-rozdział 65-
Wstawiam jeszcze raz bo chyba nie wszystkim się wyświetliło.
Isaac:
Kompletnie nie wiem co robić. Znalazłem się w najgorszej możliwej sytuacji. Naomi tego nie wie i cholera, znowu sprawiłem, że nie zna całej prawdy. Kurewsko tego nie chcę ale nie mam wyjścia. Mamy, a raczej ja mam problem z Peter'em. To niewiarygodne, że zaczął węszyć i jestem pewnien, że wysyła tu swoich ludzi aby upewnić się czy cały ten kit, który mu wcisnęliśmy był rzeczywiście prawdą.
Coraz bardziej upewniam się w przekonaniu, że niedługo się tu zjawi. Do tego, jego wspólnicy są nieprzekupni. Peter niebawem wróci do miasta z podwójną chcęcią zabicia mnie za ten przekręt.
I tu pojawia się problem. Muszę w tym czasie dopilnować aby Naomi, jej rodzina i najbliżsi znajomi byli bezpieczni, bo nigdy nie wiadomo co przyjdzie do głowy Peter'owi.
Prędzej czy pózniej znowu staniemy twarzą w twarz a wtedy, któryś z nas będzie musiał zginąć. Nie ma innej opcji, poza tym coraz bardziej mam dość jego gierek. Dylan i Zach przekonali mnie abym przy ostatnim spotkaniu nie zabijał Peter'a ale jedynie sprawił, że wyjedzie. Dzięki podstępowi tak się stało ale jak widać nie na długo... Powoli zaczynam żałować, że nie wykończyłem tego skurwysyna od razu.
Nie mogę. Obiecałem jej. Jednak jeżeli niebezpieczeństwo będzie duże jestem w stanie zabić go przy pierwszej lepszej okazji. Nie wybaczyłbym sobie gdyby miał być tu przez najbliższe lata, znając wszystkich moich przyjaciół i Naomi. Nie wyobrażam sobie, że mieliby oni żyć ze świadomością, że tak nieprzewidywalny człowiek jest gdzieś w pobliżu.
A tym bardziej nie pozwolę, żeby nawet najmniejszy włos spadł z głowy Naomi. Czy ją kocham, sam nie wiem. W całym moim życiu powiedziałem te przeklęte słowa trzem osobom. Mamie, Allison i pani Whittemore. Z czego pierwsze dwie można powiedzieć, zostawiły mnie albo w pewien sposób zdradziły. Nie chcę żeby z Nao stało się to samo. Już w tym momencie podziwiam ją za to, że po wszytkim czego się o mnie dowiedziała nie uciekła. Nie jestem w żaden sposób normalnym człowiekiem. Mam okropną przeszłość a teraźniejszość też nie wygląda dobrze. Do tego jestem cholernym mordercą i nie potrafię panować nad swoim gniewem. Nie chcę nikogo krzywdzić, ale to silniejsze ode mnie. Nienawidzę gdy ktoś mi się stawia. Naomi to wszystko rozumie, jako jedyna zaakceptowała wszystko co się stało. Nawet Zach w pewnym stopniu uważał mnie za kogoś złego po tym co zrobiłem. Dlatego tak bardzo nie chce abym miał jakikolwiek bliższy kontakt z jego siostrą. Pewnie ma to po tacie, który najchętniej połamałby mi wszystkie kości. Naomi wrodzone dobro, zrozumienie i całe to ciepło jakim potrafi darzyć człowieka ma po mamie. Ta kobieta jako jedna z nielicznych nie zrobiła ze mnie najgorszego.
Naomi jest niezwykła. Zdecydowanie inna niż wszystkie dziewczyny i nie mówię już o tym, że nie uciekła ode mnie po poznaniu prawdy. Widzę, że mimo tego jak stara się pokazać silną na wewnątrz w środku jest cholernie krucha i delikatna. Chociażby przy naszych kłótniach widać, jak bardzo się przejmuje i martwi. Nie chcę sprawiać jej przykrości ale jestem dupkiem i kilka razy tak się stało. Dla mnie niszczyła swój organizm, chciała być dla mnie idealna. Mam ochotę uderzyć się w twarz, że wcześniej nie uświadomiłem jej jak bardzo jest perfekcyjna. Nie potrzebowała tego ale gdy próbowałem pomóc było już za późno. Po tym obiecałem sobie, że już nigdy, przenigdy nie pozwolę jej zrobić czegoś takiego. Nigdy jej nie zostawię i dopilnuję aby w pełni wróciła do zdrowia.
Naomi zmieniła moje życie. Jedna, malutka osoba, która stała się dla mnie kimś bardzo ważnym, bez której nie wyobrażam sobie funkcjonowania. To ona wzbudziła we mnie jakiekolwiek uczucia i emocje, których nie potrafiłem pokazać przez te dwa cholerne lata. Byłem zimnym, jeszcze większym dupkiem, który nie chciał już nigdy obdarzyć nikogo nawet najmniejszymi uczuciami. Nie chciałem kolejny raz się zawieźć na kimś bliskim. Tymczasem wystarczyła ona, mała dziewczyna o kurewsko wielkim sercu, inna niż wszystkie, bo kochająca mordercę. Myślę tak, ale nie mam pewności czy mnie kocha. Teoretycznie nie powiedziała mi tego i dlatego ja nie powiedziałem tego jej. Jestem mężczyzną i powinienem zrobić to pierwszy ale cholernie się boję. Tak, ja boje się powiedzieć głupie kocham cię, bo nie wiem czy odpowie mi to samo. Jeżeli tego nie zrobi wszystko się zepsuje, stracę ją, a nie chcę tego.
Jest dla mnie całym światem i mam zamiar być przy niej bez względu na wszystko, najdłużej jak będę mógł.
Niedługo Naomi ma egzaminy, potem wakacje i pójdzie do szkoły. Jeżeli dostanie się na uczelnię w Londynie, wyjedzie a ja nie jestem do końca pewnien czy będę mógł to zrobić. Po pierwsze Zach, który nadal żyje w niewiedzy a po drugie reszta przyjaciół, pani Whittemore, którzy ciągle będą tutaj.
Mam mało czasu, muszę to wykorzystać. Bardzo dobrze wykorzystać.
Zaparkowałem samochód przed domem jednocześnie zauważając auto Zach'a przy garażu. Jednym kliknięciem włączyłem blokadę drzwi i wszedłem do domu. Nie dało się nie usłyszeć głośnych śmiechów i odgłosów reklam wychodzących zapewne z telewizora.
- Nie za bardzo się rozgościliście w moim domu? -zapytałem wchodząc do salonu.
Natychmiast oczy Zach'a, Dylan'a, Scott'a oraz Jackson'a skierowały się ku mnie. Wszyscy oprócz Dylan'a zignorowali moją obecność i wrócili do jakże interesujących rozmów.
- Wiecie coś o Peterze? -zapytałem koleglę siadając obok na kanapie.
- Tak i mamy mały problem, który może przerodzić się w duży problem -odpowiedział Dylan. Próbowałem skupić się na tym co mówił ale wrzaski i entuzjastyczne krzyki reszty skutecznie mi to uniemożliwiały.
- Zamknijcie mordy! -przekrzyczałem ich co od razu poskutkowało. Wszyscy się zamknęli i popatrzyli na mnie- mamy chyba problem tak? Chcę usłyszeć wszystko czego się dowiedzieliście a potem róbcie co chcecie.
- A więc -Dylan odchrząknął- z moim małych obserwacji wynikło, że jego ludzie, najprawdopodobniej ci sami, z którymi ostatnio mieliśmy okazję się spotkać albo jacyś inni, znowu osiedlili się w fabryce. To znaczy stało tam auto, którego nigdy nie widziałem, duże jakby van, koloru czarnego. Nie mam pewności ale mogą to być oni. Pewnie badają teren w razie by...
- Peter wróci, wiem to. Oni prędko dowiedzą się, że ta cała akcja z policją to była ściema. Wróci tu jeszcze bardziej wkurwiony -przerwałem mu nerwowo przeczesując włosy ręką.
- Spróbujmy się z nim dogadać -odezwał się Scott marszcząc brwi, zrobiłem dokładnie to samo.
- I co? Żyć tu do usranej śmierci ze świadomością, że ten jebany psychopata, który wręcz kocha zabijać ludzi jest niedaleko? Wyobrażasz sobie to? -burknąłem.
- Okej ale co zabijesz go? Zrobisz to? To znaczy bo ja nie mam zamiaru...
- Tak Scott, jeżeli będzie chciał się dalej ze mną pieprzyć nie zawaham się go zabić. Mam cholernie dość jego gierek i tego jak zrujnował moje życie -odpowiedziałem.
- A co jeśli policja znowu zacznie węszyć? -zapytał Jackson.
- To totalni palanci, którym nie chce się ruszyć dupy z fotela, myślisz, że mało razy byłem na komendzie żeby zobaczyć jak to wszystko wygląda? -prychnąłem.
- Okej, więc jaki jest plan? -spojrzałem na zaciekawionego Zach'a.
- Nie ma planu. Moim jedynym celem, jest zapewnienie bezpieczeństwa naszym najbliższym i nam. Jedyna osoba, która może ucierpieć albo zginąć to ja.
~•°*°•°*°•~
Naomi:
- Stresujecie się egzaminami? -zapytał Luke bawiąc się uchem od kubka.
Od jakiejś godziny spędzałam czas w towarzystwie Luke'a, Tyler'a, Sary oraz Malii. Kawiarnia była niemalże pusta co zdecydowanie nam odpowiadało. Piłam swoją ulubioną latte i podjadałam ciasto Tyler'a, które w sumie mu nie smakowało.
- Szczerze? -spojrzałam na blondyna- jak cholera.
Wszyscy oprócz mnie, wyglądali na obojętnych. Tyler ze względu na bardzo surowych rodziców musi mieć wręcz idealne wyniki. Zapewne takie właśnie otrzyma, ponieważ bardzo dużo się uczy. Moje oceny są dobre na miarę moich możliwości. W tym roku szczególnie starałam się opanować materiał, ponieważ od zawsze marzyłam o dostaniu się na uczelnię w Londynie. Mam duże szanse ale lepiej nie odpuszczać sobie na samym końcu. W najgorszym wypadku będę musiała uczęszczać na studia tutaj, w mieście. Niby nie powinnam narzekać ale z reguły jestem uparta i chcę osiągnąć bardzo dużo.
- Ja tam bardziej stresuje się balem -odparła Sara a reszta od razu entuzjastycznie ją poparła.
Serio? Miałam wrażenie, że dla nich liczy się tylko bal. Owszem, jest ważny ale po co robić taką aferę. Sama z czasem przekonałam się, że może być fajnie ale dopiero ostatnio coś do mnie dotarło. Najprawdopodobniej pójdę sama.
- Musi być perfekcyjnie, musi -stwierdził Tyler- od początku liceum wyobrażałem sobie jak to wszystko może wyglądać. Nie wierzę, że to za kilka tygodni...
- Moja mama świruje bo jej ukochana fryzjerka nie ma dla mnie czasu przed balem więc muszę szybko czegoś poszukać -powiedziała Malia ze zmartwioną miną.
- A ty Nao? -Luke kiwnął głową w moją stronę. Zapewne zauważył, że jako jedyna nie włączyłam się do pełnej emocji rozmowy i w ciszy popijałam kawę. Uniosłam wzrok i spotkałam się z jego uroczymi, błękitnymi oczami- jesteś już gotowa?
- Cóż ja... -mruknęłam speszona tym tematem.
- A właśnie! -Tyler klasnął w dłonie- jak twój partner, wyhaczyłaś kogoś? -na końcu poruszył dwuznacznie brwiami a mnie naszła ochota na uderzenie go z liścia za rozpoczęcie tego najbardziej krępującego tematu.
- Uh -wypuściłam ciężko powietrze- po prostu ja...
- Ty nie masz partnera? -zdziwił się Luke.
Chciałabym aby w tym dniu towarzyszył mi Isaac. Ale po pierwsze: nie jesteśmy razem, a po drugie: pewnie czułby się dziwnie wsród ludzi, którzy wymyślają nierealne historie na jego temat nie znając nawet kawałka prawdy. Wszyscy uważają go za zimnego mordercę.
- Nie to, że nie mam... -mruknęłam czując na sobie wzrok wszystkich przy stoliku- po prostu jeszcze go nie znalazłam.
Bardzo intelignetna odpowiedź...
- Myślę, że powinnaś pójść z Luke'iem -powiedziała z uśmiechem Sara.
Jestem pewna, że rumieńce pojawiły się na moich policzkach. Niepewnie odwróciłam się do Luke'a aby zobaczyć jego reakcję. Uśmiechnął się delikatnie, co odwzajemniłam.
- Cóż, czysto z przyjacielskiej strony, byłbym zaszycony.
Zaznaczył, że możemy pójść jako przyjaciele pewnie przez wzgląd na Isaac'a, który już raz pokazał mu co potrafi.
- Woah -zawstydzona założyłam włosy za ucho- to super. Znaczy tak, byłoby by fajnie, jeśli chcesz...
- Czemu nie -wzruszył ramionami onieśmielając mnie swoim uśmiechem- może będziesz się mniej stresować -zaśmiał się i dźgnął mnie w brzuch.
Zdecydowanie.
// Kochani! Dziękuję wam bardzo mooocno za ponad 400k wyświetleń! Jesteście niesamowici! Przepraszam, że rozdziały są w takich odstępach ale zostało ich niewiele. Myśle, że na pewno dodam coś w te święta a postaram się napisać dla was bardzo długi i fajny rozdział. Czekajcie cierpliwie.
Kocham was bardzo mocno!
Wasza hieffy! \\
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top