❝3❞

Ogolnei to sry, ze was tak znowu totalnie olalam

Ale no nie chcialo mi sie

Mraw

_______________________________________

ei, czekaj! ─ usłyszał wychodząc z lokalu.

a, to ty ─ odparł widząc Germankę ─ co jest

─ masz czas w sobotę o 18? ─ odparła Niemka poprawiając zwinięte rękawy białej koszuli

nie wiem ─ nigdy nie zapisywał sobie gdzie miał iść i co zrobić, co w jego przypadku akurat mądre nie było

a w piątek?

─ a w piątek mi się nie chce

─ no to... w porządku! ─ stwierdziła czarno włosa ─ napiszę do Ciebie najwyżej!

Noc była coraz bliżej, coraz więcej osób wychodziło z domów na miasto.
Robiło się też znacznie chłodniej, ale wciąż było dosyć ciepło.

Zdecydowanie za długo zasiedział się u Serbii, skoro była prawie 19.

Szedł szarym chodnikiem kopiąc kamyki, które zawsze było tam 'znaleźć'.
Nie wiedział do końca dokąd właściwie idzie - na pewno nie do domu, to było w drugą stronę.
Najbliżej miał chyba do centrum i sklepów.

Po chwili stanął pod sklepem i westchnął. Już z pewnością nie zdąży oddać ojcu jego 'zguby', bo tamten od 18 nikogo nie przyjmuje. Cóż, znowu przez swoje gapiostwo będzie miał więcej roboty.

Po chwili wziął do ręki telefon, wszedł w wiadomości i zadzwonił na numer jednej z wiadomości

co jest? ─ zapytała osoba po drugiej stronie ekranu

słuchaj, mówiłaś mi coś o tym festynie czy co to tam miało być, nie wiem, nie pamiętam

um, no tak?

to dzisiaj jest? ─ zapytał Polak patrząc na drugi koniec miasteczka

no tak, a co?

jesteś jeszcze w domu czy już wyszłaś? ─ Polska kopnął lekko większy kamyk, który potoczył się na ulicę i z satysfakcją oglądał jak jakiś 7-latek wywalił się na nim na twarz

zaraz będę szła, a co?

to poczekaj chwilę na mnie. Albo podejdź najpierw do mnie czy coś

dobra, ale gdzie ty jesteś?

pod żabką, obok tej budki z naleśnikami

co ty robisz po prawie drugiej stronie miasta?

długa historia ─ stwierdził Polak zamawiając naleśnika ze stoiska

dobra, będę za 10 minut ─ rozbrzmiało wesoło z telefonu i ucichło, a Polska w tym czasie zajął się nowym wyborem życiowym, czyli wybraniem jakiegoś dżemu

Jako, że Polska nie należy do ludzi potrafiących podejmować szybkie decyzje, zaczął swoją osobą denerwować sprzedawczynię

Полша (Polsha), z łaski swojej, wybierz coś wreszcie! ─ prychnęła rozgniewana Bułgaria zdejmując naleśnika z grzałki

dobra, nie wiem, może być ta truskawka czy malina czy co to tam jest ─ powiedział w końcu chłopak pokazując palcem na jeden ze szklanych słoików z dżemem ─ nie wiem co to, bo nie umiem bułgarskiego, ale wygląda na jakąś truskawkę czy coś

Dziewczyna tylko przewróciła oczami i posmarowała ciasto, a Polak zaczął przeszukiwać kieszenie w celu znalezienia jakichkolwiek pieniędzy, których jednak nie mógł znaleźć, bo "w magiczny sposób" wydał wszystko w kawiarni

czy ty jesteś мамка му (do cholery) poważny?! ─ odparła Bułgaria pełna pretensji patrząc na kolejkę za chłopakiem, która zaczynała się powoli zmniejszać

no szukam tych pieniędzy no! ─ odparł biało-czerwony szukając kasy, na co Bułgarka jedynie prychnęła niezadowolona.

Minęło kilka minut, a pieniędzy jak nie było, tak nie było wciąż.

sprzedajesz może na raty...? ─ zapytał Polak cicho i sam zastanawiając się czy to pytanie ma jakikolwiek sens

ciebie chyba pokurwiło do reszty! ─ po Bułgarii było już doskonale widać, jak bardzo zdenerwowana była. Nie mogła jednak wciąż krzyknąć czy hałasować - wciąż byli na ulicy, a w dodatku odstraszyła by tym sobie potencjalnych klientów

ja zapłacę ─ powiedziała Słowaczka podchodząc i wręczając Bułgarce pieniądze, po czym wręcz siłą pociągnęła Polskę za koluszkę jak najdalej od zirytowanej Bałkanki

A Polska za to poczuł się znowu jak skończony debil, bo po raz kolejny ktoś musiał za niego płacić.

I po raz kolejny już była to dziewczyna

•■•■•

po raz kolejny ratujesz mi przed nią mordę ─ stwierdził Polak

to może w końcu zaczniesz brać pieniądze wychodząc z domu? ─ zapytała dziewczyna sarkastycznie, bo odpowiedź i tak była oczywista

pft, może kiedyś ─ prychnął chłopak i spojrzał na ekran telefonu ─ a tak w ogóle, to minęło 15 minut, więc się spoźniłaś

byłam przed czasem, sieroto ─ odparła krótko ─ po prostu śmiesznie się patrzy jak spanikowany szukasz czegoś, czego i tak nie masz, robiąc z siebie przy tym klauna

skoro śmiesznie się patrzy jak robię z siebie idiotę, to po co jej za mnie zapłaciłaś? ─ zapytał biało-czerwony napychając policzki naleśnikiem

bo już nie tak śmiesznie patrzy się jak dostajesz w pysk ─ stwierdziła dziewczyna wiążąc buta

a podobno nie masz sumienia

to nie sumienie, tylko zdrowy rozsądek ─ odparła wstając ─ którego ty po prostu nie posiadasz

mam, tylko nie działa

czyli tak, jakbyś nie miał

ale jak masz paczkę żelków, które są przeterminowane, to wciąż masz żelki

ale nie możesz ich zjeść, więc to tak, jakbyś ich nie miał

to zależy

od czego niby?

ile są po terminie ─ stwierdził kończąc jedzenie ─ bo jeśli są tak z dwa dni na przykład, to można zjeść

czemu porównujesz żelki do zdrowego rozsądku?

nie wiem, ty nie wiesz, Czechy nie wie, Węgry nie wie, nikt tego nie wie ogólnie. ─ stwierdził poważnie Polak wyliczając przy tym ludzi, aby nikogo nie pominąć.

Co oczywiście zrobił i tak.

ale co wspólnego mają niby żelki do rozsądku? ─ zapytała ponownie dziewczyna

nie wiem no, to taki przykład był ─ stwierdził Polak krótko ─ jak ci żelki nie pasują, to nie wiem, jako przykładu użyj skarpet na przykład czy coś

a co tym bardziej wspólnego do tego mają skarpety?

bo jak kupisz sobie białe na przykład a potem wrzucisz je do pralki z czymś czerwonym to się szmaty zabarwią ─ odparł biało-czerwony wywalając pseudo-talerzyk po naleśniku

ale jak to się ma do tematu

bo z mózgiem jest tak samo. Najpierw jest jak białe skarpety, czysty i w ogóle, a potem się czymś upierdoli i trzeba wyprać ─ chłopak przerwał na chwilę przyglądając się na moment naczelnemu dealerowi winka, po czym zaczął zastanawiać się czy to co mówi ma jakikolwiek sens ─ a potem wwala się to do pralki, ale gdzieś zawsze znajdzie się ta jebaniutka czerwona skarpeta, która wszystko niszczy. Tą skarpetę to sobie jako na przykład jakąś sytuację wyobraź czy coś

mózg i rozsądek to nie para skarpet z bazaru ─ stwierdziła krótko ─ a tak poza tym, jak cię tak drażni jak skarpety ci się przebarwiają to może po prostu zacznij sortować ubrania

no to przecież tak robię, ale zawsze ta jedna czerwona szmata się znajdzie

tsa, ty i porządkowanie czegokolwiek, już to widzę

pft, przekonasz się jeszcze

Słowacja przystanęła i spojrzała w okno jednego z ulicznych barów starając się dopatrzeć czy wzrok ją jednak myli czy to jednak faktycznie jest Czech.
Jednak było to na tyle oczywistym faktem, że zastanawianie się było zupełnie niepotrzebne. Cóż, widok "Polski, ale z trójkątem" w barach nie był wcale nowym widokiem.

Wszędzie na ulicach roiło się od budek z różnorakim jedzeniem, wielu świateł porozwieszanych wszędzie wokół, sklepowych szyldów, było także trochę ludzi, budek z lodami i goframi, czasami maszynek do waty cukrowej i popcornu. Czas festynów to zdecydowanie czas, kiedy miasto wygląda najlepiej.

Chodząc po ulicach o takiej porze można spotkać się z wieloma osobami, więc ani Polski ani Słowacji nie zdziwił widok ani Ukrainy, ani Finlandii, ani Grecji, ani nawet Chin, która znana była z prowadzenia praktycznie pustelniczego trybu życia.
Jedną osobą, której widok był jednak niezbyt typowy była Nowa Zelandia, bo rzadko kiedy chodziła sama ulicami.

W powietrzu nad miastem unosił się zapach słodyczy, fast food'ów, pizzerii, kwiatów, które były czasem gdzieś usytuowane – bo jednak organizatorem tegorocznego festynu była osoba wręcz słynąca ze swojego uwielbienia do kwiatów – jedzenia z marketów. Wszystko to było również przesiąknięte ciepłym, letnim powietrzem, co dawało naprawdę miłe uczucie.

Lato to zdecydowanie jedyna pora roku kiedy miasto wygląda tak dobrze i również tak ładnie pachnie.

Łażąc tak po zdającej się nie mieć kresu metropolii, doszli w końcu na drewniany most prowadzący do ujścia rzeki. Stąd na plażę było już tak blisko, że wystarczy zaledwie 5 minut by być na miejscu.
Z budowli zauważyli dużo świateł, ludzi oraz jakieś inne pseudostoiska. Najwyraźniej festyn był naprawdę spory, skoro zaczynał się na mieście a kończył tak daleko, że nie było widać ostatniego stoiska.
Polska za to zaczął zastanawiać się kto dokładnie to zorganizował.

No, a raczej komu w ogóle chciało się tyle ogarniać.

•■•■•

Zdążyli wbiec na plażę, a od razu owiała ich morska bryza. Było tam nieco chłodniej, ale wciąż dosyć ciepło. Był wieczór, przez co światła na dalszej stronie plaży naprzeciwko nich wyglądały teraz jak drobne świetliki. Na części plaży, na której się znajdowali nie było zbyt często wielu ludzi, bo większość osób wolała spędzać czas na tamtej stronie, gdzie - według nich - było znacznie więcej miejsca.
Poza tym, tutaj groziło to też zalaniem stoiska.

Było już trochę w połowie zachodu słońca, niebo powoli traciło już karmelowy kolor, za to zaczął powoli pojawiać się czerowny a w niektórych miejscach czarny.
Morze było jasnoniebieskie z różnymi przebłyskami zieleni. Woda była dosyć ciepła, więc można by było nawet w niej popływać, gdyby nie wielkie fale, które za każdym razem denerowały

a tak w ogóle to-

Zaczęła dziewczyna, jednak nie dane jej było skończyć z powodu czegoś – albo raczej: kogoś – kto na nią wpadł.
Uderzenie było na tyle mocne, że zdołało przewrócić dziewczynę.

uh, vabandust (przepraszam) ─ powiedziała szybko wstając, dosyć niskiego wzrostu dziewczyna ─ zagapiłam się

zauważyłam

wszystko przez te głupie światła ─ stwierdziła Estonka ─ nie wiem, kto to coś urządzał, ale przecholował z oświetleniem totalnie

'totalnie' to za mało powiedziane ─ wtrącił się Polak ─ tak czy siak jest ładnie, ale od tych lamp już oczy bolą

uh, dokładnie ─ prychnęła najniższa zakładając okulary przeciwsłoneczne ─ kto do cholery wpadł na taki głupi pomysł żeby nawalić wszędzie tyle oczojebnych kolorów?

chyba ktoś ślepy ─ stwierdziła Słowaczka, która w końcu postanowiła wstać z ziemi

swoją drogą, to kto też wymyślił żeby stoiska z bibelotami stały też na plaży? ─ stwierdziła Estonia ─ przecież cały ten syf tutaj zostanie, bo nikomu nie będzie się chciało tego sprzątać

albo powyrzucają to wszystko do morza, przez co przez kolejny miesiąc będziemy wpływać ze śmieciami

żeby to były tylko śmieci ─ stwierdziła Słowacja przypominając siebie zeszłoroczną przygodę, o której miała 'przyjemność' przeczytać w internecie ─ rok temu zrobił się tutaj taki burdel, że szkoda słów

mam tylko nadzieję, że w tym roku nie będzie tak źle jak wtedy

chyba każda zdrowo myśląca osoba ma taką nadzieję

mhm ─ odparła najniższa ─ a tak swoją drogą, to od kiedy wy łazicie samotnie? Raczej rzadko można was tutaj zobaczyć... ─ urwała nagle ─ razem. ─ dodała kładąc nacisk na owe słowo ─ tak bez Czech, Węgier i Litwy

przyszliśmy się poszwędać - powiedziała Słowacja ─ Czechy siedzi sobie w barze, jak zwykle zresztą. A gdzie się podział Węgry to ja nie mam pojęcia, ale od dwóch dni to już nie widziałam.

dzwoniłem do niego, ale nie odbierał ─ dodał Polska ─ a Litwa to Litwa, ona sobie łazi wszędzie byle nie tam, gdzie łazić powinna

aha ─ odparła Estonia. Chciała jeszcze coś dodać, ale przerwano jej.

a ty?

miałam iść się przejść, ale tam jest ten festyn, a ja nie lubię tego typu rzeczy ─ powiedziała 18–latka ─ ogólnie nie lubię imprez, a myślałam, że to zbiorowisko będzie jutro

ja tam w ogóle nie pamiętałem kiedy to mało być

czyli najwyraźniej tylko ja tutaj zapisuję takie wydarzenia

jak widać ─ odparła Estonka ─ dobra, ja już stąd idę, bo mam dość tego światła ─ dodała kobieta ─ hüvasti!

Kobieta zaczęła się już po mału oddalać, aby wrócić do domu, ale została zatrzymana pytaniem Słowacji;

a wiesz może w takim razie kto organizuje całe tamte zbiorowisko? - zapytała dziewczyna w opasce.

Nie wiem, ale napewno nie UE, bo wtedy bym o tym wiedziała ─ odparła i oddaliła się szybko.

Słowaczka westchnęła tylko uśmiechając się i pociągnęła biało-czerwonego w stronę drugiej części plaży. Chłopak nawet nie protestował, bo również był ciekawy co do zbiorowiska.

________________________
1908 słów

Najdłuższy rozdział jaki w życiu napisałam, Wow

Dobra, pisałam ten rozdział jebane 3 miesiące
Ale w końcu jest

Ogólnie to cały ten czas się nie leniłam (no dobra, jednak tak), ale miałam naprawdę mało czasu na pisanie czegokolwiek

+ szkoła zabija mi kreatywność, więc strasznie ciężko było mi wymyślić jakąś fabułę łączącą się w całość

Ale rozpisałam sobie calutką akcję do tej książki, więc powinno mi być już łatwiej

Teraz problemem będzie tylko brak czasu, ale jakoś to ogarnę (zarywanie nocek go bryyy)

~bambus

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top