Reakcja bruneta
Perspektywa Vasqueza Sindacco
Vasquez potrzebował czasu, by ułożyć sobie wszystko w głowie. Nie wiedział, jak zareagować na uczucia białowłosego. Z jednej strony był jego najlepszym przyjacielem i uwielbiał z nim spędzać czas, ale z drugiej nie wiedział, czy żywi do niego jakiekolwiek uczucie. Brakowało mu go na akcjach, ale wolał tego nie okazywać. Chciał z nim porozmawiać, ale nie wiedział w jaki sposób.
Zawsze był taki, nie umiał okazywać swoich uczuć. Wtedy, gdy Albert go zaczepił, w środku się ucieszył, ale jego mimika twarzy nie pozwoliła mu na uśmiech. Był zły na siebie przez to, bo chłopak uciekł od niego. Jego wyraz twarzy był smutny, prawie się przed nim nie rozpłakał. Nigdy nie widział go pokazującego swoje słabości. Wiedział w tym momencie, że zjebał. Jednakże nie umiał za nim biec, stał patrząc, jak białowłosy znika w oddali. Nienawidził w sobie tego, tej niemocy.
Codziennie, jak widział połączenie przychodzące od niego, lekko się uśmiechał. Jednak jego blokada wewnętrzna ponownie nie pozwoliła mu na odebranie...
Jego przyjaciele, pomimo że to ukrywał zauważyli jego dziwne zachowanie. Wiedzieli, że coś jest nie tak i chcieli mu jakoś pomóc. On wyrzucił im wszystko co mu leżało na sercu, potrzebował jakieś rady.
- Vasquez to co opisujesz wskazuje, na tylko jedno - powiedział, unosząc kąciki ust Carbonara.
- Na co? - zapytał zaciekawiony brunet. Naprawdę nie znał odpowiedzi.
- Ty też go kochasz
Chłopak nie wiedział co odpowiedzieć, zamurowało go. Patrzył na swojego przyjaciela z wyszczerzonymi oczami.
- Spokojnie, pojedziemy do niego jutro i mu powiesz co do niego czujesz - Poklepał po ramieniu niebieskookiego.
- Dzięki - wyszeptał.
Jutro, czyli dzień ostatniego wpisu Alberta Speedo do jego pamiętnika
Właśnie tak, jak wczoraj ustalili, Vasquez wraz z Nicollo udali się złożyć wizytę białowłosemu mechanikowi.
Sindacco czuł ekscytację, ale też dziwny niepokój. Miał wrażenie, że stanie się coś złego zaraz. Może, dlatego że Albert nie zadzwonił do niego, a robił to codziennie? Miał swoje podejrzenia, więc bez uprzedzenia swojego przyjaciela, siedzącego obok niego, postanowił stanowczo i mocno nacisnąć pedał gazu.
Nie obchodziły go teraz zasady lub czy policja będzie go gonić. Chciał po prostu wiedzieć, czy chłopak jest bezpieczny. Każda sekunda zwłoki się liczyła.
- Co ty odpierdalasz? - krzyknął do jego ucha Carbonara. Ten, jednak nic nie odpowiedział i dalej jechał patrząc przed siebie.
Białowłosy wiedział, że nic już nie wskóra, więc założył ręce i się mocniej oparł się o siedzenie.
Po paru minutach byli już przy małym bloku mieszkalnym. Brunet niechlujnie zaparkował i wyszedł z pojazdu, a z nim Nicollo. Następnie szybkim krokiem Sindacco ruszył do drzwi wejściowych, a drugi chłopak próbował za nim nadgonić.
Jednak w pewnym momencie się zatrzymał. Usłyszał strzał oddany z pistoletu, z któregoś pokoju. Przeraził się i obawiał, co się właśnie tam wydarzyło. Miał, tylko nadzieje, że to nie jego... Jego kto, tak właściwie?
W myślach powtarzał co chwilę "Proszę, tylko nie Albert, nie Albert, błagam, tylko nie on". W międzyczasie biegnąc po schodach do góry. Szybko znalazł się pod drzwiami chłopaka.
Pociągnął lekko za klamkę, zdziwił się, że drzwi były otwarte. Niepewnym krokiem wszedł do środka. Nie chciał zobaczyć tego... Jego przyjaciel, leżał na podłodze w kałuży krwi. Osoba, do której niedawno zdał sobie sprawę, że coś czuje, była martwa.
Podbiegł do niego, kucając obok. Nie brzydząc się krwi, sprawdzał, czy on oddycha. Jego największe obawy się potwierdziły, dusza zdążyła już upuścić to ciało. Na to zareagował głośnym, smutnym krzykiem przy tym płacząc. Szlochał, oparł swoją głowę o ciało już nieżywego białowłosego.
Wylewał swoje emocje, obwiniając się w myślach. Jak zwykle przez jego niemoc musi ktoś ucierpieć. Teraz jeszcze bardziej nienawidził siebie za to, bardzo lubił chłopaka, a nawet kochał, a on przez niego posunął się do radyklanego kroku, jakim jest samobójstwo.
Widzący to Nicollo, też się rozpłakał. W końcu też był jego przyjacielem i należeli do tej samej grupy przestępczej. Zauważył, jak brunet to bardzo przeżywa, więc wyszedł z pomieszczenia. Zaczął dzwonić do innych jego znajomych, by obwieścić tę smutną informację.
Po lekkim uspokojeniu się Vasquez wstał na nogi. Rozglądał się po pomieszczeniu, szukając jakieś większej wskazówki namacalnej, dlaczego białowłosy się do tego posunął. Nagle zauważył na stoliku małą książeczkę, która po przybliżeniu się do niej okazała się być pamiętnika. Widział, że mały skrawek papieru jest przyczepiony do ostatniej strony, więc otworzył rzecz należącą do zmarłego.
Z uwagą czytał pierwsze słowa i kolejne, i kolejne. Jeszcze bardziej wybuchając przy tym łzami, leciały z niego na biały papier, który już był cały przemoczony przez co tekst się rozmazał. Nie zdawał sobie sprawy, jak chłopak cierpiał, jak doprowadzał go do szaleństwa.
Wziął pamiętnik do ręki i wyszedł z budynku. Szybko wszedł do samochodu i odjechał, zostawiając Carbonare bez możliwości transportu. Postanowił pojechać do swojego domu.
Tam na spokojnie od początku czytał wszystkie kartki. Próbował się przy tym nie rozpłakać, ale było to cholernie trudne. Były tam jego wszystkie uczucia, wszystkie akcje w jakich brał udział. Było tam zawarte całe jego życie z tych kilku miesięcy. Vasquezowi czytając to przypominały się te sytuacje z pamiętnika. To, jak zrobili urbexa lub jakieś głupie akcje z udziałem policji. Teraz zdawał sobie sprawę, jak Albert był ważny dla niego, każdego dnia coś robili razem. Rzadko, kiedy było tak by chociaż zdania nie zamienili z sobą przed tą okropną sytuacją.
"Wiesz powoli się przyzwyczajałem, będąc kimś kogo ty kochasz, ale gdy już się przyzwyczaiłem i chciałem wyznać ci moje uczucia było już za późno. Jak zwykle wszystko zjebałem, przepraszam. Mam nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz i się jeszcze zobaczymy" - Takie były myśli bruneta.
Przez kolejne dni nie wychodził z swojego mieszkania, a nawet i z łóżka. Nie mógł się pogodzić z tym, że przez jego głupotę zginała bardzo ważna dla niego osoba, chyba już nigdy sobie tego nie wybaczy. Wszystko mu o nim przypominało, strój mechaniczny, który nosił. Wyścigi, które tak obaj kochali. Kawa, bez której chłopak nie umiał przetrwać dnia. Mógłby wymieniać i wymieniać. Jego umysł był cały czas zasypany wspomnieniami związanymi z nim.
Gdy nastał dzień pogrzebu nawet się na nim nie pojawił. Nie miał siły, nic mu się nie chciało. Chciał cierpieć, tak bardzo, jak białowłosy przez niego. Musiał odbyć jakąś karę, przecież to jego wina, że tak się stało, prawda?
Przyjaciele próbowali go pocieszać, ale nic to nie pomagało. On potrzebował czasu na pogodzenie się z jego śmiercią. Teraz już może zwlekać, ile chce...
Mam nadzieję, że każdy usatysfakcjonowany :D
Podkreślony tekst z piosenki "Someone you loved - Lewis Capaldi" pasował mi bardzo hih
Dobra, ale ta piosenka na górze co dałam "Say something - A Great Big World" pasuje do tego, pierwsza połowa do uczuć Alberta, a druga Vasqueza. Polecam przesłuchać^^
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top