- Wielkie dzię... Ej! - w ostatniej chwili skoczył na bok, omijając kij od szczotki niebezpiecznie zbliżający się do jego tyłka.

- Ty też idź spać - oznajmiła twardo Cat. - Jutro po szkole przeniesiemy twoje rzeczy do tego pokoju, a te Raphaela do Ragnora. Zadzwonisz do Isabelle i Jace'a, by przynieśli rzeczy Aleca - wskazała końcem szczotki na śpiącego Lightwooda. - Bo najprawdopodobniej będzie chrapał do południa, a przez resztę dnia umierał na kanapie.

- Nie pójdę jutro do szkoły - powiedział Magnus. - Zostanę i się nim zaopiekuję.

- Tak, zrobisz to - głos dziewczyny złagodniał, a dłoń trzymająca kij od szczotki rozluźniła zbielałe od uścisku knykcie. - Popilnujesz, by się nie wystraszył i stąd nie uciekł. Masz być dla niego miły.

- Oczywiście, że będę dla niego miły - azjata obruszył się małą wiarą co do jego towarzyskiej natury. - Będę go traktować jak Prezesa Miau.

Catarina popatrzyła na Magnusa z politowaniem, po czym oznajmiła:

- Skoro zbaczamy na temat Prezesa, to kuweta jest do sprzątnięcia. Załatwisz to jutro. Dobranoc.

Po swojej wypowiedzi wybyła na korytarz. Bane słyszał kroki, potem szelest kartek odbijający się echem od ścian. Wkrótce sylwetka białowłosej przeleciała mu przed oczami, gdy szybko przemierzała korytarz. Dźwięk zamykanych drzwi dał Magnusowi znać, że wszyscy schowali się już pod kołdrami.

Prócz jednego, najmniejszego z domowników, akurat witającego azjatę w progu jego nowego pokoju, który będzie od dziś dzielił z jednym z Lightwoodów. Magnus uśmiechnął się na widok kota.

Miauczący Prezes podskoczył do długich nóg swojego właściciela. Magnus kucnął i podrapał kota za uchem. Chwilę później spojrzał w bok, na szerokie plecy śpiącego w łóżku chłopaka.

***

Raphael spoglądał na swoją porcję owsianki bez apetytu. Jasna papka od dawna kojarzyła mu się z pozbawioną smaku karmą dla dzieci. Wyjadł z miski wszystkie maliny oraz truskawki i już nie widział sensu używania łyżki. Nie mając nic lepszego do roboty, przejechał wzrokiem po swoich współlokatorach otaczających jego i stół.

Will i Tessa rozmawiali o szkolnej karcie pracy leżącej między ich miskami, na którą zdążyła już polecieć plama z owsianki. Obok siedział James skupiony na swojej porcji. Podobnie wyglądająca Catarina przeszywała wzrokiem balkonowe, szklane drzwi. Magnus, który jako pierwszy pochłonął swoją owsiankę, starannie malował sobie paznokcie na brokatowo-granatowy kolor.

Ragnor siedział tuż przy ramieniu Raphaela i wgapiał się w swój telefon, sprawdzając plan lekcji na dzisiejszy dzień.

Santiago spojrzał w dół, gdzie na kolanach trzymał swoją komórkę. Otwarty w niej czat, do którego dodał go Simon, odkąd zaczęli się spotykać, co kilka sekund wprawiał urządzenie w drżenie. Członkami grupy byli Lightwoodowie, Clary, Maia, Jordan oraz Simon. Raphael nie usunął się z tej konwersacji, ponieważ stanowiła ona dla niego i Ragnora dobre źródło informacji na temat Bane'a, ponieważ często się tam o nim plotkowało.

Rapahel zmarszczył brwi i w pośpiechu przestudiował tekst wysyłanych wiadomości, orientując się, że nudny temat nowego filmu w kinach przeniósł się właśnie na niego.

Afro: Nie no on nie pojdzie xdd

Afro: Ja serio mowie.

Afro: On rzyga takimi romantycznymi wypadami. Z Simonem sie za reke trzymac ha tfuu xDD taka jego reakcja.

Ktośtam: Maia prawde wam powie.

Z#ebanyNerd: Zostawcie go w spokoju XDDDD

RudaTańczyJakSzalona: No właśnie. To co w końcu z tym kinem? Umawiamy się?

Afro: Stul sie ruda bo temat wkroczyl na romantyczne w chuj sciezki Saphaela xd

Z#ebanyNerd: Stul się afro bo Clary ma rację XD

Ktośtam: Stul sie nerdzie i daj mówić mojej lasce XD

Afro: No to niej Raphael sam powie co mysli xddddd bo wyswietla wiado ale nic nie pisze.

Afro: Halo Santiago my cie widziec.

Afro: Daj znak ze zyjesz :D

Raphael odpisał tylko jednym, najodpowiedniejszym w tej sytuacji słowem i wyłączył internet.

Złol: Debile.

Hiszpan uniósł wzrok w chwili, kiedy coś zaczęło się dziać. Krzesełka zaszurały, kiedy każdy odwrócił się w stronę wejścia do korytarza, skąd rozszedł się huk. Nawet Prezes śpiący na podłodze uniósł główkę.

- Lightwood umiera - skomentował William. - Ale tym razem nie po cichu. Bane, idź go ratuj.

Magnus z roztargnieniem odłożył mokry pędzelek od zakrętki i podniósł się z krzesła. Zaczął energicznie wachlować dłońmi, by wususzyć lakier. Jednak bohater nie wykonał nawet kilku kroków, a w przejściu oddzielającym korytarz od salonu pojawił się Lightwood.

Skacowany, wyglądał jakby wyszedł z umieralni. Opierał się jedną ręką o ścianę, a drugą zasłaniał usta. Widocznie zbierało mu się na obfite wymioty, lecz uparcie stał w miejscu, wpatrując się w zastawiony stół stojący przed ladą barową małej kuchni. Ciemnoniebieskie oczy wyrażały gamę negatywnych emocji, a najsilniej przebijało się nieme pytanie "o co chodzi?"

- Kac morderca nie ma serca, huh? - drążył Will, tym razem z większą satysfakcją i chamstwem w głosie.

- Nie martw się - rzucił Jem, brzmiąc całkowicie inaczej od Herondale'a. Po prostu miło. - Nie ty jedyny upiłeś się do nieprzytomności. Wszystko będzie okey.

- Taa - zgodził się Herondale. - Taki na przykład Magnus śpiący w rowie albo wiszący na płocie to już stan umysłu.

Wspomniany azjata odwrócił się powoli w stronę Willa i uśmiechnął tak krzywo, że Raphael pomyślał, iż humanoidalny robot zrobiłby to owiele bardziej ludzko.

- To my się zbieramy! - ogłosiła nagle Tessa i skoczyła na równe nogi. Pod jej nosem czaił się głupkowaty uśmiech. - Czas leci. Zaraz się do szkoły spóźnimy.

- O, racja - poparł ją William i również się podniósł, zerkając na zegarek na nadgarstku, którego nie posiadał. - Każdy najedzony? Super, plecaki na plecy i uciekamy, dzieciaczki! Szybciutko, nie chcecie się chyba spóźnić na pierwszą lekcję!

Raphael spojrzał w telefon i odczytał godzinę. Mieli jeszcze dwadzieścia minut przed wybiciem pory, o której zwykle wychodzili z mieszkania.

Domatorzy powstawali ze swoich miejsc, posyłając Magnusowi chytre uśmieszki, a Raphael nagle zrozumiał. Oni chcieli jak najszybciej zostawić Bane'a samego z Lightwoodem. Twarz skacowanego nastolatka powoli nabierała zielonego koloru.

Ragnor szturchnął Raphaela, a ten wstał dopiero wtedy, kiedy na niego i jego niezjedzoną owsiankę padło naganne spojrzenie Catariny.

Młodzież w pośpiechu chwytała plecaki i uciekała pod drzwi, nakładając buty i nawet nie wiążąc sznurówek. I mimo, że Raphael obserwował to z uniesioną kpiąco brwią, nie był wyjątkiem, gdy wraz z innymi ujrzał, jak Lightwood nie wytrzymał i zwymiotował na podłogę.

Minęły dwie sekundy i wszyscy oprócz Magnusa i Aleca wypruli z mieszkania, wybuchając nieokiełznanym rechotem. No, może poza Raphaelem, który jedynie uśmiechnął się pod nosem.

***

W drodze do szkoły grupa przyjaciół rozdzieiła się, jak to mieli w zwyczaju. Catarina wraz z Tessą i Jemem udali się do sklepu po drugie śniadania, a William pospacerował bocznymi uliczkami, odpalając papierosa. Ragnor i Raphael poszli prosto do szkoły, zbyt zaabsorbowani plotkowaniem o tym, jak będzie wyglądać dzisiejszy dzień Magnusa. Mieli przy tym wiele uciechy.

- Widziałeś ten wodospad? - zapytał z uniesionymi brwiami Ragnor, wywołując tylko dodatkowy, raphaelowy śmiech. - Matko Bosko, Magnus będzie musiał kupić nowy mop.

- Przypomnij sobie rzygi Herondale'a na kanapie... Brakowało pierdolonych kilku centymetrów, żeby Bane posadził tyłek centralnie tam...

- Ale tam skoczył Miau - dokończył wyszczerzony Fell. - I Bane prawie sam rzygał, kiedy go potem kąpał.

Duży uśmiech Santiago zmalał momentalnie, kiedy zauważył on zarys murku obiegającego teren szkoły. Kilka sekund później na widoku pojawił się sam budynek i uczniowie cieszący się jednymi z ostatnich promieni wrześniowego słońca, rozproszeni po ogrodzie.

- O, albo wtedy... - zaczął Ragnor i łokciem szturchnął Raphaela. - Co piliśmy na balkonie i Bane się bujał na barierce, bo chciał gwiazdkę, kurna, sięgnąć, i rzygnął, jak się tak pochylał, a potem jakiś facet z dołu zaczął drzeć ryja na całą ulicę.

- Szkoda, że nie wypadł wtedy za tą barierkę - skwitował Raphael.

Naraz typowy, wredny i uszczypliwy Raphael Santiago. Ragnorowi także nie było już do śmiechu, widząc Simona Lewisa bujającego się na piętach przy furtce szkolnego murku. Kiedy okularnik zauważył Raphaela i Ragnora, z uśmiechem do nich podreptał.

Gdy się zbliżył, Santiago momentalnie uniósł otwartą dłoń na wysokości twarzy, nie pozwalając na jakiekolwiek pocałunki. Lewis trafnie odczytał gest. Nie miał pretensji. Zaczynając iść przy ramieniu Santiago, delikatnie chwycił hiszpana za rękę. Zapewne spodziewając się, że szybko zostanie odtrącona.

Może zmotywowany dobrym humorem, może jeszcze czymś innym, z czego Raphael nie zdawał sobie sprawy, ale ostatecznie oddał uścisk dłoni. Nerd od razu skorzystał i splótł ich palce. Kiedy hiszpan zerknął na twarz Simona, zobaczył na jego ustach mały uśmiech.

Zawiał wiatr, rozwiewając włosy trójki chłopaków, którzy weszli akurat na teren szkoły. Raphael otworzył zmrużone podmuchem oczy. Niedaleko przed nim falowały czarne włosy, a tuż obok te złote. Isabelle i Jace szli w ich kierunku.

- Kiedy przyjdzie Magnus? - zapytała dziewczyna, stając przed nimi. Sekunda wystarczyła, by spojrzała na złączone ręce Simona i Raphaela, po czym skrzywiła się nieznacznie.

- Za dziewięć miesięcy. Musi Aleca pilnować, bo go zaciążył - powiedział spokojnie Santiago, chcąc dokuczyć Isabelle, nagle irracjonalnie na nią zły. - Wydupczył go wczoraj, a dzisiaj Alec wymiotował, to jest w ciąży, nie? Logiczne.

Czarne oczy Lightwood przeistoczyły się w orbity, a brwi Jace'a złączyły ze sobą, tworząc niemiły wyraz.

- Coście tacy zdziwieni? - spytał swobodnie Raphael.

- A jednak umiesz żartować - pochwalił Simon, potem patrząc na dwójkę zbulwersowanych Lightwoodów. - No, weźcie, spokojnie. To tylko żarty.

- Stul się, Simonie - warknęła Isabelle, spoglądając na niego krótko. Kiedy zamierzała otworzyć usta w kierunku Santiago, ten ją wyprzedził.

- Nie pozwalaj sobie, perra - powiedział. - Nie uciszysz tego imbecyla wyłącznie dwoma słowami. Tylko ja jestem w stanie to zrobić, ale nie, nie zrobię tego, bo jesteście wkurwiający prawie tak samo jak Bane, więc Lewis będzie się wtrącał tyle, ile mu się podoba.

Simon, który przed chwilą dostał dosłowne pozwolenie na głos, stał cicho i zaciskał usta. Raphael poczuł na swojej skórze, że poci mu się dłoń, gdy zza okularów patrzył na zdenerwowaną coraz mocniej Isabelle Lightwood.

- Bane został w domu, bo wczoraj przytargnął do nas Aleca, dlatego dzisiaj się nim zajmuje - wyjaśnił pomrukiem Ragnor, najwyraźniej odczuwając, że atmosfera zrobiła się zbyt gęsta. - Zadzwońcie do niego po prostu. A teraz dajcie nam spokój.

Dwójka Lightwoodów popatrzyła po sobie. Isabelle ze złym i jednocześnie zatroskanym wzrokiem bez zbędnej riposty odeszła na bok, wyciągnąwszy telefon z kieszeni. Natomiast Jace, wpatrzony złotym, nieustępliwym wzrokiem w złączone ręce Simona i Raphaela, skomentował:

- Tylko żeby na ślubie był mocny alkohol, bo inaczej dostaniecie po pyskach.

Po czym wcisnął dłonie do kieszeni i dołączył do siostry wydzierającej się do słuchawki.

- Oby rozerwała Bane'owi bębenki - rzekł Raphael, wciskając się akurat w kilka sekund przed głośnym, szkolnym dzwonkiem.


🍺🍺🍺
Autorka dziękować za komentarze i gwiazdki ^///^ im więcej tym lepiej
Jak wrażenia po pierwszych rozdziałach? :3
🍺🍺🍺

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top