Wtorek. Udawany romans.

     Otworzył powoli oczy, czując jak boli go każdy mięsień. Zasnął w jakiejś dziwnej pozycji, a teraz wszystko go bolało. Zauważył głowę Granger, która opadła podczas snu na jego brzuch. Rękę miała ułożoną pod policzkiem, a jego spoczywała na jej talii. Musiała przebudzić się w nocy, bo nogi położone miała na kanapie. Pokręcił jednak głową z powątpiewaniem, bo raczej uciekłaby wtedy od niego, a jednak wciąż tu była. Musiała to zrobić w półśnie. Zaczął głaskać jej odsłoniętą skórę na ramieniu, a ona zamruczała coś pod nosem, obracając się na plecy. Przetarła oczy dłońmi i je otworzyła, rozglądając się szybko po pomieszczeniu. Podniosła się jak oparzona i spojrzała na niego przestraszona.

- Zasnęłam! - krzyknęła stłumionym głosem wściekła na siebie.

- Nie da się ukryć - powiedział rozbawiony, przeciągając się.

- Przepraszam - szepnęła ledwo słyszalnie, wstając z kanapy.

- Mam nadzieję, że chociaż tobie było wygodnie, bo ja jestem przez ciebie cały połamany - warknął i również się podniósł.

Telewizor wciąż grał, a oni nadal byli ubrani we wczorajsze ciuchy. Jeszcze nigdy nie była tak zawstydzona jak teraz, usiadła na blacie w kuchni i zaczęła nerwowo bawić się palcami.

- Strasznie senna jestem, kiedy coś wypiję - obroniła się, cała czerwona na twarzy, a blondyn zaczął się śmiać. - Co cię tak bawi? - spojrzała na niego.

- Nic - powiedział krótko. - Po prostu to śmieszne, że oboje cisnęliśmy się na kanapie, kiedy to ogromne, wygodne, cudowne łóżko aż błagało, żeby się na nie przenieść - zaśmiał się jeszcze bardziej, wskazując na nie.

- Czemu mnie nie obudziłeś? - zapytała z wyrzutem.

- Sam zasnąłem - wzruszył ramionami. - Ten twój film mnie uśpił.

- Odwal się - syknęła, próbując wyżyć na nim złość na samą siebie.

- Granger, to ty na mnie zasnęłaś, nie ja na tobie - zauważył rozbawiony, a na twarz wkradł się rumieniec, kiedy zdał sobie sprawę, że to było najzwyczajniej w świecie słodkie. - Wiedziałem, że na mnie lecisz - dodał złośliwie, opierając się o blat niedaleko niej. - Mówiłem ci, żadna kobieta...

- Daruj sobie - przerwała mu jadowitym tonem, zeskakując z blatu.

- Ciekawe co powie na to Astoria - powiedział cicho, kręcąc głową z dezaprobatą i obserwował jak Gryfonka zbliża się do swojej torby i wygrzebuje z niej świeże ciuchy, bieliznę, kosmetyczkę i ręcznik.

- Ciekawe co powie na to, że ciągle patrzysz się na mój tyłek, myśląc że tego nie widzę, Malfoy! - krzyknęła, po czym wściekła skierowała się w stronę łazienki i mocno trzasnęła drzwiami.

Dobra, nie był z tym zbytnio dyskretny, ale nie przejął się tym wcale. Miała fajny tyłek, więc nie widział nic złego w tym, żeby czasem zawiesić na nim oko. Wyszedł z pokoju i skierował się do restauracji, a Hermiona w tym czasie odkręciła gorącą wodę, która wypełniała stopniowo wannę. Zanurzyła się w niej cała i po prostu się relaksowała. Nie mogła wybaczyć sobie tego, że zasnęła z nim na kanapie. W dodatku na nim! Co za wstyd. I dlaczego jej nie obudził albo jej tam po prostu nie zostawił i nie poszedł do łóżka? Doskonale czuła ten przyjemny dreszcz rozchodzący się od ramienia, które tak czule głaskał. To ją obudziło. Przymknęła oczy i rozkoszowała się przyjemnym ciepłem otaczającej ją wody, które rozchodziło się po jej ciele, by po chwili powoli się umyć i zrobić to samo z włosami. Kiedy wyszła z wanny, zajęła się swoimi włosami, ubrała granatowe jeansy i jasnoróżowy top z dość dużym dekoltem. Nałożyła bardzo delikatny makijaż, który podkreślał jej duże oczy i wydatne usta. Wyszła z łazienki, spostrzegając blondyna oglądającego jakiś program w telewizji i jedzącego kanapkę. Uśmiechnęła się na widok śniadania, które czekało na nią na stole, zapominając o sprzeczce, bo jej myśli zajęły się teraz tym, by przypomnieć jej, jaka jest głodna.

- To dla mnie? - zapytała nieśmiało, siadając obok niego na kanapie.

- Byłem na dole, to ci przyniosłem - wzruszył ramionami, nawet na nią nie patrząc.

Rozsiadła się wygodniej na miejscu i położyła sobie talerz na kolanach, wpatrując się w telewizor, w którym leciał jakiś mugolski mecz.

- Interesuje cię piłka nożna? - zapytała zdziwiona, spoglądając na niego.

- To tak to się nazywa? - zdziwił się. - Nie, pierwszy raz widzę coś takiego - odpowiedział jej.

Zaśmiała się pod nosem, a on spojrzał na nią i oparł się plecami o kanapę.

- To co, chcesz o tym pogadać? - zapytał poważnie.

- O czym? - zdziwiła się, nie wiedząc o co mu chodzi.

- O naszej wspólnej nocy - powiedział z kamienną twarzą, na co ona wytrzeszczyła na niego oczy.

Próbował powstrzymać wybuch śmiechu, ale widząc jej wyraz twarzy po prostu nie wytrzymał.

- Zabawny jesteś - syknęła, mrużąc oczy.

- Musiałabyś się widzieć - powiedział, nadal głupkowato się śmiejąc. - O czym ty pomyślałaś, kobieto? - zapytał rozbawiony, a ona rzuciła mu obrażone spojrzenie.

- O niczym, nie odzywaj się do mnie - zagroziła, ponownie chwytając niedokończoną kanapkę.

Chwilę siedzieli w ciszy, jednak blondyn bardzo chciał o coś ją zapytać. Już wczoraj chciał to zrobić, ale zdążyła zasnąć, więc nie miał takiej możliwości.

- Czy mugole wiedzą, że ich podglądamy? - zapytał, wskazując na telewizor, a Hermiona parsknęła.

- Oczywiście, że wiedzą - zaśmiała się. - To ich praca, Malfoy - wyjaśniła mu, a on spojrzał na nią, marszcząc przy tym czoło.

- Zechcesz mi to wyjaśnić, jak może ich pracą być to, że oglądamy ich jak jedzą, śpią, zabijają, całują się albo nawet uprawiają seks? - zapytał bez emocji, a Hermiona odchrząknęła.

- To jest gra aktorska, Malfoy - powiedziała rozbawiona. - Mają wyuczone teksty, role, inne imiona i nazwiska niż w rzeczywistości i po prostu ćwiczą i odgrywają to przez kamerą, by opowiedzieć jakąś zmyśloną przez reżysera i scenarzystę historię - wzruszyła ramionami.

- Czyli to nie dzieje się naprawdę? I w danym momencie? - dopytywał.

- Nie, oczywiście że nie. Ale taki mecz na przykład - wskazała dłonią na telewizor. - On ma miejsce teraz. Gdzieś na świecie właśnie grają w piłkę nożną, a my możemy obserwować przebieg tego meczu, nie musząc tam w ogóle być - powiedziała, a on pokiwał głową z uznaniem. - Mugole mają ciężkie życie, ale doskonale wiedzą, jak je sobie umilić, Malfoy.

Wstając nadal miał na twarzy swój głupkowaty uśmiech. Wszedł do łazienki, a Hermiona odłożyła talerz i wyszła na balkon dokończyć kanapkę, którą trzymała w dłoni i później zapalić. Trzeba działać. Dzisiaj kolejny ciężki dzień. Oby okazał się owocny, bo wieczorem chciała zadzwonić do Ginny i Harry'ego. Po kilku minutach weszła do środka i skierowała się w stronę łazienki.

- Pośpiesz się, wychodzimy! - krzyknęła, waląc w drzwi.

Usiadła na kanapie i zaczęła układać w głowie plan na dzisiejszy dzień, wyznaczając trasę, by dotrzeć do każdego hotelu po kolei. W tym czasie blondyn wyszedł z łazienki, wycierając jeszcze swoje włosy ręcznikiem. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie wyszedł prawie nagi, bo miał na sobie jedynie czerwone bokserki. Hermiona przyłapała się na tym, że zbyt długo zawiesiła na nim oko, kiedy przechodził przez pomieszczenie w kierunku swojego plecaka.

- Możesz nie paradować tutaj prawie nagi? - zapytała w końcu cała czerwona na twarzy. - Chyba zapomniałeś, że nie mieszkasz tu sam - powiedziała, poprawiając się na miejscu.

- Tak naprawdę próbuję umilić ci życie, Granger - zaśmiał się, wciągając spodnie.

Hermiona prychnęła i wstała z miejsca, by ubrać buty, po czym stanęła wyprostowana przy drzwiach, czekając na blondyna. Ten łapiąc jej spojrzenie uniósł znacząco brwi z niegrzecznym uśmiechem na twarzy i wyciągnął ręce w jej stronę, zapraszając ją do siebie, nadal będąc bez koszulki. Gdyby nie był to Malfoy uznałaby to za bardzo seksowne, ale jego fałszywa morda wywołała w niej jedynie obrzydzenie i nie miała ochoty na tego typu żarciki.

- Ostrzegam cię - warknęła, chwytając za swoją różdżkę. - Masz minutę.

Blondyn naciągnął na siebie koszulkę, nadal głupkowato się śmiejąc. Nie miała pojęcia skąd u niego nagle taki dobry humor, to było do niego wcale niepodobne. Kiedy wyszli z hotelu spojrzała na mapę i okazało się, że hotel który chciała odwiedzić jako pierwszy jest zdecydowanie za daleko, żeby się do niego spokojnie przespacerować. Rozejrzała się po ulicy i zobaczyła kilkanaście metrów dalej kilka zaparkowanych taksówek.

- Jechałeś kiedyś samochodem, Malfoy? - zapytała rozbawiona, kierując się w ich stronę.

- Masz na myśli tą budkę na kółkach? - zapytał przestraszony, a ta kiwnęła głową. - Oczywiście, że nie.

- To będziesz miał okazję - oznajmiła, niepewna jego reakcji.

- W życiu! - zaperzył się. - Chcesz mnie zabić, Granger? Przyznaj!

- Nie jesteś wart tego, bym resztę życia spędziła w Azkabanie - oburzyła się, zbliżając się do taksówki.

Podeszła do jednego z czarnych samochodów oklejonego ogromnymi zdjęciami miasta i otworzyła drzwi.

- Dzień dobry - zaczęła uprzejmie. - Zawiesie nas pan do Hilton Hotel?

- Oczywiście - ucieszył się taksówkarz. - Zapraszam, pomóc z jakimiś bagażami? - zaoferował się, opierając rękę o zagłówek fotela pasażera.

- Nie, dziękuje bardzo - uśmiechnęła się Hermiona. - Dzisiaj bez bagaży - dodała i odwróciła się do blondyna, który znów bezczelnie gapił się na jej tyłek. Przewróciła oczami, ale nie miała zamiaru robić afery przy obcym mężczyźnie. - Dalej, jedziemy - zarządziła i jako pierwsza wsiadła do samochodu.

Nie miał zamiaru tam wsiadać, ale widząc jej ponaglający i wściekły wzrok, kiedy wychyliła się zza drzwi ustąpił. W końcu nie będzie jechał sam, najwyżej zginie z Granger. Miał ochotę zrobić jej awanturę na całą ulicę, że postawiła go przed faktem dokonanym i nawet nie zdążył się na to przygotować psychicznie.

- Tchórz - parsknęła, kiedy niezdarnie zamknął za sobą drzwi i usiadł wyprostowany na miejscu obok niej.

- Odwal się - warknął, wyglądając przez wszystkie okna samochodu.

- Otwórz sobie okno, tamtym przyciskiem - wskazała na guzik pod szybą. - Może poczujesz się bezpieczniej - zaśmiała się, a on uczynił to, co mu zaproponowała.

- Mugole i ich wynalazki - mruknął poirytowany, a ona szturchnęła go w ramię, uśmiechając się przy tym do kierowcy, który zerknął na nich w lusterku.

- Nie bij mnie, Granger - warknął, spoglądając na nią zdenerwowany.

- To zachowuj się normalnie - syknęła cicho.

- Przecież zachowuje się normalnie - powiedział zdziwiony, wyglądając przez okno.

Poczuł zimny powiew powietrza, kiedy kierowca ruszył z miejsca. Uczucie podobne do tego, które przeżywał, gdy pierwszy raz leciał na miotle. Aż mu się morda zaczęła cieszyć na myśl o tym. Hermiona nigdy nie widziała go tak podekscytowanego, bo Draco Malfoy ogólnie nie wyglądał jej na człowieka, który cieszy się z tak małych rzeczy. Na jej twarzy również pojawił się uśmiech, kiedy obserwowała go, jak wyglądał przez okno, oglądając budynki i przechodniów przewijających się przed jego oczyma. Gdyby w ten sposób spędzili resztę wyjazdu, byłaby w stanie to przeżyć. Nie żałowali sobie chamskich komentarzy na swój temat, ale były one znośne i bardziej obracali je w żart. Kiedy taksówka podjechała pod hotel, Draco zrobił zawiedzioną minę, że podróż minęła tak szybko. Hermiona uregulowała należność i wyszła zaraz za nim, zamykając za sobą drzwi.

- Jak to działa? - chciał się dowiedzieć, krocząc za nią w stronę wejścia.

- Nie mam pojęcia - wzruszyła ramionami. - O to musiałbyś się zapytać jakiegoś mugola, bo to zbyt skomplikowane.

- Granger, ty nie wiesz jak działa samochód? - zdziwił się. - Przecież to niemożliwe.

- Przepraszam bardzo, ale czy ja wszystko muszę wiedzieć? - spojrzała na niego poirytowana, kiedy on otwierał drzwi i ją przez nie przepuścił.

- No nie wiem, zdawało mi się, że ty zawsze wszystko wiesz.

W pierwszym hotelu przy recepcji siedziała młoda kobieta, którą od razu Gryfonka potraktowała Confundusem, dzięki czemu od razu odpowiedziała na zadane przez blondyna pytanie, a potem przyłożyła dłoń do ust zdziwiona, że to w ogóle zrobiła. Szybko się uwinęli i blondyn zażartował, że strasznie jest już zmęczony i znów mają wziąć taksówkę, bo bardzo mu się spodobał ten sposób transportu. Oczywiście Hermiona skomentowała to jedynie przewróceniem oczami i pociągnęła go za szmaty w stronę ulicy.

- Nie bądź taka groźna, Granger - zaśmiał się blondyn, kiedy po chwili go puściła.

- To zacznij traktować to poważnie, Malfoy - mruknęła obrażona.

- Przecież traktuję, o co ci chodzi?

- Chcę jak najszybciej wrócić do domu - wyjaśniła, spoglądając na niego.

- Aż tak ci źle ze mną? - zapytał rozbawiony.

- A jak myślisz? - spojrzała na niego poirytowana.

- Myślę, że wcale nie jest ci aż tak źle - mruknął przekonująco do jej ucha.

- To źle myślisz - warknęła. - I nie zbliżaj się do mnie.

- Granger, to ty mnie bezceremonialnie szarpiesz, nie ja ciebie - zauważył z uśmiechem.

- Bo zachowujesz się jak dziecko - powiedziała, skręcając w kolejną ulicę.

W kolejnych hotelach również zeszło im to bardzo szybko, co nie było wcale pocieszające. Mogła wykreślić z listy kolejne sześć i niestety w żadnych z tych nie zatrzymali się śmierciożercy, a więc nadal stali w miejscu. Swoją złość wyładowywała na blondynie, z czego on miał niezłą polewkę, bo wydawała mu się bardziej śmieszna niż groźna, kiedy przyspieszonym krokiem pędziła ostatnią ulicą do ich hotelu, wygłaszając że jak się nie pospieszy to zamieni go w tchórzofretkę.

- Może mnie poniesiesz, Granger? - zaproponował z uśmiechem, idąc tuż za nią.

- Prędzej ty mnie - powiedziała przed siebie.

- Lepiej to odszczekaj, bo nie będziesz musiała mówić dwa razy - zaśmiał się, doganiając ją.

- Dobra, żartuję - powiedziała szybko. - Jeszcze mnie zabijesz.

- No faktycznie, mógłbym to zrobić przez przypadek. I pewnie ważysz tyle co słoń, więc mógłbym cię nawet nie unieść - mruknął, na co ona spiorunowała go wzrokiem.

Przeszli przez szklane drzwi i z powrotem znaleźli się w swoim hotelu, blondyn już kierował się w stronę windy, ale Gryfonka złapała go za ramię.

- Możesz zapytać recepcjonistki o której jutro będzie wolny ten drugi pokój? - zapytała, stając na środku holu.

- Dobra - rzucił, kierując się w stronę recepcji, a młoda kobieta uśmiechnęła się do niego uroczo.

- W czymś mogę pomóc? - zapytała uprzejmie.

- Wczoraj mówiła pani, że za dwie noce zwolni się jakiś pokój - zaczął obojętnie. - Czy to nadal aktualne? - zapytał, spoglądając w stronę Gryfonki, jednak kątem oka zobaczył dwóch mężczyzn z średnim wieku wchodzących właśnie do hotelu. Rozmawiali o czymś zawzięcie, kierując się w stronę windy. Lestrange. Pomyślał gorączkowo, co ma robić, bo rozpoznał w nich swojego wuja i Rookwooda.

- Tak, oczywiście - powiedziała od razu. - Od 14 będzie wolny, jak tylko sprzątaczka się nim zajmie, będzie go pan mógł wynająć - wyjaśniła.

- Dzięki - powiedział i rzucił się w stronę Gryfonki niemalże biegiem.

Ta uniosła zaskoczona głowę, kiedy podszedł do niej i złapał ją za ramię.

- Błagam, tylko nie krzycz - szepnął, kiedy przybliżał swoją twarz do jej. Zauważył jej pełne szoku spojrzenie, kiedy zorientowała się, co chce zrobić. - On tu jest - zdążył dodać w jej usta, zanim złączył je w pocałunku.

Początkowo stali w bezruchu, jednak kiedy poczuł jej cudowne, miękkie usta, zaczął je masować swoimi. Ręka błądziła gdzieś po jej talii i mógł poczuć jak Gryfonka rozluźnia się pod jego dotykiem. Poczuł jak jej dłoń spoczęła na jego bladym policzku, a później zsunęła się na szyję mocniej go do siebie przyciągając. Poczuł ulgę, kiedy rozmowy mężczyzn ucichły, ale wcale nie chciał przestawać jej całować. Zgrzał się cały pod wpływem jej dotyku i tego pocałunku. Odsunęła się od niego powoli i pisnęła, kiedy zorientowała się, że ktoś ich obserwuje. Draco odwrócił się gwałtownie na pięcie i zobaczył Rudolfa z głupim uśmiechem na twarzy.

- Draco! - zawołał, nie kryjąc zachwytu. - Tak myślałem, że to ty. Wybaczcie tak w ogóle, musiałem się upewnić - powiedział szybko z przepraszającym uśmiechem.

Ślizgon otworzył szerzej oczy ze zdziwienia, jednak nie miał pojęcia, jak to widzi Rudolf. Prawdopodobnie nie był dobrym aktorem, ale miał nadzieję, że to wystarczy.

- Co ty tutaj robisz? - zapytał od razu. - Trochę mnie zaskoczyłeś - powiedział szczerze, przyciągając do siebie Hermionę, która słodko się uśmiechnęła.

- Aktualnie pomieszkuję - przyznał Lestrange, podchodząc do niego bliżej. - A skąd ciebie tu przywiało? - zapytał, przyglądając się Hermionie.

- Słuchaj, Rudolf - zaczął niepewnie, spoglądając na Gryfonkę. - Prawda jest taka, że wolałbym, żeby nikt nie wiedział, że tutaj jesteśmy - zaśmiał się nerwowo, na co Hermiona uszczypnęła go w bok. - Wiesz, Astoria o niczym nie wie i wolałbym, żeby się nie dowiedziała - wzruszył ramionami z niegrzecznym uśmiechem na twarzy.

Rudolf otworzył oczy ze zdumienia. Nie tego się spodziewał, ale wszystko wskazywało na to, że to łyknął. Draco zdradzający Astorię. Cudowny pomysł, naprawdę. Rudolf zaśmiał się pod nosem, lustrując głodnym spojrzeniem Hermionę. Poczuła się nieswojo, więc wbiła swoje udawane zakochane spojrzenie z blondyna.

- Chodźmy już - mruknęła, przygryzając płatek jego ucha, a on aż znieruchomiał. Nie spodziewał się takiej śmiałości z jej strony, a ona zadbała o to, by Rudolf to widział.

- Wybaczysz nam, prawda? - zapytał, jeszcze bardziej wtulając się w Hermionę. - Dopiero wróciliśmy i trochę nam się spieszy - wyszczerzył się, ukazując mu kartę od pokoju hotelowego.

- Jasne, Draco - powiedział lekko zmieszany ale i jakby zadowolony. - Nie przeszkadzam wam już - usunął się z drogi, przepuszczając ich do windy. - Mam nadzieję, że spotkamy się później na jakieś piwko, będę w barze - uśmiechnął się szczerze i uniósł rękę na pożegnanie.

- Pewnie - ucieszył się Draco. - Do kiedy tu jesteś?

- Na razie nigdzie się nie wybieram, także zapraszam, jakby co jestem w pokoju 24 - dodał na odchodnym i ruszył w kierunku recepcji, gdzie Rookwood flirtował z recepcjonistką.

Draco pociągnął Hermionę za rękę w kierunku windy. Wypuścił z siebie całe powietrze, kiedy znajdowali się już w środku. Gryfonka również była w szoku. Musiał przyznać, że była genialna. Zamurowało go, kiedy ugryzła płatek jego ucha, a ten pocałunek... Nie wiedział czemu, ale miał wrażenie, że wcale nie był aż tak udawany jak powinien być. Kiedy dojechali na odpowiednie piętro bez zamienienia ze sobą ani jednego słowa, zorientowali się, że nadal trzymają się za ręce. Gryfonka wyrwała szybko swoją, uciekając wzrokiem.

- Wytłumaczysz to jakoś? - zapytała bliska płaczu, kiedy trochę ochłonęła po ich pocałunku. Była przerażona i niezwykle skrępowana.

- Jak? - zapytał, kierując się w stronę pokoju.

- Musiał zmienić pseudonim - warknęła Gryfonka, opierając się o drzwi, kiedy blondyn przykładał kartę do czytnika.

Blondyn gorączkowo zaczął o tym wszystkim myśleć, wchodząc za dziewczyną do pokoju. Być może Lestrange wcale nie zmienił swojego pseudonimu.

- Granger - szepnął, opierając się obiema rękami o blat. Spojrzała na niego zdziwiona i po sekundzie pojawiła się przy nim. - Nie pytałem o niego, kiedy wynajmowałem tu pokój - przyznał, spoglądając na nią.

Widział ją wiele razy, w ciągu szkoły, ostatnio praktycznie codziennie w Ministerstwie i jeszcze przy paru innych okazjach. Często była na niego zła, zdenerwowana, zirytowana, zbulwersowana, ale takiej wściekłości bijącej z jej pięknych oczu jeszcze w życiu nie widział. Otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć bądź wykrzyczeć, jednak po chwili z powrotem je zamknęła. Odsunęła się od niego w obawie, że może mu zaraz przywalić i wyszła na balkon bez słowa. Blondyn wiedział, że pisze się na możliwą śmierć i że jej groźby o zrzuceniu z balkonu mogą się zaraz ziścić, ale poszedł od razu za nią i zauważył ją skuloną w kącie z papierosem w dłoni.

- Przepraszam - powiedział szczerze i usiadł obok niej, wyciągając z jej dłoni papierosa.

Sam się nim zaciągnął i wręczył go jej z powrotem, po chwili wypuszczając dym z płuc.

- Jesteś najbardziej nieodpowiedzialnym człowiekiem, jakiego znam, Malfoy - powiedziała spokojnie, choć w środku cała wrzała.

- Wiem - przyznał.

- Jak mogłeś zapomnieć o tak ważnej rzeczy? - wycedziła przez zęby. - Przecież po to tu jesteśmy! - warknęła. - Przez dwa dni szlajaliśmy się po tym mieście jak takie debile, kiedy oni byli pod naszym nosem! - krzyknęła, wstając z podłogi.

Zaczęła krążyć na balkonie w tą i z powrotem, była tak zdenerwowana, że ciężko było jej oddychać. Miała ochotę rozkwasić mu nos i rzucić się na niego z łapami, a następnie pocałować go tak namiętnie, że straciłby oddech. Merlinie, o czym ty myślisz? Otrząsnęła się z tych wariackich myśli i spojrzała na niego. Ten pocałunek był nie na miejscu, a teraz całkowicie zaprzątał jej umysł.

- Co teraz? - zapytał cicho blondyn.

- A skąd mam wiedzieć?! - wydarła się zdenerwowana. - Przez ciebie ten debil myśli, że zdradzasz Astorię!

- Nie wiedziałem, co mam robić - warknął. - Myślałem, że mnie nie zauważy.

- Muszę zadzwonić do Harry'ego - powiedziała szybko, gasząc papierosa w popielniczce.

Wbiegła do apartamentu i wyciągnęła szybko swój telefon. Była zbyt zdenerwowana, by usiąść na miejscu, więc cały czas krążyła w kółko, wybierając trzęsącymi się palcami numer przyjaciela. Włączyła głośnik i trzymała telefon w dłoni, tak by blondyn też mógł go słyszeć. Zamknął drzwi od balkonu i stanął obok niej, jednak ona i tak po chwili przeszła kawałek dalej.

- Hermiona? - usłyszała głos Harry'ego. - Co się dzieje?

- Znaleźliśmy ich, Potter - powiedział blondyn, bo Hermiona nie była chwilowo w stanie wykrztusić słowa.

- Tak szybko? - zdziwił się Harry. - Gdzie?

- Odbyłoby się to jeszcze szybciej - warknęła Hermiona, odzyskując głos. - Ale przez tego debila przez dwa dni odwiedziliśmy dziesięć innych hoteli, bo nie sprawdził tego, w którym przebywamy! - wrzasnęła wściekła.

- Hermiono, uspokój się - usłyszała opanowany głos przyjaciela, na co prychnęła.

- Co mamy robić, Potter? - zapytał Draco, podchodząc do niej.

- Musicie tam zostać - powiedział szybko. - Spotkać się z nim parę razy, pogadać, w końcu zapytać o innych - oznajmił im, a oni spojrzeli po sobie. - Może wiedzieć coś, co nam się przyda. Powoli do celu, Hermiono, jestem z ciebie dumny - powiedział, a ona delikatnie się uśmiechnęła. - Nic na siłę, żeby nie nabrał żadnych podejrzeń, jasne?

- Będę dzwonić - powiedziała Hermiona i zaczęła iść w stronę łazienki. - Daj mi Ginny - dodała radośniej, zatrzaskując za sobą drzwi.

Usiadła na krawędzi wanny i wyłączyła głośnik, po czym przycisnęła telefon do ucha.

- Hermiona? - usłyszała podekscytowany głos przyjaciółki, która rzadko rozmawiała przez telefon.

- Tak, jestem - ucieszyła się Hermiona i poczuła jak schodzą z niej wszystkie złe emocje. - Jak się czujesz?

- Dobrze, James coraz bardziej mnie rozpycha - zaśmiała się Ginny. - Ale mów, co u ciebie i to szybko - powiedziała podekscytowana i poddenerwowana jednocześnie. - Wszystko w porządku? Jak Malfoy?

- Znośny - powiedziała krótko Hermiona, nie chcąc się przez telefon rozgadywać o tym, co się stało, bo nadal było jej gorąco i słabo po tym wszystkim.

Myślała, że po tym pocałunku pobiegnie do łazienki, żeby zwymiotować, a ona owszem, czuła, że coś jej jeździ po żołądku, ale to było chyba stado motyli, które natychmiast musiała zamordować.

- Nie wierzę - zaśmiała się Ginny. - Kto jak kto, ale Malfoy nigdy nie był znośny - stwierdziła z pogardą.

- Spokojnie, Ginny - powiedziała Hermiona, zdejmując w tym czasie buty. - Jestem już przyzwyczajona do jego uszczypliwości - powiedziała obojętnie, podnosząc się i podchodząc do lustra.

- Kiedy wrócisz? - zapytała Ginny. - Zdążysz? - dodała z nadzieją.

- Zrobię wszystko, by zdążyć - rozczuliła się Hermiona. - Przekaż Jamesowi, żeby się tak nie spieszył - dodała z uśmiechem, przeczesując włosy.

- Jakbym wiedziała jak, to na pewno bym to zrobiła - zaśmiała się Ginny. - Muszę kończyć Hermiono, akurat jesteśmy w Norze. Zadzwoń jutro - poprosiła.

- Zadzwonię - obiecała Hermiona. - Dbaj o siebie - uśmiechnęła się do siebie i schowała telefon do kieszeni.

Opłukała twarz zimną wodą i wróciła do pokoju, zastając blondyna opartego o kuchenny blat.

- Posiedzimy tu jeszcze z pół godziny, żeby myślał, że się zabawiamy - powiedział Draco, mimowolnie się uśmiechając. - A później idziemy do baru, bo mówił, że tam będzie - przedstawił jej swój plan, a ona kiwnęła głową, zgadzając się z nim.

- Jak mam się przedstawić? - zapytała Hermiona, siadając na wysokim krześle barowym przy blacie.

Blondyn wytężył umysł, bo nie mógł wpaść na żadne znane mu nazwisko.

- Lavender Brown - powiedział po chwili obojętnie, na co Hermiona spojrzała na niego zszokowana.

- Chyba żartujesz! - wrzasnęła i poczuła jak robi jej się smutno na myśl o byłej współlokatorce, która za życia raczej jej nie lubiła.

- Oni nie wiedzą, że nie żyje - powiedział Draco, świdrując ją wzrokiem. - Granger, wyluzuj, Brown to rodzina czystej krwi, więc do niczego się nie przyczepi, a my to robimy, żeby pomścić jej śmierć, prawda?

- No dobra już - warknęła, opierając brodę na dłoniach. - Od dzisiaj nie używasz mojego nazwiska w tym hotelu, rozumiesz?

- Jasne, Granger - uśmiechnął się złośliwie, zakładając ręce na piersi. - Co robimy? Może dla zabicia nudy faktycznie się zabawimy?

- Chciałbyś - warknęła, rumieniąc się.

- Ktoś mi coś powiedział do ucha z taką desperacją w głosie, że wydaje mi się, że to ty byś chciała - uśmiechnął się triumfalnie, widząc jak cała jej twarz płonie z zażenowania.

- Widocznie jestem lepszą aktorką niż ty - powiedziała obojętnie po chwili, próbując na niego nie patrzeć.

Nie mogła wyrzucić z głowy tego pocałunku. Cały czas miała przed sobą widok jego twarzy zbliżającej się do jej ust. Było jej niedobrze, kiedy czuła, że to bezczelne stado motyli chciałoby ją pchnąć w jego ramiona raz jeszcze.

- Łatwo cię zawstydzić - zauważył z nieznikającym uśmiechem na twarzy.

- A tobie łatwo przychodzi całowanie strachów na wróble - wycedziła, okręcając się na krześle plecami do niego.

- Przecież mówiłem, że już tak nie wyglądasz - wzruszył ramionami, wpatrując się w jej plecy. - Tyłek też masz niczego sobie - dodał obojętnie, na co spojrzała na niego przez ramię.

- Wiem o tym - powiedziała zadowolona z siebie, całkowicie zbijając go tym z tropu.

- I szczerze nie mam pojęcia, co Lovegood ma lepszego od ciebie - powiedział, zastanawiając się nad tym. - Chyba tylko wyobraźnię - dodał po chwili, na co Hermiona wybuchła śmiechem.

Niechętnie przyznał, że wolał ją rozśmieszać niż wkurwiać. Co się z nim dzieje? Miał nadzieję, że po powrocie do Londynu wszystko wróci do normy.

- Jak śmiałeś mnie pocałować, Malfoy? - wycedziła po chwili z powrotem wściekła jak osa. Nie miał prawa tego robić.

- Mówiłem ci już, nie wiedziałem, co robić - warknął. - Nie kłam, że było ci aż tak źle - zaśmiał się złośliwie, a ona w tym momencie naprawdę chciała przyłożyć mu w twarz.

- Było tragicznie - warknęła. - Jak myślisz po co byłam w toalecie? Musiałam się wyrzygać - dodała wściekła.

- Błagam, Granger - blondyn wybuchnął śmiechem. - Przestałaś tylko dlatego, że rozum ci tak kazał.

- Dobra, wystarczy tego - powiedziała rozemocjonowana. - Na za dużo sobie pozwalasz, Malfoy!

- No przyznaj to, Granger - mruknął, pocierając kciukiem swoją zarysowaną żuchwę.

- Ani mi się śni - warknęła. - Od dzisiaj to zdecydowanie najgorszy dzień w moim życiu. Przebiorę się i idziemy - zarządziła, kierując się w stronę swojej torby. - Wiesz, to i tak już za długo trwa, tobie pewnie wystarczy nie więcej niż 5 minut - uśmiechnęła się złośliwie, wyciągając z torby krótkie jeansowe spodnie i luźny top.

- Mam wrażenie, że boli cię to, że nigdy się tego nie dowiesz - odgryzł się, wchodząc do łazienki i nie dając jej szans na odpyskowanie.

Zaśmiała się nerwowo pod nosem i podeszła do kanapy, na którą rzuciła rzeczy, w które miała zamiar się przebrać. Zdążyła zrobić to przed wyjściem blondyna z łazienki. Poczuła narastającą w niej panikę. Jak mogło jej się to podobać? Wykrzywił usta w podejrzanym uśmiechu, kiedy zobaczył ją tak ubraną.

- O co ci chodzi? - warknęła, patrząc w dół na swoje ubranie.

- O nic - wzruszył ramionami i skierował się do wyjścia. - Nie wiesz, na co się piszesz.

- Możesz jaśniej, Malfoy? - zapytała zdenerwowana, krocząc tuż za nim.

- Lestrange uwielbia takie młode, ładne, niewinne dziewuszki jak ty - zaśmiał się blondyn i przepuścił ją w drzwiach, przy okazji oglądając jej tyłek.

- Nie powiedziałabym, zważając na to, że poślubił tą starą, obrzydliwą, śmierdzącą wywłokę - skrzywiła się, gdyż przed jej oczami pojawiła się Bellatriks, a blondyn mimowolnie wybuchnął śmiechem.

- Poślubił ją, bo była czystej krwi - wyjaśnił jej blondyn. - Granger, jak ty nic nie rozumiesz - pokręcił głową z niedowierzaniem i wszedł do windy.

- Czego nie rozumiem? Że czarodzieje wychodzą za mąż za kogoś, kogo nie kochają, by utrzymać czystość krwi? - warknęła, wciskając guzik.

- No to może jednak coś rozumiesz - przyznał, opierając się o lustro za nim.

- Przecież to żałosne, sami się karzą w imię czego? - zaśmiała się. - Jak można wydziedziczyć członka rodziny tylko dlatego, że pokochał kogoś, kto nie jest czystej krwi? Albo za to, że nie dostał się do Slytherinu? Jesteście potworami - wyrzuciła z siebie Hermiona, a Draco zaczął się obawiać, że nie zdążą dokończyć tej dyskusji przed dojściem do baru.

- Mówisz o Tonksach? I Syriuszu, tak? - poirytował się blondyn, zastanawiając się w jaki sposób rozmowa o tym, że jest słodka, ładna i niewinna zmieniła kierunek na rozmowę o zdrajcach krwi. - Słuchaj, Granger, nie mamy teraz czasu na te brednie.

- Wręcz przeciwnie - syknęła, wciskając guzik przez który winda się zatrzymała.

Blondyn już się zagotował w środku. Spojrzał na nią zdziwiony i szybko wcisnął guzik, by winda ponownie ruszyła. Zdążył też złapać ją za nadgarstek, kiedy jej ręka znowu kierowała się do panelu.

- Granger, co ty odwalasz? - syknął, przybliżając do niej swoją twarz. - Mnie jeszcze wtedy na świecie nie było, więc może daj już spokój, co? - zapytał, ściskając jej nadgarstek.

- Jakbyś był inny - prychnęła, wyrywając mu się. - Oświadczyłeś się Astorii tylko dlatego, że jej nazwisko znajduje się na tej całej waszej świętej liście?

- Nic o mnie nie wiesz, Granger - warknął i wyszedł bez słowa z windy, zostawiając ją w tyle. Nie przemyślał tego jednak, bo po kilku sekundach odwrócił się na pięcie i z powrotem wszedł do windy. - Lepiej się uspokój, bo wszystko zepsujesz - warknął, splatając ich ręce, przez co spojrzała w dół zaskoczona.

Pociągnął ją za sobą, a ona nie miała nawet jak zaprotestować, bo już po chwili znajdowali się przed drzwiami do baru.

- Gotowa? - zapytał, a ona niechętnie kiwnęła głową.

Otworzył drzwi i przepuścił ją pierwszą. Znajdowali się w dużym pomieszczeniu, w którym naustawiane było kilkanaście stolików, a po lewej stronie znajdował się bar z wieloma stołkami barowymi. To w ich stronę pociągnął ją blondyn. Usiadła się na jednym ze stołków, a Ślizgon zajął miejsce obok.

- Co wypijesz? - zapytał, kładąc łokcie na blacie.

- Nie wiem - wzruszyła ramionami. - Mają tu ognistą? - ściszyła głos, na co Draco się zaśmiał.

- Również nad tym ubolewam, ale raczej nie - powiedział z uśmiechem, rozglądając się po barze w poszukiwaniu tej ohydnej mordy Rudolfa.

- To niech będzie Jack Daniel's - powiedziała po chwili. - To chyba jakiś mugolski odpowiednik - dodała, obserwując półkę z alkoholem stojącą za barem.

Barman po chwili do nich podszedł, więc blondyn złożył zamówienie i obserwował jak podaje im szklanki wypełnione alkoholem z colą, lodem i plastrem cytryny. Uśmiechnął się niegrzecznie, stukając o szklankę Gryfonki, a ona rzuciła mu pytające spojrzenie.

- Żebyś była lepszą kochanką niż wrogiem - mruknął do jej ucha, a ją przeszła gęsia skórka.

- Nie będę twoją kochanką, Malfoy - warknęła, kładąc dłoń na jego torsie, znacznie go od siebie odpychając.

- Przecież już nią jesteś - zauważył, kładąc swoją zimną jak lód dłoń na jej rozgrzanym udzie.

- Co ty wyprawiasz? - syknęła cicho.

- Uspokój się - szepnął do jej ucha, widząc kątem oka zbliżającego się Rudolfa, który przed chwilą wyszedł z toalety. - Musisz zacząć się uśmiechać.

- Co? - zapytała zdziwiona i zaśmiała się nerwowo, kiedy blondyn zacisnął palce na jej skórze.

- Jesteś! - usłyszała za sobą zimny głos Lestrange'a. - A właśnie miałem wychodzić, bo Tom zniknął gdzieś z jakąś koleżanką - powiedział wesoło i stanął za blondynem, który odwrócił się w jego stronę.

- Nie przedstawiłem ci jeszcze Lavender - uśmiechnął się blondyn, zarzucając ramię za jej szyję.

- Bardzo mi miło - ucieszył się, ukazując swoje żółte, obrzydliwe zęby. - Philipe - dodał, całując jej dłoń, a Hermiona starała się jak mogła, by się nie skrzywić.

- Philipe? - udała zdziwioną. - Myślałam, że ma pan na imię Rudolf - wypaliła, a blondyn spojrzał na nią poddenerwowany. - Wcześniej Draco tak się do pana zwracał - wyjaśniła i mogła zauważyć, jak z nich obu schodzi powietrze.

- Och, tak - powiedział, śmiejąc się gardłowo. - Wszyscy w rodzinie tak na mnie mówią, bo wiedzą jak mi wstyd, że to moje drugie imię - wymyślił.

- To wy jesteście rodziną? - zdziwiła się znowu.

- No tak - odparł Draco poirytowany jej wiecznymi pytaniami. - Dalszą, ale zawsze, co nie Phil?

- Nie taką znowu daleką, Draco - zaśmiał się i spojrzał w stronę boksów, znajdujących się po drugiej stronie baru. - Może usiądziemy tam? Będzie nam wygodniej - wzruszył ramionami, wskazując głową na czarne kanapy.

- Pewnie - powiedział blondyn, biorąc swoją szklankę i wstał z miejsca. Wolną ręką objął Gryfonkę i skierowali się w trójkę do jednego z boksów. Czuł jak Hermiona drży ze zdenerwowania. - Długo tu jesteś? - rzucił w stronę śmierciożercy, głaskając ją uspokajająco po ramieniu. Znała już ten dotyk. Jak spała. A w zasadzie jak się obudziła.

- Powiem ci, że straciłem już rachubę - przyznał Rudolf, zajmując miejsce na kanapie. - Miesiąc na pewno.

- Dobrze to sobie wymyśliłeś - zaśmiał się Draco, wpuszczając Hermionę pierwszą, by usiadła bliżej ściany na przeciwko Lestrange'a.

- Wiem, następnym miastem chyba będzie Stockholm - wyszczerzył się. - Ale jak to się stało, że wy się tutaj znaleźliście?

Draco wzruszył ramionami, myśląc gorączkowo, co ma mu odpowiedzieć. Spojrzał na Hermionę, która wykrzywiła usta w seksownym uśmiechu.

- Widzisz ją, prawda? - zapytał, przyciągając ją do siebie i całując szybko w usta. - Marzyłem o tym, żeby się wyrwać gdzieś daleko od domu i to było pierwsze miasto, które wpadło mi do głowy. Gdzieś, gdzie nikt mnie nie znajdzie i nie będzie nam przeszkadzał - uśmiechnął się znacząco, kładąc dłoń na jej kolanie.

Ten idiota za dużo sobie myślał i na za dużo sobie pozwalał. Nie była głupia. Wiedziała, że nie ma takiej możliwości, by Rudolf to widział, bo jej noga była schowana pod stołem, ale za duży stres ją ogarniał, by tak po prostu zdjąć jego rękę ze swojego kolana, która powoli sunęła w górę. Poruszyła się niespokojnie.

- Gdzie się poznaliście? - zainteresował się.

- Jeszcze w szkole, ale tam raczej nie przypadliśmy sobie do gustu - powiedział szczerze, na co Hermiona zachichotała. Jakby teraz pałali do siebie sympatią.

Wypili po kilka drinków, prowadząc z Rudolfem niezobowiązująca rozmowę.

- Co u Toma? - zapytał blondyn, opierając głowę na ręce.

- Nic się nie zmieniło - powiedział Rudolf, wzruszając ramionami. - Ostatnio był na chwilę w Londynie, żeby spotkać się z matką Blaise'a - wyjaśnił, a blondyn spojrzał na niego zdziwiony. Jego matka się do tego nie przyznała, mówiła że kontaktowali się listownie.

- Z matką Blaise'a?

- No widzisz, cały czas coś ich do siebie ciągnie - zaśmiał się Lestrange. - Kiedyś się spotykali i mimo rozstania, lubią się czasami zobaczyć. A co słychać w ogóle u Blaise'a? Dawno go nie widziałem, nadal się przyjaźnicie?

- No pewnie, że tak - uśmiechnął się blondyn. - Wszystko w porządku, ale chyba to u nich rodzinne, że nie mają szczęścia w miłości.

- A co u mojej ulubionej panny Parkinson?

- Pans została aurorem, Phil - zaśmiał się Draco nerwowo. - Nie wiem, co jej odbiło, nie poznaję jej - udał zażenowanego.

- Aurorem? - zapytał przestraszony. - Jak do tego doszło?

- Wróciła po wojnie do Hogwartu i to ją całkowicie odmieniło. Zakumplowała się z Longbottomem i razem poszli na szkolenie - zaśmiał się.

- Z Longbottomem powiadasz? - usta śmierciożercy wykrzywił złośliwy uśmiech, a Hermiona zacisnęła pieści pod stołem. Lestrange był jednym z tych, którzy torturowali rodziców Neville'a. Draco złapał jej dłoń i próbował ją rozluźnić.

- No tak - zaśmiał się. - Z tym półgłówkiem.

Musiała przyznać Ślizgonowi rację co do jego zapędów, bo nie raz patrzył na nią takim wygłodniałym wzrokiem, jakby chciał ją pożreć, nie zważając na to, że Draco siedzi tuż obok niej. Próbowała to ignorować jak tylko mogła, ale było to niezwykle trudne szczególnie, kiedy zostawił ją z nim sam na sam, wychodząc do toalety. Czuła otępienie spowodowane dużą ilością alkoholu, który w siebie wlała i pilnowała się, żeby nie powiedzieć czegoś chamskiego, na co miała w tym momencie niezwykłą ochotę.

- Ja również przeproszę na chwilę - powiedziała nieśmiało, wstając z miejsca. Skinął głową i wziął się za sączenie alkoholu ze swojej szklanki.

Czuła jego przenikliwy wzrok na sobie, kiedy szła w stronę toalety i zastanawiała się jak można być tak perfidnym. Trochę się chwiała, bo od ponad godziny, kiedy tu siedzieli, wypiła już chyba z sześć takich drinków. Na swoje nieszczęście Draco właśnie wychodził z toalety, ale bez większych ceregieli wepchnęła go z powrotem do środka z dzikim uśmiechem na twarzy.

- Co tu się wyprawia? - zdziwił się Draco, obejmując ją w talii. - Już nie możesz wytrzymać?

- Zamknij się - syknęła, wyrywając się z jego uścisku. - Idziemy stąd, rozumiesz? - zapytała wściekła, mierzwiąc mu niedbale włosy. - Następnym razem założę szatę, przysięgam - dodała, rozpinając mu dwa górne guziki koszuli, którą miał na sobie. Zmierzyła go od góry do dołu, kiwając głową, bo faktycznie wyglądał jakby bardzo się spieszyli na górę.

- Chcesz, możesz całkiem ją ze mnie zdjąć - sapnął z niegrzecznym uśmieszkiem, przybliżając się do niej, jednak ta odwróciła się w stronę lustra i również rozwaliła trochę swoje uczesane włosy.

- To nie będzie konieczne - powiedziała, patrząc na niego kątem oka. - Idziemy - zarządziła i pociągnęła go za rękę w stronę wyjścia z toalety.

Kiedy doszli do stolika, objął ją od tyłu i ułożył głowę na jej ramieniu, by spojrzeć na Rudolfa zaskoczonego ich wspólnym pojawieniem się.

- My się zbieramy - wyjaśnił blondyn, gładząc kciukiem wierzch jej dłoni. - Zobaczymy się jutro, dobra?

Rudolf podniósł się z miejsca, delikatnie się podśmiechując.

- Rozumiem, młodzi jesteście i najchętniej pewnie w ogóle nie wychodzilibyście z pokoju - powiedział, wyciągając rękę w ich stronę. - Do jutra, Draco - uścisnął mu dłoń i przerzucił spojrzenie na Hermionę. - Miło było cię poznać, Lavender - uśmiechnął się szeroko, na co skinęła głową.

- Mnie również, do zobaczenia - uśmiechnęła się najszczerzej jak potrafiła i wygięła szyję, by blondyn miał do niej lepszy dostęp.

Złożył na jej szyi krótki pocałunek, by później odsunąć się od niej i ująć jej dłoń w swojej, po czym oboje ruszyli w stronę wyjścia. Kiedy doszli do windy, Hermiona otrząsnęła się na myśl o tym, jak Lestrange pożerał ją wzrokiem. Był sprośną świnią, a najlepsze w tym wszystkim jest to, że wcale się z tym nie krył.

- On jest straszny - sapnęła Hermiona, obejmując się ramionami. - Myślałam, że cię zabiję jak zostawiłeś mnie samą z jego obrzydliwym spojrzeniem.

- Ja też jestem taki obrzydliwy, kiedy gapię się na twój tyłek? - zapytał bez emocji. Spojrzała na niego i musiała przyznać, że wcale jej to nie przeszkadzało.

- Powiedzmy, że robisz to trochę dyskretniej niż on - zaśmiała się, jednak on nadal miał kamienny wyraz twarzy, co ją trochę zdziwiło. W końcu rozmawiali o jej tyłku, a temat sam w sobie był zabawny. - Co ci jest?

- Nic - warknął, patrząc na swoje odbicie. Jedyne o czym myślał to jej cudowne usta, których smakował jeszcze niedawno.

Patrzyła na niego tym swoim przenikliwym wzrokiem, próbując wybadać o co mu chodzi, ale w życiu nie domyśliłaby się, o czym teraz myśli i co ma ochotę z nią zrobić. Sam uznał, że po prostu zwariował.

- Zrobiłam coś nie tak? - zapytała po chwili, próbując przypomnieć sobie cokolwiek, co mogłoby mu nie odpowiadać.

- Nie, po prostu jesteś dobrą aktorką - przyznał jej, a na jego twarzy pojawił się wymuszony uśmiech.

- No cóż, staram się jak mogę - powiedziała nieśmiało, spuszczając wzrok na swoje buty. Nie dało się ukryć, że pomagało jej to, że był niezwykle przystojny, choć trudno było jej to przyznać.

Doszli do pokoju nie zamieniając ze sobą już żadnego słowa. Hermiona udała się do łazienki, by przebrać się do spania i padła na łóżko wykończona całym dniem. Znaleźli ich, to naprawdę dobrze, skończyło się bezsensowne łażenie po hotelach, ale teraz będzie gorzej. Muszą wyciągnąć z nich, ile się da zanim ich przymkną. To będzie oznaczało więcej pocałunków, przytulania i łapania za rękę. Nie wiedziała, czy tego chce. Wystarczył jeden, by nie mogła przestać o nim myśleć. Pomyślała o Astorii, która okazała się być wspaniałą kobietą, co nie pomagało jej w tym całym udawaniu zakochanych. Co ona by poczuła, gdyby się o tym dowiedziała? Draco mówił, że są w wolnym związku, ale szczerze w to wątpiła. Jak można być z kimś na takich zasadach? To chore. Nie chciała zostać osobą, której tak bardzo nienawidziła. Nie chciała być drugą Luną. Wiedziała, że to tylko gra, ale jak tak można... Ułożyła się na boku i spojrzała na blondyna, który leżał rozwalony na kanapie. Najgorsze jest to, że pomimo tych całych kłótni, darcia na sobie kotów, całego chamstwa i niechęci, ten pocałunek wydawał jej się być taki prawdziwy, czuły i namiętny jednocześnie, że zacisnęła powieki, by poczuć to jeszcze raz. I ta ręka na jej udzie, i ten pocałunek w szyję, i to jak ją objął w toalecie na dole... On z nią grał, to miało na celu sprowokowanie jej, tylko i wyłącznie. Odwróciła się niespokojnie na drugi bok i z całych sił próbowała zasnąć, bo to było po prostu niepoważne.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top