Rozdział 12
Już rano wychodząc z namiotu można było dostrzec wielki rozgardiasz panujący w obozie. Wszystkie namioty były powoli składane. Skrzynie zamykane i ustawiane na prowizorycznych drewnianych wozach, które byłyby w stanie je unieść. Wszyscy rozmawiali między sobą o nadchodzącej ewakuacji z tego okropnego miejsca. Eryka znalazłam dopiero po dłuższym czasie jak pomagał w eskorcie cięższych bagaży. Wszyscy wojownicy byli już ubrani w swoje zbroje wliczając w to też mnie. Podeszłam do jakiejś dwójki, która właśnie pakowała rzeczy w magazynie.
- Zanieście dodatkowe miecze do skrzyń z częściami namiotów, trochę je dzięki temu ustabilizujemy. - pokierowałam ich. Sama wzięłam ze sobą dwie torby i udałam się za całą resztą ludności, która przenosiła rzeczy pod portal. Pod nim był już ustawiony w kolejce dobytek żołnierzy z namiotów i dwa wózki z ich częściami. Przy niektórych rzeczach dalej stali żołnierze zapewne pilnując rozłożenia przedmiotów. Zostawiłam torby koło wozów i stanęłam na chwilę przed portalem. Ciężko jest w to uwierzyć, że nareszcie stąd wyjdziemy.
Naładowana pozytywną energią wróciłam do obozu dalej pomagając w pakowaniu się.
O 16:55 wszyscy stali już w linii gotowi i spakowani. Na samym początku stał Sigarr wraz z Arnorem, na samym końcu zaś ja z Erykiem. Naszym zadaniem było dopilnować, żeby wszyscy do końca przeszli, a gdy już wszystko zostanie zabrane, także się przeteleportować zamykając już całą tą akcję.
Gdy wybiła godzina równo 17:00 pośrodku portalu zaczęły pojawiać się kłębki energii podobne do tych, które wytworzyłam, gdy otwierałam portal za pierwszym razem. Tylko te były o wiele większe i działały szybciej. Nie powiem... trochę to zabolało, bo przy tym mój wysiłek wyglądał jak ten, który wkłada dwulatek, żeby zapiąć buty na rzepy, ale doskonale rozumiem, że w tych okolicznościach to był szczyt moich możliwości.
Generałowie przeszli przez portal, a zaraz za nimi zaczęli kierować się żołnierze. Wszyscy przeszli w jakiejś 15 minut. Gdy upewniliśmy się, że ostatnia osoba przed nami już wybyła wraz z bagażem sami skierowaliśmy się ku niebieskiej energii. Spojrzałam się na Eryka, w on na mnie. Złapał mnie delikatnie za rękę i ścisnął, a następnie oboje zrobiliśmy pewny krok na drugą stronę.
Poczułam silne pchnięcie od tyłu a następnie zostałam wyrzucona tuż po drugiej stronie. Siła ta była tak duża, że byłam zmuszona puścić rękę Eryka. Stanęłam na równych nogach i w tamtym momencie poczułam najprzyjemniejsze, najlepsze, najbardziej wyczekiwane uczucie na świecie: ciepło. Było. Mi. Ciepło. Nareszcie!!!
Uniosłam wzrok z podłogi, na którą przed chwilą zostałam wyrzucona i już po chwili znajdowałam się w czyiś objęciach. W nosie miałam czyje to ręce. To takie wspaniałe uczucie być przytulanym. Osoba odsunęła się ode mnie i spojrzała mi w twarz. Okazało się, że tak miło powitała mnie Frigga. Uśmiechała się do mnie szczerze, co także odwzajemniłam. Za nią stał Odyn oraz dwóch zastępczych generałów, którzy zostali w Asgardzie przed wojną.
- Nawet nie wiesz, jaka to ulga zobaczyć Cię ponownie. - powiedziała Wszech matka i cofnęła się do swojego męża. Ja natomiast spojrzałam w stronę, po której wcześniej miałam Eryka. On także został przez kogoś przytulony. Gdy ta osoba się od niego odsunęła ujrzałam twarz, na którą tak długo czekałam. Diana uśmiechnęła się do mnie przez łzy i podbiegła w moją stronę przytulając mnie tak, że jedynym sposobem, żeby nas rozdzielić byłby zapewne rozpuszczalnik do kleju. Szybko do nas dołączył Eryk i tak staliśmy przypomniając trzy najszczęśliwsze na świecie pingwinki. Żadne słowa nie oddały by tego, jak bardzo cudownie się teraz czuje.
Jeden z generałów pokierował nas korytarzem, którym wcześniej przeszła reszta wojsk. Skręciliśmy do komnaty, która należała do Diany. Już podczas drogi tutaj opowiadaliśmy o tym co się u nas działo.
- Gdy Bifrost wybuchł próbowaliśmy dotrzeć do was portalami, które znajdowały się w Asgardzie, ale żaden z nich nie zadziałał. - tłumaczyła Diana. - Thor próbował dotrzeć do was na wszystkie sposoby, jednak przez trudną sytuację w zamku wszystko przypominało istny chaos. List, który przesłaliście znalazła jedną ze sprzątaczek. Sala generałów nie była używana od bardzo długiego czasu. Cały kraj dowiedział się o tym, że wracacie, jestem pewna, że teraz na placu głównym jest wielkie świętowanie. Jesteście jedynymi, którym udało się powrócił z wojny. - na jej ostatnie słowa zdębiałam.
- JEDYNYMI?! - powiedziałam nie mogąc uwierzyć w co mówi.
- Tak. - spojrzała na nas smutno - Z całą resztą także straciliśmy kontakt, a gdy już Bifrost został naprawiony eskadry ratunkowe nie znalazły żadnych śladów Asgardczyków na powierzchni. Z resztą same poszukiwania były dość trudne patrząc na to, że nie jesteśmy mile widziani na Jottunheimie. - to trochę wyjaśnia.
- Co się dokładnie stało w zamku? Gdzie są synowie Odyna? - zapytał Eryk.
- Całe królestwo stało się bardzo ponure odkąd przyszły wieści, że żołnierze Asgardcy nie powrócą z Jottunheimu. Narodowe święto wiosny było obchodzone zupełnie mniej hucznie. Król i Królowa starali się nie dopuścić do podziału ani żadnych zamieszek wśród pogrążonych w żałobie mieszkańców, natomiast Thor wrócił z wygnania po kilku miesiącach. Odyn w tym czasie zapadł w letarg i nie sposób było znaleźć jego przyczyny. Wszyscy jeszcze tylko bardziej zaczęli się martwić. Teraz, gdy już Bifrost został odbudowany Thor co jakiś czas wraca na Midgard, bo został tam swego rodzaju pośrednikiem. Mieszkańcy jak widać nareszcie zrozumieli, że na innych planetach też jest życie i są raczej dobrze nastawieni do Asgardczyków. - tłumaczyła nam Diana. Eryk w tym czasie położył się na jej kanapie i patrząc po jego twarzy widać było, że już zdążył zasnąć. Ja siedziałam z nią na dwóch końcach łóżka i słuchałam jej opowieści. Rozmawiałyśmy ze sobą aż do momentu, gdy moje oczy nie zaczęły się powoli zamykać. No tak! Zapomniałam, że dalej funkcjonuje według czasu na Jottunheimie. Diana szybko to zauważyła.
- Idź już spać. Mamy jutro cały dzień dla siebie. Jestem pewna, że musisz być okropnie zmęczona. - na jej słowa lekko się uśmiechnęłam i zaczęłam podnosić się z łóżka. - twoja komnata jest tam gdzie wcześniej, nic się w niej nie zmieniło. Z resztą jestem pewna, że pamiętasz do niej drogę.
Przytaknęłam i skierowałam się do wyjścia. Już otwierałam drzwi, kiedy przypomniał mi się jeden dość istotny szczegół, który o dziwo nie został jeszcze przez nas poruszony.
- Diana? - zwróciłam się do niej. Ona stała teraz przy kanapie i wyjmowała koc, zapewne dla Eryka.
- Tak?
- ... Gdzie jest Loki?
Nastała między nami cisza. Czułam, że ma mi do przekazania wieści, które niekonieczne chciałabym usłyszeć. Zdawała sobie ona sprawę z naszej kłótni, więc możliwe, że nie zwracała na niego uwagi przez ten czas. Myślę jednak, że po dwóch latach chyba pora się wreszcie pogodzić zwłaszcza, że z perspektywy czasu wydaje się to tylko nieporozumieniem, które zapewne można wyjaśnić, gdybyśmy tylko ze sobą porozmawiali. Dotarło do mnie teraz, że przez całą drogę nie widziałam żadnego z książąt. Wiem, że Thor jest teraz na Midgardzie, ale nie usłyszałam nic o Lokim.
- Na razie chyba lepiej, żebyś nie zaprzątała sobie nim głowy. Przyjdzie jeszcze czas na wieści o nim. - uśmiechnęła się do mnie. - A teraz naprawdę idź już spać. Wyglądasz jakbyś miała zasnąć na stojąco.
Życzyłam jej więc miłej nocy i udałam się do swojej komnaty. Idąc tymi złotymi korytarzami mogłam poczuć, jak bardzo tęskniłam za tym miejscem. Przyglądałam się każdemu zdobieniu, każdej marmurowej posadzce i oknu jakie minęłam. Wszystko wydawało się nagle piękniejsze. Dostałam się na właściwy korytarz, gdy nagle przystanęłam. Spojrzałam na drzwi po mojej prawej. Były zrobione z ciemnego drewna, pokrytego złotą warstwą starannie wyrzeźbionych lian i liści. Dokładnie takie, jak je zapamiętałam. To nie był mój pokój. To pokój Lokiego. Wachałam się czy zapukać, biorąc pod uwagę to, jak ostatnio skończyły się moje odwiedziny tutaj, jednak nie było jeszcze późnej godziny, a ja zapewne nie mogłabym spać spokojnie, gdybym wiedziała, że nawet nie spróbowałam.
Zapukałam cicho do drzwi nasłuchując jego głosu, jednak nikt się nie odezwał. Złapałam za klamkę i uchyliłam je lekko zaglądając do środka. Cały pokój wyglądał tak samo, jak gdy opuszczałam go tamtego dnia. Rozejrzałam się w poszukiwaniu tak bardzo wyczekiwanej przeze mnie twarzy, jednak go nigdzie nie było. Odpuściłam i udałam się w kierunku mojej komnaty.
Weszłam do niej powoli i zamknęłam drzwi. Stojąc w nim powoli sobie uświadamiam, jak strasznie za tym miejscem tęskniłam. Jest jednak jeszcze coś za czym tęskniłam bardziej. Walnęłam się na łóżko rozpościerając nogi i ręce na całą jego szerokość. Tak, za tym miejscem tęskniłam zdecydowanie najbardziej. Nie minęło nawet kilka minut, a ja zasnęłam twardo pod miękka i ciepłą pierzyną.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top