Rozdział 37

~Alec~
Przy ognisku na małej ławce siedział Jace z Lydią. Ale nie to było najgorsze. Oni się... Całowali. Okey, Jace jest psem na baby, ale...?

Potrząsnąłem głową i postanowiłem zająć się schlanym Magnusem. Musi się przespać. Potem będzie miał kaca, ale to będzie jego wina.

- Chodź - pociągnąłem go szybko w stronę jego namiotu, póki był w miarę spokojny. Wepchnąłem to tam, że padł twarzą na poduszki.

- Seksowny Aniele! - krzyknął przez poduszki. - Chodź tu do mnie!

- Śpij - ustałem w wejściu i spojrzałem na niego.

- Nie zasnę bez ciebie! - odwrócił się na plecy.

- Zaśniesz.

Widząc, że nieudolnie próbuje zdjąć spodnie nogami, które najwyraźniej były dla niego niewygodne, postanowiłem mu pomóc. Ukucnąłem przy nim i odpinałem pasek jego spodni. On podparł się na łokciach i spojrzał na mnie. Nie patrzyłem na niego, bo mogłem dać sobie rękę uciąć, że uśmiecha się jak pedofil. A narazie nie mam nastroju.

- Co rooobisz? - spytał uwodzicielskim tonem.

- Nic - mruknąłem. Gdy uporałem się z paskiem, odsunąłem się i pociągnąłem za  nogawki.

Gdy je w końcu z niego zdjąłem, rzuciłem spodnie w kąt namiotu i wstałem z powrotem, ale on zdążył usiąść i złapać mnie za rękę. Spojrzałem na niego. Patrzał na mnie z dołu. Wyglądał uroczo, ale... To nie zmieniało faktu, że się bezmyślnie upił. W środku dnia.

- Wyjdziesz za mnie? - spytał. - Popłyniemy sobie na Jamajkę, kupię ci jacht i pieska! - wyszczerzył się jak głupek, mrużąc oczy.

- Nie masz tyle hajsu - parsknąłem rozbawiony.

- Pf, kochanie! Toć mam ojca milionera! Asmodeusa Bielevera!

- C-co? - wytrzeszczyłem oczy. - Mówiłeś, że twoi rodzice nie żyją.

Słowa pijanych to myśli trzeźwych...?

- Upsik... Skłamałem - zachichotał. - Dobranoc, kochanie - z leniwym uśmiechem padł na poduszki, a ja wyszedłem z jego namiotu. Usiadłem na ziemi.

Dlaczego mnie okłamał...? I czy jego inne słowa były też fałszywe? A... Gdy mówił mi, ze mnie kocha? Kłamał...? Jezu... To boli. Nawet wtedy, gdy nie wiem, czy to prawda.
Okłamał mnie i nie wiem, czy to nie jedno kłamstwo...

Uniosłem głowę i zobaczyłem dalej lizających się Jace'a i Lydię. Wisienka na torcie...

- Alec? - usłyszałem głos siostry. Uniosłem na nią wzrok. - Chodź, pójdziemy do sklepu po coś na obiad. Bo Lydia się liże z Jace'm - wywróciła oczami. - A bliźniacy pijani poszli do namiotów spać.

- Mhm. Idę, muszę kupić coś na kaca - wstałem z ziemi.

- Co? Piłeś z nimi? - zmarszczyła brwi.

- Co? Pojebało cię? - burknąłem. - Magnusowi. Chodź - wsadziłem ręce do kieszeni szortów i ruszyłem w stronę sklepu, a zdziwiona siostra za mną.

*****
- Na pewno wszystko okey? - spytała Izzy, gdy wybierałem jakieś tabletki na ból głowy.

- Mhm.

- Magnus ci coś zrobił? Jesteś markotny, Alec.

- Magnus nic mi... - urwałem. - Nie zrobił.

Tylko zawiódł, bo okłamał.

- Mhm - Izzy założyła ręce. - Gadaj.

- Może potem. Kupuj te zapiekanki i chodźmy stąd - wziąłem jakieś tabletki i poszedłem do kasy.

*****
- Ale pycha - pochwalił Jace, zapychając swoje usta kupną zapiekanką.

Siedziałem z nim, Izzy i Lydią przy ognisku, jedząc obiad. Starałem się ich ignorować. A blondyni zachowywali się tak, jakby się nie całowali. Pf.

******
~Magnus~
Obudziłem się z bólem głowy... Cóż... Kac morderca nie ma serca.

Spojrzałem na zegarek. 15. Spałem może 4 godziny. I dobrze. Nie chciałbym obudzić się w środku nocy. Zauważyłem, że jestem w swoim namiocie. Pewnie Alexander mnie tu zaniósł, bo siedział z nami, gdy się upiłem jak głupi. Super...

Na szczęście pamiętam co nie co. To, że gapiłem się na jego tyłek, a on zawlókł mnie do namiotu. A potem chyba zasnąłem. Mam nadzieję, że nic mu nie zrobiłem...

Głowa zaczęła mnie bardziej rozsadzać, więc postanowiłem poprosić o pomoc.

Ja: Aniołku...

Anioł 💙: Zaraz przyniosę ci tabletkę i wodę.

Ja: Dziękuję 😘

Kochany Alexander.

Po chwili do namiotu wszedł czarnowłosy. Był jakiś taki... Nieobecny. Usiadłem, a on bez słowa wcisnął mi w jedną dłoń szklankę wody, a w drugą tabletkę.

- Jesteś głodny? - spojrzał na mnie bez żadnych emocji na twarzy, a co gorsza w oczach.

- Um... Trochę.

- Przyniosę ci zapiekankę. Byłem wcześniej z Izzy w sklepie - powiedział i wyszedł z namiotu, zanim zdążyłem go zatrzymać.

Boże, za co...?! Na pewno mu coś zrobiłem po pijaku! Nienawidzę siebie... I nienawidzę Alexandra, że po tym wszystkim jeszcze się mną opiekuje... Jak mówiłem wcześniej, ma on za dobre serce.

Wsadziłem w końcu tabletkę do ust i popiłem wodą.

Kilka minut potem (które mi się niemiłosiernie dłużyły) wrócił Alexander z zapiekanką. Podał mi ją, a ja zacząłem wybierać z niej pieczarki. Fuj.

- Alexandrze? - spytałem, gdy chciał znowu wyjść.

- Hm? - stał odwrócony do mnie plecami, w stronę wyjścia.

- Spojrzysz na mnie...?

Alexander mimowolnie zrobił to, o co prosiłem. Bałem się tego, ale... Zobaczyłem zawód w jego błękitnych oczach.

- Co?

- Czy ja... Coś ci zrobiłem? Gdy tak się schlałem... Przepraszam za to.

- Nic mi nie zrobiłeś - odwrócił wzrok.

- To dlaczego jesteś taki nieobecny...?

- Wydaje ci się. Głową cię boli - uśmiechnął się do mnie słabo. - Jeśli wziąłeś tabletkę, to zjedz i poleż, aż nie poczujesz się lepiej. Jakby co, to pisz - pocałował mnie delikatnie w czoło i zostawił, wychodząc z namiotu.

Teraz to już nie mam wątpliwości, że mu coś zrobiłem. Albo powiedziałem. Muszę tylko dowiedzieć się, co...

Jednak postanowiłem go nie męczyć narazie, bo dalej bolała mnie głowa i palnął bym coś jeszcze głupiego podczas rozmowy z nim.

Jedząc zapiekankę, wziąłem telefon do ręki.

Ja: Ej...zrobiłem coś Alexandrowi? Mówił ci?

Izzunia: Nie, wcale 😑

Ja: ...czyli ci powiedział. Proszę powiedz mi 😭

Izzunia: Nie tylko jemu. Okłamałaś go, i nas. A Alec czuje się z tym podle, idioto..

Ja: ....z czym...?

Izzunia: Jesteś synem Bielevera.

Zakrztusiłem się zapiekanką. Boże... Naprawdę chciałem im powiedzieć, a dowiedzieli się w najgorszy możliwy sposób...

Izzunia: Dlaczego to zrobiłeś. Bałeś się, że polecimy na twoją kasę? Jesteś nienormalny w takim razie.

Ja: Izzy ja...po części też...po prostu ludzie traktowali mnie zupełnie inaczej gdy wiedzieli, i nie, kto jest moim ojcem. Zmieniłem nazwisko noi no... przepraszam...i przepraszam że przepraszam przez SMS, ale potem was przeprosze prosto w oczy. Miałem wam powiedzieć, przepraszam...i przepraszam że ciągle przepraszam! 😭

Izzunia: Wiem tylko ja i Alec. Eh, idioto...ale po części cię rozumiem. Starzy potrafią wszystko zepsuć.

Ja: Pomożesz mi z Alexandrem...? Jeśli sam sobie nie poradzę.

Izzunia: Tylko dlatego, że Alec jest przy tobie szczęśliwy. Pogadam z nim, by spróbował cię zrozumieć...ale ty załatwiasz resztę.

Ja: DZIĘKUJĘ!!!! Nie wyobrażam sobie życia bez niego..

Izzunia: Dobra przestań pierdolić, tylko teraz trochę poleż pijaku byś odzyskał zdrowe zmysły, i lepiej wymyśl coś dobrego na swoją obronę podczas rozmowy z Alekiem.

Ja: Zabieram się za to! 😘 Jesteś wielka!!!

Izzunia: Wiem 😉

Odłożyłem telefon, zjadłem zapiekankę i z dawką energii położyłem się, by myśleć o rozmowie, która czeka mnie z Alexandrem...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top