Rozdział 31

~Alec~
Głos Izzy... Jace'a... Krzyki... Nic nie widzę. Mam mgłę przez oczami. Serio?

********
Ocknąłem się i gwałtownie zerwałem do siadu. Siedziałem na kanapie w busie.

- Alec!

Obróciłem głowę i zobaczyłem pysk Lydii.
Fuj. Ale na szczęście obok niej pojawiła się twarzyczka Izzy i Jace'a.

- Gdzie Magnus? - spytałem zanim pomyślałem. Nieźle.

- W sklepie - odezwała się Izzy i dotknęła mojego policzka. Zauważyłem strach w jej oczach. O co chodzi...?

- Bliźniaki próbują odciągnąć go od jakiegoś faceta w kiblu. Co się tam stało? - spojrzał na mnie zdezorientowany Jace.

- Mnie się pytasz? Sam nie wiem. Ale... Magnus się bije?! Dlaczego?!

- Nie przejmuj się teraz Magnusem - odezwała się ta blond małpa. - Ty jesteś ważniejszy. Proszę - uśmiechnęła się i podała mi szklankę wody.

Wywróciłem oczami, ale napiłem się.
Normalnie nie przyjął bym niczego od tej striptizerki, ale suszyło mnie strasznie. No ale ej. GDZIE. JEST. Mój tlen.

*******
~Magnus~
- Gościu! Ogarnij się - odezwał się Jackson.

Razem z Andrewem wyprowadzili mnie ze sklepu, a jeszcze po drodze słyszałem krzyki sprzedawcy. Tępy idiota. Powinien bardziej pilnować, co się dzieje w tej norze, a nie.

- Jestem ogarnięty - warknąłem i starłem wierzchem dłoni stróżkę krwi, która ciekła  z nosa.

Co jak co, koksu umiał przyłożyć. Ale to nie zmieniało faktu, że tknął MOJEGO Alexandra. A potrafię zabić, jeśli ktoś coś jemu zrobi. Noi jeszcze chwila, a zabiłbym tego koksa gdyby nie bliźniacy.

- Masz, uspokoisz się, ziom - Andrew wyciągnął papierosa w moją stronę.

Odmówiłem. Ostatnie czego chciałem, to sobie spokojnie palić, zamiast być przy Alexandrze. Potrzebuje mnie.

Kiedy w końcu ta dwójka pacanów przekonała się, że nic mi nie jest i jestem przy zdrowych zmysłach, poszliśmy do busa.

*******
~Alec~
Ruszyliśmy już. Lydia siedziała za kierownicą, Andrew (chyba) obok niej, ale reszta wraz z Magnusem była za kotarką na przodzie busa. Znaczy, Izzy siedziała obok mnie na kanapie.

- Wyjaśni mi ktoś, co się w końcu stało? - mruknąłem zirytowany, patrząc na siostrę.

- Dostałeś ataku paniki, Alec.

- Domyśliłem się - wywróciłem oczami. - Ale nie wiem, dlaczego.

Izzy spuściła wzrok. NO CO SIĘ DO KURWY STAŁO?! Zabije Magnusa jeśli mi nie powie.
Jak na zawołanie, przez kotarkę przeszedł Magnus z Jacem i (chyba) Jacksonem. Bliźniak z moim bratem usiedli na pufach jak najdalej ode mnie... Aha... I rozmawiali cicho, a Magnus ukucnął przede mną.

- Jak się czujesz? - spytał.

- Chujowo - burknąłem. - Niech ktoś mi wyjaśni, co się stało.

Magnus z Izzy wymienili się spojrzeniami.

- Chodź - azjata złapał mnie delikatnie za rękę, jakby bał się, że ją odtrące.

Koń go w główkę kopnął? Pociągnął mnie do ciasnego, (ale w miare prywatnego) pomieszczenia na końcu busa, gdzie znajdowały się bagaże.

- Więc? - spojrzałem na niego zaciekawiony, kiedy ustaliśmy na przeciw siebie. Magnus odwracał odemnie wzrok. - Mam pierdolnąć focha? Wiesz, że jestem w stanie to zrobić - zachichotałem.

Magnus uniósł na mnie smutne spojrzenie, a mi już nie było do śmiechu.

- Ktoś... Ktoś cię... - próbował znaleźć odpowiednie słowa.

- Aż tak źle? - spytałem lekko przestraszony. - Chyba już nie chcę wiedzieć, co się stało.

Magnus westchnął zakłopotany i położył dłoń na moim biodrze. Spodziewałem się motylków w brzuchu, a poczułem tylko ból przeszywający bok mojego ciała. Drgnąłem i skrzywiłem się w grymasie, a Magnus przestraszony natychmiast zabrał rękę. Na serio zaczynam się bać. Samego siebie.

Azjata podwinął materiał mojej koszulki z boku i zagryzł wargę, widząc coś na mojej skórze. Widziałem płomyki gniewu w jego oczach. Zdziwiony, spojrzałem na moje biodro, na którym był siniak w kształcie dłoni. Natychmiastowo moje ciało przeszły dreszcze, a ja sobie przypomniałem.

Łazienka.
Byłem sam.
Ktoś mnie dotknął.
Ktoś obcy.
Bolało...
Ale Magnus się zjawił.

~Magnus~
Stałem bezradny przed Alexandrem i patrzyłem, jak odzyskuje pamięć sprzed ataku paniki. Najchętniej zatrzymał bym busa, wrócił do tego jebanego śmiecia, którego zostawiłem zakrwawionego w kiblu i ponownie go zlał. Tak porządnie. By przestał oddychać.

WOW, Magnus, nie zamieniaj się w gangstera...

Alexander otwarł zaciskane przez moment powieki i spuścił głowę. Nienawidzę... NIENAWIDZĘ patrzeć, jak cierpi... Złapałem delikatnie za jego podbródek i uniosłem jego głowę. Spojrzał na mnie zaszklonymi oczami.

- Alexan... - przerwał mi, rzucając się na moją szyję. Objąłem go od razu. Cały drżał, zaciskając pięści na mojej koszulce.

- Spokojnie... Jestem tu - mówiłem łagodnym tonem, głaszcząc go po głowie. - Już cię nie zostawię. Wszystko dobrze. Już nikt cię nie skrzywdzi...

Łzy cisnęły mi się do oczu, jednak nie mogłem być słaby. Musiałem być silny, dla Alexandra.

Przez następne minuty chłopak tylko wtulał się ufnie we mnie, a ja go uspokajałem, trzymając w żelaznym przytulasie. Nawet zacząłem nucić jakaś melodie, byleby się uspokoił...

********
Siedziałem z Alexandrem na kanapie. Lydia oczywiście za kółkiem, obok niej tym razem Izzy. Jace i bliźniacy jakimś cudem namówili Lydię, by wejść na dach busa. Są tam oczywiście barierki do podtrzymania się, ale... Ludzie, no proszę was. Nie jesteśmy w Rosji. A tak serio... Byłbym pierwszy na dachu tego busa, gdyby nie to, że musiałem i chciałem zająć się Alexandrem. Postanowiłem nie odstępować go na krok. Już nie.

Chłopak opierający się o moje ramię, teraz zjechał w dół, głową na moje kolana. Zobaczyłem jego rozchylone wargi i zamknięte oczka. Usnął. Na całe szczęście.
Zaśmiałem się cichutko. Położyłem delikatnie jego nogi na kanapie, by było mu wygodniej. Sam rozsiadłem się, bawiąc Alexandrowymi włosami. Nawet nie zdałem sobie sprawy, że sam zasnę...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top