7.zderzenie

Stres obudził mnie godzinę przed alarmem w telefonie. Dzisiaj był mój pierwszy w życiu dzień szkoły. Dyrektor niestety dowiedział się o moim wykroczeniu, a mimo wszystko pozwolił mi zostać.
Moją karą były codzienne raporty o tym co robiłam, gdzie byłam a nawet co jadłam o danej godzinie. Kolejną rzeczą są odjęte punkty z zachowania. Wychodziła mi teraz ocena 3, co oczywiście wkurzyło Louisa.

No właśnie... Louis.
Dowiedział się o tym od razu po moim powrocie i dał mi kilku godzinny wykład na temat mojej bezmyślności. Również przeze mnie stracił punkty, w końcu jest za mnie odpowiedzialny.

Na szczęście wszystko się dobrze skończyło. Poniekąd dzięki mnie złapali szkolnego zabójcę. Nawet mi nie podziękowali, no chyba że nie wyrzucenie mnie ze szkoły było swojego rodzaju nagrodą.

Swoją retrospekcje poprzedniego dnia skończyłam przy jedzeniu śniadania. Widelec w trzęsącej się ręce ledwo umiał utrzymać nabraną jajecznicę.
Zrezygnowana odłożyłam talerz na blat w kuchni i poszłam się trochę ogarnąć pod zimną wodą.

Powoli zdejmowałam piżamę. Potem stare bandaże. I jeszcze przez chwilę stałam przed lustrem przyglądając się swoim raną. Tylko rozcięty łuk brwiowy i drapnięta łydka. Nie byłam w tak tragicznym stanie jak myślałam.

Sięgnęłam dłonią po kureg od prysznica gdy ktoś zapukał głośno do drzwi mojego pokoju. Chciałam go zignorować, w nadzieji że pójdzie. Niestety pukanie przerodziło się w walenie pięścią.

Nie ma co czekać, wyszłam z kabiny i owinęłam się szlafrokiem, po czym podreptałam wkurzona do drzwi.

Gdy je otworzyłam pokazała mi się twarz znajomego jelenia.

- Co tak długo? - Pokazywał mi jasno swoją irytację. - Z resztą nie ważne, przyszedłem wcześniej żeby dać ci plan lekcji i mapę szkoły.

Podał mi kilka papierów do ręki. Najwidoczniej był na mnie wciąż zły. Kiwnęłam tylko głową na podziękowanie.

- Myślałam, że Ty będziesz mnie prowadził - bąknęłam gdy Louis chciał zamykać już drzwi.

- Jesteśmy w różnych klasach, nie zdążyłbym zaprowadzić Cię do sali i zdążyć jednocześnie do mojej - powiedział jakby to była najoczywistrza rzecz na świecie. Tak w sumie to nią była, ale miała nadzieję, że nie będę się szwędać sama. - Znajdź se kogoś z swojej klasy, najlepiej roślinożerce i biegaj se z nim za rączkę. - dał nacisk na słowo roślożerca.

Poczekał chwilę na moją odpowiedź, aż w końcu znudzony zamknął drzwi.

Czyżby się o mnie trochę martwił? A może po prostu nie chce znowu oberwać przezemnie i moje głupie pomysły.

W końcu zadzwonił budzik dając mi do zrozumienia, że mam godzinę do rozpoczęcia się zajęć. Szybko go wyłączyłam i wskoczyłam pod prysznic.

Minuty mijały szybko a ja byłam już prawie gotowa do wyjścia. Poprawiłam czarną spódniczkę od mundurku i wybiegłam z torbą książek na korytarz. Klucze schowałam do kieszeni plecaka i ruszyłam powolnym krokiem w stronę wyjścia z akademika. Serce na powrót zaczęło mi walić jak szalone... zaraz na pewno kogoś spotkam.

O dziwo korytarz był pusty, spojrzałam się zdziwiona na zegarek.
No tak, była doperio 7.30 a zajęcia odbywały się o 8.
Kto normalny by wychodził o tej porze.

Wyszłam w końcu na dwór. Dopiero teraz zauważyłam kilkanaście osób rozproszonych po dziedzińcu.

Spokojnie Luna, to kwestia czasu jak przywykniesz do szkoły i do ludzi, A raczej zwierząt.

Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech i wydech, po czym ruszyłam przed siebie.

Jak na razie nikt nie zwrócił na mnie większej uwagi. Każdy był zajęty sobą i swoimi kolegami.

Jedna rzecz mi strasznie tu nie pasowała. A mianowicie mój mundurek. Był czarny z małymi białymi akcentami a mundurki innych były kompletnie białe!

Nie tuż że będę się wyróżniać swoim pochodzeniem to jeszcze ubiorem... strasznie mi się to nie podobało.

Szłam dalej do przodu trzymając się ubocza. W końcu dzwony oznajmiły, że za 10 min rozpoczną się zajęcia.
Dosłownie jak tsunami przez drzwi wylała się fala uczniów.

Postanowiłam trochę przyspieszyć i spuścić głowę w dół. Nie miałam ochoty się z nikim zetknąć wzrokiem.

Jednak nieuniknione musiało się stać. Dosłownie przed wejściem do budynku szkoły jakiś starszy uczeń wpadł prosto na mnie. Oboje się wywróciliśmy na ziemię.

- Hej! Patrz jak leziesz ty...! - Tutaj urwał zdanie. Wokół nas zebrał się naprawdę spory wianuszek uczniów.

Byłam tak zestresowana, że nawet nie chciałam się podnieść z ziemi. Kurczowo zasłaniałam twarz swoimi włosami.

- Coś Ty za jedna co?! - odezwał się winowajca całej tej akcji. Po jego zdaniu zapadła kompletna cisza. Nikt nawet nie drgnął.

Czułam, że oczy wszystkich są zwrócone na mnie. Nienawidziłam tego uczucia bycia w centrum uwagi.

Niestety nie mogłam tego teatrzyku ciągnąć wiecznie. Szybko skalkulowałam jak powinna wyglądać moja reputacja, a leżąc i płacząc nic bym nie osiągnęła.

Pomimo czerwonej ze wstydu twarzy powoli postanowiłam się podnieść. Niektórzy aż zrobili kilka kroków w tył.

W końcu podniosłam się na nogi i odgarnęłam moje blond włosy z twarzy.
Moje lodowe oczy stanęły na rok starszej ode mnie chienie.

Zrobiło się momentalnie niezłe zamieszanie. Wszyscy zaczęli szeptać i wskazywać na poszczególne części mojego ciała. Jeśli wtedy na dziedzińcu miałam strasznego stresa to teraz dosłownie dostałam jakiegoś paraliżu ciała.

Widziałam lekki strach w oczach rówieśnika co bardzo mnie zdziwiło. Niektóre szepty też brzmiały jak "straszna" i "groźna". Zrozumiałam, że wpatruje się w niego od dobrych kilku minut, więc zamrugałam kilka razy i rozluźniłam spięte mięśnie twarzy.

- Wybacz, ale to ty na mnie wpadłeś - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z wagi moich słów i tonu. - To... znaczy się przepraszam, mogłeś mnie nie zauważyć, w końcu jesteś wyższy a ja chyba szłam za wolno.. - gadałam szybko próbując wymigać się jakoś z tej całej sytuacji.

- NAKAZUJĘ WSZYSTKIM UCZNIOM UDANIE SIĘ W TEMPIE NATYCHMIASTOWYM DO SWOICH SAL, W INNYM WYPADKU POLECĄ SPORE ILOŚCI PUNKTÓW UJEMNYCH.

Odezwały się wszystkie magnetofony. To chyba głos od dyrektora.

Ci, którzy stali z tyłu, poszli jako pierwsi, a ci najbliżej mnie ruszyli dopiero kiedy ja zdecydowałam się pójść.

- Myślicie, że to jest ta o której mówił nam dyrektor? - Zaczęły krążyć za mną szepty.

- No raczej. Nie sądziłam, że człowiek tak śmiesznie wygląda!

- Widzisz wogóle jej ręce i nogi? Są kąpletnie gołe. Pewnie całe futro poszło jej na głowę.

Po czym usłyszałam perlisty śmiech. No super, teraz będę wyśmiewana za mój wygląd. Po części wiedziałam, że to w końcu nastąpi, ale nie byłam na to w stu procentach gotowa.

Spróbowałam nie zwracać na nie uwagi i zająć myśli czymś innym.

●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●●

Ale mnie długo tutaj nie było!

Chcę rzyczyć wszystkim wesołych i udanych świątA z tej okazji dałam dłuższy rozdział. Może nawet coś wstawię pod późny wieczór.

Trzymajcie się ;)

•18:29 •25.12.2020r.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top