6#

~Magnus~
- Cheeseburger i do tego frytki z sosem barbecue, tortilla z kurczakiem i broń Boże bez oliwek... - mówił zamyślony Bane, machając swoją dłonią na prawo i lewo podczas opierania łokcia na ladzie. - I McFlurry - skończył.

Uśmiechnął się wesoło, patrząc na Aleca, który zapisywał zamówienie na karteczce w małym notesie.

- Dodatki? - spytał Lightwood, zatrzymując swoją dłoń z długopisem w bezruchu i nawet nie unosząc wzroku na Magnusa.

Azjata poczuł się wręcz urażony tym brakiem zainteresowania ze strony Lightwood'a.

~Alec~
Zmieszany Alexander cierpliwie czekał, aż Magnus się odezwie. Nie raczył na niego patrzeć, gdyż po prostu zasychało mu w gardle od samego uśmiechu Bane'a. Tego zalotnego, nie często spotykanego, jednocześnie władczego jak i uroczego uśmiechu.

Alec śmiał twierdzić, i chyba zacznie tak uważać i podejrzewać z całą pewnością, iż Magnus Bane w jednej chwili potrafił być przepełniony różnymi emocjami.

Z czystej ciekawości i chęci potwierdzenia swojej tezy - uniósł wzrok.

Zielono-złote oczy dziecka śmiały się, krzywy uśmiech był czymś dziwnie zadręczony, a zniecierpliwione palce ozdobione pierścionkami drgały zauważalnie.

Alexander przyznał sobie rację.

- Śmietankowe z polewą toffi, garść orzeszków, i posypka. Tęczowa. Sypnij sporo, nie żałuj - Bane puścił oczko Alecowi, który jak na zawołanie spuścił wzrok z powrotem na swoje zapiski w notesie. Miał ogromną chęć skończenia pracy i położenia się do łóżka. Oczywiście swojego. - I coś jeszcze...

- T-tak?

- Dorzucisz zabawkę z HappyMeal'a? Ładnie prosi swojego Groszka Magnus Bane.

Alec prawie się zapowietrzył. Nie dość, że dorosły facet prosił go o zabawkę z McDonalda, to jeszcze ten sam dorosły facet nazywał go swoim Groszkiem.

Jednak gdy uniósł wzrok, bardzo zaciekawiony tym, jak mina dziecięco Bane'a musiała wtedy wyglądać, tego już przy ladzie nie było.

~Magnus~
Magnus wrócił do swojego stolika. Niby zadowolony z powodu rozmawiania ze swoim Groszkiem, ale jednak sądził, iż ten wziął go za kretyna. Przez jakiekolwiek zdanie, które wypowiedział.

Kiedy Bane uświadomił sobie swoje wątpliwości, w szoku wytrzeszczył oczy okrążone czarną kreską. Od kiedy obchodzi go - nie mówiąc już o zamartwianiu się, jak teraz... - co myślą o nim inni ludzie?

- Co ci tak długo zeszło? - obruszył się wiecznie niecierpliwy Ragnor. A nadal zdziwiony swoimi przemyśleniami Magnus postanowił nie myśleć narazie o Lightwoodzie.

- Bo tak? - Bane zbadał wzrokiem swoich przyjaciół.

- Mhm - mruknęła sugestywnie Catarina, patrząc na Magnusa kątem oka. - Myślałam, że wymyślasz jakieś niestworzone bzdety, ale naprawdę zależy ci na tym... No, tamtym.

- Alexander Lightwood - poprawił, będąc odrobinkę zbyt bardzo jak na niego rozdrażnionym. - Groszek - dodał, teraz już czując, jak przyjemne ciepełko otula jego serce.

Definitywnie uwielbiał używać tego określenia względem Aleca. Dlatego też uśmiechnął się błogo, nawet nie zdając sobie sprawy ze zamienionej pozycji ust.

- Tak tak - kobieta zbyła go beznamiętnym machnięciem ręki. - Nieważne. Poplotkujemy o tym twoim Groszku potem, bo teraz jestem głodna.

- Kobiety ze zbliżającym się okresem - skomentował od razu Ragnor. Jakby zupełnie nie przemyślał swoich słów. A siedząc przy kobiecie, która teraz patrzyła na niego niczym morderca na swoją ofiarę, zrozumiał, co powiedział i natychmiast uśmiechnął się z cichymi przeprosinami. Przecież nie chciał narażać siebie na gniew kobiety ze zbliżającym się okresem.

Magnus jedynie parsknął śmiechem z zaistniałej sytuacji, zastanawiając się jednocześnie nad krokami, których mógłby nauczyć swoich uczniów jutro. Musiał skomponować w głowie jakiś układ. I musiał być inny i wyróżniający się. Ale najpierw azjata powinien znaleźć piosenkę do podkładu.

Trójka przyjaciół dostała swoje zamówienia. Catarina zajadająca się swoją tortillą starała się rozmawiać z Ragnorem. Jednak i jemu mającemu usta zapchane cheeseburgerem, niezbyt szło wyraźne wymawianie słów. Ale gawędzili dalej, jakby kompletnie im to nie przeszkadzało. Magnusowi też nie, który uważnie ich słuchał. Nie znał tych ludzi od wczoraj, więc i rozumiał ich bełkot.

Czasami wtrącał się w rozmowę, komentował wypowiedzi dwójki z cynicznym uśmiechem, lub zaczynał gadać o Alecu. W taki rozmarzony i wręcz podniecony sposób, że aż Ragnor Fell musiał skoczyć do łazienki, czując, że robi mu się niedobrze. Jednak nie to skupiło na sobie uwagę Bane'a.

Spojrzał uważnie na pudełeczko, w którym zapakowany był kubeczek z jego lodami, dopiero teraz orientując się, że znajduje się tam coś jeszcze. Czyżby Bane był aż tak głodny, że nie zauważył, iż dopowiedział coś jeszcze podczas zamówienia?

Azjata otworzył szerzej pudełeczko i ostro się przeliczył. W bardzo pozytywny sposób, przez co pod jego nosem wyrósł uśmiech przepełniony radością i rozczuleniem.

Wziął w ręce malutkiego, plastikowego smoka, do którego była przyczepiona karteczka.

,,Proszę bardzo ~ Groszek."

∆*∆*∆
~Alec~
Kiedy nastolatek wrócił do domu po godzinie dwudziestej trzeciej, po prostu rzucił się na łóżko. Jakoś nie specjalnie przejmując się większymi obrażeniami, które mogły powstać przez jego telefon, duszący szalik czy ćwieki i klamry na kurtce. Zmęczenie wzięło górę.

No ale przecież nie mógł tak po prostu zasnąć.

Z jękiem niezadowolenia wstał i zaczął się rozbierać. Czyli ściągnięte z siebie ubrania rzucać na podłogę. A gdy znalazł się już w samych bokserkach, przypomniał sobie o higienie swojej jamy ustnej. Od razu podreptał szybko do łazienki, by umyć chociaż żeby i darować sobie prysznic.

Głodny nie był, ze względu na podkradane wraz z Maią frytki i hamburgery. Tak samo jak przewidywał na początku przed zaczęciem pracy w okazującym się - bardzo użytkowym McDonaldzie.

Po umyciu zębów pobiegł do łóżka. Na to już miał siłę. Jednak gdy zakopał się w kołdrze, wziął jeszcze w ręce telefon. Kilkanaście nieodebranych połączeń od Sebastiana podpowiadały mu złe myśli. Lecz postanowił napisać zwykłego SMS-a, bo przecież nie będzie dzwonił do swojego chłopaka w środku nocy.

Ja: Dzwoniłeś 😝

Sebuś ❤: Tak -,-

Ja: Nie śpisz 😝

Sebuś ❤: Tak -,-

Sebuś ❤: Bo jestem z kolegami. Nie mam czasu, zdzwonimy się jutro.

- Ty cwelu... - mruknął zaspany Alec, czytając wiadomość od Sebastiana. I zaraz po tym włożył telefon pod poduszkę, kładąc na miękki materiał swoją ciężką po dzisiejszym dniu głowę.

Odpłynął w sen, z przeistaczającymi się w jego umyśle - błyszczącymi włosami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top