13 - DZIEŃ 3

* Gregory Montanha *

- Grzegorz, coś ty narobił - powiedział Alex, kładąc rękę na twarzy z załamania

- Aha! Czyli to moja wina że to się tutaj znalazło? - podpytałem zdenerwowany

- Wcale tak nie myślę, ale od momentu gdy powiedziałeś o porwaniu Erwina, takie coś się dzieje - wyjaśnił

- Ogólnie rzecz biorąc ja nie mam z tym nic wspólnego, a najlepiej będzie zweryfikować do kogo należy, a bardziej należał ten palec - oznajmiłem

Popatrzyłem się jeszcze chwilę na otwarta paczkę, a później na innych funkcjonariuszy, którzy patrzyli się tak jakby pierwszy raz widzieli coś odciętego. Nie powinno być to dla nikogo dziwne, skoro czasami urywało komuś nogę i dalej ta osoba żyje i normalnie funkcjonuje.
Wtedy do środka wbiegł Nelson, a za nim Czarek. Obaj, zobaczywszy, w cudzysłowie "prezent", bo tak była zatytułowana paczka, od razu przystąpili do akcji. Cezary poinformował wszystkich że mają iść na patrole i że zostaje tylko szef, ja i ciemnoskóry policjant. Natomiast Tommy wyciągnął rękawiczki, po czym zabezpieczył palec do torebki foliowej i zamykając ją w supełek. Wtedy wpadłem na super pomysł.

- Wieczorek, chodź, podjedziemy na pocztę, może dowiemy się kto odbierał pakunek od pracownika - oznajmiłem, podchodząc do Nelsona - Dawaj kluczyki od Buffalo - rozkazałem

- Trzymaj, tylko proszę.. niech wróci cała - odparł - Ja w tym czasie dam palec do analizy i spróbuję jakoś dogadać się z Purkerem

- Okej - przytaknąłem - Ruchy Czarek, nie mamy całego dnia!

* Erwin Knuckles *

W końcu pojazd, którym byliśmy przewożeni zatrzymał się na jakiejś nierównej drodze. Ochroniarze zdjęli nam worki z głów, abyśmy mogli złapać świeżego powietrza po tak długiej jeździe. Póki jeszcze mogłem, zacząłem się rozglądać, żeby skojarzyć sobie gdzie aktualnie się znajdujemy. Od razu poznałem że wchodzimy do drewnianego domku na Mount Chiliad. Tylko pytanie było czemu tam?
Po wejściu do środka, jakaś dwójka ze strażników odsunęli dywan, który leżał na podłodze i wtedy ujrzałem że była tam jakieś zejście podziemne. Byłem poniekąd zdziwiony, bo wcześniej jak byłem tutaj z chłopakami bo nieraz się zdarzyło, to takiego czegoś nie zauważyłem. Po otworzeniu tego wejścia, w ciemnościach powoli schodziliśmy przed siebie. Nagle natykałem się na ścianę, a przez uderzenie z nią, poczułem że zaczęła lecieć mi krew z nosa. Później jednak zostaliśmy przeniesieni do jakiejś sali oświetlonej jedna, słabo świecącą lampka z kilkoma krzesłami, ustawionymi w kółku. Najdziwniejsze było to że każde krzesło było podpisane naszymi imionami, jakby wcześniej wiedzieli że nas złapią. Oczywiście siła zostaliśmy zmuszeni aby siąść, więc i tak zrobiliśmy, w oczekiwaniu na szefa organizacji, który gdzieś po drodze się zapodział niewiadomo gdzie.

- Czemu zawsze muszę być koło Dii? - zapytał Carbo, którego zaczynali przypinać do mebla - Czy to jakieś fatum nade mną krąży czy co

- Tak, właśnie tak Nicollo - przytaknąłem - Może jeszcze powiesz że Kui'a widziałeś - parsknąłem, gdy nagle centralnie za nim wyłoniła się wspomniana przeze mnie osoba, która nie była zbytnio zadowolona jak wcześniej

Automatycznie zbladłem, szeroko otwierając oczy. Nie było to z przestraszenia, lecz z myśli, które zaczęły mi się układać od momentu spojrzenia na Kui'a. Natychmiastowo przypomniały mi się jego słowa o rodzinie. Oczywiście nie chciałem aby myślał że ją zdradzam, lecz trudno było mi się przyznać do uczuć którymi darze Montanhe.
Wtedy zjawa Chak'a podeszła bliżej mnie, przenikając przez ciało Carbo i krzesło. Po jego minie mogłem stwierdzić że nie wróży ona nic dobrego.

- Erwin.. - wypowiedział moje imię - Zdecydowałeś? - zapytał, jednak nie odpowiedziałem ani słowem - Dobrze.. rób jak uważasz jednak pamiętaj że cię ostrzegałem. Grzegorzowi zależy tylko na tym aby cię złapać. Później jak już będziesz za kratami, zacznie ci się śmiać prosto w twarz, uwierz mi - oznajmił - Myślisz że nie będzie chciał się doigrać za te wszystkie akcje? W takim razie grubo się mylisz. Jak nadejdzie dzień ślubu.. o ile nie zostaniesz zamordowany.. nie będziesz już częścią naszej rodziny.. żegnaj - odrzekł, rozpływając się w powietrzu, tak że jeszcze przez chwilę było słychać jego echo

- Erwin - odezwał się David - Strasznie zbladłeś - poinformował

W tym momencie nie słuchałem w ogóle przyjaciela, tylko po raz pierwszy od kilku lat, wylałem ze swoich oczu krople łez, które powoli zlatywały po moich policzkach, przy okazji opuszczając głowę.

* Tommy Nelson *

Natychmiast po zabezpieczeniu palca oraz dogadaniu się z Grzesiem i Czarkiem, oddałem go do analizy. W tym czasie gdy akurat miałem w miarę spokój na komendzie, postanowiłem jeszcze raz na spokojnie zadzownić do Purkera w sprawie spotkania. Bez rozmowy z nim nie będzie możliwość dalszego śledztwa, a wolałem to załatwić jak najszybciej.
Pierwszy sygnał, drugi, trzeci i nic. Włączała się tylko cholerna poczta głosowa, która od razu wyłączałem. Stwierdziłem że napiszę do niego z 10 wiadomości. W końcu któraś musi odczytać i nie ma opcji że tego nie zrobi.

* Gregory Montanha *

Podjechaliśmy na parking koło poczty Los Santos i od razu wysiedliśmy z samochodu, zamykając ją na kluczyk. Włączyliśmy sobie również przerwę w służbie oraz wyłączyliśmy radia, aby nas nie dezorientowały. Po chwili byliśmy już w środku. Cały budynek był średniej wielkości, bo były tam stoliki, trzy stanowiska do odbioru paczek, oraz jakieś stojaki z gazetami i przekąskami. Natomiast podeszliśmy do jedynego czynnego biurka, przy którym siedział jakiś młody mężczyzna, przeglądając jakieś papierki.

- Dzień dobry - przywitał się - W czym mogę pomóc?

- Dzień dobry, 406 oficer Gregory Montanha, oraz 202 sierżant Cezary Wieczorek - przedstawiłem nas obydwóch - Jesteśmy tutaj w sprawie paczki, która była dostarczona niedawno na komendę Mission Row.

- Słucham więc - odpowiedział uprzejmie

- Chciałbym się dowiedzieć kto zaadresował paczkę? - zadałem pierwsze pytanie

- Osoba nie podała swojego prawdziwego imienia i nazwiska, podpisała się jako trzy gwiazdki z koroną na górze - oznajmił

- Mhm, czy w takim razie możemy zrobić zdjęcie podpisu? - podpytałem

- Jasne, już idę po kartkę - stwierdził, odchodząc od stanowiska

W międzyczasie odwróciłem się w stronę Czarka, który nie był zbytnio zadowolony z tego co usłyszał.

- Co tam Czaruś, co taki wkurzony? To nic takiego i tak go znajdziemy - rzekłem

- Nie chodzi o to Montanha - odparł - Znam ten symbol i dobrze wiem kto go używa często jak nie chce podawać danych - wyjaśnił

- Kto taki? - zapytałem niedowierzając

- Silny - odpowiedział

Hejo, kolejny rozdział :)
Lecymy z fabułą dalej

Błędy - przepraszam

Bay bay :* 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top