Wycie Wilka
24.06.2010
Jutro rocznica śmierci Michaela... Siedziałam i gapiłam się w pełnię księżyca. Byłam w tę noc u cioci Marii, która mieszka w głębi Bieszczad. Patrząc w biały glob niezriętowałam się, a dochodziła północ. Włączyłam JBL na maxa, z telefonu uruchomiłam Thrillera i zapaliłam świeczkę w pokoju. Sama zachwilę usłyszałam wycie wilka. Przyjrzałam się księrzycowi...
Z głośnika dobiegł głos Michaela. Znów spojrzałam na naszego satelitę i zriętowałam się, że w plamach na nim da się dostrzec twarz Michaela
- Michael, czy wiesz czemu wilk tak wyje w księżycową noc? - zaśpiewałam mimowolnie... Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami, a chwilę później obudziłam się w zupełnie innym miejscu... Znam to miejsce! Uświadomiłam sobie, że jestem w mieszkaniu, które jeszcze rok temu należało do Michaela... Ale skąd się tu wzięłam? Spojrzałam na datę w telefonie
- 24.06.2009? 22.54? - na głos przeczytałam datę i godzinę wyświetlaną przez mój telefon
- Co w tym dziwnego? - usłyszałam głos Michaela. Zaraz Co?!
- Michael? To ty? - zapytałam z niedowierzaniem
- No nie, święty Piotr, wiesz? Chyba rzeczywiście się wczoraj mocno uderzyłaś w głowę skoro mnie nie poznajesz - powiedział to dość żartobliwym tonem
- Jak miałabym cię niepoznawać? Przecież nawet w Polsce cię kojarzą - udawałam, że wiem co tu robię - Michael, co się stało wczoraj?
- Byłaś u mnie na próbie do występów i się przewróciłaś - Teraz zrozumiałam, że może to być tylko sen, w którym spotkałam idola. W sumie, to występ na jego trasie to było moje odwieczne marzenie
- A, teraz już pamiętam. Mówiłam ci jak bardzo lubię twoją muzykę? - stwierdziłam, że skoro narazie jestem uwięziona w tych czasach to wykorzystam okazję i porozmawiam z idolem...
- Ze sto razy...
- Wszystko w porządku? Jakoś źle wyglądasz
-To pewnie zmęczenie - stwierdził, ale zrozumiałam, że mnie okłamuje. Przypomniałam sobie drugie zdanie artykułu z dnia jego śmierci "Czynności życiowe artysty ustały około 23.10" zrozumiałam, że może jestem tu, żeby zmienić bieg historii... Uratować mu życie. Postanowiłam przedłużać jak się da, żeby tylko o tej godzinie niepołożył się spać... Nie dało mi się... Około 23.10 usłyszałam jego krzyk, a chwilę później do jego sypialni wpadł Murray. Uświadomiłam sobie, że teraz moja kolej. Wbiegłem do pokoju i zobaczyłam jak pan Conrad reanimuje Michaela na łóżku... Pobiegła i wrzasnęłam do lekarza:
- Oszalałeś?! Reanimację prowadzi się na twardym podłożu! - po moich słowach Murray spojrzał na mnie jakby ducha zobaczył, a chwilę poprosił mnie, żeby pomogła mu przyłożyć Michaela na podłogę. Teraz dopiero zrozumiałam, że to niejest sen... Niewiele myśląc zrobiłam oco mnie prosił lekarz... Po może 10 minutach zmieniłam go przy reanimacjii... Już miałam wykonać wdech ratownicze kiedy na sekundę przed czynnością poczułam na twarzy jego oddech... Minęło może pół minuty kiedy...
- Co się stało? - zapytał odzyskują przytomność... Niewiele myśląc odparłam:
- Prawie umarłeś - w odpowiedzi mnie przytulił
- Dziękuję Ci Diana - ułyszałam znów jego głos - uratowaliście mi życie... Jak ja się wam odwdzięczę?
- Możesz po trasie przyjechać do Polski - powiedziałam co mi ślina na język przyniosła
- Chętnie. I tak miałem to w planach. Może czymś lepszym będzie odwiedzenie cię w twoje urodziny? - jego pytanie sprawiło, że moje usta przypomniały literę "O"
- A mógłbyś?
- Jasne. Muszę Ci się jakoś odwdzięczyć. Chętnie cię odwiedzę w Polsce
- Czekaj... To ty wiesz, że tam mieszkam?
- Powiedziałaś mi to w pierwszy dzień prób - po jego słowach znów zrobiło mi się ciemno przed oczami...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top