❝2❞

^Na poprawę dnia

Hai, dzieci

Jak tam żyćko?

// umieram
Sprawdzian z chemii mnie zabił

______*____________*__________*________

Obudził się rano i wyjrzał przez okno oglądając oślepiające promienie słońca. Chociaż właściwie, to było już południe. Spał do 14. Jak zwykle zresztą.
Spojrzał krótko na telefon; bez zmian. Kilka sms'ów.

Westchnął tylko i rzucił się na lóżko z powrotem. Przez odsłonięte wcześniej żaluzje ostre słoneczne światło padało mu centralnie na twarz. Nie miał siły nic robić - najchętniej to by przespał cały dzień, ale nie mógł.
Zaczął się zastanawiać czy aby nie warto iść czegoś zjeść zamiast tego leżenia.

Chociaż w sumie, to mu się nie chciało.

Po chwili wstał chwiejnym krokiem i udał się w stronę kuchni. Schodząc po schodach zdążył się prawie wywalić ze cztery razy i raz zagapić w okno.

Przechodząc po 'parterze'
minął salon, w którym raczej należałoby posprzątać. Roiło się tam od najróżniejszych papierków po cukierkach, niedojedzonych tabliczek czekolady, śmieci, ciastek. I poduszek porozrzucanych po całym pomieszczeniu. Poprzedniego dnia zdecydowanie narobili sporego bałaganu.

Widząc to tylko głęboko westchnął i poszedł do jadalni. Przekroił sobie bułkę, posmarował masłem, następnie nalał herbaty do szklanki i zrobił prowizoryczne śniadanie. Był zbyt leniwy i śpiący żeby zrobić cokolwiek innego, jak również nie miał za wiele jedzenia w domu.
Chyba zbyt często jadał na mieście

Gdy skończył 'posiłek' - o ile można to tak nazwać - wstał i poszedł się wyszykować do wyjścia - ogarnąć się chociaż trochę żeby przestać wyglądać jak jakiś menel czy inny ćpun na odwyku.

Nawet się nie śpieszył. Teoretycznie powinien, ale teoria a praktyka to jedne z tych rzeczy, które się nie łączą.

Gdy doprowadził się już do jakiegokolwiek ładu, to wrócił się po telefon, który jak zwykle położył niewiadomo gdzie.

Przekręcił klucz w zamku i skierował się w stronę miasta.

Średnio lubił osobę, z którą miał się spotkać jako pierwszą, ale jednak to jedna z tych osób, które lepiej jest mieć za przyjaciół niżeli za wroga.

Historia to idealny przykład.

Powoli chodził dziurawym chodnikiem, raz po raz odwracając się ze stęsknionym wzrokiem w stronę jakichś budek z jedzeniem. O tej porze mało kto chodził miastem, bo było wtedy najcieplej, więc mało kogo widział.
Ulice świeciły prawie pustkami, nawet najczęściej uczęszczane restauracje miały mało gości. A tego dnia było już w ogóle gorąco, przez co większość osób pochowała się w domach z klimatyzacją czy wiatrakami

no, Włochy dzisiaj chyba nie zarobi ─ stwierdził patrząc w okno lokalu wspomnianej osoby.

Ten dzień zanosił się na bycie wyjątkowo ciepłym, pracowitym i nudnym.
I pewnie też średni z jedzeniem, bo przy takim upale większość lokali, budek, knajp i barów była pozamykana. Mógł liczyć jedynie na to, że wieczorem je otworzą.

Albo iść za przykładem Rumunii i pójść na miasto po jedzenie o 3 w nocy.

też dostałaś wiadomość od Rumunii? ─ zagadnął chłopak kopiąc kamyk na szarym chodniku ─ o jakimś tam spotkaniu?

tak, ale nie idę. Nie mam czasu, dużo zaległej roboty muszę nadrobić ─ stwierdziła poprawiając czarną spódnicę ─ a ty? Idziesz?

nie wiem, chyba. Może będzie ciekawie, ale nie chcę po raz kolejny wplątać się w jakieś pijackie bójki ─ odparł szukając wzrokiem kamienia, który gdzieś się potoczył ─ z Rosją już w ogóle. Nie cierpię tej mendy

tak bardzo dalej się nie lubicie? Ona jest całkiem w porządku ─ stwierdziła ─ znaczy, kiedy nie jest pijana. A miałam szansę przebywać z nią w obu przypadkach

ta, wciąż się nie znosimy ─ odparł szczerze ─ ja tam jej nie lubię, drażni mnie

wiesz, któreś z was kiedyś w końcu będzie musiało odpuścić i spróbować się pogodzić ─ stwierdziła czarno włosa ─ chyba, że zamierzacie kłócić się w nieskończoność

jakiś pomysł to zawsze jest

pft ─ prychnęła ─ głupie gadanie. Was to nawet dużo łączy

z bambusa spadłaś? ─ stwierdził Polak ─ Odstaw te leki, bo ci chyba szkodzą

nie przesadzaj, taka okropna nie jest. Można z nią miło pogadać

gdyby twój ojciec żył i to słyszał, to by Cię chyba z domu wywalił

gdyby mój ojciec żył, to ty byś mie żyłstwierdziła krzyżując dłonie

w sumie to tak ─ powiedział patrząc na wyższą ─  dobra, nie chce mi się tutaj tak stać, łeb mnie napierdala od tego gorąca. Chodźmy stąd gdzie indziej czy coś

gdzie niby?

─ nie wiem, ale obiadu nie jadłem i w sumie to zjadł bym cośstwierdził szukając wzrokiem jakiejś kawiarni ─ w zasadzie to śniadania też nie jadłem

─ to chodź do Serbii, on teraz pracę w kawiarni za rogiem dostał, a podobno dobre ciasta tam mają ─ stwierdziła ─ przynajmniej tak Belgia mówiła, a kij ją wie gdzie ona się szwęda

─ mam nadzieję, że dobre, bo już kiedyś tak było, że ktoś zaczął wychwalać jakąś tam knajpę i się tam tłum ludzi zebrał, w tym i ja ─ przerwał ─ no a jedzenie to tam okropne było. Nie wiem kto tam gotował, ale kucharz na pewno nie

powiedział kuchmistrz, który ciągle je na mieście

─ ja po prostu jestem człowiekiem bez talentu do gotowania

─ no chyba leniwym ─ mruknęła stąpając po chodniku

to też

Do kawiarni nie mieli daleko, bo po ledwo 5 minutach byli na miejscu.
Od razu przywitał ich chłód z klimy, bo co jak co, ale w chyba każdym lokalu taka była.

Здраво [Zdravo] Пољска [Poljska]! ─ przywitał się Bałkan ─ i Немачка [Nemačka]!

─ jakie ciasta polecasz ─ rzucił prosto z mostu Polak patrząc się w szybę

do wyboru do koloru! ─ odparł Serbczyk ─ tutaj jest tego tyle, że nie pamiętam nazw większości

─ a tak w ogóle, to od kiedy tu pracujesz? ─ spytała całkowicie ignorując Polaka, który teraz przyglądał się ciastom jak gdyby dokonywał właśnie najważniejszego życiowego wyboru

od trzech tygodni ─ powiedział patrząc w kalendarz ─ a raczej coś około tego

─ lepiej chyba niż poprzednio

─ a znacznie lepiej! Poza tym, wolękawiarnię od tej głupiej poczty czy innego warzywniaka

─ dobra, daj tą szarlotkę czy sernik czy co to tam jest ─ wtrącił się Polska pokazując jedno z ciast ─ nie wiem co to, ale wygląda na dobre więc może takie jest

Po dosłownie chwili miał już to, o co 'prosił'. Zaraz po tym zapłacił i usiadł do stolika.
Zbliżała się 16, więc teraz ludzie zaczęli powoli wychodzić z domów na ulice. Chociaż najwięcej zwykle wychodzi dopiero późnym wieczorem, więc był skazany na ciszę przez kolejne godzin.

Nagle rozległ się skrzyp otwieranych drzwi i do lokalu wszedł - a raczej wbiegł - Dania.
Na chwilę oczy wszystkich - w tym i Polski, który zajęty był wypychaniem swoich policzków jedzeniem - zostały zwrócone na nordyka.

A ten tylko zamówił kawę, zapłacił i uciekł równie szybko, co tylko się pojawił.

a jemu to co? ─ zapytał Serbczyk wycierając blat

Norwegia go goni ─ stwierdziła Germanka popijająca kawę i wskazała na d(t)uńczyka, który właśnie uciekał przed wspomnianą

Polska spojrzał na telefon i mruknął;
miałem ten karabin odnieść

Zdążył już zjeść to, co zamówił. A było już dawno po 16, więc nie miał dużo czasu. Dzień powoli się kończył, a on zrobił tylko jedną z tych rzeczy, które miał zrobić.

_______________________________________

Japier0lə jakie to kurwa krotkie wyszlo hshshhshshhs

Rozdział miał być tydzień temu, ale no
Ten
Się nie wyrobiłam

Pracuję nad kilkoma innymi projektami (z czego jeden już opublikowałam) i one zabierają większość czasu

N0 t0 zəgnam

I pamietajcie; kto umrze to umrze i trudno

~Chińska Żaba

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top