ROZDZIAŁ DODATKOWY!!
Hejka, oto rozdział dodatkowy który będzie opisywał losową sytuację Erwina wraz z Grzesiem po wydarzeniach z książki, zapraszam do czytania!
ERWIN KNUCKLES
Stanąłem centralnie przed grupowym grobem na cmentarzu, w którym spoczywały ciała moich przyjaciół. Przykucnąłem przy pomniku i zebrałem uschnięte kwiaty, które spadły na ziemię. Popatrzyłem się na rośliny. Wśród nich była stara róża, która straciła już ponad połowę płatków. Przejechałem palcami po niej, a każdy mój dotyk powodował kolejne obumeranie kwiata. Moje oczy wypełniły się łzami, lecz starałem się aby łzy nie spływały po moich policzkach. Nie udało mi się to. Po chwili zalało moje całe pole widzenia. Uklęknąłem kolanami na ziemii i wyrzuciłem kwiaty do pojemnika obok mnie. Niespodziewanie za moimi plecami usłyszałem znany mi głos Grzegorza, który, jak się odwróciłem, biegł w moją stronę wykrzykując moje imię. Przetarłem łzy wstydu i stanąłem na nogach, chowając ręce do kieszeni. Spuściłem głowę w dół, patrząc się centralnie na swoje brudne, białe buty.
Potem poczułem silny uścisk, taki, że nie mogłem się oderwać. Zapach drogiej perfumy, która wypsikał się mężczyzna, przedostał się do moich nozdrzy. Poczułem się bezpiecznie i odwzajemniłem uścisk. Grzesiek był przy mnie cały czas odkąd wyszedłem ze szpitala. Pomagał mi z zmienianiem opatrunków i przypominał o braniu leków. Umawiał mi również terminy z psychologiem, starał się jak mógł.
- Nie odbierałeś telefonu, martwiłem się - mówił zdyszany - Wiesz jak się wystraszyłem, musiałem porzucić całą robotę aby cię szukać
- Dobrze wiesz, że jak wychodzę to na cmentarz - odpowiedziałem - Nigdzie indziej nie mam ochoty iść a teraz mnie puść
Montanha odsunął się ode mnie i spojrzał się na grób za mną. Podszedł bliżej, a ja tylko patrzyłem się bez słowa na to co robi. Niespodziewanie wyjął złota, duża róże i położył ją centralnie na środku pomnika. Ściągnąłem dłoń w pięść.
- Erwinie, nie unikniesz tego, że to złota Róża zrobiła to wszystko, to symbol bohaterstwa i cierpienia za kogoś - wyjaśnił - Myślę że ta ozdoba idealnie komponuje się wśród tych wieńców i opisuje twoich przyjaciół, których też mi brakuje
Łzy ponownie napłynęły do moich oczu. Montanha miał całkowitą rację, a ja nie potrafiłem mu odmówić. Jedyne co zrobiłem to przerzegnałem się i odsunąłem się z pojemnikiem suchych kwiatów od grobu, w stronę parkingu.
Stanąłem obok samochodu Montanhy, gdy nagle pod kościół podjechały 3 radiowozy policyjne. Z nich wysiadło 6 policjantów, którzy zaczęli celować do mnie z broni, karząc podnieść ręce.
- Erwinie Knucklesie, jesteś zatrzymany za napad na Car Dealera - odrzekł jeden z funkcjonariuszy - Odwróć się tyłem do nas i zrób trzy kroki do tyłu!
Jak chcieli, tak zrobiłem. Po wykonaniu polecenia, poczułem na swoich nadgarstkach kajdanki, a po chwili zostałem przyciśnięty przodem do auta. Poczułem ogromny ból w okolicy brzucha. Zacisnąłem oczy, robiąc grymas na twarzy. Wtedy usłyszałem Montanhe, który rozkazał aby mnie wypuścić.
- To jest przestępca Gregory - odrzekł Over - To że spotkało go nieszczęście to nie znaczy, że nie jest winny
- Tak, ale każdy zasługuje na jakiś szacunek - odpowiedział mu Montanha - Puśćcie go, mówię to na własną odpowiedzialność
Wtedy zostałem uwolniony z nieprzyjemnego ścisku z samochodem i jednocześnie rozkuty. Otrzepałem swoje ubrania dłonią od góry do dołu i złożyłem ręce.
- Jakieś przeprosiny czy jak? - zapytałem wśród grobowej ciszy
- Zamknij się Knuckles - odparł Grzesiek - Bynajmniej narazie.. Jadę go odwieźć do mieszkania i wrócę na patrol, do zobaczenia - pomachał dłonią do funkcjonariuszy i wsiadł od strony kierowcy - Wsiadaj pastor
Usiadłem na miejscu pasażera i zapiąłem pasy. Podczas drogi patrzyłem się przez szybę, a bardziej w niebo. Było dosyć pochmurnie i lekko zaczynał padać deszcz. Idealnie komponowała się w moj dzisiejszy humor.
Niespodziewanie dostrzegłem że mężczyzna skręcił w nieodpowiednia ulice, która nie prowadziła do mojego mieszkania. Spojrzałem się na Grzesia, lecz jedyne co zauważyłem na jego twarzy to lekki uśmiech z widocznymi zębami.
Zaparkowaliśmy pod znanym mi dobrze miejscem. Był to budynek na którym znajdował się dach morwinowy.
Weszliśmy po drabince na górę, a potem przedostaliśmy się przez kąt graniczący przepaść od ściany i dostaliśmy sie na właściwą stronę. Los Santos z widoku dachu był przepiękny zarówno jak było słonecznie jak i również podczas deszczu.
Odwróciłem się w stronę Montanhy. Był już praktycznie przemoknięty przez deszcz, przez co jego mundur przyległ się do ciała, a włosy opadły. Patrzył się na mnie swoimi brązowymi oczami. Niespodziewanie, podczas podchodzenia go niego, moja noga zachwiała się i poślizgnąłem się w stronę przepaści. Zamknąłem oczy ze strachu, czekając na uderzenie, lecz w sekundę poczułem mocny uścisk na mojej ręce. Spojrzałem się i zauważyłem że Grzegorz trzymał mnie, a na jego dłoni było widać zarysowane mocno żyły. Przesunąłem się do niego i objąłem.
- Ty... Uratowałeś mi życie.. - powiedziałem zdyszany, dalej niedowierzając że dalej stałem na tym świecie
- Jesteś fajtłapą to fakt - zaznaczył Montanha - Ale nie pozwoliłbym aby ktoś był ktoś w niebezpieczeństwie na moich oczach, taka mam robotę
- Pamiętasz moje słowa jak mnie znalazłeś? - zmieniłem momentalnie temat
- Tak Erwin, tego nie da się zapomnieć, w szczególności moich wyznań - westchnął - Gdy ciebie porwano, za wszelką cenę chciałem Cię znaleźć i nie tylko dlatego że to moja robota, ale zrozumiałem podczas śledztwa, że faktycznie coś do ciebie poczułem. Nie mam pojęcia czy to tylko chwilowe, jednak chcę abyś to wiedział
- To samo miałem na myśli... gdy mnie przetrzymywali, katowali, torturowali - przerwałem, i wziąłem głęboki oddech starałem się myśleć o tych dobrych chwilach, a większość z nich była z tobą. Poza tym nawiedzał mnie również Kui, który jeszcze bardziej uświadomił mi co jest pomiędzy nami
Momentalnie odwróciłem wzrok. Ciężko mi było okazywać jakiekolwiek emocje, ze względu na to kim jestem, a bardziej kim byłem..
Spojrzałem się jeszcze raz na deszczowa panoramę miasta. Na ulicach jeździło dużo samochodów, a ludzie zaczęli chować się w budynkach. Westchnalem cicho i z powrotem odwróciłem się do Grzegorza.
- Ja już idę do mieszkania - poinformowałem i już nic nie mówiąc, poszedłem w stronę zejścia z budynku
- Erwin, musisz się zmienić.. - powiedział raptem policjant, a ja raptownie stanąłem, dalej będąc tyłem do niego - Jeśli chcesz przeżyć na tym świecie, musisz być innym człowiekiem, takim, którego będą szanować ludzie - tłumaczył
- Wiesz, jacy są ludzie - skomentowałem - Każdy dąży do osiągnięcia celu, ja już dawno go osiągnąłem, lecz jedna sprawa to wszystko zniszczyła - odrzekłem, zaciskając zęby - Na szczęście mam ciebie Grzegorz, na całe szczęście.. - westchnalem i oddalilem się
Koniec
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top