Znowu?
» Diana «
22.03.2011
Jak zwykle siedziałam przed komputerem i szukałam nowych wpisów dotyczących Michaela. Spojrzałam na zegarek 23.35. Poczekałam do 23.57 i znów uruchomiłam Thrillera na cały głos. Była pełnia, a ja patrząc w nią równo o 00.00 usłyszałam wilka. Znów zaśpiewałam piosenkę z Potahontas (czy wiesz czemu wilk tak wyje w księżycową noc?). Poczekałam aż piosenka (Thriller) się skończy i... "Czas się położyć" pomyślałam i zamknęłam laptopa.
23.03.2011
Około 14.58 sprawdziłam informacje z Hollywood
"Elizabeth Teylor nieżyje"
Stwierdziłam, że ok. To nie Michael ani nikt z jego rodziny, więc raczej nic mu nie będzie. Jeszcze niewiedziałam jak bardzo się myliłam
25.03.2011
Rano obudził mnie telefon. Spojrzałam na wyświetlacz
"Paris Jackson"
Odebrałam.
– Diana, musisz mi pomóc – w jej głosie słyszałam strach
– Paris, co się stało? – zapytałam jak najspokojniej umiałam
– Od kilku dni... – zaczęła - tata... On... Nie daje znaku życia – powiedziała z płaczem w głosie
– Spokojnie. Postaram się jak najszybciej do was dotrzeć
– Nawet niewiem jak Ci dziękować
– To pomyśl – powiedziałam żartobliwie chcąc poprawić jej humor – A ja zaraz znajdę najszybszy samolot
– Dobra, dzięki. Przyjadę po ciebie na lotnisko
– Jak? Przecież nie masz prawa jazdy i tylko 13 lat
– Ale tata ma tych swoich szoferów
– Racja. Dobra. Mam jakiś lot za godzinę. Jest kilka wolnych miejsc. Pozostaje hotel...
– Tym się nie martw. Pakuj się i przyjedź. Pa
– Ok. Pa – odparłam i się rozłączyłam. Poczułam czyjąś obecność. Rozejrzałam się po pokoju i na szybie drzwi dostrzegłam cień, który wskazywał jakoby ktoś stał przed nimi. Były zamknięte. Niewiele myśląc wturlałam się pod łóżko i obserwowałam cień. Zbliżył się i postać weszła do mojego pokoju. Podeszła do mojego łóżka. W duchu błagałam, aby mnie niezauważyła. Nagle zajrzała pod łóżko, ale jakby mnie nie widziała. Miałam telefon w ręku więc nie mogła go zabrać, a laptop w zamykanej na klucz, który miałam w kieszeni, szufladzie biurka. Postać pokręciła się po pokoju i wyszła. Kiedy miałam pewność, że niewróci, wyszłam z pod łóżka i zamknęłam drzwi od pokoju na klucz (tak, od środka). Kiedy ta osoba zajrzała pod łóżka zrobiłam jej zdjęcie, które teraz wprowadziłam do wyszukiwarki.
"Kim jest Ophemia Lindsay?"
Kliknęłam w link
"Ophemia Lindsay to aktualnie poszukiwana przez policję psyhopatyczna morderczyni, włamywaczka, porywaczka i złodziejka. Ostatnią ofiarą psyhopatki była 18-letnia Lily Martenson"
Ten fragment starczył abym omal niedostała zawału. Zastanowiło mnie tylko: Jak ona mnie nie widziała? Przez myśl przebiegło mi najgorsze, ale odpędziłam tą myśl i zdjęłam walizkę. Wrzuciłam co było na wierzchu, do tego laptop i wyszłam przez okno, bo i tak mieszkam na parterze. I blisko lotniska. Wpadłam do kasy i kupiłam bilet na najbliższy lot do Los Angeles. Po 15 godzinach w samolocie dotarłam. Na lotnisku pobiegła do mnie 13-letnia wtedy Paris.
– Dobrze, że jesteś – powiedziała i się do mnie przytuliła
– Dobra, ja też się cieszę, że Cię widzę – wzięłam swoją walizkę i wsiadłam do auta. Droga minęła nam nawet przyjemnie. Dotarłyśmy do Neverland. Podeszłam do ochroniarza, który stał przy bramie, i pokazałam mu swój dowód. Wiedząc co zrobiłam 25.06.2009 (albo 2010, ciężko powiedzieć) wpóścił mnie i Paris. Wiedząc, który pokój to sypialnia Michaela wpadłam tam i... Zamarłam. Zamiast Michaela zastałam tam syf jak po tornadzie. Pobiegłam do dawnego pokoju Paris. Nic. Pokój Princa. Nic. Blanketa. Nic. Zbiegłam do piwnicy. W półmroku zobaczyłam jego sylwetkę i usłyszałam szloch. Pobiegłam do niego, ale wcześniej poprosiłam Paris, żeby poczekała. I dobrze, że to zrobiłam. Kiedy do niego podeszłam, dojrzałam w jego ręku nóż
– Michael? Wszystko w porządku? – zapytałam cicho kładąc dłoń na jego ramieniu
– Nie – słyszałam, że płacze – Nic nie jest w porządku! – przyjrzałam się jego rękom, dojrzałam krew
- Mike, powiedz mi, co się stało? – mówiłam spokojnie chcąc, alby i jemu ten spokój się udzielił
– Elisabeth... – zaczął mamrotać. Przypomniałam sobie o niedawnej śmierci aktorki – moja Elisabeth...
– Mike?
– Czemu...czemu właśnie ona? - przyłożył nóż do ręki
– Nie! – powiedziałam stanowczo i łapiąc go za nadgarstki uniemożliwiłam mu zranienie się – Dość! – poczułam w powietrzu dziwny zapach. Przypomniałam sobie jak moi koledzy z liceum brali Kokainę – Mike, czemu ty mi to robisz?
– Elisabeth... Ona... Ona... Nie... Nieżyje – powiedział i oparł czoło na moim ramieniu. Korzystając z okazji wyrwałam mu nóż z ręki i odrzułam na dobre dwa metry
– Już, już – powiedziałam jeżdżąc ręką po jego plecach – jestem tu. Spokojnie, Mike. Pójdziemy na górę, zgoda?
– Tak... – odparł przez łzy. Udało mi się go zaprowadzić do jego sypialni gdzie dopiero zobaczyłam zkąd się wzięła krew. Zrobił to co ja w pierwszej wersji 25.06.2009, pociął się. Wtedy zauważyłam w drzwiach Paris, która najwyraźniej poszła za nami
– Paris, kochanie – zwróciłam się do dziewczynki – wiesz gdzie tu jest apteczka?
– Tak
– A możesz ją przynieść?
– Jasne – odparła i gdzieś pobiegła, a ja przytuliłam Michaela ciągle powtarzałam
– Jestem tu, już dobrze. Nie jesteś sam, jestem tu przy tobie. I uwież mi niepozwolę żeby coś ci się stało. Ja tu jestem. Przy tobie. Michael, ja tu jestem – mówiłam jak najspokojniej tylko umiałam
– Mam – powiedziała Paris wbiegając do pokoju
– Dzięki – odparłam biorąc od niej apteczkę. Starałam się po prawda stać tak, żeby niewiedziała Michaela, ale...
– Tato? – dziewczynka odepchnęła mnie i podbiegła do Mike'a. Uwiesiła się na jego szyi i płakała.
Usiadłam obok i zaczęłam opatrywać ręce Michaela
– Co ci strzeliło do głosy żeby się ciąć?! – zapytałam ( i chyba zabrzmiałam jak matka ochrzaniająca swoje dziecko). Nadal czułam zapach narkotyków
– Moja Elizabeth... – wymamrotał. Zastanowiło mnie czemu on to ciągle powtarza – moja kochana Elizabeth...
– Michael, powiedz w końcu: Czemu ciągle to powtarzasz? Czemu ciągle mówisz...
– Moja kochana Elisabeth... – przerwał mi nadal mamrocząc. Spojrzał mi w oczy
– Co się dzieje z twoimi oczami?! – zmartwiłam się
– A co jest z nimi nie tak? – w jego głosie słyszałam, że chyba wszystko zaczyna wracać do normy
– Masz jakoś szerokie źrenice
– Wydaje ci się. Mam ciemne oczy – powiedział po czym... – Elizabeth, moja kochana Elizabeth... – ...znów zaczął mamrotać.
Teraz zrozumiałam, że moja myśl z przed kilku dni wpędziła go w to. Zaczęłam się obwiniać, że to moja wina. Kiedy 23.03 czytając słowa "Elizabeth Teylor nieżyje" pomyślałam "Skoro to nie Michael, ani nikt z jego rodziny to mu raczej nic się nie stanie", i moja myśl omal niewpędziła go do grobu, niemyślałam, że do tego dojdzie...
– Zostanę tu jakby znowu strzeliło Ci do głowy coś sobie zrobić – stwierdziłam
– Zgadzam się z tobą – powiedziała Paris ocierając łzy – zostań, bo po Hollywoodzkich gwiazdach można się spodziewać wszystkiego
– A mam doczynienia z jedną z największych – stwierdziłam i dłonią przeczochrałam włosy Michaela. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął, ale po chwili znowu zaczął
– Elizabeth... Moja kochana Elizabeth... Czemu, czemu właśnie ona? Boże, czemu?...
"Coś jest z nim nie tak" pomyślałam i spojrzałam na zegarek. Jakim cudem dochodziła 23.30? Kazałam Paris iść spać do jej dawnego pokoju, a sama zajęłam się Mike'iem.
– Sława i fortuna ci chyba uderzyły do głowy... – mruknęłam przykrywając go. Przesiedziałam w jego sypialni całą noc, bo wolałam go mieć na oku...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top