Rozdział 45

Nadajnik, naprowadzający nas na aurę Eryka właśnie zaczął niebezpiecznie wibrować, co oznaczało, że jesteśmy właśnie niedaleko. Dowódca rozkazał otoczyć teren i podchodzić do miejsca powoli, utrzymując stan pełnej gotowości.

Oddział powoli otoczył domek, który znajdował się po lewej stronie szopy, którą niestety znałam aż za dobrze. Był on zrobiony głównie z cegieł i desek, a wyglądem bardziej przypominał Helheim niż miejsce, w którym można mieszkać.

Gdy już wszyscy znaleźli się na pozycjach kapitan podszedł do drzwi i głośno w nie zapukał.

- Jörnie i Megan Harbinson oraz Eryku Bardson, jesteście aresztowani na mocy rozkazu króla. Proszę wyjść i nie stawiać oporu. - stanął metr dalej i czekał.

Czy wszyscy żołnierze tak załatwiają sprawy? Jak to możliwe, że Asgardowi cokolwiek udało się osiągnąć, gdy ich sposób działania wygląda tak! To oczywiste, że sami się nie poddadzą, nawet jeżeli mamy przewagę.

Usłyszałam ciche kroki, a następnie w drzwiach stanął mój ojciec.

- Co to za szopka? Jesteśmy niewinni! - czy naprawdę będziemy to teraz przerabiać? Aż się dziwię, że byli na tyle głupi, żeby nie wyprowadzić się z tego miejsca zaraz po mojej ucieczce.

- To już oceni władca. Proszę podać ręce i zawołać żonę oraz Eryka. - kapitan wyjął kajdanki, a mój ojciec posłusznie wyciągnął ręce i dał się skuć. Aż szczęka mi opadła na jego czyny... Czy to naprawdę może być takie proste?

Usłyszałam świst przed swoim nosem, a strażnik po mojej lewej padł na ziemię przebity strzałą. Oczywiście, że to nie może być takie proste... Stanęłam szybko na równe nogi i zauważyłam Eryka, stojącego na jednym z grubszych konarów drzew i trzymającego w ręce łuk.

Wszyscy poderwali się w jednym momencie, a trzech żołnierzy pobiegło w stronę Eryka. Zostałam ja i Loki.

Podbiegłam szybko do kapitana i przytrzymałam skute ręce Jörna. Zrobiłam to dosłownie w idealnym momencie, bo już chciał się wyrwać, żeby uciec. Chwyciłam za jakąś postrzępioną linę, która stała przy płotku i przewlekłam ją przez obręcze kajdanek, zawiązując mocny węzeł za drewnianymi belkami. Teraz nie ucieknie.

Wbiegłam szybko do domu, rozglądając się po wnętrzu w poszukiwaniu mojej matki. Usłyszałam wkurzony krzyk kapitana, który kazał mi wracać na pozycję, ale go zignorowałam. Po chwili obok mnie pojawił się także Loki, który gdy tylko znalazł się poza zasięgiem wzroku drużyny zdjął iluzję. Postanowilam pójść w jego ślady i także ją zdjąć.

- Sprawdź lewą, ja prawą. - zarządził. Przytaknęłam i skierowałam się do lewej strony domu.

W środku znajdowały się tylko podstawowe meble, większość podrapana i w odcieniach szarości. W każdym razie nie było tutaj przytulnie.

Dotarłam w końcu do salonu, w którym na samym środku na zużytym dywanie stała krótka kanapa. Oprócz niej było tutaj też kilka szafek i stół. Podeszłam powoli do mebla na samym środku, oglądając się dookoła. Skoro Eryk walczy teraz na dworze, a Jörn jest przywiązany do płotu, jedyną osobą, jaką muszę znaleźć jest moja fałszywa matka, która jak się dowiedziałam od kapitana, który przed misja dostał pewnie dostęp do kronik, ma na imię Megan.

Usłyszałam za sobą cichy szmer buta, dlatego szybko się odwróciłam. Za mną stała Megan, trzymając w ręku miecz. Wyjęłam swój szybko, żeby zablokować jej, który już zmierzał w moim kierunku. W ułamku sekundy po pomieszczeniu rozległ się brzdęk metalu, który w połączeniu z miłym szelestem liści na zewnątrz dawał niezwykły kontrast dźwięków.

- Szukałaś mnie? - zagaiła. Co za idiotyczne pytanie, co ona myślała, że tu robię?! Maliny zbieram?!

- Mam parę pytań. - odpowiedziałam odwracając jej miecz i powoli obchodząc kanapę tak, żeby uspokoić trochę atmosferę, dzięki czemu dostanę bardziej szczegółowe odpowiedzi. - Kim byli moi rodzice?

Megan przekręciła zażenowana głowę i kontynuowała obchód kanapy, który ja zaczęłam.

- Zwykli wieśniacy. - wzruszyła znudzona ramionami. - Nie znali się na niczym oprócz hodowli marchewek. Nie potrafili nawet obronić dziecka. - zaśmiała się. - Masz szczęście, że cię zabraliśmy, inaczej musiałabyś żyć w tej dziurze. - syknęła. Zacisnęłam mocniej ręce na rękojeści, czując olbrzymią wściekłość, wypełniającą moje ciało. Jeżeli teraz się na nią rzucę, to nici z rozmowy. Wzięłam głęboki oddech i postawiłam kolejny krok, zrównując się z jej pozycją na przeciwko.

- Kim więc jestem? Skoro nie córką Jörna, ani córką Nepra.

- Ahh... - pokręciła głową. - Rodzice nie dali ci imienia. Byli tak niezdecydowani, że nie zdążyli ci go nadać, dlatego my to zrobiliśmy Kiaro. - posłała mi obrzydliwy uśmiech, który aż ociekał kpiną. - Co do twojego nazwiska, to łatwiej było zmienić imię Jörna niż twoje papiery, dlatego dostosowaliśmy się do twojego nazwiska i ukradliśmy twojemu prawdziwemu ojcu imię. W końcu i tak nie było mu już potrzebne. - wzruszyła ramionami.

Zamachnęłam się wolną ręką i posłałam zaklęciem w stronę szafki. Uderzyła w nią mocno plecami, jednak szybko stanęła na równe nogi i rzuciła we mnie jakimś wazonem. Podbiegłam do niej i zamachnęłam się mieczem. Przestałam myśleć racjonalnie, a moje ręce samoistnie spotykały mój miecz z jej odpychając ataki i rozpoczynając kolejne. Siłą rzeczy wylądowałyśmy pod oknem, które pod wpływem uderzenia w nie metalową klingą rozkruszyło się na milion kawałków, powiększając pole naszej walki o ogród przed domem.

- Czego dotyczy przepowiednia?! - wykrzyczałam w szale kolejne pytanie, ponownie atakując. Odepchnęła mnie mocno, tak że wylądowałam na trawie. Gdy poczuła, że odzyskała przewagę znów zaczęła współpracować.

- Nie słyszałaś, że Asgardowi przepowiedziana jest zagłada? Ten kto pozna datę końca świata będzie najpotężniejszy, proste. - spojrzałam na nią niedowierzając.

- I po to całe to zamieszanie?! - wstałam wściekła na równe nogi.

- Oczywiście, że tego nie zrozumiesz. - pokręciła głową. - Tylko wybrani znają potęgę, jaką daje wiedza. - powiedziała z wyższością.

- To szaleństwo. - powiedziałam pusto, kręcąc głową. - To niemożliwe, żeby być aż tak zapatrzonym w siebie. - spojrzałam jej w oczy. - ZROBIŁAŚ TYLE ZŁEGO W IMIĘ WŁADZY?! - wykrzyczałam, czując jak łzy formują się w moich oczach.

- Oj tam, uczę się od twojego chłoptasia. - zaśmiała się. - A skoro już o nim wspomniałam, jak myślisz, czy Eryk przebił go już strzałą, czy jeszcze tam dycha? - zapytała drażniąc mnie, jednak sprawiła tylko, że przypomniałam sobie jeszcze o czymś.

- Zaczarowałaś go prawda? Zaczarowałaś Eryka. Jesteś wiedźmą. - zaczęłam wyliczać fakty, jakie udało mi się ustalić. Co do Lokiego, to wiem, że poradzi sobie z Erykiem, dlatego nie dam się nabrać na jej puste słowa. Megan westchnęła.

- Prosił się o to. Były w nim tak wielkie pokłady nienawiści do twojego lowelasa, że aż grzechem było nie skorzystać. - wzięłam głęboki oddech, próbując znów nie dać się ponieść wściekłości i innym emocjom, które pogorszyły by sytuację. - Ale spokojnie, jak zdobędę to, czego chce skończy tak, jak twoi rodzice. - rzuciłam się na nią, jednak tym razem była doskonale przygotowana na atak.

Sprawnie wyminęła mój miecz i przycisnęła mnie kolanem do drzewa, sama wykonując pełny zamach i wbijając miecz w mój brzuch. Złapałam ostro powietrze, czując jak narzędzie zadomawia się w moich wnętrznościach. Złapałam za klingę miecza, który Megan puściła patrząc na mnie zadowolona. Przymknęłam lekko oczy, starając się odepchnąć od siebie przeszywający ból i pozostać przy zmysłach. Spojrzałam się na wciąż tkwiące w tym samym miejscu ostrze.

- Ale miecz mogę zatrzymać, tak? - zapytałam się tuż przed tym, jak ona runęła nieprzytomna na ziemię znokautowana ciosem, który zadał jej Loki stający za nią.

Podbiegł do mnie szybko i klęknął przede mną, spoglądając zaniepokojony na ranę.

- Bardzo boli? - zapytał się niepewnie. Przekręciłam oczami, wciąż jednak pozostając nieruchomo. Jeżeli się ruszę klinga zrobi to samo i narobi więcej szkód. Zacisnęłam więc mocno zęby i pokreciłam głową.

- Nie tak bardzo, jak gdy walnąłeś mnie w mały palec, gdy miałam okres - powiedziałam, lekko sycząc. Loki pokręcił zrezygnowany głową.

- Nigdy mi tego nie zapomnisz... - westchnął. - Zabierzemy cię do uzdrowicieli, do tego czasu za pomocą magii można to uleczyć. Wyliżesz się. - zapewnił.

- Trzeba się trochę bardziej postarać, żeby się mnie pozbyć. - uśmiechnęłam się i spojrzałam za niego. Eryk właśnie wygrywał z ostatnim strażnikiem, jaki jeszcze był na nogach. Dopiero teraz byłam w stanie zauważyć, jak bardzo Eryk stał się lepszy w walce. Gdy człowiekiem targa wściekłość jego ruchy są bardziej pewne i agresywne, choć często nieprzemyślane. Biorąc pod uwagę to, jak wielką determinacją pała Eryk do zabicia Lokiego zaczęłam poważnie się o niego martwić. Loki podążył za moim wzrokiem.

- Załatwię go. - poderwał się, ale zatrzymałam go ręką. Pech chciał, że zwykły chwyt nie wystarczył i Loki pociągnął mnie ze sobą sprawiając, że ostrze nieco się przemieściło. Zamknęłam oczy, starając się nie wydać z siebie krzyku.

- Nie rób tego. - powiedziałam cicho. - Nie mogę cię tam puścić samego, podczas gdy ja będę sobie siedzieć. - spojrzał się na mnie z politowaniem.

- Kiaro. - położył mi rękę na policzku delikatnie go głaszcząc. - Zajmij się swoją raną, a mną się nie martw.

- Oczywiście, że będę się martwić idioto, niezależnie czy tego chcesz, czy nie! - odpowiedziałam stanowczo.

- Dlaczego? - niecierpliwił się. - Dlaczego nie chcesz mnie puścić samego?

- Bo cię kocham. - powiedziałam przez łzy. - Debilu. - dodałam na końcu, żeby poczuć się lepiej. Nie zadziałało. Loki wpatrywał się we mnie oniemiały, nic nie mówiąc. Nie mam pojęcia czy to pot, łzy, czy rumieniec tak bardzo rozgrzał moją twarz, ale z pewnością czułam, że to co powiedziałam mogło być jednak nie na miejscu.

Loki nachylił się w moją stronę i objął moją twarz obiema rękami.

- Ja ciebie też. - wyszeptał. - Głuptasie. - uśmiechnął się do mnie. Złożył na moim czole czuły pocałunek, a następnie powoli się odsunął. - I właśnie dlatego muszę dopilnować, żeby ten rozdział się zakończył. - wstał i odwrócił się w stronę Eryka, który właśnie wyjmował nóż z ciała jednego ze strażników. Spojrzał się na Lokiego, a jego oczy przeszyła czysta nienawiść. Ścisnął mocniej dłoń na nożu i ruszył w stronę Lokiego. - Pamiętaj, żeby mi kibicować. - krzyknął jeszcze Loki zanim wpadł w wir walki z moim dawnym przyjacielem.

P.O.V. 3 os.

Loki i Eryk rzadko mieli okazję, żeby walczyć ze sobą. Blondyn był trenowany w ten sam sposób, co inni wojownicy, toteż nie zawracał sobie głowy możliwością podjęcia walki z księciem.

Loki natomiast poznał Eryka poprzez Kiarę. Był on przyjacielem przyjaciela, którego był zwyczajnie zmuszony zaakceptować. Oczywiście dostrzegał jego zalety i szanował go jako kolegę, nigdy jednak nie postarał się o wspólne wyjście samemu, czy szczerą przyjacielska rozmowę.

Teraz, gdy oboje stali na przeciwko siebie, dysząc zmęczeni walką rozumieli, jak wiele tak naprawdę ich dzieliło. Można by się nawet pokusić o stwierdzenie, że po tak długim czasie jedyną rzeczą, która ich łączyła był ten sam rodzaj gruntu, którym byli w tej chwili cali umazani, ze względu na trwająca potyczkę.

- Eryku - zwrócił się do niego Loki. - Wiem, co czujesz. Też byłem pod wpływem hipnozy, jesteśmy w stanie ci pomóc. - spróbował wyciągnąć rozsądny argument, który mógłby zakończyć tę walkę i uratować przyjaciela Kiary.

Eryk przekręcił głowę rozbawiony i posłał mi pogardliwy uśmiech.

- Nigdy nie ufać kłamcy. - wycedził i znów ruszył na niego z mieczem. Loki skutecznie go zablokował i odparł atak, omijając kilka kolejnych.

- Zaślepia cię nienawiść! - Loki znów spróbował. - Nie myślisz jasno!

- Bzdury! - wykrzyknął Eryk, a w jego oczach rosły iskierki szaleństwa, rozpalane wściekłością i żalem.

Ich otoczenie wraz z wykonywanymi manewrami zmieniło się i teraz oboje przenieśli się bardziej wgłąb lasu. Nie było stąd widać Kiary, a dom był widziany tylko za przymrużeniem oczu.

Eryk ponownie zaatakował Lokiego, a ten spodziewając się tej reakcji zrobił szybko unik sprawiając, że Eryk poleciał prosto do przodu.

Jego nogi jednak nigdy nie napotkały ziemi. Pod warstwą liści, na którą w tym momencie nadepnął znajdowała się stara pułapka jednego z tutejszych leśniczych. Był to wielki dół, na którego samym dole znajdowały się wielkie stalowe zęby mające zmiażdżyć każda istotę, która stanie na ich strukturze. Ściany tworu pokrywały bluszcze i liany, które pewnie zdążyły obrosnąć to miejsce przez te wszystkie lata, gdy stało ono zapomniane i ukryte.

Nogi Eryka wpadły między pętlę z lian, a jego ręce zakręciły się w łodygach bluszczu, utrzymując go metr nad śmiercionośną pułapką. Dostrzegając swoją sytuację Eryk zaczął się wierzgać, chcąc wydostać się z krępujących go lian.

- Podaj mi dłoń! - krzyknął Loki, wyciągając w jego stronę rękę. Eryk rzucił w nią piachem i ziemią, którą udało mu się złapać

- Zabije cię! - wykrzyknął Eryk i ponowił próby wyplatania się z sieci bluszczy i lian.

- Sam z tego nie wyjdziesz, skały są za śliskie, moge ci pomóc. - zaoferował Loki.

- Żebym skończył jak Kiara?! Nie nabiorę się na twoje kłamstwa! - syknął.

- Ta pułapka na dole nie pozwoli ci zejść na ziemię, a bluszczy jest zbyt dużo.

- Czy ty nie rozumiesz, że nie chce nic od ciebie gnido?! Czemu tak się upierasz?!

- Bo tego chciałaby Kiara. - odpowiedział spokojnie.

- Zaraz ci pokażę, co jest dla niej najlepsze! - wykrzyknął i odepchnął się od skały, wyciągając rękę w stronę twarzy Lokiego, chcąc pociągnąć go w swoją stronę. Źle jednak obliczył długość lian, które uniemożliwiły mu daleki skok i zmusiły do powrotu do dawnej pozycji. Eryk ponownie stanął przy skalę, tym razem jednak na jej niestabilnej części.

- Uważaj! - krzyknął Loki.

Było już jednak za późno. Noga Eryka poślizgnęła się na mokrej skalę, a podstępne liany jeszcze mocniej zacisnęły więzy wokół jego ciała, odcinając mu drogę oddechu. Poprzez skrępowane ręce nie był w stanie nic zrobić, jak jedynie wierzgać się jeszcze bardziej sprawiając, że supeł zaciskał się coraz mocniej. Loki patrzył bezsilnie na widok przed sobą. Jego ręka nie była w stanie dosięgnąć Eryka, a on mógł jedynie patrzeć, jak jego dawny przyjaciel zaślepiony nienawiścią odmawia jego dłoni, wybierając dla siebie śmierć przez powieszenie.

Ostatnie co zdążył zrobić, zanim brak tlenu odciął mu świadomość było posłanie jeszcze jednego pełnego nienawiści spojrzenia w stronę Lokiego, żeby zamknąć oczy już na zawsze.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top