2#

~Alec~
Następnego dnia o siódmej trzydzieści dźwięk dzwonka telefonu obudził smacznie śpiącego szatyna. Blady człowiek uśmiechnął się leniwie, na ślepo ręką starając się wymacać głośne urządzenie spod poduszki. Lightwood - w przeciwieństwie do swojego rodzeństwa - lubił dźwięk budzika. Po prostu nie miał większych problemów, jeśli chodziło o wstawanie.

Tak jak w danym dniu, więc zaraz po wyłączeniu alarmu ustawionego w swoim telefonie, wstał z łóżka. Był zmuszony od razu podreptać do szafki ze skarpetkami, z ogromną chęcią nałożenia jakiejś grubej i miękkiej pary. Jego stopy najbardziej z całego ciała narażone były na zimno. Nie przepadał za tą przypadłością, ale przecież nie pójdzie na przeszczep stóp. Owiele za dużo hajsu do wydania.

∆*∆*∆
Szatyn jadł pierwsze śniadanie w swoim nowym domu. I czuł się samotny. Ustawił sobie w głowie przypominajkę, żeby kupił sobie jakiegoś chomika lub królika. Albo adoptował psa, no cokolwiek.

Mimo, że był indywidualistą, nie wytrzyma samemu zbyt długo. Każdy musi z kimś rozmawiać. Bo kiedyś skończyło się na tym, iż prowadził on żywą, jednostronną dyskusję ze szklanką. Przyczepił się do niej z powodu jej zbyt skromnych zdobień. Jakby zapomniał, że sam sobie takie kupił.

Zatracony w myślach Lightwood podskoczył na krześle, kiedy telefon w tylnej kieszeni jego spodni zaczął dzwonić. Zupełnie jakby miał nadzieję na sprawienie zawału swojemu właścicielowi. Niewdzięczny. Przecież Alec go kochał.

- Tak? - odebrał połączenie, jednocześnie kończąc już swoje śniadanie, które składało się z najzwyklejszych w świecie tostów z serem.

- Gotowy? - spytała pobudzona Isabelle.

Alec musiał chwilę pomyśleć, by zorientować się, o co chodzi jego siostrze. Przy tym zawsze śmieszne mrużył oczy, choć sam nie zdawał sobie z tego sprawy.

- Na co?

- Oh, Alec. Taniec.

- Aaa... - Lightwood zadarł głowę do góry, jakby dostał olśnienia od lśniącego rogu jakiegoś jednorożca. - No, pamiętam, pamiętam - zapewnił, dość mocno naginając prawdę.

- Mhm. Nasze zajęcia są o dziewiątej trzydzieści, bo dla początkujących. Chociaż chciałabym się zapisać na zaawansowane...

- Święta racja chochlika - przerwał siostrze rozbawiony Alec. - Już widzę, jak świetnie radzisz sobie na pierwszych zajęciach. W zaawansowanej grupie. Brawo, sis.

- Nie doceniasz mnie - burknęła z niemałym wyrzutem. - Jesteś chamem... W sumie zawsze byłeś, więc nie wiem, dlaczego się dziwię.

- Ja nie byłem chamem, chamie - burknął urażony Lightwood, marszcząc brwi. - Jak mogłem nim być, skoro zawsze siedziałem cicho?

- Zawsze wielce szczegółowy - oznajmiła znudzona dziewczyna, a Alec był pewny, że wywraca w tym momencie oczami. - Nie przesadzaj. Dobra, nie po to dzwonię. Jak mówiłam, zajęcia o wpół do dziesiątej...

- Której? - przerwał zdezorientowany Alexander.

Nienawidził, gdy ktoś podawał nie pełną godzinę. Musiał tracić ten cenny czas na zastanawianie się nad dokładnym czasem, zamiast na przykład jedzeniem. Lub rozmarzaniem się nad przystojnymi mężczyznami.

- O dziewiątej trzydzieści... - wytłumaczyła, słyszalnie zirytowanym głosem. - Są zajęcia. Flowers jest w twoim mieście, to przyjadę do ciebie. Będę za jakieś... Pół godziny.

- Okey. Znasz adres.

- Nie? - zachichotała, najpewniej śmiejąc się ze swojego brata.

- Mówiłem ci - odparł zbity z tropu szatyn, wlepiając spojrzenie w okno, które mógł zauważyć z kuchni poprzez dziurę w ścianę, robiącą za barek. Za szybą kruszył delikatny, biały puch. Zupełnie jak magiczny pyłek wróżek.

- Zapomniałam?

- Tak samo jak tabliczki mnożenia? - rzucił złośliwie Alec, uśmiechając się pod nosem. Czasem nawet i on lubił denerwować ludzi.

- Naprawdę jesteś chamem.

∆*∆*∆
- Tutaj? - spytał zziębnięty Alec, wraz ze swoją siostrą stojąc pod szkołą taneczną Flowers.

Okey, od jego domu do budynku, pod który dotarli, nie było daleko, ale Isabelle mogła pozbyć się swojej chęci na spacer. W zimę. W dodatku podczas padania śniegu. Nie kochała Aleca, by patrzeć, jak cierpi?

- Tutaj - uśmiechnęła się ożywiona szatynka. W przeciwieństwie do swojego brata zachowywała się tak, jakby była gotowa na wojnę. Taneczną.

Rodzeństwo weszło w końcu do środka budynku. Isabelle chcąc już zacząć tańczyć, a Alec prowadzony pragnieniem ciepła. Oboje rozebrali się z kurtek, szalików i czapek, z powodu widniejących na ścianie obok wieszaków. Które w większości były pozajmowane.

Wesoła dziewczyna podeszła do recepcji, a nagle ciekawy Alexander począł porozglądać się po holu. Przyjemnie, miło i ciepło.

Ściany w kolorach żółci i pomarańczy, ozdobione dużymi plakatami z różnymi tancerzami. Lub po prostu czymś nawiązującym do danej dyscypliny. W kącie dużego holu znajdowały się kanapy, pewnie po prostu robiąc za poczekalnie. Były w fioletowym kolorze, który spodobał się Alecowi.

Ostatni kolor tęczy.

Alexander ocknął się dopiero, gdy usłyszał słowa "Magnus Bane" wypowiedziane przez jego siostrę rozmawiającą z jakimś facetem za ladą. Spodobało mu się te imię. Pewnie należało do ich nauczyciela. Imię było takie... Inne, nie spotykane. I choć Lightwood lubił normalność, to odrobiną abstrakcji by nie pogardził.

- Alecuś - Izzy podeszła do niego. - Chodź się przebrać i do klasy.

- Czuję się jak w szkole - parsknął zduszonym śmiechem, jednak jakby troszkę wystraszony. Cóż, nowe sytuacje wprawiają go właśnie w taki stan.

- Ja też - zaśmiała się rozpogodzona Izzy, omijając brata i idąc przed siebie w stronę korytarza.

Alexander szybko podążył za nią, ściskając na ramieniu torbę, w której były oczywiście ubrania na zmianę, butelki wody i zestaw makijażu Isabelle. Do tego szczotka do włosów. I perfumy.

∆*∆*∆
Rodzeństwo już przebrane i gotowe na zajęcia tańca - pomijając zestresowanie Aleca - ruszyło w stronę sali, w której miały odbyć się zajęcia z ich grupą.

Weszli do klasy, po pierwsze przelatując pomieszczenie wzrokiem. Po obszernej podłodze rozciągały się jasne panele, trzy ściany były koloru zielonego, a na czwartej widniało duże lustro. Po błyszczących oczach Isabelle było widać, że je pokochała. Cóż, Alec wiedział, że jego siostra uwielbia na siebie patrzeć. Teraz ma do tego idealny sprzęt.

W sali było na oko dwadzieścia osób. Większość stanowili ludzie w wieku Aleca i Isabelle niż starsi czy młodsi. Niektórzy ze sobą rozmawiali, a inni rozciągali swoje ciała, przygotowując je na taniec. Alecowi nagle się odwidziało. Zatęsknił momentalnie za swoim łóżkiem w jego mieszkaniu.

- Isa... - urwał wystraszony, kiedy zorientował się, że nie ma przy nim siostry.

Dziewczyna rozmawiała sobie z jakąś grupką ludzi, do których podeszła. Typowa Isabelle Lightwood, dusza towarzystwa, czego nie można było powiedzieć o Alecu. Ale teraz był zły. Zostawiła go samego, stojącego bez ruchu przy drzwiach od klasy, jakby był jakimś zbytnim dziwakiem i nie pasującym tu elementem układanki.

- Stokrotki! - wykrzyknął jakiś obcy Alecowi głos, przez który na jego ciele zawitały ciarki. Jednak nie ze strachu, lecz rozczulenia. Głos był czysty, melodyjny i pozbawiony jakichkolwiek negatywnych emocji. - Już jestem!

Alexander odwrócił się gwałtownie w bok, cudem unikając zawrotów głowy.

Mężczyzna, który zawitał do sali i zamknął za sobą drzwi tuż przy Lightwoodzie, przeniósł na niego swoją aurę. Władza i błysk. Jego gęsta grzywka pokryta była złotymi pasemkami, powieki ozdobione ciemnymi cieniami i grubą, czarną kreską, a malowniczy uśmiech po prostu nie pozwalał odwrócić od siebie uwagi.

Władza i błysk.

Mężczyzna, zupełnie nie zwracając uwagi na osłupiałego Lightwood'a, ustał po środku ściany z lustra, skierowany przodem do swoich uczniów. Wszyscy zgromadzili się przed nim. Prócz Aleca, który nadal stał przy zamkniętych drzwiach i tępo wpatrywał się w człowieka o błyszczących włosach.

Złotowłosy przeleciał wzrokiem po zgromadzonych osobach, jakby sprawdzał, czy jest obecna ta liczba, z którą był umówiony.

Po chwili zmarszczył prawie niezauważalne brwi, spoglądając w lewo i prawo. Zatrzymał się w tej drugiej stronie, zauważając Aleca. Po ciele Lightwood'a przeszedł ciepły prąd, kiedy mężczyzna obdarzał go swoim spojrzeniem. Tak intensywnym i jednocześnie beztroskim.

- Groszku pachnący, dołącz - z przyjemnym uśmiechem na ustach wskazał palcem na Aleca i zaraz na grupę ludzi na środku sali.

Groszku pachnący... - powtórzył w myślach Lightwood. Jakże rozmarzony i zdziwiony swoimi emocjami, na jakie zadziałał jego nowy nauczyciel.

A ocknął się dopiero wtedy, kiedy usłyszał dobrze znany mu chichot. Natychmiast ruszył się z miejsca i szybko podreptał do swojej rozbawionej siostry, stojącej w środku grupy.

- Zamknij się - syknął do ucha szatynki.

- Dobrze...! - głos złotowłosego zyskał na decybelach, by dobrze słyszalny był nawet w najdalszych kątach sali. - Jestem Magnus Bane, wasz nowy tatuś od tańca. Niektórzy mnie znają, a niektórzy nie, ale poznacie wszyscy bez wyjątku - mówiąc ostatnie kilka słów, wbił spojrzenie w Aleca. Biedny szatyn stracił możność normalnego oddychania. - Zmienię wasze życie w piekło - powiedział, odrywając wzrok od Lightwood'a. - Taneczne piekło.

Obdarzył swoich uczniów kąśliwym, lecz wesołym uśmiechem. Powieki Aleca, spod których wzrok skierowany był na Magnusa, mrugały szybko.

Tak, zdecydowanie władza i błysk.

🌹🌹🌹
Bum!
2 rozdział nowej książki 😂😂💗💗 muszę wam powiedzieć że fajnie mi się ją pisze 😂😂💕💕💕💕 a jak wam się podoba?
Miłej nocy 🌚🌚

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top