16 - DZIEŃ 3-4

* Gregory Montanha *

Zajechałem pod zakon za pięć 16. Schowałem auto w krzakach i wyszedłem z pojazdu. Oczywiście za mną opuścił pojazd Nelson z bronią w ręku. Wyłączyłem radio i GPS, po czym ruszyłem do środka opuszczonego budynku, bynajmniej tak mi się zdawało.
Otworzyłem strasznie skrzypiące drzwi, a przy ołtarzu zauważyłem ta samą osobę co wcześniej na dachu, identycznie ubrana i trzymająca coś w dłoniach. Podszedłem bliżej, po czym stwierdziłem że mężczyzna trzymał bukiet kwiatów, owiniętych razem czarna wstążka.

- Witaj - przywitałem się - Co masz mi do przekazania dzisiejszego dnia?

Postać ani słowem odłożyła kwiaty na ołtarz, po czym wyjęła notes i zaczęła coś na nim pisać. Po 2 minutach wręczyła mi kartkę, a zarazem bukiet. Postanowiłem najpierw przeczytać, co napisał.

Proszę, to dla ciebie taki mini upominek :) Możesz zadać dwa pytania, śmiało..

- Dziękuję, na prawdę.. - mówiąc zdanie, a jednocześnie wąchając podarunek, poczułem że zaczyna kręcić mi się w głowie

Wyrzuciłem kwiaty na ziemię i upadłem na kafelki, dusząc się niemiłosiernie. Wtedy usłyszałem tylko krzyk Tommy'ego, wchodzącego do środka. Niestety został on od razu postrzelony jedna kulka z karabinu, a mnie wziął i zaczął gdzieś nieść. W drodze, straciłem przytomność..

* Pół godziny później - Tommy Nelson *

- Jak to został zabrany?! - wrzasnął Alex, któremu, leżąc jeszcze na łóżku szpitalnym po postrzale, opowiadałem jak i Czarkowi z Hank'iem jak poszło spotkanie Grześka z wspólnikiem porywacza

- Został odurzony, ale nie wiem czym - oznajmiłem - Chciałem go uratować szefie, ale mnie zestrzelił - powiedziałem

- To nie twoja wina Nelson, że tak wyszło.. - westchnął Wieczorek - Powinna być conajmniej z 3 innych funkcjonariuszy, prócz ciebie..

- Właśnie.. najgorsze jest osadzanie samego siebie - dodał Over - No cóż.. musimy się podzielić.. Szefie? - zadał

- Tak Hank? - odparł posmutniały Alex

- Musi szef nam pomóc, ale to zależy czy szef chce czy nie - stwierdził czarnowłosy

- Oczywiście że wam pomogę - przytaknął - Jaki mamy plan działania?

- Może szef z Czarkiem zacząć śledztwo Grzegorza, a ja z Tommym dokończymy akcje z Erwinem - wyjaśnił - Tak będzie najlepiej, nawet ze względu że wiemy więcej

- Dobrze, możemy tak zrobić - odpowiedział Alex - Ale narazie nic nie wskóramy, skoro ty, Czarek i Nelson jesteście w szpitalu

- Ja się wypisuje na własne żądanie - oznajmił siwowłosy

- Ja również - dodał Over

- I ja - odparłem - Ale jeszcze sobie trochę poleże jak zalecił lekarz..

- Rób co ci każą, a my jedziemy na komendę - stwierdził Peepi - Ruszajmy panowie, najważniejszy jest czas..

* Następny dzień - Gregory Montanha *

Wybudziły mnie lampy, które świeciły prosto na mnie. Niechętnie otworzyłem oczy, wcześniej odwracając głowę na bok i zauważyłem że znajduje się w jakimś dziwnym pomieszczeniu, przypominającym salę operacyjną z horrorów. Kurwa, straszyli mnie że kiedyś do takiego trafię i co.. trafiłem kurwa.
Nagle w oddali spojrzałem się na znajoma mi osobę, siedząca przywiązana na krześle. Była to Rosalia, która od pewnego czasu pracowała u nas na komendzie. Próbując wstać z metalowego stołu, zdałem sobie sprawę że zostałem do niego przywiązany rękoma i nogami, a usłyszałem tylko kroki jakiś ludzi, zapewnie tych co mnie porwali. Idioci jebani, nie mieli kogo wziąć, tylko mnie.

- Witaj - przywitała się osoba w szarej masce, przypominającej trochę laborantową, z dziwnym głosem, jakby robota - Cieszę się że tu jesteś..

- A ja się nie cieszę, proszę wypuścić mnie w tej chwili, albo zgłoszę wszystko dla moich znajomych z policji - zagroziłem

- Wszystkie urządzenia typu radio, telefon zostały tobie skonfiskowane na czas operacji - poinformował mnie porywacz

- Przepraszam, co?! - krzyknąłem - Jakiej kurwa operacji, wtf!

- Niestety nie znam określenia słowa wtf, przykro mi - oznajmił - Ale mam rozumieć że chcesz mi podziękować..

- Nie, to zupełnie inne znaczenie, ale już nie będę mówił - odrzekłem, gdy nagle mój wzrok ponownie spojrzał się na osobę, siedząca na krześle - Kto to jest? - zapytałem się aby się upewnić że to jest podejrzewana przeze mnie dziewczyna

- Z moich ustaleń wynika że jest to Rosalia Foster - odpowiedział - Podać dokładny życiorys przez zabiegiem?

- Nie trzeba - zaprzeczyłem - A mogę wiedzieć po co jestem wam potrzebny? I jaka operacja?

- Mogę zdradzić jedyne co to kazał powiedzieć mi szef - oznajmił - Zacytuję "Usuwanie nerki dla Gregory'ego Montanhy, aby dać narząd dla jednego z naszych i dowóz na teren góry Mount Ciliad"

- Że co?! W życiu - odkrzyknąłem - O nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie.. nie przeszkodzicie mi znaleźć Erwina Knucklesa

- Spóźniłeś się Gregory, on nie żyje - rzekł, wyjmując strzykawkę z jakimś środkiem - Miłych snów - przytaknął, wstrzykując mi płyn do ręki

* Erwin Knuckles *

Obudziłem się w innym miejscu niż w tym, w którym straciłem przytomność. Nie byłem już przypięty do łóżka, tylko znajdowałem się w jakimś jasnym pomieszczeniu, a naprzeciwko mnie stał tyłem szef organizacji, który klikał coś na niewidzialnym zdalnie sterowanym, dotykowym ekranie.

- Kurwa, co to za science fiction? - odparłem, łapiąc się za głowę - Gdzie jesteśmy?

- Jesteśmy w zarządzaniu czasoprzestrzenią - odpowiedział - Tutaj właśnie można przenosić się w czasie tak jak ja to robiłem

- Co? - niedowierzałem - Czyli cały czas byłeś przy nas?

- Od samego początku Erwin, od momentu założenia waszej grupy, do sądu ostatecznego, do waszego ostatniego napadu na car dealera - odrzekł - Nie ma w tym nic nienormalnego prawda?

- Właśnie jest to kurwa nienormalne! - krzyknąłem - Gościu, przenosisz się w czasie i nawet go nie naruszasz.. ja bym nie potrafił*

- Tak myślę - przytaknął - Jesteś za głupi Knuckles żebyś wytrzymał tam bez żadnego pisknięcia słówkiem, a teraz wstawaj, muszę ci coś pokazać - stwierdził

Podniosłem się z podłogi po czym niepewnie podszedłem do porywacza z jakąś kapka nadziei że naprawdę pokaże mi coś ciekawego, godnego uwagi, lub chodźmy moja przyszłość, co będzie dalej.

- Co ciekawego masz? - przeszedłem do konkretów - Bo naprawdę chce już wrócić do rzeczywistości

- Chce ci pokazać rezultaty - rzekł - Rezultaty obydwóch zakończeń..

- Jakich? - zapytałem

- W których twoja cała grupa plus ty umrzecie, oraz zakończenia z uratowaniem przez policję.. - odparł - Które wybierasz na początku?

- Lećmy po kolei - powiedziałem - Tak będzie najlepiej

- Proszę bardzo, dzień 30 numer 1 - oznajmił, przeszukując w czasoprzestrzeni odpowiedniej daty

- Nie płacz Grzegorz.. - odparł Hank, przytulając chłopaka, w międzyczasie gdy inni funkcjonariusze wraz z grupą Purkera świętowali najprawdopodobniej nasze odejście

- Jak mogłem na to pozwolić.. Boże i to jeszcze przed dniem, w którym miałem mu to powiedzieć.. - wyjaśnił

- Koniec pierwszego zakończenia - poinformował szef - Chcesz drugie?

- Co chciał mi powiedzieć? - zapytałem

- Tego nie wiem, ale - zaznaczył - Myślę że coś naprawdę ważnego..

- W to nie wątpię - przytaknąłem - Dawaj drugie..

- Czy ty Gregory chcesz wziąć Erwina za męża i ślubować mu miłość, wierność i uczciwość małżeńska? - zapytał ksiądz

- Tak, chce - odpowiedział policjant

- To samo pytanie do Erwina - odrzekł

- Oczywiście - przytaknąłem

Nie okłamując, lekko się wzruszyłem. Reszty nawet nie słuchałem, tylko na chwilę przerwałem się w myślach, gdy do moich uszu napłynął wiwat klaszczących ludzi. Teraz nie miałem żadnych wątpliwości.. może rodzina jest najważniejsza, ale nie może zabrać mi tego, co kocham.

Hejo kolejny rozdział
Błędy - przepraszam
Ta końcówka trochę cringe ale nie ważne :D

* - nawiązanie do wczorajszej akcji

Bay bay :*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top