-rozdział 8-

- Po mnie?

Zatkało mnie. Pierwszy raz w życiu nie wiedziałam co powiedzieć. Dlaczego to zrobił?

- Mogłam chyba wrócić na piechotę... widzisz jakie zamieszanie wywołałeś?

Powiedziałam ściszonym głosem. Czułam na swoim ciele wręcz wypalający wzrok uczniów. Wszyscy patrzyli tylko na nas i snuli już zapewne tysiące domysłów związanych z jego powrotem. Okropne uczucie.

- Nie, nie mogłaś - stwierdził odrywając się od motoru i stając bliżej mnie.

Serce niemal wyskoczyło z mojej piersi. Do moich nozdrzy dostał mocny i bardzo męski zapach, nawet nie mogę opisać go dokładnie. Po prostu męski. Następnie Isaac odwrócił się i podał mi czarny kask.

- Chyba żartujesz, że na to wsiądę -zadrwiłam i odsunęłam się o krok kiwając głową.

Nigdy w życiu nie jechałam motorem i to jeszcze takim. Cholernie bałam się prędkości i faktu, że wokoło nas nie ma niczego i w sumie to mogę zginąć. To nie ciepły i bezpieczny samochód...

- Słuchaj, nie bawię się w jakiegoś pieprzonego szofera. Nie mam najmniejszej ochoty tu być i się z tobą kłócić. Zach poprosił mnie abym cię zabrał i po prostu nie utrudniaj - powiedział stanowczo i niemal wcisnął mi kask do rąk.

Gdy zobaczyłam, że przekłada nogę przez motor i wsiada na niego otrząsnęłam się. Niepewna czy robię to dobrze nałożyłam kask na głowę i upewniłam się, że nie spadnie.

- Nie wiem jak mam wsiąść. Jest za wysoki, a ja za niska - westchnęłam.

Naprawdę nie chciałam już robić kłopotu. Wyglądał na wkurzonego tak samo jak ja, bo zmuszał mnie do czegoś czego strasznie się bałam. Jednak wolałam nie ośmieszyć się przed całą szkołą, która mało dyskretnie na nas patrzyła.

- Po prostu wskocz na mnie - powiedział do mnie przez swój identyczny kask- to znaczy na motor, ale tuż za mną. Bliżej mnie jest niżej.

Pokiwałam głową i pomodliłam się w duchu o to, aby się udało. Na początku przełożyłam jedną nogę, a potem odbiłam się drugą wskakując na siedzenie. Zrobiłam tak jak polecił, więc siedziałam teraz tuż za nim przylegając całym ciałem do jego pleców. Pierwszy raz byłam tak blisko, to było... dziwne. Na początku siedział bez ruchu jakby się nad czymś zastanawiał, a potem powiedział.

- Grzeczna dziewczynka.

Moje serce znowu zaczęło szybciej bić. Z dwóch powodów: przez jego dwuznaczny i władczy ton oraz przez fakt, że włączył silnik.

To już koniec, zginę.

Pomacałam ręką motor za sobą i zdałam sobie sprawę, że jest tam naprawdę dużo miejsca, a ja powinnam się odsunąć. Ale podświadomie nie chciałam tego. Czując jego ciało po prostu czułam się bezpiecznie.

Nie miałam pojęcia co zrobić z rękami. Isaac odwrócił głowę na bok abym go usłyszała.

- Złap się mnie jeśli nie chcesz spaść - powiedział.

CHOLERA TO JA MOGĘ SPAŚĆ? ZDECYDOWANIE ZARAZ ZGINĘ!

Przestraszona położyłam dłonie na jego ramionach. Dalej stał w miejscu. Znowu się odwrócił.

- Po prostu złap za mój brzuch - dodał.

Niepewnie owinęłam całe ramiona wokół jego brzucha. Był twardy co pewnie znaczy, że ćwiczy. Nie wnikam. Splotłam mocno dłonie po drugiej stronie i faktycznie tak było bezpieczniej. Przycisnęłam głowę bokiem do jego pleców i czekałam aż końcu na ten moment.

Kiedy zacznę umierać...

Najwidoczniej wszystko mu pasowało bo ruszył. Jeśli można nazwać "ruszeniem" odjechanie sprzed mojej szkoły z cholernie głośnym piskiem opon.

Tym czynem jeszcze bardziej przykuł uwagę ludzi. Zauważyłam nawet kilka osób w oknach.

Mam przejebane...

Podróż minęła... szybko. Albo raczej bardzo szybko. Nawet nie mam pojęcia którędy jechaliśmy bo gdy tylko poczułam mocne ciśnienie prędkości na ciele zamknęłam oczy. Ani na chwilę ich nie otworzyłam. Słuchałam głośnego warczenia silnika i odgłosów z otoczenia, trąbienie, piski opon... ogółem ruch uliczny. Cały czas mocno ściskałam Isaaca bojąc się, że spadnę i umrę. W końcu wokoło zrobiło się trochę ciszej, a po chwili nawet silnik ucichł. Zatrzymaliśmy się.

Jednak byłam tak przerażona i wręcz sparaliżowana strachem, że nie potrafiłam się ruszyć. Nadal z zamkniętymi oczami ściskałam jego ciało. Wszędzie panowała głucha cisza i wydaje mi się, że słyszałam mój okropnie głośny oddech.

Niespodziewanie usłyszałam śmiech. Isaac po prostu się ze mnie śmiał.

- Wiem, że kobiety kochają mnie dotykać, ale za chwilę się uduszę - mówił przez śmiech.

Puściłam niepewnie jego ciało aby zszedł z motoru, na którym ja ciągle siedziałam. Chcąc skłonić mnie do ruszenia się delikatnie załapał za mój kask i powoli uniósł go do góry zdejmując z mojej głowy.

Dopiero wtedy otworzyłam oczy. Spojrzałam na świat i strach znacznie ustąpił. Odwróciłam głowę. Isaac stał obok z kaskiem pod pachą i śmiał się.

- Nie schlebiaj sobie... - nawiązałam do jego wcześniejszego stwierdzenia - musiałam cię trzymać żeby nie spaść.

- Równie dobrze nie musiałaś napierać na mnie całym swoim ciałem od tyłu, było wystarczająco miejsca i zapewniam cię, że nie spadłabyś - prawy kącik jego ust uniósł się do góry tak samo jak brew.

- Och, czyli przeszkadzało ci to? - burknęłam kładąc ręce na biodrach.

- Nie powiedziałem, że mi to przeszkadzało, tylko, że wstydzisz się przyznać, że chciałaś mnie dotykać nawet jeśli to nie było konieczne - na końcu puścił mi oczko.

Odezwał się pan wszystko wiedzący. Może po części miał rację... ale nigdy tego nie przyznam!

- Nie chciałam umrzeć, rozumiesz?

Nieco zirytowana po prostu odwróciłam się i ruszyłam do domu. Słyszałam, że wszedł do domu tuż za mną.

- Zach jest w domu? - powiedziałam kiedy niemal deptał mi po piętach.

- Gdyby był nie jeździłbym po ciebie - stwierdził i poszedł do kuchni.

Dobrze wiedzieć, mam nadzieję, że nigdy więcej nie będziesz musiał.

Z jakiegoś powodu postanowiłam iść za nim. Isaac stanął za wysepką kuchenną i jakby wzrokiem szukał czegoś na blatach. W końcu przez jego twarz przebiegła ulga kiedy podszedł do zlewu. Obok niego znajdowała się suszarka na naczynia. Sięgnął ręką i wyjął spod jakiegoś talerza nic innego jak -kiedyś mój ukochany- kubek ze słonikiem. Postawił go na wysepce i zaczął przygotowywać sobie kawę. Trzy łyżeczki kawy rozpuszczalnej, dwie cukru i trochę mleka. Pamiętam bo przygotowywałam ją podczas naszego pierwszego "spotkania".

W tym czasie ja siedziałam przy wysepce na wysokim krzesełku i w skupieniu go obserwowałam.

Nie znałam odpowiedzi na wiele pytań, które nie ukrywam, ciekawiły mnie. Szczególnie to dlaczego Isaac wyjechał z miasta na dwa lata, gdzie był i co robił. Może to się wydawać chamskie ale słowa typu "dobrze że żyjesz" coś kryją. Niby Tyler, Sara i Malia powiedzieli, że pobił lub nawet zabił jakiegoś człowieka i za to zachowanie wyrzucili go ze szkoły ale czy tylko to byłoby powodem wyjazdu na całe dwa lata? Kolejna sprawa to mój brat. Zach ostatnio odkąd Isaac wrócił bardzo często gdzieś znika. Nie mam pojęcia gdzie jest i co robi ale wyraźnie to przede mną ukrywa. Jednak póki co muszę działać powoli. Nie naciskać i nie zachowywać się jak psychopatka. Może któryś z nich niechcący się wygada?

- Zamawiamy coś na obiad? - Isaac wyrwał mnie z zamyślenia popijając napój w moim kubku.

I uwierzcie lub nie, ale nie wiedziałam, że przykładnie tego słonikowatego naczynia do twarzy jest wręcz komiczne. Nie mogłam się powstrzymać i zaczęłam się śmiać.

- Co cię tak bawi? - zmarszczył brwi.

- Nnie... ja... - przez śmiech nie mogłam nic powiedzieć.

Po chwili chyba go zaraziłam bo mimowolnie uśmiechnął się. Jakby starał się przestać, ale nie mógł. Odwrócił wzrok ale nie potrafił stłumić swojego rozbawienia.

Jego szczery uśmiech był naprawdę słodki. Dwie zmarszczki pojawiły się przy zewnętrznych kącikach jego oczu. Natomiast uśmiech zajmował połowę twarzy.

- Przestań się śmiać! - rozkazał ale nic na to nie poradzę, że nie potrafiłam.

To było cholernie zabawne widzieć, że wytrąciłam go z równowagi. Mimo tego, że zawsze to on był panem sytuacji teraz to ja górowałam.

- Przestań do cholery się chichrać! - warknął zakrywając bezsilnie swoją twarz rękoma.

Zeszłam z krzesła bo już nawet brzuch zaczął mnie boleć z tego wszystkiego. Złapałam się w pasie ale gdy przypomniałam sobie znowu jego i ten kubek...

Pan władczy musiał dopiąć swego. Oderwał się od blatu i podszedł do mnie. Podniosłam głowę do góry aby móc w pełni na niego patrzeć. Na twarzy miał łobuzerski uśmiech, kiedy zbliżał się coraz bardziej. Ja odruchowo odsuwałam się dopóki moje plecy nie dotknęły ściany. Isaac oparł lewą rękę koło mojej głowy, a kciukiem prawej przejechał po moich ustach zahaczając o dolną wargę.

Moje serce waliło jak oszalałe. Zabrakło mi tchu, a oddech stał się powolny i głęboki. Przełknęłam głośno ślinę na jego dotyk. Patrzyłam jedynie w jego zimne, szare ale zarazem piękne oczy. Wyczytałam z nich, że czuje satysfakcję. Moje rozbawienie sprzed chwili poszło w las. Teraz byłam śmiertelnie poważna przez obawę co stanie się za chwilę. Świat się zatrzymał. W ciszy patrzyliśmy głęboko w swoje oczy.

Ułożył dużą i ciepłą dłoń na moim policzku zataczając kciukiem kółka niedaleko ust.

- Te swoje śliczne i różowe ustka możemy wykorzystać w zupełnie inny sposób...

Jego głęboki i zachrypnięty głos zmiękczył moje nogi.

O cholera...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top