Oszaleć Idzie!

26.03.2011
Ok, dopiero co zarwałam noc pilnując go, a teraz jeszcze cały dzień muszę go pilnować, bo jak on się zabije, to ja sobie tego niedaruję.
– Zrobiłam ci śniadanie – powiedziałam stawiając na szafce nocnej tacę
– Nie chcę jeść. Nie jestem głodny – odparł i obrócił się na drugi bok, tak, że leżał do mnie tyłem
– Mike, niedaj się prosić. Jak nic nie zjesz to w końcu umrzesz z głodu
– No i?
– A wtedy słowo daję, że ja się powieszę. Chcesz tego? – doskonale wiedziałam jak i co powiedzieć żeby go przekonać
– Nie
– No więc, proszę, zjesz coś?
– Już dobra – westchnął – ale tylko po to, żebyś ty się nie zabiła... – dodał i zaczął jeść tosta
– A tobie to niby wolno? Człowieku, masz trójkę dzieci. Masz rzesze fanów. I – zawachałam się – masz kogoś kto cię kocha
– Może i... Czekaj co? Niby kto mnie kocha? Każdy ci powie, że jestem dziwadłem i wariatem. Nikt nie powie, że mnie kocha
– Nieprawda – powiedziałam i pocałowałam go w czoło – Ja cię kocham
– Mówisz tak, żeby mnie pocieszyć
– Wcale nie. Gdyby nie to ile lat nas dzieli, już dawno bym ci to powiedziała
– Ty tak na serio?
– Boże święty! Z tobą to naprawdę można oszaleć! Oczywiście, że na serio. Kocham cię i kochałam odkąd cię zobaczyłam. Michael, proszę cię, zrobię wszystko, tylko obiecaj, że nigdy więcej nie robisz czegoś takiego. Przez ciebie omal niezeszłam na zawał. Wiesz jak się o ciebie bałam? Zaczynałam się nawet zastanawiać czy nie strzeliło ci do głowy najpierw z tąd uciec, a potem się zabić. Napędziłeś niezłego stracha i mi, i swoim dzieciom, i rodzeństwu, i pewnie rodzicom – dopiero kiedy to powiedziałam przypomniałam sobie jaki był Joseph
– Wybacz Diana... Kiedy się dowiedziałem, że Elisabeth... – znów zaczynał – moja kochana Elisabeth
– Mike! Uspokój się! – krzyknęłam łapiąc go znów za nadgarstki
– Wybacz... Niewiem co się ze mną dzieje
– Brałeś Kokę? Prawda?
– Niewiem nawet co to było. Kiedy...
– Mike! – przerwałam mu
– Boże... Co się ze mną dzieje?
– Wziąłeś narkotyki. I to jedne z najmocniejszych. Wiem jak działają, bo kilka osób z mojego liceum to robi
– Diana, proszę cię pomóż mi. Boję się – w jego głosie słyszałam strach
– Michael, jestem tu. Nie masz się czego bać
–Elizabeth... Moja kochana Elizabeth... Czemu, czemu właśnie ona – i tak w kółko. Próbowałam go uspokoić, ale było to trudne, bo zachowywał się co najmniej jakby widział jakieś demony. I bez końca powtarzał tą swoją gadkę o Elizabeth
– Mike! – krzyknęłam, ale niezaragował. Pomyślałam, że może zareaguje na pełne imię – Michael! – nic. Uznałam, że niemam wyjścia i muszę to powiedzieć – Michaelu Josephie Jacksonie! – krzyknęłam najgłośniej jak mogłam jednocześnie łapiąc go za ramiona. A on spojrzał na mnie jak gdyby nigdy nic...
– Czemu krzyczysz? I nieużywaj mojego drugiego imienia
– Sory, że drę japę i używam twojego drugiego imienia, ale kiedy wcześniej próbowałam cię uspokoić to nieragowałeś
– Diana, błagam zrób coś. Niewiem co się ze mną dzieje – mówiąc to patrzył mi prosto w oczy. Widziałam tam tylko strach
– Ileś tego wziął? – zapytałam puszczając jego ramiona, a łapiąc dłonie
– Niemam pojęcia
– Miejmy nadzieję, że niezadużo...
– Diana, musisz coś wiedzieć
– Tak?
– Jakbym nieprzeżył...
– Przeżyjesz – przerwałam mu
– Chciałem Ci tylko powiedzieć, że jestem ci bezgranicznie wdzięczny za to, co dla mnie zrobiłaś – mówił to takim głosem, jakby naprawdę zamierzał umrzeć. Zaczęłam się o niego bać
– Michael – zaczęłam – też muszę Ci coś powiedzieć. Mówiąc, że Cię kocham, niekłamałam – czułam jak w moich oczach zbierają się łzy – Kocham cię, tak bardzo, albo nawet mocniej, niż ty jesteś mi wdzięczny. Kocham cię – powiedziałam i przytuliłam się do niego, wypłakując się w jego ramię
– Już? – zapytał przyjeżdżając dłonią po moich włosach. To był TEN głos. TEN na dźwięk, którego większość jego fanek mdleje... – już dobrze?
– Chyba tak – wyksztusiłam w końcu patrząc mu prosto w oczy
– Zanim znów zacznę wariować, proszę cię, zabierz z tąd wszystko, ale to wszystko czym mogę sobie robić krzywdę
– To zostaną gołe ściany – Stwierdziłam o zaczęłam się śmiać. Kiedy jednak po dłuższej chwili nieusłyszałam Michaela, przestałam i zaczęłam go obserwować
– Diana ratuj – powiedział ze strachem w głosie, patrząc na swoje dłonie, które miały "trzęsienie ziemi", albo w skrócie trzęsły się jak cholera – Boję się. Diana zrób coś
– Spokojnie – mówiłam jak tylko spokojnie w tej sytuacji się dało – Jestem tu – dodałam kurczowo trzymając jego nadgarstki – jestem. I niepozwolę żeby coś co się stało – po moich słowach Michael dosłownie na moich oczach odsunął się na łóżko, znaczy był jeszcze przytomny, ale leżał bez ruchu
– Diana, obiecaj, że jak coś mi się stanie, zajmiesz się moimi dziećmi – ściskałam jego dłonie, żeby czuł, że jestem przy nim. I wtedy...
– Tato? – do pokoju wpadła Paris. Kiedy zobaczyła co się dzieje z Mike'iem podbiegła do nas i wyrwała mi jedną z dłoni Michaela – Tato, proszę, nie zostawiaj mnie! – 13-latka wpadła w histerię – Tato... Błagam! – myślałam, że śnię kiedy...
– Paris, skarbie – powiedział Mike i (werble proszę) przejechał dłonią po włosach córki – nie płacz – dodał i palcem wytarł jej policzek – tatuś tu jest – słysząc to dziewczynka wtuliła się w niego. A on sam spojrzał na mnie tymi swoimi oczami
– No widzę, że brukowce niekłamią. Ty naprawdę NAJLEPIEJ się czujesz w towarzystwie dzieci – uśmiechnęłam się
– Będziesz się tak gapić, czy też się przytulisz do starego Michaela? – zapytał żartobliwie. Znów jego głos wskazywał jakoby wszystko wracało do normy. Beznamysłu również się w niego wtuliłam, a chwilę później pomogłam mu usiąść. Chociaż śmiać mi się chciało, bo Paris była do niego tak przytulna jakby miała go więcej niespotkać.
– Paris, skoczysz po kuchni po herbatę? – zapytałam
– Jasne – odparła o pobiegła do kuchni
– Oj, Mike – zaczęłam. Znów przeczochrałam ręką jego włosy. Wydało się. Perułka się lekko przesunęła – Boże... Od kiedy... – w moich oczach zbierały się łzy – Od kiedy ty... Nosisz perułkę – psychika mi siadła. Łzy płynęły mi istnym wodospadem (😭)
– Od 84'. Od tej akcji przy reklamie – odparł spokojnie, przytulając mnie – wiem. Niechciałaś się tego wiedzieć, ale taka prawda. Życie jest brutalne.
– Ale, Michael dlaczego? – zapytałam przez łzy
– Dlatego – odparł i zajął perułkę pokazując mi bliznę po tamtym wypadku
– Boże Mike... – wykrztusiłam i jeszcze bardziej się rozpłakałam. Usłyszeliśmy kroki Paris na schodach. Michael błyskawicznie włożył spowrotem perułkę. I oboje zagraliśmy rolę pt.: tego nigdy nie było. Ale to dziecko ma po ojcu talent do wykrywania kłamst
– Tato, opowiedz mi jeszcze raz o tym jak coś kręciliście – zaszczebiotała i, patrząc ojcu prosto w oczy, zatrzepotała powiekami
– O czym? – zapytał Michael biorąc córkę na kolana
– Reklamę
– Którą?
– Pepsi – odparła dziewczynka i znów patrzyła na tatę tymi maślanymi oczami
– Znasz to na pamięć – Mike grał na zwłokę
Dziewczynka zeskoczyła z jego kolan i stanęła przez nim. Zrobiła obrażoną minę po czym
– Czemu mnie okłamujesz?! – krzyknęła i zerwała Michałowi perułkę poczym opadła na kolana i siedząc na podłodze się rozpłakała. Spojrzałam w oczy Michaela. W pewnym momencie wstał i chwyciwszy perułkę wybiegł z pokoju. Chciałam pobiec za nim, ale kiedy dobiegłam do drzwi i próbowałam je otworzyć okazało się, że są zamknięte. Wybiegłam na balkon. Naszcęście łączył się z drugim pokojem. Drzwi balkonowe były zamknięte, ale stwierdziłam, że ludzkie życie jest ważniejsze. Cocnęłam się do sypialni Michaela i złapałam pierwszą lepszą ciężką rzecz... Czemu on trzyma kij bejsbolowy pod łóżkiem?! Dobra, walić to. Złapałam kij i wróciłam na balkon. Wybiłam szybę i  wpadłam do pokoju. Dopadłam się do drzwi. Chwała Bogu otwarte. Wybiegłam na korytarz i pobiegłam w pierwsze miejsce jakie przyszło mi do głowy. Piwnica. W półmroku dostrzegłam sylwetkę Michaela. Cicho podeszłam jak najbliżej i obserwowałam co robi. Niemogłam w to uwierzyć. On chciał się powiesić. Nadal marotał tą swoją gadkę o Teylor
– Elizabeth...moja kochana Elizabeth... Była dla mnie jak druga matka... Boże... Czemu właśnie ona? – Nadal czułam straszną woń kokainy, a głos Michaela brzmiał co najmniej nienaturalnie. Ręką wyczułam na ziemi nóż. Wzięłam go do ręki, poczekałam na odpowiedni moment i... Przeciełam linę w tym samym momencie w którym Michael przewrócił krzesło na którym stał. Nieprzytomny spadł na podłogę. Uklęknęłam przy nim i natychmiast sciągnęłam z jego szyi sznurek. Sprawdziłam oddech. Odychał. Spróbowałam go obudzić. Niereagował...
– Paris!!! – zawołałam ją jak tylko najgłośniej mogłam. Dziewczyna najwyraźniej usłyszała, bo może dwie minuty później zbiegała do piwnicy.
– Tato! – znów wpadła w histerię. Kurczowo trzymała dłoń Mike'a przy swojej twarzy – tato, proszę... Nie... Nie zostawiaj mnie... Tato!
Zamurowało mnie. Michael zaczął odzyskiwać przytomność. Dopiero teraz zrozumiałam jak mocna więź łączyła Michaela z jego dziećmi.
– Paris... – zaczął, a jednocześnie kciukiem gładził policzek córki – skarbie, niepłacz. Tata tu jest – patrząc na tą scenę ledwo postrzymywałam łzy. Czułam się jak w jakimś filmie... Odczekałyśmy jakieś 10 minut razem z Paris zaprowadziłyśmy Michaela do jego sypialni. No tak zamknięte. Przynajmniej tyle z tego, że Mike miał klucze, jak to się mówi, przy pasie. Paris przez lata mieszkania tu zdążyła się nauczyć, który klucz jest, który. Otworzyła drzwi i razem doprowadziłaśmy Michaela do łóżka
  – Oj, Mike, Mike – westchnęłam – Jak ty się uprzesz, to niema zmiłuj. Człowieku! Czy ty naserio, chcesz doprowadzić do depresji miliony osób?! Kiedy się zabijesz to mniej-więcej połowa twoich fanów zrobi to samo, a reszta zacznie się ubierać na czarno! – czy ja znów brzemię jakbym była jego matką?
– Elizabeth... – no nie. Znowu się zaczyna – moja kochana Elizabeth... Czemu...
– Paris! Trzymaj go zanim znowu sobie coś zrobi! – krzyknęłam łapiąc Michaela za rękę
– Dobra, ale co teraz? – zapytała mnie
– Musimy go utrzymać puki się nieuspoi. I lepiej będzie jak się zamkniemy w tym pokoju
– Racja... Utrzymasz go sama przez chwilę?
– Postaram się – odparłam po czym zwróciłam się do Michaela – Michael, to ja Diana, ta, która w 2009 uratowała ci życie – opłacało się chodzić na karate, bo i tak było mi ciężko go utrzymać – Mike, proszę...
– Dobra – powiedziała Paris – zamknięte
– Elizabeth... Moja kochana Elizabeth... – A ten nadal to powtarza...
– Michael! – wrzasnęłam. No to powtórka. Znowu się na mnie gapi jak gdyby nigdy nic...
– Dwa pytania. Czemu mnie trzymajcie? I czemu krzyczysz? – no ja z nim oszaleję
– Bo znowu Ci odwala – odparłam puszczając go
– Tato, co się z tobą dzieje? – zapytała Paris i ze łzami w oczach wtuliła się w Michaela
– Nawet ja tego niewiem – odparł Michael obejmując ją
– Ja na serio niewiem co strzeliło do tego łba... – westchnęłam
– Tak, tak wiem... Sława i fortuna uderzyły mi do głowy... – powiedział z ironią w głosie
– No najwyraźniej... Człowieku, nierób nam tego więcej – czy ja znowu brzmię jakbym była jego matką? Patrząc na tą scenę, jak Michael próbował uspokoić swoją córkę, od tego, w co sam ją władował, czułam się jak w filmie. Płakać mi się chciało... Chyba Mike to zauważył, bo ruchem ręki kazał mi podejść bliżej. Stanęłam niecałe pół metra od niego. Złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął bliżej, a potem przytulił...
– Dzięki Mike – szepnęłam
– To ja wam dziękuję. Gdyby nie wy, teraz byłbym wisielcem – odparł
– Na własne życzenie – stwierdziłam
– Elizabeth... – A on znów zaczyna...
– Mike! – nic – Michael!! – nadal nic – Michaelu Josephie Jacksonie!!! – znów złapałam go za ramiona
– Moja kochana Elizabeth... – nadal nic
– Paris, weź podaj mi wodę – nakazałam
– Proszę – nastolatka podała mi butelkę wody. Zębami odkręciłam nakrętkę i chlusnęłam wodą prosto w twarz Michaela
– Ej! – no w końcu na coś zaragował
– Sory, ale na słowa nie ragujesz
– Boże... Co się ze mną dzieje?
– Obiło ci? – zapytałam ironicznie
– Niewiem... Kiedy się dowiedziałem, że...
– Michael do cholery! Jak przeztaniesz to rozpamiętywać to ci przejdzie! – przerwałam mu
– Racja... Czemu ja to robię?
– Niewiem – zaczęłam, ale w powietrzu poczułam inny znajomy, mi przez powalenie ludzi ze szkoły, zapach... – odbiło ci?! LSD?!
– O czym mówisz? – z jego głosem nadal było coś nietak
– Człowieku! Nic innego nie miałeś?! Ty na serio chcesz się zabić?!
– Diana, mam do ciebie prośbę, ale może zabrzmieć to dziwnie
– Mów
– Zwiążcie mnie. Wtedy przynajmniej sobie nic nie zrobię
– Dobry pomysł
– Zgadzasz się? – w jego, co prawda nieco innym, głosie słyszałam zdziwienie
– Łatwiej będzie cię w tedy upilnować. Siadaj – wskazałam jedyne krzesło w pokoju. Usiadł. Razem z Paris dość mocno go przywiązałyśmy.
– Wiesz jak to myśli śmiesznie wyglądać z boku? – zapytał ze śmiechem
– Domyślam się
– Elizabeth... Moja kochana Elizabeth... – znów zaczął mamrotać o Teylor – czemu, czemu właśnie ona? – widziałam jak pojego policzkach płyną łzy. Podeszłam do niego i kciukiem wytarłam jego policzek. Spojrzał mi w oczy. Żal mi go było, że sobie to zrobił, ale wtedy wśród jego słów pojawiło się... – przeklęta...przeklęta Ophemia – przypomniałam sobie z kąd znam to imię. Ophemia Lindsay... – biedna Elizabeth... Czemu, czemu ta wariatka ją zabiła?
– Michael o czym ty mówisz?
– Przeklęta Ophemia Lindsay! Jak cię dorwę... – przerwał. Z jego oczu łzy płynęły wodospadem. Objęłam go i...
– Wczoraj u mnie była – odwarzyłam się to powiedzieć – włamała się. Patrzyła prosto na mnie, a jakby mnie nie widziała. Nic mi nie robiła, ale... Mike, chcesz powiedzieć, że ta psyhopatka zabiła Elizabeth?
– Tak... – wyksztusił przez łzy. Niewiele myśląc rozwiązałam go i przutuliłam. Z powietrza pomału zniknął zapach narkotyków. Uspokoiłam się, że wszystko wraca do normy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top