1#
~Magnus~
Magnus Bane gnał po drewnianych panelach, całkowice zatracony w tańcu. Nie musiał jakoś specjalnie spoglądać na swoich uczniów, by wiedzieć, że doskonale naśladują każdy jego ruch i napięcie mięśni.
Azjata był dobrym nauczycielem. Cały oddał się pracy, przyczepiając się zębami i pazurami stanowiska instruktora w szkole tańca o nazwie Flowers, kilka lat temu, i absolutnie tego nie żałował, zostając tak do chwili obecnej. Prowadził bajeczne życie, z czego był bardzo dumny.
Taniec, pasja, pieniądze i przyjaciele to było to, co nadawało jego istnieniu głębszego sensu.
∆*∆*∆
- Dobrze wam dzisiaj poszło - zadowolony z siebie i swoich uczniów Bane z szerokim uśmiechem pochwalił tą zmęczoną zgraję po zakończeniu prowadzonej przez niego lekcji.
Ludzie w wieku nastoletnim, ale także i starszym, rozeszli się na swoje strony. Po butelki z wodą, by dopomóc zmęczeniu, po swoje ubrania na zmianę i z nimi kierując się do szatni, a jeszcze inni poszli do recepcji, by zapłacić za miesiąc nauk w danej szkole tanecznej.
Bane natomiast poszedł do swojego kota, Prezesa Miau dumnie prezentującego siebie i swoje puszyste futro - leżącego pod ścianą całą pokrytą powierzchnią lustra, jak w każdej sali w ośrodku, w którym się znajdowali.
Kot towarzyszył swojemu panu w większości jego lekcji. Głównie z tego powodu, iż Magnus nie lubił po zajęciach wracać do swojego mieszkania sam. A zawsze podróżował piechotą, ponieważ od domu do szkoły tanecznej miał niedaleko.
Tak więc wziął puszystego i sennego kocura na ręce i podszedł do swojej torby leżącej na ławce ustawionej pod jedną ze ścian. Teraz, zanim opuści budynek, musi się napić, poprawić makijaż, przebrać się i pożegnać z zaprzyjaźnionymi tutaj - innymi pracownikami.
∆*∆*∆
~Alec~
Alec ustał na środku salonu jego nowego, tymczasowego mieszkania. W sumie nie wiedział, czy zamieszka tu na krótko czy długo, ale postanowił się nad tym nie zastanawiać. Nie ma na to czasu.
Rozglądnął się po urządzanym już przez niego salonie. Przyjechał do mieszkania rano, więc do obecnej godziny - piętnastej - zdążył się rozpakować i podekorować swoje nowe królestwo.
Metraż nie był jakiś szczególnie duży lub nowoczesny, z tego powodu, iż Lightwood po prostu nie grzeszył plikiem banknotów w kieszeni na każdą okazję. Pochodził z przeciętnie zarabiającej rodziny. A po skończeniu jedynie gimnazjum - ale za to z czerwonym paskiem - nie udał się na jakiś kierunek liceum.
Nie wiedział po prostu, co byłoby jego żyłką i dlatego podejmował się większości prac zamiast nauki. Rodzicom to niezbyt się podobało, no ale w końcu ich syn jest pełnoletni. I uparty.
I aktualnie zatrudnił się w McDonaldzie. Cóż, przynajmniej będzie mógł sobie podkraść co nie co.
Lightwood wyciągnął z kieszeni swój telefon, którzy brzęczał, informując właściciela o połączeniu przychodzącym. Dzwonił jego chłopak.
- Hej, Seba - przywitał się wesoło Alec, odbierając telefon.
Trochę żałował tego, iż zostawił swojego ukochanego w poprzednim mieście, ale jego dusza goniła za jakąś zmianą w życiu. Więc postawił na przeprowadzkę i zapisanie od początku czystej kartki względem swojego egzystencjowania na planecie zwanej Ziemią.
- Hej, kochanie - głos po drugiej stronie nie podzielał entuzjazmu, jakim emanował od siebie szatyn. - I jak tam?
- Już się rozpakowałem. Jutro idę do pracy. McDonald - oznajmił z rozbawieniem. - Lepsze to niż nic.
- Pf - prychnął w słuchawkę. - Nie musiałeś się przeprowadzać. Mogłeś zostać.
- Mówiłem ci już. Chciałem czegoś nowego - niebieskooki wzruszył ramionami, idąc w stronę przedpokoju z zamiarem nałożenia na siebie płaszcza. Chciał wyjść do sklepu po małe zakupy, a obecna zimna, mokra i biała zima nie pozwalała na zwykły, ciepły sweter.
- Jak sobie chcesz - mruknął z zawodem. - Kiedy byś miał wolne?
- Nie wiem, dopiero jutro idę, to dadzą mi plan i tak dalej. Ale na pewno nie będę pracował cały czas, przecież będą zmiany. Co ty myślisz, że będę codzien się męczył? - spytał, śmiejąc się krótko.
Lightwood zauważył, że jakoś nie przeszkadzało mu to, iż był dość daleko od Sebastiana Verlaca. Byli ze sobą tylko kilka miesięcy, był i jest to pierwszy chłopak Aleca, ale szatyn jakoś nie specjalnie się do niego przywiązał. I nie za bardzo tęsknił.
Usprawiedliwiał to swoim niedoświadczeniem jeśli chodzi o związki i relacje międzyludzkie. Na pewno potrzebował więcej czasu na poczucie głębszego uczucia, bo nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia.
Ale nie widział, że tak naprawdę nie kocha Sebastiana.
- No ja myślę. Zobaczę, kiedy będę mógł do ciebie wpaść.
- Nom. Dobra, będę już spadał - powiedział, przyciskając barkiem telefon do ucha, podczas nakładania na swoje stopy czarnych, ciężkich glanów. Zdecydowanie preferował ten rodzaj obuwia. Nie dość, że ładne i wygodne, to jeszcze i bardzo praktyczne. Zdaniem Aleca.
- Dobra - westchnął Sebastian. - Narka. Pomyślę o tobie w nocy - dodał lubieżnym tonem, przez który Alec wywrócił oczami, lecz z lekkim rozbawieniem. - Kocham cię.
- Dobranoc - powiedział Lightwood i rozłączył się pospiesznie.
Nałożył na siebie płaszcz, schował telefon do jego kieszeni, zgarnął z szafki obok klucze i opuścił mieszkanie.
∆*∆*∆
- Izzy... - Lightwood westchnął niczym męczennik, musząc znosić siostrę, z którą rozmawiał przez telefon, i to w trakcie czekania w kolejce sklepowej.
Akurat wtedy siostrzyczka musiała do niego zadzwonić. A on, miły i ukochany starszy braciszek nie mógł odrzucić połączenia.
- No weź - powiedziała dziewczyna prosząco, co na Aleca działało w znacznie większości różnych sytuacji, gdy to Izzy go o coś prosiła. - To tylko zajęcia tańca. Nie będziesz pracował w Mc codziennie, sama patrzyłam na internecie, jak tam się pracuje, amebo. Będziesz się nudził po pracy albo przed.
- No i co? - mruknął szatyn, zestresowany czekając, aż będzie mógł skończyć rozmawiać z siostrą. Gdyż kolejka coraz szybciej znikała, zbliżając chłopaka do kasjerki.
- Proszę...
- Ehh... Dlaczego?
- Bo lubię tańczyć. I będę mogła spędzać z tobą więcej czasu - wyjaśniła wesoło. - Taka szkoła Flowers. Będziemy na zajęcia chodzić o dziewiątej rano. Ja bym mogła codziennie, liceum nie przeszkadza. A ty?
- Praca - skwitował niemrawo. - Praca, Izzy.
- Pracuj na nocne zmiany.
- Jasne - prychnął z rozbawieniem, rozśmieszony pomysłem siostry.
Miał w nocy pracować, a w dzień tańczyć, jakby był pełen sił i energii?
- Ale ja na serio mówię - oznajmiła Isabelle z grobową, rzadko używaną przez nią powagą.
Zdziwiło to nieco Aleca, ale w sumie jej się nie dziwił. Też chciałby spędzać więcej czasu z siostrą, gdyż po prostu ją kochał. A skoro dziewczyna ma czas, środki i chęci do spotykania się wraz z bratem w szkole tanecznej, w sumie... Dlaczego nie?
- Możesz pracować od piętnastej do dwudziestej trzeciej. Tak, zrób tak. A o dziewiątej będziemy sobie tańcować - zaświergotała wesoło. - Ja bym chciała codziennie!
Alec na chwilę stracił zainteresowanie siostrą, skupiając się na zapłacie za swoje małe zakupy. W których skład wchodził chleb, masło i ser, i jeszcze jakieś słodycze lub takie prowizoryczne rzeczy jak chusteczki i mydło. Dobry początek jak na nowe mieszkanie.
Lightwood zapłacił za zakupy, wziął torebkę w jedną rękę i wciąż trzymając telefon przy uchu, udał się do wyjścia z supermarketu. Ignorował słowa Isabelle przez chwilkę, i dopiero, gdy znalazł się na chodniku i mógł spokojnie iść w stronę swojego mieszkania, odpowiedział siostrze:
- Sorka, co mówiłaś? - spytał, skupiając się na drodze. Jak dobrze, że miał w miarę podzielną uwagę.
- Kretyn... - westchnęła znudzona dziewczyna. - Że szef się ciebie spyta, jakie chcesz zmiany. Bierz te od piętnastej do dwudziestej trzeciej. A rano o dziewiątej będziemy chodzić do Flowersa - oznajmiła z entuzjazmem, podczas gdy jej brat był tako jako obojętny na jej propozycję.
- Jak sobie chcesz. Jace nie tańczy?
- Wkurwia mnie - burknęła w złości, więc Alec domyślił się po tej jakże składnej wypowiedzi, że znowu pokłóciła się z Jacem o jakąś niewartą jego uwagi drobnostkę.
Cóż, sam nie był lepszy. Z jego adoptowanym bratem nie dało się nie pokłócić co najmniej trylion razy w tygodniu. Nawet wtedy, gdy Alec ocenił jego włosy jako kolor żółty zamiast blond.
- Tia, czaję cię. A jak z kasą na te lekcje?
- Starzy płacą, już namówiłam.
- Okeee...
- Jakiś nie w humorze jesteś - zagadnęła rozbawiona dziewczyna, lecz z nutką troski w swoim przyjemnym dla ucha głosie.
- Po prostu nowe mieszkanie i tak dalej - wyjaśnił Alec.
Starał się być wesoły, ale nie należał do grona ludzi z talentem aktorskim. Albo po prostu zależy od sytuacji. Przed siostrą nie musiał kłamać.
- E tam, poznasz kogoś ciekawego i będzie jak w kosmosie.
- Czyli... Bez tlenu - stwierdził zduszonym śmiechem szatyn, powoli zbliżając się do swojego nowego mieszkania.
Ciekawił się, jak szybko odechce mu się danej przeprowadzki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top