✨Rozdział 20✨


Raphael siedział na łóżku. Na poduszkach, przyciśnięty ramieniem do ściany, jakby jego demony i natrętne problemy niemiło zagoniły go w kozi róg. Chłopak krzywił twarz w niewygodnie uczuciowym grymasie i zauważył nowe marzenie - pragnął zniknąć. Wyparować. Przynajmniej na kilka godzin...

Od kiedy Lightwood z Bane'm gdzieś wybyli, w mieszkaniu nastał względny spokój. Raphael po tym, jak unikał Fella, gdy w emocjonalnej panice zbił mu telefon, zamknął się w pokoju. Myślał i myślał, aż rozpracował zagwozdkę tego, dlaczego z tą całą miłością nie szło mu gładko. Albo czemu w 90% czasu spędzanego z Simonem chciał go jedynie od siebie odpychać, a jakąkolwiek w tym kontekście tolerancję czy "sympatię" czuł względem Fella. Santiago domyślił się, dlaczego tak się działo.

Zakochał się w Ragnorze.

Mátame... jęknął w myślach hiszpan. Brutalnie złapał poduszkę i przycisnął ją sobie do twarzy. Stłumił krótki krzyk.

Niedługo potem Raphael usłyszał skrzypienie drzwi. Pewny, że to Cat, Tessa, Will czy Jem, nie zareagował, trwając w skulonej pozie w kącie dolnego łóżka, z poduszką na buzi... Ale wtedy przypomniał sobie, że ten pokój, w którym się przed wszystkimi skrył, to dzielił z kolegą. TYM kolegą.

- Skończyłeś się izolować, Raphael? - zapytał go Ragnor. - Twoja bateria społeczna się trochę naładowała, czy...?

Santiago nawet nie drgnął, sparaliżowany tymi nowymi emocjami, które zaczęły go dręczyć. Nadal przyciskał poduszkę do twarzy i milczał.

- Pytam, bo mi się trochę nudzi... - ciągnął spokojnie Fell, na brak odzewu ze strony hiszpana. - Poszlibyśmy na miasto i poszpiegowali Bane'a, co? Może się migdali gdzieś z Lightwoodem.

Na samo słowo "migdalić" Raphaelowi zrobiło się niedobrze. Nie otworzył więc ust, bojąc się, że marnie się to skończy dla niego i łóżka Ragnora. Tak, łóżka Fella, ponieważ do hiszpana należało te górne, a obecnie siedział i użalał się na dolnym.

Ragnor, ignorując milczenie kolegi, po raz kolejny się odezwał:

- Zrobilibyśmy im zdjęcia i mieli materiał na szantaż. Byłem na mieście i naprawiłem telefon, przed chwilą. Zauważyłeś, że mnie nie było? Ile już tu siedzisz?

Raphael tak mocno starał się trwać w ciszy, że zabolało go serce, a pod powiekami poczuł warstwę łez. Był zgubiony.

- Nie jesteś może głodny? - dodał pytanie Fell.

Raphael nie wytrzymał i odrzucił poduszkę z twarzy. Tak się krzywił, że nie zdziwił go zaskoczony wyraz twarzy Ragnora, gdy tylko przyjrzał się hiszpanowi. Zaraz jednak mina przemieniła się w zatroskaną, kiedy zauważył czerwone oczy Raphaela, bliskiego płaczu.

- Raphael... - szepnął Fell i podszedł, ale młodszy natychmiast przed nim umknął.

Raphael błyskawicznie wstał z łóżka, ominął Ragnora szerokim łukiem i poszedł do drzwi. Parł przed siebie jak naoliwiona lokomotywa. Zaciskając szczękę, żeby się żałośnie nie rozpłakać, wyciągnął telefon z kieszeni i pośpiesznie napisał wiadomość:

Ja: Wychodź z domu. Spotkamy się. Teraz. Nie interesuje mnie to czy jesteś zajęty.

- Raphael, poczekaj - Ragnor szedł za hiszpanem.

Raphael przełknął gulę w gardle, schował telefon i tylko przyśpieszył kroku.

- Idę do Simona - rzucił zdławionym głosem, zaraz zaczynając biec.

W popłochu wybiegł z pokoju, a potem z mieszkania.

***

Raphael maszerował przed siebie jak zdeterminowany żołnierz. Ranny, ale na psychice, nie ukazując słabości na zewnątrz. Już mógł dojrzeć nieopodal chłopaka, jego brązową grzywkę, okulary, koszulkę z głupim napisem i lekki uśmiech na ustach.

- Coś się stało? - spytał Simon, gdy byli już nos w nos.

Raphaela rozdrażniło to, że akurat teraz Lewis stał jak kołek i nie dobierał się do niego, tak jak to robił zazwyczaj. Raphael zacisnął pięści, wgapiając się prosto w oczy Simona. Były ładne i błyszczące, ale czy sprawiały, że Raphael zapominał o świecie dookoła i czuł się lekki, wyzwolony ze wszystkich trosk? Niezbyt, a te ciemne i tajemnicze, należące do Ragnora, miały tą moc.

- Raphael? - okularnik się zaśmiał. - Wszystko okej, czyyy gramy w króla ciszy? Nie wolisz tak pójść do mnie i pograć na konsoli?

Raphael z miejsca się zirytował. No, jak zwykle. Następnie wystraszył się, odwrócił na pięcie i wykonał kilka tchórzowskich kroków przed siebie, planując ucieczkę od problemów... Lecz raptem tupnął nogą i się zatrzymał. Musiał sprawdzić każdą lukę, skorzystać z każdej szansy. Po coś w końcu spieprzył od Ragnora, wyszedł z mieszkania i po coś wydał rozkaz spotkania z nerdem.

Raphael na powrót odwrócił się do Simona. Zanim Lewis zdążył znowu hiszpana irytować, Raphael podszedł do niego, stanął na palcach i pocałował Simona ze wszystkim, co tylko miał pod ręką. Szczerze, nawet spróbował wymusić w sobie entuzjazm i te całe "podniecenie", łapiąc w dłonie twarz nerda. Lewis wybałuszył oczy.

Po krótkiej chwili szoku Simon wrócił do siebie. Ochoczo odwzajemnił pocałunek, objął Raphaela w pasie, naparł na niego całym ciałem. Zamruczał, zadowolony z tańca warg i ogniska czułości, podczas gdy Raphael zaciskał powieki i miał ochotę z miejsca się powiesić.

Nie czuł nic, do cholery. Nic szczególnego. Pocałunek jak pocałunek, w dodatku nie różniący się niczym od zwykłego trzymania się za ręce. To było jednoznaczne. Test został zdany i oblany jednocześnie. Raphael zrozumiał, że naprawdę przepadł.

Odsunął od siebie Simona. Przetarł usta wierzchem dłoni i uniósł wzrok. Zobaczył, jak mocno lśniły roziskrzone oczy Simona. Wpatrywał się w hiszpana jak w kogoś bardzo specjalnego, wręcz wyjątkowego. Bezduszny Raphael Santiago niemalże jęknął z wyrzutów sumienia. Cholerstwo okazało się strasznie gorzkie i uwierające na żołądku jak stos kamieni.

Simon wreszcie otworzył usta, ale Raphael uniósł rękę w geście uciszenia. Próbował nie pokazywać na twarzy rozgoryczenia, które rozchodziło mu się po duszy. Sam zabrał głos:

- Cześć - mruknął pożegnanie, cofając się od razu.

Simon zaśmiał się poprzez zaskoczenie. Raphael wywrócił oczami, choć w większej mierze drażnił on siebie samego.

Śmiertelnie, mógł rzecz, ponieważ wolał już skoczyć z wysokiego mostu niż pójść na konsultację do tej jednej osoby, która z powodu doświadczenia w romansach migiem rozwiązałaby jego problem i mu pomogła, do tego bardzo chętnie... I, na całe zło świata - brokatowo. Raphael bał się nawet przyznać tego przed samym sobą, ale, owszem, mógł udać się ze swoim problemem do tego jednego wesołego durnia.

Bo kto znał się lepiej na związkach oraz tych głupich miłostkach, jak nie świrnięty Magnus Bane?

Tylko że najpierw wypadałoby go znaleźć... A jeszcze wcześniej i dosłownie teraz Santiago musiał pozbyć się Simona, który podreptał za nim, skołowany zachowaniem swojego chłopaka i oczekując słówka wyjaśnienia. Hiszpan starał się być uprzejmy i spławić Lewisa najdelikatniej, jak potrafił.

- Weź spierdalaj, proszę.

***

Magnus czuł, że umiera. Już nawet nie umiał się dłużej śmiać - tylko świszczał i kiwał się na boki jak maltretowany worek bokserski.

- O, albo ta... - pomrukiwał Alec, bezlitośnie uroczo się uśmiechając. Nakładał na głowę Prezesa kolejną z rzędu, urodzinową, małą czapeczkę. - Różowy to jego kolor, co nie? Lepiej mu w tej, niż w tej czerwonej.

Miau był sztywny jak wypchany za mocno pluszak. Mrużył oczy, a jednak zachowywał cierpliwość. Magnus padł na bok, nie mając siły na utrzymanie ciała w siadzie. Uśmiech nie schodził z jego buzi od dobrej godziny. Lightwood rozkwasił go swoimi odkrytymi niespodziewanie pokładami słodkości. Bane został doszczętnie pokonany.

Alec poprawił różową czapeczkę na głowie skrzywionego Prezesa i uniósł wzrok. Dostrzegł Magnusa leżącego bokiem na kocu, drżącego przez chichot. Lightwood zarumienił się i uśmiechnął, a przez jego błękitne spojrzenie przemknęła zabawna iskierka.

- Czyli różowa - stwierdził i puścił kotka, do tej pory siedzącego na jego kolanach.

Miau ostrożnie zszedł z Aleca. Schylał głowę, jakby położono mu na czole głaz, a nie papierową czapeczkę urodzinową. Szeroko rozstawił łapki i tak stał, zamrożony. Był otwarcie zdegustowany ludzkim istnieniem.

- Zepsułeś go... - pisnął konający ze śmiechu Magnus. - Ma awarię...

Alec zabrzmiał tak, jakby się zadławił, ale po prostu się zaśmiał. Dotknął Prezesa. Kociak zrobił krok do przodu i znowu stanął w miejscu. Magnus otarł łzy rozbawienia i zaczął machać rękoma oraz macać koc w poszukiwaniu telefonu, a gdy dorwał urządzenia w swoje łapska, rozłożył się z powrotem i włączył aparat.

Nie tracąc czasu na zdjęcia, które i tak by się rozmazały, gdyż drżał jak ćpun - po prostu włączył nagrywanie. W pierwszej chwili jednak musiał zarechotać sam z siebie, ponieważ ujrzał w aparacie swój zadowolony ryj. Śmiejąc się chrypliwie, prawie że jak światowy menel, opcją w komórce odwrócił aparat.

Nakierował obiektyw na opętanego Miau, potem na śliczny uśmiech Aleca, następnie znowu na kotka... A później Magnus tylko przybliżał widok aparatu na Alesia, nie mogąc nasycić się widokiem pięknej, radosnej twarzy, różowych rumieńców, błysku w oczach, soczyście czarnej grzywki kontrastującej z jasną skórą, podkreślającą głębię niebieskich oczu...

Dopóki Alec nie zauważył, co Bane robi. Wtedy zakrył twarz ręką.

Magnus parsknął śmiechem i skończył nagrywać. Wysłał video na dwie grupki na Messengerze, dodając pod spodem bulwersującą ilość serduszkowych emotek, po czym odłożył telefon. Przekręcił się na plecy i czując, że jakimś cudem nareszcie się uspokoił, i że jednak nie zadusi się na śmierć ze śmiechu, spojrzał na zawstydzonego Alesia.

Bane uśmiechnął się leniwie.

- Nie nagrywaj mnie więcej - poprosił Alec, śmiejąc się niezręcznie. Prawdopodobnie nie chciał robić z igły widły.

Uśmiechnięty jak dumny z siebie królewicz Magnus tylko cicho prychnął.

- Nagrywa się to, co śliczne - ogłosił. - A ty jesteś w cholerę śliczny.

Alec milczał. Magnus wyciągnął rękę i dotknął noska odrętwiałego, obrażonego Prezesa. Jednocześnie zastanawiał się nad swoimi słowami, lekko zaskoczony, że z niego wypłynęły, ale, cóż... Ten Lightwood jakimś dziwnym trafem dawał azjacie lekcję pokory i Magnus nie wypierał już od siebie faktów, a przyjmował je chętnie tak, jak jego święte kaprysy.

Czy uważał, że Alexander był nieziemsko przystojny? Tak, tak właśnie uważał, bo tak właśnie było.

Co z tego, że w ludziach Bane najpierw zadurzał się właśnie w wyglądzie, i dlatego uczucia co do Lightwooda mogły potoczyć się właśnie w tym kierunku... Nieważne.

Albo może trochę ważne... Przecież dosłownie był z Alekiem na randce.

Nie, nieważne.

Magnusowi udało się przełączyć w mózgu guzik nadmiernego analizowania wszystkiego po kolei (uciekał od tego jak od ognia. Co za dużo, to niezdrowo, no chyba że był akurat sam i mógł sobie na filozofowanie pozwolić), po czym zauważył, jak Alec kręci przecząco głową.

Magnus dopiero po chwili zorientował się, czemu Lightwood zaprzeczał.

- Tak, jesteś śliczny - powtórzył azjata i pogłaskał Prezesa.

Kot próbował tak się nadstawić pod palcami Magnusa, aby zdjęto z niego urodzinową czapeczkę. Bane jednak uśmiechnął się złowieszczo i tylko ozdóbkę poprawił. Prezes miauknął z głośnym sprzeciwem.

Z kolei Lightwood znowu pokręcił głową.

- Widziałeś się w lustrze? - spytał z naciskiem Magnus, piorunując Lightwooda wzrokiem.

Alec zdążył się niesamowicie zestresować w kilka sekund. Otwierał usta, ale nie potrafił nic z siebie wydusić, bawił się palcami i latał wzrokiem na wszystko dookoła, a jego oddech stał się płytki i niepewny.

Magnus zauważył, że Aleś miał ze sobą poważne problemy.

- Wyluzuj - azjata znowu wysunął rękę, ale zamiast kotka, chciał pogłaskać kolano Lightwooda. - Za dużo myślisz i dlatego...

Alec przerwał Magnusowi tym, że migiem się odsunął, kiedy tylko Bane musnął palcem jego kolano. Zaskoczony Magnus zamrugał oczami. Nawet Prezes zerknął na Aleca, pomimo że miał na niego silnego focha.

- Przepraszam... - bąknął po chwili Alec. Spróbował z powrotem przysunąć się do Magnusa, ale udało mu się tylko odrobinkę. - Ja... Um... - zaciął się, po czym zamknął oczy i rzucił: - Nieważne. Lepiej nie zwracaj na mnie uwagi.

Magnus nie powstrzymał się przed śmiechem, chociaż obserwował Aleca dokładniej.

- Jak mam nie zwracać na ciebie uwagi, skoro jesteśmy na randce? - zamruczał z cichym śmiechem Magnus. - Luz, Aleś, serio. Luz. Przecież jeszcze pół minuty temu szczerzyłeś się jak głupi.

Alexander nieznacznie się rozluźnił. Szczególnie po przypomnieniu mu, że znajduje się w tej chwili na randce z Magnusem. Lightwood przełknął ślinę, poprawił grzywkę, skinął głową i wrócił na poprzednie miejsce. Pogłaskał Prezesa, nie patrząc na Magnusa.

Dziwak, stwierdził w myślach Bane, przyglądając się Alecowi. Dziwak, ale w sumie taki fajny i uroczy. Z takim dziwakiem mogę się zadawać.

Magnus dostał SMS-a. Rozłożył ręce i znowu machał nimi jak skrzydłami, szukając na kocu komórki. Cały czas zapominał, gdzie akurat ją odkładał. Zawsze.

Zanim urządzenie obiło mu się o palce, przypadkiem szturchnął udo Aleca. Na szczęście i cały brokat świata Lightwood nie spieprzył, a tylko zacisnął usta w wąską kreskę, nadal skupiając się na Miau.

Magnus z trudem odwrócił wzrok od Lightwooda (intrygującego, mimo wszystko), i spojrzał w telefon.

Mały gnom: Gdzie ty kurna jesteś?

Magnus się zaśmiał. Czego mógł chcieć od niego przebiegły Santiago?

Mały gnom: Tak, widziałem na grupce filmik i widzę że w parku ale w którym miejscu do cholery.

Magnus wyłącznie dotknął klawiatury, a napisał do niego jeszcze inny numer.

Duży gnom: Jesteś w środku parku czy gdzieś przy chodniku itp? Widziałeś gdzieś Raphaela może?

Magnus zmrużył oczy. Czy był właśnie świadkiem dziwnej wojny między Raphaelem, a Ragnorem? Chyba że strasznie się chłopcom nudziło, więc próbowali zrobić Magnusa aktualnie w bambuko, co nie byłoby zaskakujące. Wszystko możliwe.

Cóż, Bane był wprawdzie bardziej zainteresowany hiszpanem, bo nie często sięgał on po cokolwiek właśnie do Magnusa. Dlatego Bane napisał Fellowi, że Rafcia nie widział, po czym zajął się właśnie tym poszukiwanym.

Ja: A co??

Mały gnom: Gówno :)

Ja: Ok, to siemaneczko ✨✨✨

Magnus spojrzał na Aleca. Lightwood zajmował się Prezesem. Głaskał go, drapał i miział, tak że kociak zaczął powoli pomrukiwać, nawet z urodzinową czapeczką na głowie. Magnus wrócił wzrokiem do komórki, gdy "ktoś" mu odpisał.

Mały gnom: Uh czekaj.

Bane wyszczerzył się pod nosem.

Ja: Co tam 🥰 ?

Mały gnom: No to gdzie jesteś?

Ja: Na randce??

Mały gnom: GDZIE.

Magnus się zaśmiał.

Ja: No ale po co ci moja tajna lokalizacja?

Mały gnom: Bo chcę porozmawiać?

Magnus nie był w stanie ukryć szoku. Wysoko uniósł brwi, gapiąc się prosto w komórkę, aż poczuł takie napięcie, że nie mógł mierzyć się z tym samemu. Wbił wzrok w Aleca.

- Chodź tutaj - rzekł Magnus i ruchem palca przywoływał do siebie Lightwooda.

Alec nie rozumiał, co znaczyło "tutaj" gdyż siedział niecałe pół metra dalej, lecz moment później wszystko mu się rozjaśniło. Bane złapał za kaptur bluzy Aleca i pociągnął go do siebie, w dół.

Alexander drastycznie się zarumienił, ale wtedy, zdezorientowany, wylądował na plecach obok Magnusa, głowa przy głowie. Bane uniósł telefon nad ich twarzami, by obaj dobrze widzieli ekran.

- Raphael mnie nie lubi, więc nigdy do mnie nie pisze - wyjaśniał sprawę Magnus. - A już na pewno nie chce ze mną o czymś tam rozmawiać. Czy ty widzisz te SMS-y od niego? Czy ty to widzisz, Aleś?

- Ale Raphael cię lubi.

Magnus prawie się zaśmiał. Zabawne - tak nakręcać się jakąś sprawą, wręcz do utraty tchu, a raptem zostać rozśmieszonym. Bane'owi aż zachciało się cmoknąć tego dziwnego Alesia w policzek, zwłaszcza, że był tuż obok...

Ale na pewno wywiałoby to Lightwooda owiele dalej niż po dotknięciu kolana, dlatego też Bane zrezygnował z tego ryzyka.

- Ta, lubi, ale udaje, że nie - powiedział, wracając do głównego wątku. - Ale, rozumiesz. Nie gada ze mną dla przyjemności.

- Może mu odpisz... - podsunął z cichym śmiechem Alec.

Bane przyznał mu rację.

Ja: Wybacz, jesteś tam jeszcze?

Mały gnom: Czekam :)

Cierpliwy Raphael Santiago... A to nowość, pomyślał Magnus, zszokowany, ale uśmiechnięty.

Ja: Wyjaśnij mi dlaczego chcesz się spotkać.

Mały gnom: A dlaczego ty nie chcesz? :)

"Miła" tekstowa emotikonka powoli przerażała Magnusa.

Ja: Mówiłem ci? No bo jestem na RANDCE?? ✨✨

Magnus nie uspokoił swej ciekawości i po wysłaniu SMS-a zerknął na Aleca.

Lightwood zaczął gryźć policzek od środka, przy okazji się rumieniąc, w ten słodki sposób. Także rzucił okiem na Magnusa. A widząc, że Bane już się na niego gapi, spanikowany Lightwood wrócił wzrokiem do komórki, czerwieniąc się mocniej. Przegrał tylko bitwę z uśmiechem, który delikatnie pojawił się na jego ustach.

Magnus tak się szczerzył, że zapomniał o Raphaelu na kilka minut. Dopiero głos Lightwooda wybudził go z transu.

- Magnus?

Bane zamrugał powiekami i spojrzał w telefon.

Mały gnom: Bo mam problem i chcę z tobą porozmawiać. Możesz się w końcu spotkać czy nie.

W krótkiej chwili Magnus spoważniał. Wystukał na klawiaturze dokładne położenie w parku jego oraz Aleca, wysłał, po czym odłożył telefon. Oglądał świat powyżej; jasne obłoki na niebie oraz część zielonego drzewa, liści tańczących na wietrze. Natura uspokajała nerwy, ale nie likwidowała myśli. Bane zastanawiał się, jak głęboki musiał być raphaelowy problem, że ten zgłaszał się z tym akurat do Magnusa.

- Myślałem, że Raphael koleguje się bardziej z Ragnorem - odezwał się Alec.

Magnus przymknął powieki i zaczerpnął powietrza. Odzyskał ukojenie; leżąc pod drzewem i ładnym niebem, przy Alecu Lightwoodzie i Prezesie, rozluźnił ciało.

- Bo tak jest - zgodził się azjata.

- To dlaczego nie pogada z Ragnorem? Wyglądało na to, że ciebie pierwszego prosi o pomoc. Inaczej przyszedłby do nas z Ragnorem, czy coś.

- Zaraz się dowiemy, Alesiu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top