Kasamatsu Yukio [Zaręczyny!]

Witam^^

Jestem zdania, że Kasamatsu należy się order za odwagę! ( Choć trochę schrzanił sprawę no ale cóż... Nie spojleruję! ) Bardzo, ale to bardzo chciałabym zobaczyć (choć to rzecz jasna niemożliwe) jak się oświadcza dziewczynie. Cóż poniżej moja wizja. ( nie byłabym sobą gdybym jakiejś dramy nie dorzuciła także no... Ale mogę powiedzieć, że nic tutaj nie dzieje się przypadkiem!)

Otulcie się kocykiem/zróbcie kakałko/weźcie jogurcik z lodówki/ puśćcie spokojną piosenkę i zapraszam do czytania. Akompaniament muzyczny do opka - Can't help falling in love cover by Haley Reinhart.

Przyjemnej lekturki~


KASAMATSUxREADER

Żyło wam się razem dobrze. Uważałaś, że nie mogła istnieć żadna, inna para tak dobrze dobrana jak wasza dwójka i nie myślałaś, że to szczyt pychy z twojej strony by tak twierdzić. On był pączkiem, a ty jego marmoladą.

Bez siebie wzajemnie, byliście niepotrzebną jednostką.

- Coffsiępffdzieje? - Byłaś w trakcie mycia zębów, gdy zadzwoniła twoja komórka. Odebrałaś ją w pośpiechu, wyciągając szczoteczkę do zębów z ust. - Żółty, pomarańczowy czy czerwony alarm?

- Czerwony. I to taki rażący czerwony. P-Podwójnie czerwony? Czy... Czy to co powiedziałem ma w ogóle jakiś sens?

- Zgaduje, że jest tragicznie. - Odparłaś i zaklęłaś pod nosem, gdy zorientowałaś się, że oplułaś pastą do zębów czarną bluzkę. - Dobra, biorę rower. Będę za chwilę, Yukio.

Rozłączyłaś się i uśmiechając się do siebie pod nosem pokiwałaś z niedowierzaniem głową. Doprawdy był beznadziejny w kuchni. Na szczęście miał tak wspaniałą i kochaną dziewczynę jak ty, która nigdy nie zostawiała go w takich momentach na lodzie.

Nawet nie kwapiąc się by zmienić bluzkę, po prostu wyskoczyłaś z łazienki i zapakowałaś resztę swojego śniadania, które zawsze, tajemniczym sposobem robiłaś za dużo. Bujając się lekko na boki i nucąc pod nosem piosenkę, która akurat leciała w radiu, wpakowałaś ładunek żywności do papierowej torby na drugie śniadanie i chwyciłaś za marker by narysować na jej powierzchni uśmiechniętą buźkę.

- No! A to na lepszy dzień, Yukio! - Mruknęłaś, maskując ziewnięcie szerokim uśmiechem na twarzy.

Niedawno skończyłaś studia i aktualnie poszukiwałaś stałej pracy, ostatnio dorabiając sobie jedynie na promocjach w supermarketach i ulotkach. Było Ci ciężko, mieszkałaś w malutkim mieszkanku za które płacili Ci rodzice, twierdząc, że przejmiesz pałeczkę, gdy dostaniesz swoją pierwszą, poważną wypłatę.

Było Ci trochę ciężko z myślą, że zamiast w końcu odciążyć bliskich od wydatków, ty wciąż na nich i ich portfelu polegasz. Czasem przechodziło Ci przez myśl, że byłoby łatwiej zamieszkać razem z Yukio, bo moglibyście się podzielić rachunkami i oboje byście na tym tylko zyskali.

- Nie..! Nie, [Imię] przecież on się na to nigdy nie zgodzi! - Mruknęłaś pod nosem czując jak czerwienią Ci się policzki, po czym wsiadłaś na rower, wkładając paczkę żywności do koszyka przy kierownicy.

Chodziliście ze sobą... Ile? To byłoby już ładnych sześć lat. Rany, jak szybko ten czas ucieka. Jeszcze pamiętałaś jak jąkał się i czerwienił gdy próbowałaś nawiązać z nim rozmowę. Wiele się zmieniło na przestrzeni czasu, ale natura Kasamatsu pozostała ta sama. Choć mogliście ze sobą rozmawiać i oboje czuliście się w swoim towarzystwie swobodnie, bywały momenty, które przynosiły ze sobą zapach minionych lat i waszych początków.

Choćby dłuższe pocałunki czy...

- WAAAH!

- HEJ! Uważaj jak jedziesz!

- PRZEPRASZAM! - Odkrzyknęłaś w kierunku biednego przechodnia, którego prawie potrąciłaś swoim rowerem. Rany, wychodzi na to, że sama nie jesteś lepsza od swojego chłopaka. Gdy sprawy zachodzą troszkę dalej podczas waszych pieszczot, oboje czerwienicie się na twarzach jak dojrzałe pomidory.

Hej, bądźmy solidarni, Yukio!

Kasamatsu Yukio mieszkał na końcu twojej ulicy. Czasem do niego zachodziłaś, czasem biegłaś, a podczas uruchamiania się alarmów, brałaś ze sobą rower i pedałowałaś ile sił w nogach. To, że często odpływałaś myślami jeszcze nie spowodowało żadnego wypadku. No może nie licząc jednego zbłąkanego kota, który mógł paść na zawał serca, kiedy na niego zadzwoniłaś dzwonkiem i gwałtownie wybudziłaś z drzemki. Ale miałaś nadzieję i próbowałaś się przekonać, że tak się nie stało i wciąż masz czystą kartę.

Nucąc pod nosem wspięłaś się na czwarte piętro i grzecznie zapukałaś do drzwi, wiedząc jak cenił sobie ludzi, którzy w ten sposób postępowali.

- [I-Imię]... T-trochę się spóźniłaś.

- Mam nadzieję, że kuchnia jeszcze stoi. - Oznajmiłaś luźno i wręczyłaś mu pakunek w dłonie, zdejmując buty. Kasamatsu zerknął to na przedmiot, to na Ciebie i wprowadził na twarz nieśmiały uśmiech.

- Dzięki. - Odparł krótko po czym zamknął drzwi. Zauważyłaś, że miał na sobie mocno poplamiony podkoszulek, prawdopodobnie jakimś sosem. Ten zapach spalenizny też nie mógł być zwiastunem niczego dobrego. - S-sytuacja w miarę opanowana. Kuchnia może i stoi, ale kuchenka chyba się już do niczego nie nadaje.

- Nie mów, że ją zalałeś!

- N-NIE ŚMIEJ SIĘ ZE MNIE!

- Niech zgadnę. Zostawiłeś sos pod przykryciem i nastawiłeś na najwyższy stopień, tak? - Och, Sherlock Holmes mode on! - A potem zająłeś się czymś zupełnie innym i o tym zapomniałeś.

Z jego wyrazu twarzy, łatwo odczytałaś fakt, że trafiłaś w samo sedno. Cóż, czasem twój geniusz i dedukcja Cię przerastały.

Weszłaś śmielej do wnętrza, dobrze znając jego każdy zakamarek i skierowałaś się do kuchni z której wydobywała się przykra woń. Skrzywiłaś się, ale wytrzymałaś na tyle by nie dobijać swojego chłopaka, jękami czy okrzykami przerażenia.

- Rany... Yukio, co ty właściwie tu robiłeś? - Zapytałaś oglądając miejsce zbrodni podczas gdy twój chłopak wpadł za tobą do pomieszczenia niczym burza. Był jakiś nieswój. - Czy to jest sos... Bolognese? Od kiedy ty i włoska kuchnia się lubicie?

- Cz-czy to takie ważne!? - Wykrzyknął nagle i podszedł do kuchenki pokrytej spalonym sosem, jakby chcąc osłonić Ci widok. - S-Sytuacja jest opanowana! Możesz już wyjść!

- Aha. Więc jestem tu zbędna, tak?

- Tak!

Wytrzeszczyłaś na niego oczy po prostu nie wierząc w to co usłyszałaś. Kasamatsu wyglądał jakby dopiero teraz dotarł go sens poprzedniej wymiany zdań i wyraźnie sposępniał, przykładając dłoń do czoła.

- W-wybacz. Trochę za dużo emocji jak na jeden dzień. - Rzucił pod nosem niewyraźnie, na co ty tylko pokiwałaś głową. Cóż, może możesz mu to wybaczyć, bo bywał dość porywczy i wybuchowy w sytuacjach krytycznych, ale wciąż to twój potulny miś. - Nie chciałem tak do Ciebie powiedzieć i... Masz plamę na bluzce.

- Wiem, to pasta do zębów.

- Cholera, to przeze mnie! Tak się spieszyłaś...

- Spokojnie dzisiaj mam na poobiednią zmianę, także nie martw się. I tak wychodziłam do sklepu. - Odparłaś i pochyliłaś się by pocałować go szybko w policzek. - Ale na razie zostanę i pomogę Ci sprzątać, ty masz dzisiaj pracę~

- [I-IMIĘ]!

- No co? - Wychyliłaś się zza przejścia w korytarzu już zakładając na siebie jeden z jego fartuszków i podwinęłaś rękawy bluzki. - Będzie szybciej, a skoro już i tak tu jestem, pomogę Ci!

- N-Naprawdę nie wiem czy to jest dobry pomysł!

- Hej, co się z tobą dzisiaj dzieje? - Zapytałaś nagle wyraźnie rozbawiona jego słabym głosem i czerwienią policzków. Jak za dawnych dni. - Stało się coś o czym powinnam wiedzieć?

Zmrużyłaś oczy w zabawny sposób, jakby udając, że podejrzewasz go o coś wstydliwego, spodziewając się jego zwyczajnej reakcji - rzucenia w Ciebie, że jesteś głupia i żebyś się już brała do roboty.

Jakie było twoje zdziwienie gdy zamiast tego otrzymałaś niewyraźne mamrotanie pod nosem i jeszcze bardziej czerwone policzki niż wcześniej. A może coś mu dolegało? Najpierw gotował coś o czym zielonego pojęcia nie miał i właściwie to nie lubił kuchni włoskiej, potem miał Ci za złe, że przyjechałaś i jeszcze teraz to. Co jest?

- Yukio, ja...

- W porządku, sprzątaj! N-Nie mam nic przeciwko!

- ... No dobrze. - Wyraźnie nie chciał o tym mówić i na razie to zaakceptowałaś.

***

Wyszłaś wkurzona i nawet nie przejmowałaś się tym, że trzasnęłaś mu na do widzenia drzwiami przed samym nosem. Oddychając głębiej, gdy znalazłaś się na dworze, przed jego blokiem, chwycił Cię smutek. Naprawdę zrobiło Ci się przykro.

Pokłóciliście się. Tak po prostu.

- Świetnie. Śniadanka, obiadki i kolacje. Wszystko się skończyło! - Parsknęłaś ze złością, odpinając kłódkę od roweru i wytarłaś niezdarnie łzy z policzków rękawem bluzy.

Wszystko co dobre i w was najlepsze... Umiejętność zrozumienia się wzajemnie została zdmuchnięta w jednej chwili jak kurz z półki!

Najpierw sprzątaliście razem w kuchni i gdy próbowałaś delikatnie żartować z niego, że próbował robić z siebie Gordona Ramseya, albo żeby dołączył do jakiegoś programu kulinarnego, zdawał się nie łapać twoich zaczepek i odpowiadał na nie ogniem. Kiedy przestałaś, nie chcąc wdawać się w konflikt, ruszyłaś do jego sypialni, gdzie jak zwykle panował bałagan. Natychmiast Cię stamtąd jednak wyrzucił i zatrzasnął drzwi, po twoich naciskach pytając się czy twoje życie naprawdę jest takie nudne, że ciągle chcesz wciskać nos w jego rzeczy. No i tak zaczęła się wasza kłótnia - prawdopodobnie jedna z najgorszych i ... Chyba ostatnia.

- Boże nie wierzę w to co się stało..! - Jęknęłaś, na dobre zaczynając łkać, choć nie byłaś nawet w połowie drogi do domu.

Gdy dotarłaś w jakiś sposób do swojego mieszkania, od razu spuściłaś rolety w oknach i zakopałaś się po uszy w puchatej kołdrze. Po może godzinie wielkiej rozpaczy, nadszedł czas na retoryczne pytania i myśli. A jakie myśli? Te najczarniejsze.

- A co jeżeli ma kogoś na boku? I... I... To dla niej uczył się gotować, a w jego sypialni było mnóstwo jej rzeczy, które bał się, że znajdę! D-dla mnie nigdy nie zrobił nawet spaghetti choć wie, że je uwielbiam...- Nie, to zupełnie nie był dobry pomysł by tak opanować swoją rozpacz. Jednak nie potrafiłaś inaczej, byłaś dość wrażliwą osobą i jeżeli już komuś zaufałaś, to oddawałaś mu swoje serce na tacy, twierdząc, że może być jego powiernikiem. - Ja marmoladą, ty moim pączkiem...

Mówiłaś do siebie i bujałaś to w przód to w tył, wpatrując się w telefon, który leżał na twojej poduszce jakby w oczekiwaniu na połączenie. Może od niego? Czemu nie dzwonił? Nie zależy mu?

Wtedy stał się cud i twój pokój wypełnił się tym uroczym, zbawiennym dźwiękiem. Kiedy jednak zobaczyłaś nazwę dzwoniącej osoby jęknęłaś boleśnie. To nie był on.

- Cześć.

- No cześć! Jak dzień, już na nogach? Myślałam, że masz dopiero na piętnastą, chciałam Cię obudzić!

Wzruszyłaś obojętnie ramionami, praktycznie nie zdając sobie sprawy, że twój rozmówca tego nie widzi.

- Cokolwiek.

- Jezu, jaki ty masz głos. Jakbyś piła całą noc, albo... [Imię]-chan, ty płaczesz?

Po raz kolejny zamiast odpowiedzieć, po prostu pokiwałaś głową, na co twoja przyjaciółka zaczęła Cię uspokajać. Doprawdy była chyba jedyną z niewielu osób, które mogły Cię tak zupełnie dobrze zrozumieć. To ona wraz z jej chłopakiem, poznali Cię z Kasamatsu w liceum i pomogli wam się do siebie zbliżyć. Kise Ryouta i [DziewczynaKisego].

- Opowiedz mi wszystko! Muszę wiedzieć, [Imię]!

Przynajmniej jednej osobie na tobie zależało.

***

Przez następny dzień, cały czas starałaś się chodzić z wysoko uniesiona głową, nawet jeżeli czułaś inaczej. Wsparcie emocjonalne, które otrzymałaś od przyjaciółki dało Ci wiele, a przede wszystkim siłę. W pracy dawałaś sobie radę i właściwie wyjaśniłaś sobie, że nie ma większego powodu by się załamywać. W końcu nic nie jest jeszcze postanowione, czy tak?

Nie było mowy o zerwaniu. Nie było mowy o tym, że rozchodzicie się, nie było mowy by Cię zdradził. To była po prostu... Eksplozja negatywnych emocji wywołana marnym początkiem dnia. Tak.

- Poczekamy trochę aż atmosfera się oczyści i przeprosimy siebie nawzajem. Choć ja właściwie nie mam za co go przepraszać, przecież chciałam dobrze... - Mruknęłaś do siebie pod nosem, gdy zmywałaś naczynia po kolacji. Samotnej kolacji.

Zazwyczaj kolacje jedliście wspólnie, ty coś gotowałaś, on wpadał do Ciebie, czasem ty do niego. Nie wiedziałaś, że to będzie takie trudne dla Ciebie, jeść w zupełnej ciszy. W pustej kuchni. W dodatku przyłapałaś się na tym, że co chwilę zerkałaś na komórkę, jakby w oczekiwaniu na wiadomość albo połączenie. Właściwie to nie wiedziałaś jak się zachować, bo nigdy jeszcze nie było między wami takiej sytuacji.

- Wszystko się spaprało. - Syknęłaś i położyłaś twarz na blacie stołu, odsuwając od siebie na wpół pełny talerz jedzenia. Ledwie mogłaś coś przełknąć.

Następnego dnia wzięłaś sobie wolne i postanowiłaś polenić się w salonie. Czemu los był taki wredny? W telewizji leciały same łzawe dramaty romantyczne! Cały świat się zmówił by Cię gnębić? W końcu poczułaś, że masz tego dość. Chciałaś wyjaśnień! Chodzenie po niepewnym gruncie, nie było na twoje nerwy.

Gdy stałaś już pod drzwiami jego mieszkania i zawiesiłaś w powietrzu swoją pięść by zapukać, straciłaś dawną pewność siebie. Nie chciałaś wyjść na desperatkę. Czy to nie on powinien pierwszy wyciągnąć do Ciebie dłoń..?

- Och, dość tego! Tylko rozmowa to wszystko rozwiąże! - Dodałaś sobie otuchy i zapukałaś. Raz.

Potem jeszcze raz. I jeszcze.

- Nie no zawsze jest o tej porze przecież... Och. - Gdy odruchowo pociągnęłaś za klamkę, ta ustąpiła. Zamrugałaś kilka razy oczami i marszcząc lekko czoło, weszłaś śmielej do środka, ściągając buty. - Yukio?

Słońce powoli zachodziło i panele w korytarzu mieniły się pomarańczową poświatą. W mieszkaniu panował nienaganny porządek i spokój. Czułaś jak w powietrzu unosi się lekki zapach męskich perfum. Twoich ulubionych.

- Yukio?

Najpierw zajrzałaś do jego pokoju i kuchni, ale nikogo tam nie było. W łazience światło było zgaszone, pozostawał jeszcze salon, w którym drzwi były zamknięte...

- Yukio, nie rozumiem dlaczego mnie unikasz. Chcę tylko z tobą porozmawiać i...

Ale twój monolog był skierowany chyba do pustych ścian, bo gdy weszłaś do salonu, okazało się, że i w nim nie było twojego chłopaka. W tej chwili zaczęłabyś się martwić dlaczego mieszkanie było otwarte i opustoszałe, ale to co zastałaś w tym pomieszczeniu...

- [IMIĘ]!?

Powoli, zamykając szeroko otwarte usta, odwróciłaś się za siebie i ujrzałaś swojego chłopaka. Był zdyszany, wyraźnie tutaj biegł, miał całą czerwoną twarz i przypominał przestraszone zwierzątko, które przechodzi nocą przez ruchliwą ulicę i padną na niego światła nadjeżdżającego samochodu.

Przełknęłaś nerwowo ślinę i spięłaś wszystkie mięśnie. Nawet nie wiedziałaś od czego zacząć. Z jakiegoś powodu był w garniturze, w dłoni trzymał butelkę szampana i obserwował Cię w napięciu, jeszcze nierównomiernie oddychając.

- O-otwarte było. - Rzuciłaś luźno chcąc przerwać tę okropną ciszę i założyłaś za plecami swoje dłonie, jakby chcąc podkreślić, że jesteś niewinna. - W sensie drzwi frontowe i... Martwiłam się.

- [I-Imię]...

- Robisz jakiś k-kolaż? Jezu, nie wiedziałam, że mamy tyle wspólnych zdjęć.

Zachichotałaś nieco zestresowana i zażenowana, że tak bez uprzedzenia wparowałaś do jego mieszkania pod jego nieobecność. Prawie nie poznałaś jego salonu, gdy ujrzałaś jakie urządził tutaj przemeblowanie. Poodsuwał wszystkie meble od głównej ściany, z której... Z której spoglądały na Ciebie miliony waszych wspomnień w postaci zdjęć.

- Niesamowite. - Szepnęłaś, gdy zbliżyłaś się do ściany i delikatnie dotknęłaś dłonią kilka fotografii, uśmiechając się przez łzy wzruszenia, na widok dobrze Ci znanych sytuacji z przeszłości. Salon Yukio przemienił się w salę pamięci. Waszą własną salę pamięci.

- [Imię]... W-wszystko zepsułem. - Usłyszałaś za swoimi plecami jego głośne, pełne żałości westchnienie. Gdy odwróciłaś się w jego kierunku, oczekując na jakieś wyjaśnienia, klęczał przed Tobą, cały czerwony na twarzy i wyraźnie zawstydzony. - To nie tak miało wyglądać, jestem b-beznadziejny. Zasługujesz na coś więcej, [Imię], bo... B-bo to ty! J-Jesteś i zawsze byłaś przy mnie. I.... I od teraz... Chciałbym, żebyś była ze mną trochę dłużej.

- ... C-co?

- Wyjdziesz za mnie, p-proszę? - Wyjąkał i odważnie uniósł podbródek w twoim kierunku, mrużąc groźnie brwi. Najwyraźniej chciał wziąć to na klatę jak na mężczyznę przystało. Ale wciąż było coś czegoś nie rozumiałaś. Patrząc na otwarte, granatowe pudełeczko, w którym błyszczał pierścionek, myślałaś intensywnie nad tym co ostatnio się wydarzyło.

- Ta kłótnia... Wtedy... - Wyjąkałaś, czując jak serce łomocze Ci w piersi.

- W-Wybacz mi, [Imię]. Z-Znam Cię tak długo, a wciąż n-nie potrafię czasem siebie kontrolować. P-Powiedziałem wiele rzeczy, których nigdy bym do Ciebie nie skierował, ale... Przez ostatni miesiąc panikowałem! Jesteś najważniejszą kobietą w moim życiu, [Imię]. Ch-Chciałem to zrobić już dawno temu, ale żaden ze sposobów nie był na tyle dobry... To miała być wyjątkowa chwila, a ja..!

Szybko kucnęłaś przed nim i przytuliłaś się do niego, mocząc mu swoimi łzami marynarkę.

- Y-Yukio, ty głuptasie!

- [Imię]..!

Drobny stukot rozległ się w pomieszczeniu, gdy twój chłopak upuścił pudełeczko na panele skąpane w ciepłej, pomarańczowej poświacie zachodzącego słońca, by mocniej Cię do siebie przygarnąć. Zadrżałaś i pociągnęłaś noskiem.

- Myślisz... Myślisz, że dlaczego zalałem kuchenkę sosem? M-Myślisz, że dlaczego próbowałem nauczyć się przyrządzać potrawy z kuchni włoskiej..? - Wydusił z siebie, gdy jego palce zacisnęły się na twojej kurtce. - To wszystko... Robiłem dla Ciebie, [Imię]. Chciałem zrobić kolację i jakoś przyzwoicie się oświadczyć, a-ale... Jezu, tak mi głupio. Nawet nie zadbałem o to by dobrze schować pudełeczko, tylko zostawiłem je na poduszce w moim pokoju... Zestresowałem się gdy tam weszłaś i.. I zachowałem się wtedy j-jak dupek!

- Yukio...

- J-jeżeli nie będziesz chciała z-zostać moją żoną t-to zrozumiem i..!

Ale nie mogąc już dłużej tego słuchać, odsunęłaś się troszkę, chwyciłaś jego czerwoną twarz w dłonie i mocno pocałowałaś, przewracając go z zaskoczenia przy tym na plecy. Przez chwilę delektowałaś się smakiem jego ust, a delikatny zapach męskich perfum łaskotał Cię w nosek. Jego dłoń delikatnie, ale stanowczo przytrzymywała Cię, byś nie upadła.

Gdy oderwałaś się od niego by złapać powietrze do płuc, zorientowałaś się, że płaczesz. Łzy wyprowadziły sobie ścieżkę po twoich policzkach i nosku, po czym uciekały na jego twarz. Kasamatsu wpatrywał się w Ciebie z mieszaniną niepewności, zawstydzenia i szoku.

- Czy t-to znaczy..?

- Tak, Yukio. - Wydusiłaś, czując jak twoje gardło protestuje i ściska się z emocji. - Wyjdę za Ciebie.

Pierwszy raz od kiedy Kasamatsu wszedł do tego pomieszczenia, uśmiechnął się. Ty również się roześmiałaś krótko i zeszłaś z niego, siadając na podłodze obok, tak by oprzeć się plecami o ścianę. Cała drżałaś z nadmiaru tych emocji, musiałaś jakoś zebrać się w sobie.

Nie pomogło Ci w tym, gdy Yukio chwycił za pudełeczko, wyjął z niego pierścionek i poprosił grzecznie o twoją dłoń. Solidarni w każdej sprawie? Dwukrotnie przymierzał się do wsunięcia pierścionka na twój palec, bo tak mocno trzęsły mu się dłonie.

- Od teraz... Od teraz dużo rzeczy się zmieni, prawda? - Wyszeptałaś na jednym wydechu i spojrzałaś na klejnot. To był pierścionek z białego złota zawierający kilka diamencików. Skromny, delikatny, ale pełen silnej miłości.

- Może. - Usłyszałaś jego cichy głos. -Ale m-moje uczucie do Ciebie nigdy. Zawsze będę Cię kochał, [Imię].


Hejo, Marli jest tutaj! ^^

Omfg naprawdę gdzieś się zagubiłam między piosenką, historią YukioxReader, a rzeczywistością. Mnie osobiście coraz bardziej przekonuje pomysł stworzenia tej książeczki. (fck jak nieskromnie, Marli wstydź się)

Mam nadzieję, że się wam podobało! I tak jak powiedziałam na początku, w tych historiach NIC nie dzieje się przypadkiem. Będą przeplatały się ze sobą historie różnych par (tak jak tutaj - Kise i Kasamatsu), wszystkie rozdziały będą ze sobą powiązane i... No mam nadzieję, że książka się uda i, że stanę na wysokości zadania by w miarę ciekawie zaprezentować życie wszystkich bohaterów.

Cieszą mnie niezwykle wasze komentarze i głosy, dają mnóstwo sił i motywacji, dlatego dziękuję wszystkim i każdemu z osobna ♡ ♡ ♡

Za wszelkie błędy przepraszam, pozdrawiam serdecznie~


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top