11.Kawaler do wzięcia
~MARATON~
Emma
O godzinie siedemnastej trzydzieści rozpoczęłam przygotowania na imprezę. Założyłam sukienkę bez ramiączek koloru pudrowego różu oraz czarne baleriny. Włosy zapletłam w francuza. Naniosłam na twarz obficie czerwoną szminkę.
- Boziu, Emmuś jaka ty piękna! Nie mówiłam, że w mojej szafie jest pełno ciekawych rzeczy? A ty mi nie wierzyłaś! - odparła Matilda stojąc w progu dzielącego korytarz od mojego pokoju.
- Przepraszam ciociu. Nie wiedziałam, że masz takie fajne sukienki. - powiedziałam i po raz setny spojrzałam w lustro.
- Ej dziunia! Co tam masz na twarzy? Ładnie to tak malować się bez mojej zgody? - rzekła blondynka.
- Ciociu...jest impreza. Chcę pięknie wyglądać.
- Spokojnie...mi chodziło jedynie o to, że to ja zrobię Ci makijaż. Dobrałaś złą szminkę, poza tym do tej sukienki pasuje różowy błyszczyk. Idę po mój nowy zestaw do robienia makijażu. Zabawka, ale zawsze więcej cieni. - powiedziała ciocia i opuściła mój pokój w poszukiwaniu swojej ,,kosmetyczki''.
***
O równej 20:30 opuściłyśmy dom. Sukienka Matildy była wręcz odblaskowa. Syvii miała bardzo ładną czarną torebkę. Z nudów postanowiłam porozmawiać z dziewczynami.
- Syvii, gdzie Plagg i Tikki? - zapytałam i spojrzałam na rudowłosą.
- Musieli iść do kryjówki Złego Władcy, aby wyliczyć wszystkie możliwe wejścia oraz wyjścia ewakuacyjne gdyby władca zaczął nas gonić. - odparła Syvii.
- Ona dobrze mówi. Nie możemy iść do Złego Władcy bez wszelkich zabezpieczeń. - dodała Matilda.
- Nie możemy? - spytałam.
- Dziecko...ty chyba rwiesz się, aby umrzeć. To niebezpieczne. - powiedziała zirytowana blondynka.
- Nie o to mi chodzi. Od początku myślałam, że będę musiała SAMA pokonać Złego Władcę.
- Emmuś, przecież ja bym Cię nawet samej do niego nie puściła. Do pokonania Złego Władcy potrzebne są wszystkie Kwami's oraz wola walki ich przywódczyni, czyli Ciebie. - odparła ciocia i posłała mi promienny uśmiech.
Odetchnęłam z ulgą. Myśl, że nie będę musiała walczyć sama trochę mnie uspokoiło.
- Ej tam ludzie z dołu! - zawołał jakiś chłopak. Rozglądaliśmy się na boki, lecz nie ujrzeliśmy żywej duszy.
- U góry!
Na gałęzi siedział jakiś rudowłosy chłopak. Wydawało mi się to podejrzane, bo gdy chciałam dotknąć jego buta to okazało się, że chłopak jest przezroczysty.
- Jak się nazywasz? - zapytała Syvii.
- Jestem Nathaniel. Jak ta młoda blondynka zdążyła zauważyć: jestem duchem. Mój brat Arthur jest czarodziejem. Pewnej nocy przeniósł swoją duszę do mojego ciała i mną sterował. To właśnie przez niego umarłem ,,niby'' popełniając samobójstwo. - powiedział Nath.
- To ja już jestem stara? Dzięki wielkie ośle! - zawołała Matilda i stanęła plecami do drzewa, na którym siedział chłopak. Wyglądało to jakby tylko skupiła się na dwóch słowach określających moją osobę; młoda blondynka.
- Nie o to mi chodziło. Po prostu...a zresztą myśl co chcesz. Miło mi poznać. - odparł Nathaniel i wyciągnął dłoń w stronę blondynki, która zdążyła się obrócić. Nagle Nath stracił równowagę i spadł z gałęzi prosto na Matildę napierając wargami na jej usta. Najlepsze było to, że Nath zaczął zmieniać się w normalnego człowieka. Czyżby moja ciocia znalazła sobie chłopaka?
***
To chyba najdłuższy rozdział z maratonu :3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top