9. nowa pielęgniarka

Mój wyraz twarzy wyrażał więcej nic jakiekolwiek słowa. Byłam jednocześnie sfrustrowana i rozczarowana zachowaniem tego egoistycznego jelenia. Teraz ciągnąc za sobą obolałą na kolanie nogę, szłam w kierunku gabinetu pielęgniarki. Louis mógł mi chociaż podać rękę bym wstała. Moje niedoczekanie, po prostu pobiegnął sobie dalej jakby nic się nie stało. Oczywiście kompletnie ignorując to iż się jako tako znamy.

Zapukałam trzy razy w drzwi z wielkim czerwonym plusem co świadczyło, że byłam w dobrym miejscu.
Męski, o dziwo znany mi głos zaprosił mnie do środka. Nie umiałam przypomnieć sobie jego właściciela więc po prostu bez zbędnego przeciągania weszłam do pomieszczenia.

W kilka chwil wszytko stało się dla mnie jasne. Na krześle koło łóżka medycznego siedział dobrze znana mi panda. W głowie miałam małą walkę czy powinnam powiedzieć mu "cześć", w końcu mieliśmy okazję się bliżej poznać (mimo że było to w jego małym gabinecie), czy bardziej wypadałoby "dzień dobry", bo jest ode mnie przecież starszy.

- Dzień dobry proszę Pana - lekko skinęłam głową. Tym razem postawiłam na kulturę osobistą.

- Już zdążyłaś o mnie zapomnieć? - powiedział jakby chcąc się ze mną droczyć. Nie do końca wiedziałam o co mu chodzi. Czy to przez to, że nazwałam go panem, czy może dzień dobry go uraziło.

- Dzień dobry Gouhin..? - Powtórzyłam przywitanie trochę bardziej niepewnie. Lekarz się tylko zaśmiał i wskazał ręką na łóżko.

- Świat jest bardzo mały nie sądzisz? - Zagadał gdy tylko usiadłam na swoim miejscu. On odwrócił się na krześle do szafki i wyjął wacik oraz moją znienawidzoną wodę utlenioną.

Lekko zestresowana kiwnęłam głową na potwierdzenie. Nie byłam niestety najlepszym mówcą. - Nie wiedziałam, że pan pracuje w szkole - ciągnęłam temat.

- Bo nie pracowałem - spojrzał się na mnie spod byka i powrócił do namaczania wacika w roztworze. - Po całym incydencie zadzwoniłem do szkoły aby tak szybko Cię z niej nie wyrzucili a w zamian podpisałem pakt milczenia na twój temat.

Wzdrygnęłam się gdy wacik rozpoczął oczyszczanie mojego kolana, z moich ust wydostało się syknięcię.

- Później dostałem kolejny telefon z propozycją pracy tutaj w celu bycia twoim lekarzem a przy okazji szkolną pielęgniarką. Stwierdzili, że zbędne będzie wtajemniczać inne osoby w razie gdy ci się coś stanie - nalepił zgrabnie plaster i wyprostował się na krześle. - Niestety lekko mi to utrudnia pracę nad strużowaniem czarnego rynku, może się to dla niektórych bardzo źle skończyć.

Opuściłam głowę. Przez moje bezmyślne zachowanie mogę doprowadzić do tragicznych zdarzeń z którymi na własnej skórze miałam styczność. Na pewno gdyby nie Gouhin mój żywot skończyłby się na tamtej ulicy. - Przepra...

- Ma to też swoje plusy - przerwał mi zanim zdążyłam dokończyć zdanie. Podniosłam spowrotem głowę i wlepiłam swoje niebieskie oczy w jego czarne tunele. Bardzo podobały mi się te oczy, ba! Wstyd mi się przyznać lecz gdybym mogła to nigdy nie odwracałabym wzroku. - Będę miał zaszczyt prowadzić badania naukowe na temat ludzi. Oczywiście na początku bez ich publikacji - Uśmiechnął się do mnie serdecznie. Zrobiło mi się ciepło na sercu widząc dumę w jego oczach.

- A co będziesz badał? - Zaciekawiły mnie te całe badania. Poczułam się pierwszy raz ważnym elementem, nawet jeżeli będę musiała odgrywać rolę królika doświadczalnego.

- Krótko mówiąc, wszytko - westchnął widząc moje nienasycenie. - zacznę od budowy ciała, organów, potem zacznę obserwować pracę każdego z układów, będę zapisywać parametry takie jak normalna temperatura ciała, siła zgryzu, pole widzenia i wiele innych podobnych rzeczy. Za długo by wymieniać - oparł się wygodnie o oparcie i westchnął.

Nasze spotkanie przerwał dzwonek na przerwę. Musiałam szybko pójść do szatni i się przebrać więc pożegnałam się z Gouhin'em i pobiegłam w stronę wyjścia.

- Masz przyjść dzisiaj do mojego domu o 17 na pierwsze badania. W pokoju masz przepustkę - dodał gdy miałam przekroczyć próg drzwi.

Kiwnęłam głową i ciepło się uśmiechnęłam. Niestety przerwa była 5-cio minutowa więc musiałam się pospieszyć. Pędem biegłam do szatni, w której już dawno znajdowała się grupa dziewczyn z klasy.

W nadzieji, że nie wtrącą mnie w swoje rozmowy szybko przemknęłam do swojej szafki i zdjęłam ubrania. Gdy byłam w samym staniku usłyszałam ponowne piski dziewczyn. Niektóre były wywołane podnieceniem a inne zaskoczeniem.

Przewróciłam oczami ignorując zdarzenie i sięgnęłam po czarną bluzkę z mojego wcale nierzucającego się w oczy mundurku.
Zimna ręka wylądowała na moich gołych plecach co już skutecznie zwróciło moją uwagę.
Odwróciłam się gwałtownie.
Co do h... Moje oczy omal nie wyskoczyły z orbit. Przed oczami wyrósł mi Louis w całej okazałości.
Zjechał na krótką chwilę wzrokiem z mojej twarzy wdół na tyle dyskretnie bym tego nie przypadkiem nie zauważyła.
Jego niedoczekanie. Momentalnie spłonęłam czerwienią po same uszy wciąż wryta z zaskoczenia w podłogę. Nigdy nie byłam aż tak zawstydzona jak w tej chwili! Moja ręka już szykowała się do wymierzenia soczystego ciosu w piękną i pewną siebie buźkę.

- Możemy pogadać? Mamy teraz zajęcia w kółkach, a Ty chyba jeszcze nie masz żadnego - powiedział zanim moja dłoń doszła do czynów. To trochę mnie zbiło z tropu, lecz kiwnęłam na zgodę głową. Odwzajemnił gest i odwrócił się na pięcie. - bądź zaraz koło fontanny na dziedzińcu.

I wyszedł jakby nigdy nic. Za to na mnie ponownie skupiły się zazdrosne oczy dziewczyn. Serdecznie miałam tego wszystkiego dość. Ubrałam się szybko i chciałam opuścić to miejsce gdzie atmosfera stawała się tak gęsta jak szkolny bigos.

- Znasz Louisa? - Sarna zatrzymała mnie swoją ręką nim zdążyłam zwiać.

- Mieliśmy okazję się poznać - wyminęłam kończynę dziewczyny i szłam dalej. Tym razem złapała mnie za ramię. Widoczne było, że nie zadowoliła się moją wypowiedzią. - Po prostu oprowadzał mnie po szkole, nic więcej.

- Uganiałam się za nim przez 3 lata, niech nie złamie ci serca - i mnie puściła. Ponownie tego dnia byłam wielce zaskoczona jej zachowaniem. W jej oczach widziałam współczucie? Trochę jak wzrok matki na dziecko gdy je pociesza jak coś mu nie wyjdzie. Pochyliła się w moją stronę i szepnęła - Uważaj na nie, w tej chwili one to szakale a ty jesteś bezbronną ofiarą, która weszła im na terytorium.

- Ale ja nie... - Nie zdążyłam dokończyć bo dzwonek na lekcje przegnał moją rozmówczynie. - Nie zakochałam się w Louisie - dokończyłam do siebie.

●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●

Zamierzam teraz pisać dłuższe rozdziały, takie po 1 tyś słów zamiast po 500. Wydaje mi się, że ta akcja wygląda inaczej i nie ma sie wyrażenia szybkiego lecenia czasu.

No i taktyczne przeprosiny za przerwę. Po prostu brak chęci 🤷🏼‍♀️. Na szczęście moja chęć wróciła i zobaczymy na jak długo ":D.

●22:10 ●06.03.'21

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top