Czwartek. Płomienna przygoda.
Rano obudziły ich promienie słońca, które wdzierały się do pomieszczenia przez odsłonięte zasłony. Zapowiadał się piękny, słoneczny dzień i od kiedy otworzyła oczy miała ochotę spędzić go na świeżym powietrzu. Przeciągnęła się na łóżku, mimowolnie widząc blondyna śpiącego na kanapie. Czy nawet jak śpi musi być tak zabójczo przystojny? Chrapał cicho w poduszkę, którą miał pod głową. Podniosła się z łóżka, mając w głowie tylko i wyłącznie gorącą kąpiel. Napiła się zimnego soku z lodówki i od razu skierowała się do łazienki. Wyszła z niej godzinę później całkowicie uszykowana. Zastanawiała się, czy mogłaby wypożyczyć gdzieś niedaleko rower, bo bałaby się transmutować w niego cokolwiek w obawie, że coś pójdzie nie tak i się po prostu na nim zabije. Pogoda była wręcz idealna na przejażdżkę po mieście. Przyniosła do pokoju śniadanie dla siebie i blondyna, a ten nadal spał. Pomyślała nawet, że go obudzi, ale wolałaby chyba wybrać się sama, więc wpadła na pomysł, że zostawi mu kartkę z wyjaśnieniami, gdzie poszła, żeby znowu nie zrobił jej wojny tak jak wczoraj, kiedy zniknęła bez słowa. Nie było to jej jednak dane, gdyż obudził się jak jadła śniadanie. Zmrużył oczy, bo oślepiało go słońce wdzierające się do pomieszczenia.
- Już nie śpisz? - zdziwił się, widząc Gryfonkę przy stole.
- Już dawno - wzruszyła ramionami, biorąc po chwili do ust łyżeczkę z jogurtem malinowym. - Zaraz wychodzę.
- Gdzie niby? - podniósł się na rękach, a po chwili przeciągnął.
- Nie wiem, zwiedzić miasto - odparła, nawet na niego nie patrząc. - Planowałam wypożyczyć rower.
- Rower? To ten mugolski środek transportu na dwóch kółkach? - zaśmiał się, podnosząc się z łóżka.
Oczywiście nie umknęło jej uwadze to, że jest w samych gaciach, a idealnie zarysowane mięśnie wychodziły już z jego bokserek.
- Tak, to jest właśnie rower - powiedziała bez emocji, szukając w swoim jogurcie owoców. - Nie mów, że chcesz iść ze mną - jęknęła po chwili, widząc że naciąga na nogi spodnie.
- Oczywiście, że tak - powiedział urażony. - Co mam niby robić sam cały dzień?
- Myślałam, że wolisz wszystko inne niż spędzać czas ze mną - spojrzała na niego znacząco.
- Może coś się zmieniło - zastanawiał się głośno, podchodząc do stołu. Wziął z talerza jedną kanapkę z łososiem i oparł się biodrem o blat. - Zrobiłaś się znośna.
- Znośna? - parsknęła. - Po prostu w końcu da się z tobą w miarę normalnie porozmawiać. Kiedyś nie wypowiedziałeś zdania, w którym nie padło słowo szlama, Malfoy - mruknęła i spojrzała na niego wyzywająco.
- Dobra, byłem młody i głupi, jasne?
- Dobra, a teraz jesteś starszy i nadal tak samo głupi - uśmiechnęła się złośliwie. - Jedz szybciej, bo nie będę za tobą czekać.
Zmarszczył czoło, ale już nic nie odpowiedział. Nałożył bluzkę na krótki rękaw i przewiesił bluzę przez ramię. Wyjął z torby okulary przeciwsłoneczne, które założył sobie na czole, nad oczami i uśmiechnął się do niej znacząco.
- Możemy iść - oznajmił z kanapką w dłoni.
- Co, już? - zdziwiła się.
- I kto teraz za kim będzie czekał? - zaśmiał się.
- Nikt, bo ja też już jestem gotowa - powiedziała, wstając od stołu.
Wpakowała do ust kilka borówek i podeszła do wieszaka po bluzę, którą przewiesiła sobie na biodrach. Do kieszeni władowała telefon i trochę mugolskich pieniędzy i wzięła swoją torbę. Zgodnie stwierdzili, że mogą wychodzić i po paru minutach kroczyli już ulicą, uprzednio pytając się recepcjonistki, gdzie można wypożyczyć rowery. Jak się okazało, musieli przejść kilka ulic, ale kiedy Hermiona ujrzała za płotem kilkadziesiąt kolorowych rowerów była przeszczęśliwa. Uwielbiała jeździć rowerem, w każde wakacje przejeżdżała z mamą setki kilometrów po okolicznych wioskach, podziwiając widoki. Wybrała sobie jeden w kolorze miętowym, a Draco wybrał pierwszy lepszy, czarny.
- Czy ty w ogóle umiesz jeździć na czymś takim? - zapytała niepewnie, kiedy oboje wyszli z wypożyczalni, prowadząc swoje rowery.
- Granger, nie rób ze mnie takiej łamagi - mruknął rozbawiony. - Jeździłem raz czy dwa.
- Wiesz, wolałabym żebyś dożył przynajmniej końca naszego pobytu tutaj - zaśmiała się.
Przełożyła nogę przez rurę i spojrzała na niego wyczekująco. Ten uczynił to samo, po czym ruszyła pewnie, oglądając się, czy on aby na pewno potrafi utrzymać chociaż chwilę równowagę. Na szczęście wszystko było w porządku, więc jechali ścieżką rowerową przez miasto, mijając kilka ciekawych budynków. Czuła się taka szczęśliwa, wiatr rozwiewał jej włosy i praktycznie cały czas na jej twarzy gościł szeroki uśmiech, szczególnie kiedy blondyn wyprzedził ją na chwilę, po czym omal nie wjechał do rowu. Zrównał się z nią wtedy przestraszony, mówiąc że musi sobie natychmiast zrobić przerwę. Zatrzymali się więc przy jakiejś budce z kawą, w której starsza pani sprzedawała też lody. Usiadła przy stoliczku na małym placu z jakimiś dużymi kolumnami i poczekała aż blondyn zakupi im po jednej gałce.
- Truskawkowy, tak? - zapytał, wręczając jej wafelek z zaróżowioną kulką lodów.
- Tak, dziękuję ci bardzo - powiedziała słodko, na co nie umiał się nie zaśmiać.
- Używałaś tego tonu, jak chciałaś wymusić coś na rodzicach? - zapytał rozbawiony, siadając na miejscu obok niej.
- Skąd wiesz? - spojrzała na niego zdziwiona.
- Bo brzmisz jak mała dziewczynka - skomentował, na co tylko wzruszyła ramionami. - Tak prosisz Ministra o wolne? - zapytał, na co wybuchła śmiechem.
- Oczywiście i Harry'ego, żeby w końcu cię zwolnił - wyszczerzyła się, a on zmrużył oczy.
- Potter mnie sobie ceni - wydukał, po czym skosztował swojego czekoladowego loda małą łyżeczką.
- Niestety i sama nie wiem dlaczego - powiedziała poirytowana. - Przy nim nie można złego słowa na ciebie powiedzieć - oburzyła się. - A jak to niby robić? Nie da się!
Blondyn roześmiał się wesoło. Sam by kiedyś nie pomyślał, że stosunki między nim a Potterem tak się ocieplą. Nie są przyjaciółmi, ale niejednokrotnie na przykład radził go się w sprawach zawodowych, sercowych i innych, i co ciekawe nie czuł się z tym jakoś nieswojo. Ilekroć widział się z Ministrem, ten witał go z uśmiechem, mówiąc, że słyszał jak dobrze się spisuje i tak dalej. Teraz nie potrafiłby Pottera nie lubić, tak jak kiedyś było to dla niego niemożliwe.
- Potter jest w porządku - przyznał blondyn z dziwnym grymasem na twarzy.
- W porządku - przedrzeźniła go. - Harry jest najlepszy i jedyny w swoim rodzaju.
-A masz kontakt z Weasleyem? - zapytał, na co spojrzała na niego poddenerwowana.
- Ja nie mam - powiedziała krótko. - A jeżeli ma go Harry, Ginny lub ktokolwiek inny, to o tym nie wiem, bo nie pozwalam im mówić o nim w moim towarzystwie.
- Aż tak ci zalazł za skórę? - zaśmiał się blondyn, a Hermiona spiorunowała go wzrokiem.
- Ciekawe co ty byś zrobił, gdybyś zastał Astorię w łóżku z takim Blaisem albo Teodorem - warknęła. Spojrzał na nią i chwile się nad tym zastanowił.
- No faktycznie, gdyby to był ktoś inny miałbym prawdopodobnie wyjebane, ale im bym tego nie wybaczył - stwierdził.
- Sam widzisz - powiedziała Hermiona i założyła nogę na nogę.
- Co innego jakbym ją zobaczył w łóżku z Parkinson - zaśmiał się. - Podstawiłbym sobie fotel, rozsiadł się wygodnie i je oglądał.
- Jesteś taki dziecinny, Malfoy - warknęła Hermiona, mrużąc oczy.
Jedli lody, wesoło rozmawiając o piłce nożnej, bo przechodziło kilku chłopców ubranych w sportowe stroje, którzy ewidentnie kierowali się na jakieś boisko i Hermiona rozbawiona opowiadała blondynowi o zasadach gry i tłumaczyła co to jest spalony. Po wielokrotnych tłumaczeniach jej ojca w końcu wiedziała co to jest.
- Quidditch jest o wiele ciekawszy - stwierdził w końcu blondyn.
- Ciekawe czy dostałeś się do drużyny tylko ze względu na swojego ojca - zagaiła wesoło Gryfonka.
- Wiesz, że nie - spojrzał na nią. - Prawie zawsze łapałem znicza.
- Tylko gdy nie graliście z Gryffindorem - ucieszyła się Hermiona.
- Powiedziałem, że prawie zawsze, Granger - mruknął rozbawiony.
- Wiem! - zawołała nagle. - Chcesz zobaczyć mugolski stadion? Będziemy koło niego przejeżdżać.
- Widziałem w telewizji - stwierdził.
- To nie - powiedziała szybko.
- Nie powiedziałem, że nie chcę - spojrzał na nią zdziwiony, podnosząc się z krzesła. - No dalej, wstawaj.
I pojechali. Ścigając się kto pierwszy. Przekrzykując się, kto szybciej dojedzie na miejsce. Idiota klepnął ją w tyłek, kiedy podniosła go z siedzenia, by szybciej jechać i omal się przez to nie wywaliła. Spiorunowała go wzrokiem i od tej chwili dała mu prowadzić. Blondyn był zachwycony wielkością obiektu, gdy tylko zauważył go z zewnątrz. Zostawili rowery przy wejściu i kupili w bramkach wejściówki, by móc zobaczyć go od środka. Tysiące schodów, korytarzy, przejść.
- Tu istnieje większe prawdopodobieństwo zgubienia się niż w Hogwarcie - zauważył blondyn, marszcząc przy tym czoło, kiedy w końcu udało im się dotrzeć na samą górę. - Dobrze, że te schody się nie ruszają, o kurwa - wyjąkał, kiedy w końcu przeszli przez korytarz prowadzący na trybuny pod samym zadaszeniem.
- To jest prawie tak samo duże jak stadion podczas Mistrzostw Świata w Quidditchu - ucieszyła się Hermiona, chociaż była już wcześniej na podobnym stadionie z tatą, w Londynie.
- Stąd ledwo widać tych na dole - powiedział blondyn, po czym zajął jedno z krzesełek, obserwując kilku kolesi na murawie, którzy rysowali na niej białe linie.
- Ale jakie to są emocje, Malfoy - zaśmiała się, siadając obok niego. - Tata wziął mnie raz na mecz, to były jakieś ważne rozgrywki - rozejrzała się po stadionie. - Nie było chyba ani jednego wolnego miejsca, wszyscy przebrani w kolorach narodowych posadzonych tak, by tworzyć flagę, śpiewający wspólnie hymn, a później te wymyślone przyśpiewki - zachwyciła się. - Ciarki przechodzą. My się bawiliśmy na Mistrzostwach Świata - zaśmiała się. - A ty z ojcem wyglądaliście jakbyście przyszli na pogrzeb.
- Ja się w tych czasach bawiłem w inny sposób, Granger - mruknął, szturchając ją ramieniem.
Bezwstydny palant. Zawsze musiał wtrącić coś z podtekstem. Zmrużyła oczy i położyła stopy na krzesełku przed nią.
- No w jaki na przykład? - zapytała rozbawiona.
- Nie chcesz wiedzieć - odburknął, prostując się na miejscu. - Jesteś na to za młoda.
- Serio? - parsknęła.
- Żałuj, że nie byłaś nigdy na imprezie w salonie Slytherinu - zaśmiał się gardłowo.
- Uwierz mi na słowo, że nie żałuję - powiedziała pewnie, wyciągając z torby sok.
- A powinnaś - powiedział krótko, spoglądając na nią. - Chociaż pewnie byłabyś zgwałcona przez Flinta, Notta, Zabiniego albo po prostu mnie - dodał tak zwyczajnym tonem, że omal się nie zakrztusiła.
- Dlaczego ty zawsze mówisz takie rzeczy jak akurat coś połykam?! - wrzasnęła, kiedy udało jej się złapać oddech po przynajmniej dziecięciu kaszlnięciach podczas których blondyn obserwował ją rozbawiony.
- Wybacz - szepnął. - To chyba przypadek.
- Nie wydaje mi się - warknęła. - Jak możesz w ogóle mówić coś takiego?
- Przecież żartuję - zaśmiał się. - Chociaż co do Flinta to nie jestem pewien - zastanowił się. - Po tylu litrach alkoholu, które przelały się w naszym salonie i wciągniętych krechach ze stołu przez stare wypracowania, wszystko byłoby możliwe.
- Ćpaliście? - wydukała zszokowana.
- No nie gadaj, że ty nigdy tego nie próbowałaś - powiedział jeszcze bardziej zdziwiony niż ona. - Wydawało mi się, że musiałaś się jakoś wspomagać, żeby wytrzymać tyle godzin w bibliotece - dodał rozbawiony.
- Odwal się - mruknęła, poprawiając włosy. - Nie potrzebowałam żadnych wspomagaczy.
- Granger, jak ty wytrzymałaś w tej budzie? - roześmiał się. - Mnie tam trzymały przede wszystkim takie imprezy.
- I naiwne Ślizgonki - zauważyła oburzona.
- Krukonki były lepsze - stwierdził bez namysłu. - Gryfonki też niczego sobie, dlatego Zabini często miał ochotę zaprosić kilka dziewczyn z innych domów, co oczywiście niechętnie, ale wybijałem mu z głowy. Nasze dziewczyny były pasztetami.
- Nie mogę tego słuchać - powiedziała, po czym wybuchła śmiechem, jednak ten nic sobie z tego nie zrobił.
- Ta ruda wywłoka, Weasley, była dla niego niczym zakazany owoc - spojrzał na nią z wymalowanym na twarzy obrzydzeniem po wspomnieniu Ginny, a Hermiona otworzyła szerzej oczy ze zdziwienia. - Nottowi podobała się Bell, a później Brown. Goyle wzdychał do tej Krukonki, Chang, a ja - przerwał na chwilę i spojrzał rozmarzony na drugi koniec stadionu. - No cóż, ja byłem wściekłe zakochany w Profesor Sprout - dodał zupełnie poważnie, a Hermiona przycisnęła dłoń do ust, zduszając chichot, co było niezwykle trudne, kiedy on nadal ani drgnął.
- Od kiedy ty masz takie poczucie humoru, Malfoy? - zapytała z szerokim uśmiechem na ustach.
- Po prostu przypomniało mi się, jak wszystkie wzdychałyście do tego kretyna, Lockharta - zaśmiał się w końcu i również oparł stopy o krzesełko przed nim.
- Ja nie! - oburzyła się szybko Hermiona, jednak uśmiech nie znikał z jej ust.
- Jasne - szepnął, słuchając jej dźwięcznego śmiechu.
- No może trochę - przyznała się. - Wydawał się być taki idealny - próbowała się obronić.
- A okazał się szalony - dokończył za nią blondyn, a ta pokręciła głową z dezaprobatą.
- No cóż, masz rację - zaśmiała się.
Lubiła tego Draco Malfoya. Był zabawny, miły, oczywiście nie obyło się bez złośliwych dogryzek, ale nie były one chamskie jak zawsze, a śmieszne. Wstali i przeszli przez kawałek górnego sektora, po czym zgodnie stwierdzili, że jadą dalej. Nogi już ich bolały, bo zrobili kolejne paręnaście kilometrów, co tak naprawdę ciężko było zauważyć, bo cały czas byli w mieście. Objechali kilka parków, jechali wzdłuż rzeki, po czym przejechali koło ogromnego płotu za którym nie było widać, co jest. Oczywiście blondyn się tym zainteresował.
- Zoo - wyjaśniła mu Gryfonka, ale ten nadal nie wiedział o co jej chodzi. - Tam są przetrzymywane zwierzęta z całego świata, by ludzie mogli je zobaczyć.
- Chcę tam iść, Granger! - zawołał blondyn, wychylając się, by zobaczyć chociaż coś za płotem, ale bezskutecznie.
- Jeszcze cię coś zaatakuje i znowu będziesz udawał przez miesiąc, że jesteś śmiertelnie ranny i umierasz - zażartowała, na co on spojrzał na nią zdegustowany.
- To one tam biegają luzem?
- Nie, są pozamykane w klatkach, akwariach, wybiegach - powiedziała mu. - Ale Harry raz nieświadomie wypuścił węża z terrarium, kiedy jeszcze nie wiedział, że jest czarodziejem.
- Granger, ja umiem kontrolować swoją moc - powiedział urażony i zsiadł z rowera, bo dojechali właśnie do bram wejściowych.
- No dobrze - zgodziła się. - Tylko błagam, zachowuj się przyzwoicie.
- A jak ja się niby zachowuje? - uśmiechnął się łobuzersko, przez co aż się jej zakręciło w głowie.
Był tak cholernie przystojny, że jej to aż przeszkadzało. Zostawili rowery w miejscu do tego wyznaczonym i skierowali się do kasy, by zakupić bilety. Blondyn był strasznie podekscytowany, kiedy rozglądał się na wszystkie strony w poszukiwaniu zwierząt.
- Mają tu smoki? - zapytał się, idąc parę kroków przed nią.
- No czy ty jesteś poważny? - zapytała rozbawiona. - Smoki to magiczne stworzenia.
- Myślałem, że mają tu może jakąś mugolską odmianę - wzruszył ramionami.
- Nie, nie mają - odparła krótko. - Chodź, idziemy do żyraf - powiedziała i uwiesiła się jego ramienia, by go pociągnąć.
Spojrzał na nią rozbawiony, a ta automatycznie go puściła z czerwonymi jak lawa policzkami.
- Później pójdziemy w stronę tygrysów, słoni i misiów - powiedziała jak gdyby nigdy nic.
- Misiów? - zapytał, patrząc kątem oka na jej wyginające się w skrepowaniu palce.
- Niedźwiedzi - poprawiła się.
Mruknął coś w akcie zrozumienia i poszedł za nią, cały czas rozglądając się po zazielenionych trawnikach. W oddali widział już jakieś zwierzęta i ludzi, którzy stali przed klatkami i się na nie gapili.
- Zawsze tu jest tyle ludzi? - zapytał.
- Zoo to zawsze jedno z atrakcji większych miast - wyjaśniła. - Ale uwierz, że w wakacje jest tych ludzi dziesięć razy tyle.
- I oni tak po prostu przyjeżdzają tu, żeby się pogapić na te uwięzione zwierzęta?
- No tak - wzruszyła ramionami. - Tak spędzają czas mugole, Malfoy, i tak naprawdę mają o wiele więcej ciekawszych rozrywek niż czarodzieje.
- I co z tego, jak nie potrafią czarować i ich życie wyglada jak jedna, wielka walka o przetrwanie? - zaśmiał się blondyn.
- Nigdy nie poznali czarów, więc nie narzekają - powiedziała Hermiona, wzruszając ramionami.
- Nie narzekają? Błagam, Granger - blondyn wybuchnął śmiechem. - W ten jeden dzień co nie poszłaś ze mną do baru, siedziało w nim kilku mugoli i cały czas tylko narzekali, jakie to ich życie jest beznadziejne. Po co im te rozrywki skoro nie mają na nie czasu?
- Tak wygląda ich życie. Cały rok harują jak woły, żeby w dwa tygodnie móc robić, co tylko zechcą.
Szli alejkami, co chwilę zatrzymując się przy ogrodzeniu, by Hermiona mogła mu wytłumaczyć, co za zwierzęta się za nimi chowają. Był pod wrażeniem wielkości żyraf i rozczulił się na widok tygrysa. Stwierdził nawet, że mogłoby to być jego zwierzątko domowe, bo bardzo przypominał mu kota, którego kiedyś miał. Hermiona nie mogła od niego oderwać wzroku, kiedy był taki roztargniony, nie wiedząc w którą stronę ma patrzeć. Po drodze zatrzymali się też na hamburgera, które wzięli w ręce i poszli dalej.
- Jesteś brudna, Granger - zaśmiał się, widząc jak sos zatrzymał się w kąciku jej ust. Szybko się oblizała, jeszcze bardziej się przy tym rozmazując. - Teraz jeszcze bardziej.
- Och, odwal się - zaśmiała się skrępowana, próbując się wytrzeć ramieniem, bo obie ręce miała zajęte.
- Pomogę ci - mruknął, wyciągając dłoń w jej kierunku. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie próbował jej zdenerwować jeszcze bardziej, więc najpierw czule pogłaskał jej policzek, zanim zebrał chusteczką resztkę sosu z jej ust. - Masz taką gładką skórę, Granger - rozmarzył się, patrząc w niebo. - Zupełnie jak zadek Hagrida.
Spojrzała na niego oburzona tym porównaniem, jednak bez słowa przeniosła wzrok na swojego hamburgera i ponownie zaczęła go jeść. Znowu ją dotknął i mimo późniejszego żałosnego żartu, to był bardzo przyjemny dotyk. Oczywiście jej rumieńce i skrępowanie również nie umknęły jego uwadze, ale przemilczał to. Bardzo zainteresował się sowami i nie mógł uwierzyć w to, że nie roznoszą one listów i paczek, a jest od tego listonosz, bądź kurier.
- Co to ma niby być? - roześmiał się, kiedy weszli do alejki na której były różne gatunki małp. - Patrz, ta wygląda jak ty - wskazał na jedną, która uwiesiła się obiema łapami krat i wywaliła język.
Hermiona spojrzała na niego rozbawiona i poirytowana jednocześnie, chcąc mu przywalić, ale ten złapał jej nadgarstek i odwrócił się w jej stronę.
- Przestaniesz podnosić na mnie te lepkie rączki? - zapytał, kładąc jej dłoń na swoim policzku. Poczuła zimno pod swoimi palcami i momentalnie się zarumieniła. - Mógłbym to źle odebrać - dodał, a ta od razu wyrwała swoją rękę z jego uścisku.
- Niby jak? - zadrwiła z głupkowatym uśmiechem na twarzy.
- No wiesz - mruknął. - Że na mnie lecisz lub coś.
- Malfoy, chyba powinniśmy już wracać - powiedziała, szybko się odwracając. - Słońce źle na ciebie działa, jesteś głupszy niż byłeś.
- Myślisz, że tego nie widzę, Granger? - zapytał, a ona znowu na niego spojrzała, by nie pomyślał przypadkiem, że ma rację.
- Niby czego?
- Tego jak się na mnie gapisz - powiedział zadowolony.
- I do tego masz omamy! - wybuchła, ruszając przed siebie. - Ja wracam do hotelu! - krzyknęła, kiedy myślała, że za nią nie idzie.
- Chyba nie sama - powiedział, krocząc tuż za nią.
- Nie mogę cię słuchać - warknęła. - Gadasz głupoty, a mnie już uszy więdną.
- Tak, jasne - zaśmiał się.
- Ja pierdolę, Malfoy! - wydarła się trochę zbyt głośno, bo spojrzało na nią kilku zdegustowanych mugoli. Stanęła przed jego rozbawionym obliczem, zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo ją to denerwuje, że śmieje jej się w twarz. - Myślisz, że możesz sobie być taki przystojny i pewny siebie, i wmawiać mi coś, czego nigdy do ciebie nie poczuję?!
- A więc jestem przystojny? - zapytał, ignorując cały sens jej wypowiedzi.
- Jesteś beznadziejny - warknęła i odwróciła się na pięcie, idąc w stronę wyjścia.
Wszystko byłoby w porządku, ale zgubiła się kilka razy między alejkami i dojście do wyjścia zajęło jej kilkanaście minut. Już się do niego nie odezwała, nawet gdy doszli do rowerów i skierowali się w stronę wypożyczalni, by je zwrócić. Była zła na siebie, że idiota zawrócił jej w głowie i do tego był bardzo zadowolony jakby wiedział, co się w niej czai.
- Jestem głodny - stwierdził po drodze do hotelu, kiedy już na pieszo szli chodnikiem. - Zjadłbym pizzę.
- Twoje nowe ulubione danie? - zapytała. - Jadłeś dopiero - zauważyła.
- Ten hamburger był chujowy - powiedział niezadowolony.
- To dlatego zjadłeś całego?
- Wypominasz mi, że dużo jem? - zaśmiał się.
- Ależ skąd - pokiwała głową. - Ja nie jestem głodna.
- Dobra, zjem coś w hotelu - rzucił, przyspieszając kroku.
Do hotelu doszli kilka minut później, przeszli przez hol i skierowali się w stronę restauracji, w której siedziało już kilku gości hotelowych. Blondyn długo zastanawiał się, co ma zjeść, ubolewając nad tym, że nie ma w ofercie pizzy. Wybrał więc makaron z sosem śmietanowym z kurczakiem i brokułami. Hermiona nadal twierdząc, że nie jest głodna zażyczyła sobie tylko kawałek sernika z owocami i śmietaną. Nie przepadała za słodkim, ale były dni bez których nie obeszło się bez jakiegoś kawałka czekolady lub czegokolwiek.
- Wyglada pysznie - ucieszyła się, kiedy kelner przyniósł jej talerz z ciastem z poukładanymi owocami, śmietaną, a na końcu polane ciemną czekoladą z listkiem świeżej mięty.
- Twoje życie jest aż tak gorzkie, że musisz je sobie dosładzać? - zaśmiał się blondyn, zabierając się za swoje danie.
- Aż tak źle nie jest, myślę że twoje jest znacznie gorsze - uśmiechnęła się złośliwie.
- Dlaczego tak sądzisz? - zapytał, nawijając makaron na widelec.
- Sam sobie odpowiedz na to pytanie - zaśmiała się, zakładając kosmyk włosów za ucho.
- Nie bardzo wiem, o co ci chodzi - spojrzał na nią.
- Doskonale wiesz, o co mi chodzi - powiedziała pewnie, nabierając na widelec kawałek ciasta. - Szukasz jakichś przygód, żeby umilić sobie życie.
- Po to są przygody, prawda? - zapytał z uśmiechem, na co się zarumieniła.
- Niekoniecznie - powiedziała krótko. - Takie jakich szukasz, nie powinny cię w ogóle interesować.
- Granger, czemu nie nazywasz rzeczy po imieniu? - zapytał, na co zaśmiała się pod nosem. Dokładnie obserwował jej reakcję. - Tobie nie brakuje takich przygód? - zapytał, a Gryfonka przełknęła głośno ślinę. - Miałaś szansę się ze mną przespać, Granger.
- Ale ty nie miałeś takiej szansy ze mną - powiedziała szybko, poprawiając się niespokojnie na miejscu. Ślizgon zaśmiał się złośliwie.
- Czemu to dla ciebie takie krępujące? - zapytał rozbawiony. - Jesteśmy dorosłymi ludźmi, Granger. Możemy robić, co nam się żywnie podoba - sapnął, opierając łokcie na stole, a Hermiona przygryzła dolną wargę, twardo patrząc w swój talerz.
- Nie będę z tobą rozmawiać na takie tematy - powiedziała szybko.
- Dlaczego? - zdziwił się. - Temat jak każdy inny - dodał, a ona podniosła na niego swoje wyzywające spojrzenie. - Kto cię zaspokaja, Granger, skoro Weasley wieki temu od ciebie uciekł? - zapytał z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Jesteś bezczelny - zmrużyła oczy.
- Mógłbym się przydać - stwierdził, podpierając głowę na otwartej dłoni. - Wiesz, że tego ci potrzeba. Musisz wyluzować - dodał, obserwując ją badawczo. Widział jej płonące policzki i niespokojny oddech i to jak założyła nogę na nogę pod szklanym stołem.
- Może i muszę - sapnęła, nie podnosząc na niego wzroku, po czym powoli odłożyła widelec. Teraz to blondyn poprawił się na miejscu. - Ale nie zamierzam - dodała z uśmiechem, spoglądając na niego.
- Co nie znaczy, że tego nie chcesz - drążył, wbijając w nią swój wzrok.
- Oczywiście, Malfoy, masz całkowitą rację - mruknęła wymijająco.
- Wiem o tym - powiedział dumnie. - Co więc cię powstrzymuje, żeby nie rzucić się na mnie, co?
- Nie pochlebiaj sobie - powiedziała szybko w obawie, że odebrał to tak jak nie chciała.
- No powiedz - zachęcił ją.
- Przecież wiesz - powiedziała cicho, unikając jego spojrzenia. Sama się przyznała, że na niego leci. Jaką trzeba być idiotką...
Blondyn spojrzał na swój talerz i stwierdził, że już więcej i tak nie zmieści, a kiedy zerknął na talerz Gryfonki zauważył, że zniknęła co najwyżej połowa jego zawartości i chyba nie miała zamiaru już więcej jeść, wstał więc bez słowa i skierował się do lady, by uregulować rachunek. Hermiona obserwowała go speszona i karciła się w myślach za to, że pozwoliła w ten sposób potoczyć się tej rozmowie. Po chwili podszedł do niej i wyciągnął dłoń w jej stronę, a ta zacisnęła usta i powoli ją złapała. Pociągnął ją do wyjścia i skierowali się w stronę windy, uśmiechając się uprzejmie do dziewczyny siedzącej w recepcji, która życzyła im przyjemnej nocy. Kiedy drzwi windy zatrzasnęły się, puścił jej dłoń i stanął na przeciw niej, a ona zaskoczona oparła się o lustro plecami i uniosła głowę, by uchwycić jego spojrzenie.
- Co robisz? - zapytała szybko, a on zbliżył się do jej ucha.
- Mam zamiar cię pocałować - szepnął, kładąc dłoń na jej talii.
Napięła prawdopodobnie każdy mięsień w jej drobnym ciele, kiedy jego usta dotknęły jej ucha. Znowu przeszła ją gęsia skórka, kiedy poczuła jak jego dłoń opłata jej wąską talię i przyciąga do siebie. Zganiała to na paraliż, ale nie była w stanie go odepchnąć. Chciała go. Całego. Przymknęła oczy, kiedy pocałował kącik jej ust. Robił to tak strasznie powoli, jakby dawał jej szansę na to, żeby go odepchnęła, ale nie robiła tego, wyczekując aż w końcu dotrze do ust i złoży na nich soczysty pocałunek. To trwało nieskończoność, na którą cierpliwie czekała, jednak ten złożył na jej ustach krótki pocałunek, a wtedy drzwi windy się otworzyły i się od niej odsunął. Otworzyła zaskoczona oczy i widziała, jak wychodzi na korytarz i kieruje się w stronę pokoju. Była rozczarowana. Czekała na wybuch namiętności, a on nic. W końcu ruszyła z miejsca, kiedy ten już stał przy drzwiach i na nią czekał. I wtedy znowu pchnął ją w stronę drzwi, aż w końcu przyległa do nich plecami, a ręce ułożył po obu stronach jej głowy. Była w pułapce, ale w ogóle nie czuła się niebezpiecznie. Nie mogła mu się oprzeć, już nawet nie próbowała, chciała jedynie by w końcu ją pocałował, ale nie robił tego, chociaż jej spojrzenie krzyczało, by się na nią rzucił.
- Czego ty chcesz, Granger? - zapytał cicho, co wywołało w niej burzę emocji.
- A czego miałabym chcieć? - wydyszała poddenerwowana, patrząc wprost w jego oczy. Ciebie.
- Wkurwiasz mnie - mruknął. - Opierasz się, chociaż ewidentnie mi pokazujesz, że chcesz, bym coś zrobił - dodał, przybliżając usta do jej ucha. - I ja też tego chcę, ale jak mam znowu dostać po ryju to sobie odpuszczę.
- Może warto zaryzykować - szepnęła w jego szyję, kiedy poczuła jego ciepły oddech na swoim uchu.
- Tak sądzisz? - zapytał cicho, a ją po raz kolejny przeszły ciarki. - Nie odepchniesz mnie i nie rzucisz we mnie żadnym zaklęciem, kiedy cię dotknę? - zapytał, przejeżdżając końcami palców po jej skórze na ramieniu.
- Nie wiem - sapnęła szczerze i czuła jak nogi się pod nią uginają, kiedy do jej nosa wlatywała cudowna woń jego perfum.
- Nie wiesz - zaśmiał się, po czym jedną dłoń włożył do kieszeni swoich jeansów w poszukiwaniu karty od ich pokoju. - A kiedy się dowiesz, Granger? - zapytał, obejmując ją w talii jedną ręką, by się nie przewróciła, gdy drzwi ustąpią po przybliżeniu karty do czytnika.
Ciężko było jej wykrztusić jakiekolwiek słowo, kiedy czuła go tak blisko siebie. Obrócił ją w swoich ramionach, by przyległa do niego plecami i zaczął kąsać jej szyję, prowadząc w stronę kuchennego blatu. W pokoju panował półmrok, gdyż nawet nie zaświecił światła, a rozjaśniały go delikatnie jedynie światła zza okien. Kiedy doszli do blatu, ponownie odwrócił ją do siebie i usadził na blacie szybkim ruchem. Byli dokładnie w takiej samej pozycji co dzień wcześniej, jednak teraz Gryfonka nie miała żadnych zahamowań.
- Masz ostatnią szansę, Granger - mruknął, a ona przejechała palcem po jego klatce piersiowej. - Możesz mnie odepchnąć, a wtedy już nigdy więcej nie spróbuję - szepnął, ale ta pokiwała bardzo powoli przecząco głową.
Spojrzała w ciemności w jego oczy i poczuła jak bardzo chce, by ją pocałował, ale w głębi siebie wiedziała, że nie uczyni tego pierwszy. Przyciągnęła więc jego twarz do swojej, szukając rozpaczliwie jego cudownych ust. Zapominając o wszystkim, o wszystkich przeszkodach, o tym co będzie później, o tym że powinna go nienawidzić. Zacisnął palce na jej udach, by później jeszcze bardziej wbić się w jej rozłożone nogi. Jęknęła rozpaczliwie, kiedy zdjął z niej bluzkę, przerywając swój pocałunek jedynie na sekundę, by potem z powrotem tęsknie się w nich zatopić.
Ich dłonie krążyły po całych ich ciałach, nie wiedząc gdzie się zatrzymać. Musieli obadać każdy zakamarek, który tak oboje pragnęli poznać. Zaprzeczała samej sobie. W tym momencie zaprzeczała wszystkim wypowiedzianym w jego kierunku słowom. Oboje tego chcieli. Oboje nie mogli się powstrzymać. W tym momencie liczyli się tylko oni, nic innego nie było w stanie zakłócić im myśli. Oplotła go swoimi nogami, dłońmi błądząc po jego torsie, a on całował ją coraz zachłanniej, co chwilę odrywając się, by skosztować smaku jej szyi, ucha, czoła, które smakowały tak samo cudownie. Nie myślał o narzeczonej. Od kiedy zaczął się z nią spotykać, żadna inna kobieta po prostu nie zawróciła mu w głowie, bo się na nich nie skupiał. Do teraz, kiedy całkowicie stracił głowę. Sapała mu w usta, kiedy zaczął grzebać przy guziku i rozporku jej spodni, nie odrywając się od niej ani na chwilę. Zahaczyła palcami o końce jego bluzki i uniosła ją do góry, odsłaniając jego idealny, twardy brzuch. Podniósł ją, umieszczając ręce na jej pośladkach i skierował się w stronę łóżka, kładąc ją na nim najdelikatniej jak potrafił, jakby bał się, że może ją skrzywdzić. Chwycił za szlufki jeansów i ściągnął jej spodnie energicznym ruchem, po czym wspiął się nad nią i zaczął całować jej gładką skórę na brzuchu, kierując się w stronę szyi, by ponownie złączyć ich usta w zmysłowym pocałunku.
- Powiedz mi, czy chcesz tego tak samo jak ja? - szepnął cicho, całując i drażniąc zębami płatek jej ucha.
- A czy nie masz na to już wystarczającej odpowiedzi? - zapytała, po czym jęknęła głośno, kiedy wsunął dłoń pod materiał jej majtek.
Zacisnęła całą dłoń w jego włosach, szarpiąc je mocno, kiedy on wsunął w nią swoje zimne jak lód palce, doprowadzając ją do szaleństwa. Całował zachłannie jej szyję, kąsając ją przy tym drapieżnie, a ona dyszała ciężko, zaciskając pośladki. Odsunął się od niej na chwilę, by zdjąć swoje spodnie, a zrobił to tak szybko i niezdarnie, że omal nie spadł z łóżka, co wywołało jej głośny śmiech. Uśmiechnął się niegrzecznie, słysząc ten dźwięczny, dziewczęcy głos i szybkim spojrzeniem obleciał jej cudowne ciało, które tylko czekało, by mu się w całości oddać. Opadł na łóżko obok niej i szybkim ruchem, przyciągnął ją do siebie, by wspięła się na niego. Ułożyła dłonie na jego torsie i złożyła na nim kilka pocałunków, a on masował jej uda nad kolanami, kiedy unosiła się lekko nad jego męskością, ściskając je raz po raz mocniej.
Skierował dłonie na jej plecy i rozpiął w końcu stanik, zsuwając powoli cieniutkie paseczki po jej ramionach, gdzie wyszła po chwili gęsia skórka, całując przy tym jej dłoń, którą ujął w swoją. Nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje. Był tak pochłonięty nienawidzeniem jej, kiedy ona była tak cudowną, piękną kobietą, której w niej nie zauważał. W tym momencie był gotowy cały jej się oddać, nie zważając na to, że narzeczona na niego czeka i denerwuje się, czy nic mu nie jest. Objął ją swoimi umięśnionymi ramionami, by położyć ją na plecy obok siebie i znów zatopił się w jej ustach, wspierając głowę na zgiętej ręce. Drugą rysował po jej nagim brzuchu i piersiach, ona natomiast uchwyciła jego twarz dłonią, głaszcząc go po policzku i odgarniając z twarzy rozwalone włosy.
Zahaczył palcami jej majtki, a ta uniosła biodra, by mógł je zsunąć aż do kostek, a wtedy sama uniosła nogi i je z siebie zrzuciła. Podniósł się szybko i zawisł nad nią, całując jej piersi, kiedy ona rozpaczliwie unosiła biodra, by w końcu go w sobie poczuć. Opuścił bokserki i wszedł w nią szybkim ruchem, złączając ich usta w momencie, kiedy wypuściła z siebie całe powietrze, głośno przy tym jęcząc. Splótł ich palce nad jej głową i powoli się poruszał, kiedy ta gryzła delikatnie płatek jego ucha.
Była taka gotowa na niego, taka mokra i ciepła. Mruczał w jej usta, kiedy czuł ją tak blisko, zaczął poruszać się coraz szybciej, wywołując u niej gęsią skórkę i w końcu wybuch cudownego orgazmu, który rozlał się po całym jej ciele, skutecznie ją przy tym unieruchamiając. Przez moment była totalnie bezwładna, jednak ten wcale nie przestawał się ruszać. Odwrócił ją pod sobą i uniósł jej biodra, by wejść w nią od tyłu mocno i drapieżnie. Zacisnęła palce na prześcieradle, kiedy próbował dosięgnąć ustami jej pleców i czuła podniecenie w każdej komórce swojego ciała, kiedy poruszał się w niej zwinnie, szybko i głęboko, że aż ją bolało. Po chwili ponownie poczuła jak opada, jednak przytrzymał ją mocno, by po raz kolejny doprowadzić ją na szczyt, poruszając się w niej najszybciej jak potrafił. Puścił jej biodra, a ona osunęła się na kołdrę bezwładna, wspiął się na nią całując jej pośladki, wjeżdżając językiem na plecy i kierując się aż do szyi i płatka jej ucha.
- Nie mów, że już masz dosyć - mruknął do jej ucha, po czym odwrócił ją do siebie.
Na jej twarzy błąkał się niegrzeczny uśmiech, jednak było widać jak wykończona już jest. Przywarł do jej ciała, by zwinnym ruchem zamienić ich położenie, by to ona była teraz na nim. Zacisnął palce na jej udach, kiedy uniosła biodra, a potem opuściła je, znów czując go w sobie. Zaczęła poruszać się w równym rytmie, kiedy dłonie ułożyła na jego torsie, a głowę odrzuciła do tyłu. Czuła go głęboko w sobie jak masował jej wnętrze, sprawiając tyle rozkoszy, że nie miała już siły. Nie poddawała się jednak, a on pomagał jej, łapiąc ten sam rytm, poruszał się pod nią, by po chwili wspólnie mogli osiągnąć szczyt. Pocałowała go, językiem głęboko masując wnętrze jego ust, by wzmocnić doznania, a on zaczął masować jej piersi, przez co kompletnie straciła świadomość. Opadła na niego, kiedy straciła już wszystkie siły i jej ciało zaczęło się odprężać, nadal mając go w sobie. Pocałował jej włosy, kiedy ich spocone ciała skleiły się ze sobą. Był wykończony, ale totalnie spełniony, czując jak jej ciepłe wnętrze zaciska się na nim. Wysunął się z niej delikatnie, przewracając ją obok siebie i uniósł jej głowę, by mogła ułożyć ją na jego torsie. Nakrył ich niedbale prześcieradłem i poczuł czuły pocałunek, który złożyła na jego piersi, zanim odpłynęła totalnie wykończona.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top