Część 6 - Dobre chęci


160105 13:35 – POKÓJ JIMINA

Przepraszam, że wychodzę kiedy jeszcze śpisz, ale dzwoniła do mnie mama i prosiła, żebym był w domu trochę wcześniej.

Nie strasz mnie Taehyungiem, bo on zarówno lubi mnie, jak i CIEBIE, Jiminnie hyung... No dobrze, mnie bardziej. Hehe.

Zobaczymy się za tydzień, prawda?

Odpocznij, wyśpij się i jedz dużo, bo lubię twój brzuszek i nigdy więcej nie chcę u ciebie ABS-a.

Fighting! ~ JK (współwłaściciel)

PS. Miło, że nazwałeś ten notatnik NASZYM imieniem. (Kookmin <3)


***


Mój umysł to w dużej mierze układy taneczne, teksty piosenek, jedzenie, idole oraz rodzina. Nigdy nie sądziłem, że na drugim miejscu najczęściej wyszukiwanych fraz w moim mózgu – oczywiście tuż po muzyce – znajdzie się pewien nieokiełznany, rudowłosy chłopak.

Tak, wiem, nietypowe porównania. Niestety o szóstej rano, po wyczerpującej nocy i tylko dwóch godzinach snu, nie potrafiłem pozbierać myśli.

Byłem już w domu. Sam. Mama jeszcze spała, tata był w delegacji, a brat w wojsku, dlatego nie miałem do kogo ust otworzyć.

Siedziałem na parapecie i wyglądałem przez okno, rozmyślając o tym co zaszło niecałe dwa dni temu.

Już tęskniłem za Jiminem, co było do mnie niepodobne. Ten chłopak to moje główne zmartwienie ostatnich tygodni. Każdą sekundę poświęcam na analizowanie naszych rozmów, próby okazywania mu uczuć oraz kontaktowania się z nim raz na jakiś czas, żeby nie wyjść na natręta i zakochanego głupca.

Hmmm... na pewno „zakochanego"?

Do tej pory nie rozważałem tej kwestii. Co prawda odpowiadałem mu na jego „Kocham cię", jednak był to zwykły, automatyczny odruch, którego nauczyłem się przez te wszystkie lata przy naszych fankach.

- Za dużo myślisz, Jungkook – zganiłem się, pocierając czoło wewnętrzną stroną dłoni.

Muszę przestać, bo inaczej zwariuję.

Mam jeszcze kilka dni wolnego, które wykorzystam na siłownię, jedzenie, spanie oraz słuchanie muzyki. Na razie nie miałem nic innego w planach, szczególnie związanego z Parkiem. Wiem, że jeśli teraz nie ograniczymy swoich kontaktów, znów owa sytuacja odbije się na naszej karierze. Drugi raz tego samego błędu nie popełnię.

Może i za nim tęsknię, może i chciałbym znów poczuć jego dotyk, zobaczyć jego uśmiech i usłyszeć jego głos, lecz nie mogłem. Nie teraz. Rola aroganta, którą zazwyczaj odgrywałem, wchodziła mi w krew, dlatego to zadanie będzie nad wyraz proste.

Nie chcąc już dłużej męczyć mojego umysłu, wróciłem do ciepłego łóżka, okrywając się szczelnie kołdrą i zamykając oczy.

Na wszystko przyjdzie pora.


***


- Tak, mamo, zaraz schodzę! – krzyknąłem do rodzicielki, przebywającej obecnie w kuchni i wołającej mnie na obiad.

Było już grubo po czternastej, a ja niecałe dziesięć minut temu raczyłem w końcu wstać.

Wziąłem bardzo szybki prysznic i zabrałem się na nakładanie kremu na siniaki, powstałe na skutek upojnej nocy z moim niewyżytym partnerem. Co prawda to ja zaproponowałem tak ostrą zabawę, jednak nie myślałem wtedy trzeźwo i teraz trochę tego żałuję. Jako idol, musiałem posiadać perfekcyjne ciało i perfekcyjny umysł. Już wystarczy, że na moim policzku widnieje blizna z wiadomych – dla naszego zespołu – powodów. Na więcej takich znamion nie mogłem sobie pozwolić.

Po zakończeniu owej czynności, schowałem pudełko z powrotem do torby. A tuż po tym wyjąłem ogromną kosmetyczkę z moimi wszystkimi skarbami.

Najpierw tonik w postaci octu, później krem – jeden, drugi i trzeci. Niestety na maseczkę nie miałem dzisiaj czasu, dlatego zabrałem się jedynie za zęby, ułożenie włosów i nałożenie środka odkażającego na ranę widniejącą na ustach, którą sprezentował mi nie kto inny jak pan Park Jimin. Jednak taka pamiątka jak najbardziej mi odpowiadała. Chyba miałem zapędy masochistyczne, albo byłem jakimś niewyżytym seksualnie dzieciakiem. Nigdy nie sądziłem, że takie rzeczy będą mnie kręcić. Zawsze to muzyka zajmowała pierwsze miejsce, a teraz prowadzi ona zażytą walkę z seksem.

Gratulacje, bardzo dojrzale i profesjonalnie.

Pokręciłem głową, wpatrując się w swoje odbicie i poprawiając przedziałek na włosach.

- Po co ja to robię? I tak założę czapkę – stwierdziłem, roztrzepując w sekundzie włosy i powracając do standardowego układu grzywki.

Dzisiaj czekał mnie cały dzień na siłowni. Uprosiłem trenera, aby znalazł dla mnie te kilka godzinek. Już wystarczy, że odpuściłem sobie dwa dni przez jednego rudowłosego osobnika.

Schodząc na dół, przywołałem na twarz ciepły uśmiech, chociaż w mojej głowie roiło się od wątpliwości i chęci zniknięcia z tego świata, oczywiście przez spotkanie z mamą.

Wchodząc do jadalni, ukłoniłem się nisko, na co moja rodzicielka roześmiała się perliście.

- Jeongguk, synku, wiesz, że w domu możesz ograniczyć wszelkie takie gesty do minimum – wyjaśniła kobieta, podchodząc do mnie i przytulając na powitanie.

Również ją objąłem, uśmiechając się szerzej i zamykając oczy, by móc rozkoszować się powrotem w ramiona matki.

- Dobrze ci się spało? – zapytała, kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy.

- Tak, oczywiście, mamo – odpowiedziałem zgodnie z prawdą, wpatrując się w jej ciemne oczy.

Niestety, moja rodzicielka należała do osób niezwykle spostrzegawczych.

- Synku... - zaczęła, podnosząc rękę i dotykając rany na moich ustach.

Zachowałem kamienną twarz, łapiąc jej dłoń i uśmiechając się delikatnie.

- To nic, uderzyłem się – wymyśliłem na poczekaniu, jednak takie wytłumaczenie jej nie usatysfakcjonowało, jak zwykle zresztą.

- Uderzyłeś? A ten rozcięty policzek to też przez nieuwagę, tak? – wytknęła mi, tracąc powoli cierpliwość. Zanim zdążyłem reagować, wyrwała swoją rękę z mojego uścisku i zaczęła oglądać całą moją twarz.

- Nic więcej nie mam, mamo, przestań proszę. – Próbowałem się od niej odpędzić, lecz moje starania na nic się zdały. Szybko znalazła siniaki na ręce i szyi, bliznę na skórze przy łokciu oraz świeżą ranę na lewej dłoni.

- Nigdy nie chciałam, żebyś aż tak ciężko pracował, synku. To już jest naprawdę przesada. – Doszła do wniosku, kończąc swoje oględziny, kiedy ja po prostu ciężko westchnąłem.

Co miałem jej powiedzieć? Że bycie idolem czasami mnie przerasta? Że nie zawsze umiem siedzieć cicho i zdarza mi się za to oberwać?

- Wiesz, że lubię ciężko pracować. Szanuję swoje zdrowie i ciało, a to, że czasami na treningach, czy na scenie, coś sobie nieumyślnie zrobię, to nie powód do tego, by od razu rezygnować. – Ubrałem wszystko w najodpowiedniejsze słowa, aby moja mama dała z tym jak najszybciej spokój.

Jeszcze chwila, a o wszystkim się dowie. Nawet o moim związku z Jiminem.

- Dobrze, niech będzie. Po prostu się martwię, kochanie – wyjaśniła, odpuszczając sobie całkowicie. – Chodź, bo obiad wystygnie. – Zmieniła w końcu temat, zapraszając mnie do stołu.

Dziękowałem w duchu, że tak szybko dała za wygraną. Na pewno zaciągnęłaby mnie siłą z powrotem do domu, gdyby poznała choć namiastkę tego co działo się przez ostatnie kilka dni między mną a Park Jiminem, czy też miesiąc temu podczas jednego z naszych treningów.

Zanim zabrałem się za jedzenie, podziękowałem jej z ciepłym uśmiechem na ustach, robiąc jeszcze zdjęcie i wrzucając je na Twittera. Przez te wszystkie miesiące to za domową kuchnią tęskniłem najbardziej, dlatego pochłaniałem wszystko w zastraszającym tempie, kiedy moja rodzicielka po prostu na mnie patrzyła, uśmiechając się szeroko. Nie powinna się dziwić, wiedząc jaką dietę musiałem trzymać przez większość czasu, a teraz mogąc sobie pozwolić na coś tak kalorycznego, a zarazem pysznego. Niebo. Jednak gdyby nie fakt, iż tuż po obiedzie wybierałem się na siłownię, nie zjadłbym nawet połowy tego co mi przygotowała.

- Dobrze, kochanie. Cieszę się, że ci smakowało – wyznała, kiedy tylko opróżniłem wszystkie półmiski i talerze. – Pozmywasz? Bo ja już muszę lecieć do pracy – poprosiła, wstając z miejsca i podchodząc do mnie. Pocałowała mnie w głowę i skierowała się do wyjścia z jadalni.

- Oczywiście, nie ma problemu – odpowiedziałem w końcu, kiwając na potwierdzenie.

Miałem jeszcze chwilę, którą mogłem wykorzystać właśnie na porządki.

Mama szybko się zebrała, zostawiając mnie samego w mieszkaniu.

Gdyby tylko Jimin odkrył, że mam cały dom wolny... nie skończyłoby się to zbyt dobrze.

Dlatego też niczego mu nie zdradzałem. A kiedy zapytał co dzisiaj porabiam, odpisałem mu, że „pracuję nad ciałem i umysłem... oraz jem ile tylko mogę", szczerząc się do telefonu jak głupi. Dopiero po sekundzie uświadomiłem sobie co takiego wyprawiam, więc szybko zaprzestałem tej czynności.

Westchnąłem, załamując się nad pracą mojego mózgu.

Od kiedy reagowałem w ten sposób na zwykłe SMS-y od Parka? To do mnie niepodobne.


Od Jiminnie hyung:

Widzę, że mamy podobne plany ('౪') Ale tylko odnośnie jedzenia. A wieczorem? Co robisz wieczorem?


Mam mu wyznać prawdę czy może troszeczkę się z nim podroczyć?

Oczywiście, że wolałem drugą opcję.

Odłożyłem telefon na blat, kontynuując zmywanie, którym zajmowałem się od niecałej minuty. Musiałem rozważyć kilka istotnych kwestii dotyczących Parka. Niby miałem ochotę dzisiaj się z nim zobaczyć, jednak obawiałem się przywiązania. To mój pierwszy chłopak... pierwsza... miłość? Miłość? Mogłem tak na to patrzeć? Nie jestem pewien. Niczego nie wiem, kompletnie niczego. Czuję się winny tego, jak traktowałem Jimina przez te wszystkie lata, lecz inaczej nie potrafiłem. Zawsze darzyłem go sympatią, niestety wstydziłem się to okazywać. Zresztą, ogólnie nie jestem najlepszy w te klocki. Nawet dziewczyny nigdy nie miałem, za to Park już niejedną. Poza tym jako maknae zespołu większość przemyśleń musiałem zachowywać dla siebie. Również nieśmiałość wzięła pod tym względem górę, szczególnie przy kontaktach z rudowłosym. Boję się konsekwencji tego związku. Już wystarczy, że będę musiał tłumaczyć się fanom z kolejnych blizn i ran, a managerom z tego, w jaki sposób podczas tych kilkudniowych wakacji nabawiłem się tylu obrażeń. Mam nadzieję, że chociaż z tej siłowni wyjdę w jednym kawałku.

- Cholera – zakląłem, kiedy trochę płynu dostało się do jednej z moich ran na ręce.

Od razu przypomniałem sobie w jaki sposób ona powstała...


***

/FLASHBACK/


- Jungkookie, chodź, pospiesz się, już jesteśmy niedaleko – ponaglił mnie Jimin, przechodząc przez kolejne nieznane mi krzaki.

Nadal nie wierzyłem, że zgodziłem się na taką wyprawę. O piątej nad ranem, tuż po męczącym seksie. Powinniśmy smacznie sobie spać, a nie wędrować w jakieś tajemnicze obszary. Ten chłopak kiedyś mnie wykończy.

- No już, Jiminnie hyung, pamiętaj, że to ja byłem na dole – wypomniałem mu, ponieważ moje ciało pragnęło teraz jedynie odpoczynku.

Chciałem wakacji, a sam zafundowałem sobie kolejny aktywny dzień. Co prawda był to pomysł starszego, jednak chętnie się na niego zgodziłem. Nigdy nie byłem w tych obszarach Sahy, mogło być ciekawie.

- Dobrze już, dobrze. W takim razie wskakuj! – zaproponował mi chłopak, zniżając się nieco, abym mógł wejść mu na barana.

- Oszalałeś? Przecież jestem od ciebie wyższy... i więcej ważę – zauważyłem, nie chcąc uszkodzić tego wariata.

- Dam sobie radę, Jungkookie. Skoro dałem radę przenosząc cię z samochodu do swojego pokoju... to teraz tym bardziej dam – wytłumaczył, nadal czekając na mój ruch.

- Hyung... naprawdę mnie przeniosłeś? SAM? ... ZGŁUPIAŁEŚ?! A CO JEŚLI USZKODZIŁBYŚ SOBIE PLECY?! – Naskoczyłem na niego. To było bardzo nierozsądne. Zacząłem się martwić i to poważnie.

- Jestem silny i-

- Nie wątpię w twoją siłę, ale wątpię w twoją wytrzymałość. – Przerwałem mu prawie natychmiast. Nadal nie wierzyłem, że to zrobił.

- Jungkookie, nie biadol, tylko wskakuj. – Rudowłosy znów poklepał swoje plecy, czekając na wykonanie jego polecenia.

Pokręciłem tylko głową zrezygnowany, wskakując na nie niechętnie.

- No, grzeczny chłopiec – mruknął, tuż po tym jak przystałem na jego propozycję.

- Tylko bądź ostrożny... i nie poślizgnij się, hyung! – poprosiłem, ponieważ teren wokół był w dość opłakanym stanie. – Iii dziękuję. – Pocałowałem go w głowę, przez co chłopak o mało się nie wywrócił.

- Wooo-aahh-oo, Jungkookie, ostrzegaj mnie przed takimi akcjami, bo na zawał zejdę. Już wystarczająco dużo pokazałeś mi dzisiaj swojej drugiej, perwersyjnej natury... tej słodkiej i kochanej chyba nie wytrzymam... za dużo jak na jeden dzień, dlatego proszę, opamiętaj się i nie funduj mi takich akcji podczas gdy próbuję nas jakoś stąd wyprowadzić. – Starszy zakończył swój monolog, kiedy ja dławiłem się śmiechem.

Próbowałem się opanować, ponieważ takie gwałtowne drgania były dla nas obu niebezpieczne.

- Przepraszam. – Dalej cichutko chichotałem. – I za ten pocałunek... i za to o co poprosiłem w łóżku – dodałem niepewnie, przypominając sobie moje nieśmiałe wyznanie.

Jimin pokręcił głową, zapewne uśmiechając się przy tym szeroko.

- Nie masz za co przepraszać, to była dla mnie sama przyjemność – przyznał, głaszcząc mnie po moich dłoniach splecionych na jego klatce piersiowej.

Spodziewałem się takiej odpowiedzi, jednak nadal było mi trochę głupio.

Przez resztę drogi wygłupialiśmy się i uważaliśmy, aby dotrzeć na miejsce w jednym kawałku. Co prawda raz się wywróciliśmy i obdarłem sobie dłoń, jednak Park swoimi pocałunkami i przeprosinami sprawił, że nie miałem mu tego za złe.

Naszym celem okazała się być plaża, która teraz, spowita mrokiem, wyglądała wprost cudnie.

- Chciałem ci to pokazać – zaczął Park, stawiając mnie na piasku. – To wyjątkowe miejsce – dodał, wpatrując się w przestrzeń przed sobą.

- Jak dużo dziewczyn przyprowadziłeś tutaj przede mną? – zażartowałem, na co Jimin zaśmiał się tylko cicho.

- Żadnej – odpowiedział gładko, odwracając się w moją stronę. Co prawda słońce jeszcze nie wstało, lecz dla mnie od kilku dni jedno takie świeciło u mojego boku.

Odwzajemniłem jego promienisty uśmiech, podchodząc niepewnie i obejmując go od tyłu. Złożyłem delikatny pocałunek na jego szyi, rozkoszując się jego bliskością. Nigdy nie sądziłem, że będę aż takim romantykiem, lecz przy Jiminie inaczej nie potrafiłem.

Westchnąłem cicho.

Co ten chłopak ze mną robił.


***


Zaśmiałem się sam do siebie.

- Nieee, nie będę taki, muszę się z nim trochę podroczyć – wyszeptałem, odkładając ostatni półmisek na suszarkę, wycierając dłonie i chwytając telefon.


Do Jiminnie hyung:

Wieczorem? Hmmmm... Mam randkę, więc nie mogę.


Odpisałem, śmiejąc się przy tym. Uwielbiałem wzbudzać w nim zazdrość.


Od Jiminnie hyung:

Ze mną, prawda? Lepiej odpowiedz, że tak, Jungkookie. Radzę. Ci. To. Zrobić.


Do Jiminnie hyung:

Nieee. Z tobą? Dlaczego miałbym mieć randkę z tobą? Widzę się oczywiście z Jineul.


Wymyśliłem jakieś imię na poczekaniu, uśmiechając się przy tym jeszcze szerzej.


Od Jiminnie hyung:

JEON JEONGGUK! WIDZIMY SIĘ O DWUDZIESTEJ I ŻADNYCH WYMÓWEK. Teraz jesteś tylko i wyłącznie MÓJ.


Jimin chyba stracił nad sobą panowanie, co dziwnie mnie radowało, a fakt, że chłopak był o mnie zazdrosny łechtał miło moje ego.

Postanowiłem już mu nie odpisywać. Niech się głowi czy moje SMS-y były prawdą, czy też zwykłym żartem. Lubiłem go męczyć w ten sposób.

Pokręciłem głową, chowając telefon do kieszeni i zbierając się w końcu na tę siłownię. Miałem jeszcze niecałe pół godziny, by dotrzeć na miejsce. Niestety musiałem skorzystać z komunikacji miejskiej, dlatego założyłem maskę, czapkę i słuchawki, aby uniknąć zbędnego pisku i ogólnego hałasu.

Na szczęście dotarłem pod siłownię niezauważony, za co dziękowałem siłom wyższym. W końcu mogłem się w pełni skupić na treningu, nie myśląc o zbędnym gadaniu hyungów, czy też managerów. To moje ciało i robiłem z nim co chciałem. Poza tym będę mieć kolejnego haka na Parka, kiedy wyrobię sobie PRAWDZIWY ABS.

Po czterech godzinach ciężkich ćwiczeń, biegania i rozciągania, wygłodniały wybrałem się do pierwszego lepszego fastfoodu. Niestety w Lotterii nie dało się uniknąć fanów. Aby móc zjeść swoje jedzonko zdjąłem maskę, a więc pewnym było, że zaraz ktoś mnie rozpozna.

Westchnąłem, słysząc podniesione głosy i widząc nieopodal telefony. Od tego nie mogłem uciec. Wysiliłem się na jak najbardziej naturalny uśmiech, witając się z pierwszą fanką, która postanowiła podejść do mojego stolika i poprosić o autograf. Zwróciło to uwagę wszystkich obecnych, lecz postanowiłem się tym nie przejmować. Poprosiłem ją o imię i nabazgrałem wyćwiczony podpis, a jako, że myślałem w tym momencie o Jiminie, to i serduszko do tego dorysowałem. Dziewczyna ucieszyła się, dziękując mi, przepraszając za przerwanie posiłku i życząc mi smacznego. Cóż miałem odpowiedzieć? Po prostu podziękowałem, kiwając delikatnie głową i uśmiechając się do niej. Była ładna, lecz nie w moim typie. Na razie miałem oko tylko na jedną osobę, za którą obecnie strasznie tęskniłem.

Nie chcąc robić dużego zamieszania, zjadłem wszystko najszybciej jak się dało, po czym zabrałem tackę i poszedłem wyrzucić resztę do śmietnika. Czułem na sobie ich wzrok, a kątem oka widziałem nagrywające mnie telefony. Spieszyłem się, segregując pozostałości po mojej kolacji i słuchając ich rozmów. Komplementowały mój strój i wygląd, moje zachowanie i uśmiech, przez co zrobiło mi się miło na moim zlodowaciałym serduszku.

Po skończonej czynności, odłożyłem tackę na miejsce i popędziłem do wyjścia, klaskając w dłonie i rzucając im jedno spojrzenie na odchodne. Głosy podniosły się, kiedy przechodziłem tuż obok nich.

Oby mnie nie śledziły. Proszę, proszę, prooooszęę. – Modliłem się w duchu, znikając za pierwszym rogiem.

Na szczęście tym razem dały mi spokój, za co byłem im niezwykle wdzięczny.

Po tak szybkim biegu, musiałem na chwilę spocząć, dlatego zająłem ławkę nieopodal, wkładając do uszu słuchawki i włączając pierwszą lepszą piosenkę. Postanowiłem również wejść na Fancafé i sprawdzić co robiła reszta hyungów. Oczywiście wszędzie już wrzało o mojej obecności w Lotterii. Na szczęście nikt nie znał mojego obecnego położenia, dlatego byłem bezpieczny.

Tae pochwalił się wyglądem swojego pokoju, a Namjoon hyung wszystkich pozdrowił kilka godzin temu. Też postanowiłem coś dodać, dlatego napisałem po prostu: „Cześć, miewam się dobrze, nie martwcie się o mnie. Pamiętajcie, żeby ciepło się ubrać i dużo jeść – JK". Tuż po wysłaniu owej wiadomości, schowałem telefon do kieszeni, patrząc na park przed sobą.

Niestety nie siedziałem już sam. Ktoś – choć nie wiem jak dawno temu – dosiadł się do mnie, wpatrując w te same drzewa posadzone naprzeciwko ławeczki.

Nieznajomy wyjął telefon i napisał coś na nim szybko, nie zwracając uwagi na moje ciekawskie spojrzenie.

Po chwili poczułem wibracje w kieszeni kurtki. Na początku nie skojarzyłem faktów, lecz po odczytaniu SMS-a od Jimina, uderzyłem ręką w czoło, wyjmując słuchawki z uszu.

- Nie, nie miałem pojęcia, że to możesz być ty, hyung – odpowiedziałem na jego wiadomość. – Jak długo tutaj siedzisz? – dodałem, dziwiąc się, a zarazem w głębi duszy ciesząc.

Najwidoczniej szukał mnie tuż po tej akcji w Lotterii. Ile minut od tego minęło? Mam nadzieję, że znalazł mnie w dość krótkim czasie.

- Chwileczkę, Kookie – oznajmił, przysuwając się do mnie i zsuwając maskę z twarzy. Objął mnie ramieniem, uśmiechając się ciepło i całując mnie w bok głowy. – Dlaczego nie powiedziałeś mi, że jesteś sam? I to na tym mrozie? – zmartwił się, opierając czoło o bok mojej głowy.

- Nie jest wcale tak zimno, Jiminnie hyung. A poza tym musiałem się dzisiaj wybrać na siłownię, bo dawno nie byłem. – Próbowałem się wytłumaczyć.

Co prawda na dworze było minus dwadzieścia, lecz dzięki grubej kurtce, temperatura ta była mało odczuwalna.

- Jungkookie, proszę cię, nie wychodź nigdzie sam, kiedy mogę wyjść z tobą. Nie chcę, żeby coś ci się stało – poprosił starszy, przytulając mnie do siebie.

Westchnąłem.

Ładnie pachniał... jakimś jedzeniem?

- Dobrze, hyung, przepraszam. – Tym razem postanowiłem być posłuszny, choć ten jeden jedyny raz.

- To gdzie ta twoja randka, Kookie? – Ton rudowłosego uległ niewielkiej zmianie, nie brzmiał już tak przygnębiająco i smutno.

- Ahhh... noooo... czekam właśnie na nią, zaraz tutaj będzie. – Kontynuowałem żart, przez co Park przyciągnął mnie do siebie jeszcze bardziej, prawie przy tym dusząc.

- Jungkookie, nie żartuj sobie tak więcej, bo naprawdę będzie cię czekać niemiła kara – ostrzegł, puszczając mnie w końcu. – Mam coś dla ciebie... skoro to jest nasza pierwsza randka. – Jimin sięgnął do kieszeni i wyjął z niej niewielkie pudełeczko.

Zamarłem. Nieśmieszny żart. Bardzo nieśmieszny.

- Ta, ta, ta. Naprawdę zamierzasz robić tutaj widowisko? Co jak nas ktoś zauważy i nagra? – powiedziałem szeptem, pukając się w czoło.

Jimin tylko zachichotał, kręcąc głową.

- Źle mnie zrozumiałeś, cutie – wyjaśnił rudowłosy. – To nie jest pierścionek... jeszcze nie – dodał z cwanym uśmieszkiem na ustach. Westchnąłem ciężko z kolejnego słabego żarciku.

- To w takim razie co to jest? – Już wyciągałem rękę, żeby zabrać pudełeczko chłopakowi, lecz ten w porę schował je za siebie.

- Chwilaaa. Wyciągnij rękę przed siebie – poprosił, czekając aż to uczynię.

Ehh, nie mógł mi po prostu tego dać?

Rozłożyłem dłoń, czekając na owy prezent i uśmiechając się delikatnie. Rudowłosy wyjął ze środka dwa naszyjniki? I wręczył mi jeden z nich.

Spojrzałem na niego pytająco.

- Po co mi naszyjnik? Przecież mam ich multum. – Zacząłem narzekać, ponieważ spodziewałem się czegoś lepszego.

- Poczekaj. To nie jest zwykły naszyjnik.

- A jaki? Magiczny? – rzuciłem chamską ironią, czekając na wyjaśnienie.

Mój partner zaśmiał się krótko, pokazując mi z bliska srebrną imitację piórka, czyli zawieszkę naszyjnika.

- „JM" – przeczytał swoje inicjały, widniejące w górnym rogu nietypowego kształtu. – A ja mam „JK" – Pokazał również swój naszyjnik, uśmiechając się do mnie ciepło.

Pokręciłem głową, a po moim ciele mimowolnie rozeszło się przyjemne ciepło.

- Możemy je nosić nawet na scenie i nikt się nie domyśli? – dopytywałem, ciesząc się przy tym i oglądając owy prezent.

- Yhym. – Potwierdził moje słowa, chowając puste pudełko z powrotem do kieszeni. – Nikt tego nie zauważy, lecz my będziemy wiedzieć o co chodzi – dodał, ponownie całując mnie w bok głowy.

Uśmiechnąłem się szeroko, przytulając naszyjnik do serca.

Nie potrafiłem dłużej odtrącać tego człowieka. Był moim prawdziwym szczęściem i moim małym słońcem. Nawet jeśli po raz kolejny życie miałoby mi dać kopa w tyłek, to mam go przy sobie i wiem, że nie muszę się już o nic martwić.


***


Tuż po spotkaniu na ławeczce, udaliśmy się do domu starszego. Było już po dwudziestej, a on obiecał mi randkę, którą chcieliśmy odbyć w zamkniętym pomieszczeniu. Na dworze było za zimno i zbyt niebezpiecznie, a mój dom odpadał, właśnie ze względu na nasze chore pomysły. No dobrze, głównie moje.

Dlatego pięć minut przed dziewiątą znaleźliśmy się w przedpokoju w domu Jimina, ciesząc z ogarniającego nas ciepła.

Przywitałem się z jego rodzicami niskim ukłonem i kontynuowałem rozbieranie. A tata rudowłosego od razu do nas podszedł, również się witając z ciepłym uśmiechem na ustach.

- Jak tam chłopcy? Zimno dzisiaj, prawda? – zagaił, opierając się o ścianę i oglądając nasze poczynania. Nadal dziwnie się czułem ze świadomością, że tata Jimina wie co takiego łączy mnie z jego synem oraz, co najlepsze, w pełni to akceptuje.

Odpowiedziałem mu krótkim: „Tak, panie Park", zdejmując kurtkę i odkładając ją na wieszak.

„Mów mi ojcze" – odpowiedział na to mężczyzna bezgłośnie, a mnie wmurowało.

To było jednak dziedziczne. Myślałem, że suche żarty tego rudowłosego głupka miały na celu „rozbawienie" ludzi wokół, jednak myliłem się, wyniósł to z domu.

Jimin zachichotał, widząc ową akcję. Podszedł do swojego ojca i uderzył go lekko w ramię.

- Nie psuj niespodzianki, tato – wyszeptał, puszczając mu oczko.

Ha ha ha, jakież to zabawne...

Zamordowałem go wzrokiem, zdejmując buty i wymijając zarówno Chima, jak i jego tatę. Chciałem jak najszybciej znaleźć się na górze i schować pod ciepłą kołdrą.

- Jeongguk, tak? – Usłyszałem kobiecy głos, zatrzymując się w półkroku i zerkając w stronę, z której dobiegł owy dźwięk. Ukłoniłem się szybko, zachowując wszelkie maniery.

Jestem stracony... tak bardzo straconyyy. Jimin, ratuj mnie!

Park Narihyun zmierzyła mnie krytycznym spojrzeniem, sprawiając, że chciałem zapaść się pod ziemię.

Przytaknąłem głową, nieco nerwowo, nie wiedząc co miałbym innego dodać.

- Dobry wieczór. – Zdołałem wydukać, chcąc czmychnąć jak najszybciej na górę.

Czego ta kobieta ode mnie chciała? Zauważyła coś? Wie o mnie i Jiminie?!

- Znowu zostajesz na noc? – zapytała szorstko, przyglądając mi się uważnie. Przez nią nie wiedziałem gdzie podziać wzrok. Zacisnąłem ręce w okolicach kieszeni od spodni, formując usta w cienką linię i wpatrując się w jej oczy wypełnione nienawiścią.

Ona. Coś. Podejrzewa.

Zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, przy moim boku pojawił się rudowłosy, obejmując mnie ramieniem i patrząc na swoją matkę jak na karalucha. Ulżyło mi, bo przy nim czułem się bezpiecznie.

- Zostaje – oznajmił jej. – Rodzice Jungkooka pracując do późna, a jego brat jest w wojsku. Jako jego najlepszy przyjaciel i hyung mam obowiązek zaopiekować się nim w takiej sytuacji. Nie będzie samotny, kiedy może być ze mną. – Zakończył to krótkim zdaniem, zawierającym lekki podtekst.

Uśmiechnąłem się w duchu, dziękując w myślach za tak troskliwego i kochanego chłopaka.

Rodzicielka starszego skrzywiła się, słysząc odpowiedź swojego syna. Przez chwilę zastanawiała się, zapewne nad ripostą, dopóki jej oczy nie natrafiły na nasze nowe zdobycze, czyli dwa identyczne naszyjniki. Zmrużyła oczy, analizując coś w głowie.

- Dobrze, chłopcy, bawcie się dobrze. – Zabrała w końcu głos, uśmiechając się przy tym sztucznie, po czym odwróciła się i zniknęła we wnętrzu kuchni.

To było dziwne... i przerażające. Ona. WIEDZIAŁA.

Spojrzałem na Jimina, który obdarzył mnie promienistym uśmiechem, nic sobie nie robiąc z nietypowej akcji sprezentowanej przez jego matkę.

- Chodźmy, Jungkookie – ponaglił mnie, klepiąc lekko w tyłek.

Popatrzyłem jeszcze chwilę w miejsce, w którym przed sekundą stała Park Narihyun. Pokręciłem głową, rugając się za głupie, zapewne nieprawdziwe domysły i ruszyłem w końcu na górę.

Skoro Jimin niczym się nie przejmował, to ja tym bardziej nie miałem ku temu powód, dlatego po drodze, jak gdyby nigdy nic, wyciągnąłem telefon, zerkając na powiadomienia i SMS-a od Tae.

Rudowłosy zaglądał mi chamsko przez ramię, próbując przeczytać tekst owej wiadomości, dlatego szybko zasłoniłem ekran ręką, patrząc na niego z wyrzutem.

On tak zawsze musi?!

- Oj, Jungkookie. – Zawiesił się na mnie, całując w kark i ciesząc przy tym jak głupi. – Chcesz się czegoś napić...? Może czegoś mocnego? – zaproponował, na co westchnąłem ciężko, pozbywając się jego rąk z mojego ciała. Spowalniał nas, a chciałem się jak najszybciej znaleźć pod kołdrą.

- Nie. Dziękuję – odpowiedziałem stanowczo, wchodząc już do jego pokoju. Od razu wskoczyłem na łóżku i położyłem się na nim wygodnie.

Pachniało naprawdę świeżo. Musiał dzisiaj wymieniać pościel, albo tuż po mojej ostatniej wizycie. Nic dziwnego, bo trochę ją... umm... uszkodziliśmy?

- To ja przyniosę ci coś ciepłego gwiyeomdung-i. – Już chciałem zaprotestować, kiedy rudowłosy w sekundzie wycofał się z w pokoju, zamykając za sobą drzwi i znikając mi kompletnie z zasięgu wzroku.

Westchnąłem, po raz kolejny, kręcąc głową i układając się wygodnie.

Jedno musiałem przyznać. Park pomimo braku jakiegokolwiek makijażu i idealnej stylizacji, wyglądał dziś wyjątkowo kusząco. Założył CZARNE spodnie i CZARNĄ koszulkę, co mnie niezwykle kręciło. Miałem fioła na punkcie tego koloru, Jimin chyba zdawał sobie z tego sprawę i dobrze to wykorzystywał. Może wychodząc liczył na to, że powróci do rozebranego i gotowego do działania, Jungkooka?

- Cholera, no naprawdę – zganiłem się, pocierając dłońmi swoje skronie. – Jesteś głupi, Jeon... i niewyżyty – dodałem. – Głupi, niewyżyty dzieciak. – Zakończyłem, ciskając w siebie pięknymi epitetami.

Powinienem się kontrolować, szczególnie swoje myśli. Muszę zacząć się tego uczyć, bo inaczej źle się to skończy. Na przykład w jakimś programie muzycznym, czy po prostu na scenie, zapomnę się i złapię go za rękę, za krocze, albo co gorsza... pocałuję. Raz miało to miejsce na fansignie, jednak nie ma z tego nagrań, dlatego udajemy, że nic podobnego się nie stało, a fani wyssali to sobie z palca. Sprytne zagranie, sprytne.

Przykryłem się kołdrą, niestety nadal było mi zimno. Mogłem jeszcze w domu założyć coś grubego, oprócz czarnej koszulki i cienkiej bluzki, ale nie wiedziałem, że będę na dworze do tak późnej pory. Nie miałem zamiaru się rozchorować, dlatego wstałem niechętnie i podreptałem do szafy Parka. Wyjąłem z niej szary sweter i od razu go ubrałem, wtulają się w ciepły materiał.

- Ładnie ci... - Usłyszałem znajomy głos, dobiegający zza moich pleców. Od razu się odwróciłem. – Ale ładniej byłoby ci było bez niego... i bez reszty ubrań – dodał rudowłosy, patrząc na mnie przenikliwym wzrokiem. Uśmiechnął się tuż po tym cwanie, odstawiając dwa kubki na pobliski stolik i zamykając drzwi, oczywiście na klucz.

Wiedziałem co mnie teraz czeka, dlatego stałem tam grzecznie, przyglądając się chłopakowi, z lekko przechyloną głową i rękoma kurczowo trzymającymi mój pasek. Uśmiechnąłem się delikatnie, podnosząc jedną brew do góry i przesuwając językiem po dolnej wardze. Chciałem doprowadzić go do szaleństwa, fundując najniebezpieczniejszy fanserwis.

- Bez reszty ubrań, mówisz? – dopytywałem, nie zmieniając swojej mimiki, czy też pozycji, przez co pod Parkiem już uginały się kolana. Cieszyło mnie to niezmiernie. – Ale... tak... na pierwszej randce? – Przygryzłem lekko wargę, podwijając do góry materiał swetra. – No... dobrze, niech będzie. – Przeciągałem wszystko, łapiąc pozostałe ubrania i również podciągając je do góry, przez co mój jeszcze niekompletny ABS zaczął się powoli wyłaniać.

Jimin nie wytrzymał, wydając z siebie zgłuszony jęk i podbiegając do mnie w jednej chwili. Uderzył we mnie z impetem, przez co wylądowaliśmy w szafie na miękkich ubraniach. Złączyliśmy w końcu nasze wargi, rozkoszując się swoją bliskością. Westchnąłem mu w usta, czując jak jego rozgrzane dłonie błądzą po moim chłodnym torsie. Pragnąłem jego dotyku, więcej i więcej! Potrzebowałem jego ust, jego rąk, jego ciała. Chciałem się w tym ponownie zatracić. Chciałem poczuć go w sobie i znów przypomnieć jak bardzo tego wszystkiego pragnę.

- Ahh – wyjęczałem, czując dłoń starszego w swoich bokserkach.

Znów mi to robił. Znów sprawiał, że miałem ochotę prosić go o więcej.

- Ji... Ji... Ji-min... – wydusiłem z siebie, pojękując między sylabami jego imienia.

- Taak, Jungkookie? – zapytał, wpatrując się w moje przymrużone z podniecenia oczy.

- Proszę. – Zdołałem z siebie wydusić, kiedy powoli zaprzestawał sprawiania mi przyjemności. Uwielbiał mnie męczyć w ten sposób. – Proszę, proszę nie przestawaj – błagałem, trzymając się kurczowo jego ramion.

Rudowłosy wykorzystał moment, w którym rozchyliłem usta, by ponownie zacząć mnie całować, powracając do przerwanej czynności. Ciężko było mi się skupić na dwóch tak przyjemnych rzeczach, dlatego szybko odchyliłem głowę do tyłu, odrywając się od niego i powstrzymując głośny jęk.

Jimin ponownie wykorzystał moją pozycję, całując odsłoniętą szyję. Przygryzł ją w jednym miejscu, przez co wbiłem mu paznokcie w łopatki. Nie mogąc dłużej wytrzymać, doszedłem, ściskając przy tym skórę chłopaka. Powstrzymałem potrzebę kolejnego głośnego jęku, wtulając swoją twarz w jego klatkę, czując się przy tym tak błogo.

Chłopak szybko wyjął rękę z moich bokserek, wycierając ją w jakieś pierwsze lepsze ubranie. Miałem ochotę się z tego zaśmiać, lecz nie mogłem, ponieważ umierałem na razie z emocji i wyczerpania.

Pocałowałem go w szyję, dziękując cicho, na co rudowłosy zaśmiał się.

- To jeszcze nie koniec, cutie – oznajmił z tajemniczym uśmieszkiem na twarzy.

Nie miałem siły tego analizować, więc po prostu leżałem, czekając na jego ruch.

Starszy wpatrywał się we mnie, składając co jakiś czas delikatne pocałunki na mojej twarzy. Zapewne czekał aż ochłonę, normując swój oddech.

- Chodźmy do mnie, hyung – zdołałem wyszeptać, nie myśląc teraz o konsekwencjach.

- Do ciebie? Jesteś pewien, Jeonggukie? – dopytywał się rudowłosy, przejeżdżając dłonią po wyrzeźbionym brzuchu.

- Taaak. Tak, jestem pewien, hyung – odpowiedziałem lekko zachrypniętym głosem. – Chcę tę noc zapamiętać do końca życia. Jutro wracamy do Seulu, dlatego drugiej takiej okazji nie będzie – zauważyłem, podziwiając idealne rysy twarzy chłopaka nade mną.

Jimin uśmiechnął się delikatnie, całując ponownie moje spierzchnięte już wargi. Rozumiał moje potrzeby jak nikt inny, dlatego przystał na moją propozycję.

Nie minęło pięć minut i już byliśmy gotowi do drogi. Nie oddawałem chłopakowi jego swetra. Przywłaszczyłem go sobie na pamiątkę tych wspólnych wakacji. Szybko wypiliśmy herbatę i już schodziliśmy na dół.

Matka Jimina zatrzymała nas, pytając gdzie się wybieramy o tej godzinie, lecz zarówno rudowłosy, jak i ja, zignorowaliśmy ją, śmiejąc się do siebie i ubierając kurtki w pośpiechu. Pan Park życzył nam dobrej zabawy, przez co wybuchnęliśmy jeszcze głośniejszym śmiechem, wybiegając na zewnątrz i pędząc już w stronę mojego domu. Złapaliśmy się za ręce, próbując dorównać sobie tempem. Nie obchodzili nas inni ludzie, teraz była tylko nasza dwójka.

Zacząłem śpiewać „Run", a Jimin chętnie do mnie dołączył, kręcąc lekko głową, zapewne przez mój kolejny nietypowy pomysł.

- Only thing I can do is run. Only thing I can do is loving you. – Chłopak zaśpiewał swoją część, idealnie kontrolując oddech, dzięki czemu byłem z niego dumny. Od razu mieliśmy takie małe ćwiczenia przed Idol Star Athletics Championships.

Ludzie patrzyli na nas ze zdziwieniem wymalowanym na twarzach. Dobrze, że założyliśmy maski, które nieco wyciszały nasze głosy i sprawiały, że ciężko było nas rozpoznać, bo inaczej byłoby z nami źle.

Podczas dziesięciominutowego biegu, Jimin zdążył mi umrzeć z dziesięć razy. Nie chciałem, żeby aż tak się męczył, dlatego dalej pojechaliśmy komunikacją miejską, nie przestając trzymać się za ręce.

NIE-BEZ-PIE-CZNIE. Nad wyraz niebezpiecznie. Jednak potrzebowaliśmy swojego dotyku.

- Like there's no tomorrow. Like there's no next time – zanuciłem, patrząc mu w oczy. "House of cards" idealnie opisywała nasze obecne, dość ryzykowane działania.

- Everything that you've done in front of my eyes... - zharmonizowaliśmy się, uśmiechając przy tym i patrząc na siebie z widocznym podekscytowaniem.

- JIMIN OPPA, JUNGKOOK OPPA! – Usłyszeliśmy nagle za naszymi plecami. Nawet nie mieliśmy zamiaru się odwracać, po prostu musieliśmy stąd jak najszybciej uciekać.

Puściłem rękę starszego, biegnąc w przeciwnym kierunki, gdzieś w stronę najbliższych drzwi.

- Oł maj gad. – Zaakcentowałem mocno, śmiejąc się, podczas ucieczki między ludźmi w metrze. Dziewczyny na pewno za nimi poszły, po głosie rozpoznałem, że nie należały do tych wyrozumiałych.

Park był tuż za mną, trzymając mocno moją kurtkę, aby mnie nie zgubić. Przepraszałem za każde popchnięcie i trącenie łokciem czy ramieniem, jednak musiałem nas jakoś ratować.

Na szczęście zdążyliśmy dotrzeć pod drzwi tuż na następnym przystanku, wybiegając na zewnątrz i chowając się w tłumie.

Znów złapaliśmy się za ręce, spuszczając głowy i poprawiając kaptury.

Takie przygody były na porządku dziennym. Zmienił się jedynie fakt, że byliśmy tylko we dwoje, a to mogło zszokować niektórych fanów.

Chichotaliśmy cicho, rozbawieni całym zajściem. Mieliśmy zbyt dobre humory, aby kilka pisków mogło nam je zepsuć.

Szybko udaliśmy się do wyjścia z podziemia, ograniczając nasze rozmowy do minimum. A kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz znów zaczęliśmy biec. Zostało nam kilka przecznic, dlatego nie wygłupialiśmy się więcej i po prostu zmierzaliśmy do celu.

- Myślisz, że mają jakieś nagrania? – zapytał Jimin w pewnym momencie.

- Nawet jeśli... to nie założymy nigdy więcej tych kurtek i nikt im nie uwierzy – stwierdziłem, podbiegając pod mój blok. Wklepałem szybko kod i przepuściłem rudowłosego przodem. Zamknąłem za nami drzwi, po czym dołączyłem do Jimina w windzie. Nacisnąłem ósemkę i stanąłem obok chłopaka, wzdychając z ulgą. Moje uda i łydki nieco piekły, lecz uwielbiałem taki ból. Zakwasy były dla mnie motywacją, której podczas dzisiejszego biegu potrzebowałem.

Zaczęliśmy się rozpłaszczać, patrząc po sobie i uśmiechając się, a drzwi rozsunęły się po chwili, pozwalając nam opuścić już ten niewielki środek transportu. Wyjąłem klucze, zaraz umieszczając je w drzwiach i przekręcając kilka razy. Rudowłosy w tym czasie zwiesił głowę na moim ramieniu, w oczekiwaniu na otwarcie drzwi. Szybko to uczyniłem, wchodząc jako pierwszy i odwieszając kurtkę na wieszak. Chim również to zrobił, uśmiechając się sam do siebie.

- Z czego się cieszysz, hyung? – zapytałem, kręcąc głową. Zapewne już mu zbereźne myśli chodziły po tym móżdżku.

Zdjąłem również buty, po czym nonszalancko oparłem się o ścianę, przyglądając ogarniającemu chłopakowi.

- Z niczego, Jungkookie – odpowiedział po dłużej chwili, przekładając telefon do kieszeni spodni i spoglądając w końcu na mnie. – Teraz mam cię całego dla siebie – wyznał, zbliżając się do mnie i próbując mnie pocałować.

Ha, ha, ha. Nie ma tak łatwo.

Czmychnąłem mu na bok w ostatniej chwili, ciesząc się i wyciągając ręce przed siebie, aby obronić się w razie jakiegokolwiek ataku. Ale uwielbiałem takie akcje, szczególnie z Jiminem.

Park nie miał zamiaru czekać na moją zgodę i od razu do mnie podszedł, obejmując i ciągnąc w stronę salonu.

Śmiałem się, próbując uwolnić z jego uścisku i uciekając głową do góry, by uniknąć jego ust.

- Hyung, proszę, puść mnie. – Zdołałem powiedzieć, zanosząc się chichotem.

Niestety, na naszej drodze szybko pojawiła się ruchoma przeszkoda w postaci... mojej mamy.

Spojrzałem na nią przerażony, w sekundzie próbując uspokoić Jimina. Na szczęście chłopak zaraz ją zauważył i puścił mnie, robiąc krok do tyłu, chowając ręce za siebie.

- Umm, dobry wieczór – przywitał się, kłaniając i przywołując na twarz ciepły uśmiech. Zachowywał pozory normalności, to mnie cieszyło.

- Co tutaj robisz, mamo? Miałaś być w pracy? – palnąłem, nie zastanawiając się nad dwuznacznością owych pytań.

Kobieta pokręciła głową, uśmiechając się lekko.

- Dobry wieczór, chłopcy. – Kiwnęła w stronę Jimina, po czym znów utkwiła swój wzrok w moich szeroko otwartych oczach. – Wróciłam wcześniej, synku... i nie spodziewałam się, że ty również wrócisz tak wcześnie... i to z „przyjacielem". – Dała dość dobitny nacisk na ostatnie słowo, czekając aż wszystko jej wyjaśnię.

Westchnąłem ciężko. Innego wyjścia nie miałem. Tylko szkoda, że musiałem to robić właśnie przy nim.

- To jest... - Zastanowiłem się chwilę. – Park Jimin. Jak wiesz, jesteśmy razem w zespole... - Przerwałem, ponieważ kobieta nie takiego wyjaśnienia oczekiwała. – Iiii... od jakiegoś czasu... jesteśmy również razem w związku. – Skończyłem, ściszając nieco głos.

Nie chciałem patrzeć w stronę starszego, na pewno mocno zszokowanego moim wyznaniem.

- Ooo. – Wyrwało się mojej mamie. – Cieszę się, że w końcu kogoś znalazłeś, kochanie – powiedziała po chwili zastanowienia, podchodząc do mnie i głaszcząc po głowie.

No tak. Mogłem się tego spodziewać.

Machnęła ręką w stronę rudowłosego, przywołując go do nas. Chłopak stał z otwartą buzią i wpatrywał się we mnie, chyba nadal nie dowierzając. Jednak po chwili ruszył do przodu, zbliżając się nieco.

Moja rodzicielka objęła nas, całując w czoło zarówno mnie, jak i mojego partnera.

Spodziewałem się takiej reakcji, dlatego po prostu ją przytuliłem, uśmiechając lekko.

- Jimin, opiekuj się dobrze moim małym chłopczykiem, bo ostatnio strasznie o siebie nie dba i naraża na każdym kroku – poprosiła mojego hyunga.

Westchnąłem, puszczając ją w końcu i obejmując tylko Parka, który śmiał się cicho z mojej reakcji.

- Oczywiście. Robię to od niecałych czterech lat, pani Jeon. Niestety Kookie nie zawsze pozwala mi być przy swoim boku, czy też po prostu się obronić. – Chłopak wymownie popatrzył na mój policzek, przez co nasze spojrzenia się spotkały. Zachowałem twarz bez wyrazu, puszczając to mimo uszu i odwracając od niego wzrok. – Zrobię dla niego wszystko i zawsze przy nim będę, nie musi się pani o nic martwić – obiecał jeszcze, dotykając czołem boku mojej głowy.

Uśmiechnąłem się delikatnie, zamykając na chwilę oczy i rozkoszując się takim wyznaniem oraz jego dotykiem.

Moja mama po raz kolejny wyraziła zachwyt naszym związek i dodała, abyśmy byli ostrożni, bo niektórzy ludzie opacznie rozumieją pojęcie „miłość". Byłem wdzięczny losowi za tak kochanych rodziców, o których ciężko w obecnych czasach. Zawsze ze mną byli, wspierając w każdej decyzji, szczególnie na ścieżce do kariery. Wiedziałem, że i tym razem mogę na nich liczyć.

Rodzicielka szybko nas puściła, dzięki czemu mogliśmy się w końcu udać na górę. Przez całą drogę widziałem kątem oka jak Jimin cieszy się sam do siebie, zapewne przez ową akcję oraz komplementy, które usłyszał z ust kobiety.

Wiedziałem, że moja mama nie należy do osób nietolerancyjnych, uprzedzonych i staroświeckich, dlatego nadal mieliśmy wolną rękę i całe piętro dla siebie, co niezwykle mnie radowało.

Tuż pod drzwiami, Chim objął mnie od tyłu, całując w kark.

- Propozycja nadal aktualna? – wyszeptał, a przez całe moje ciało przebiegł lekki dreszcz.

Uśmiechnąłem się, zamykając oczy i rozkoszując jego dotykiem.

- Jak mogłaby nie być, hyung? – Zdołałem mu odpowiedzieć, łapiąc za klamkę i otwierając swój pokój.

Szybko do niego wparowaliśmy, złączając swoje usta i zatrzaskując za sobą drzwi.

Teraz nie miałem wątpliwości, zakochiwałem się powoli w tym chłopaku. I choć nasza znajomość była dość burzliwa, a związek niebezpieczny i poddawany ciągłym próbom, to byłem gotów stawić wszystkiemu czoła i walczyć nawet do końca życia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top