Rozdział 7 Ale, że co proszę?
POV SORA
Normalnie nie wierzyłam własnym oczom i uszom! Mój brat właśnie wyznał miłość Deki, po dość brutalnej wymianie zdań, na oczach hien cmentarnych, pełniących rolę funkcjonariuszy. Gdy Deki wyminęła mnie zamaszyście, spojrzałam na brata, który przeczesał swoje czarne, długie włosy i westchnąwszy powiedział lekko ironicznie:
– Myślisz, że dalej pozostanę we frendzone, czy i na to nie ma już szans?
– Jak ją znam, to jeszcze do niej nie dotarło co powiedziałeś. Sama nie wierzę, że potrafisz tak walczyć o kobietę – stwierdziłam szczerze.
Nie chodziło mi o to, że mój brat jest na to zbyt leniwy, ale o to, że jeszcze nigdy nie był do tego zmuszony. To kobiety ustawiały się do niego kolejkami i szturmowały jego osobę, byleby tylko zwrócił na nie uwagę. Czułam, że Deki mu się podoba i był zawsze delikatny wobec niej, ale nie sądziłam, że była jego prawdziwą miłością. Jeśli chodzi o uczucia był zawsze powściągliwy, a kobiety traktował na zasadzie „zaliczyć i porzucić". Z tego powodu nawet Madara był w szoku, że jest gotowy ożenić się z Rin, zamiast wieść kawalerskie życie.
W jego oczach nigdy nie widziałam bezgranicznej miłości do bratowej, a jej rzeczowa natura nie pasowała do jego upodobań. Byłam jednak wtedy zbyt młoda, by wtrącać się w jego życie, a później było już na to za późno.
Przypomniało mi się jak Madara opowiadał mi, że za każdym razem bawi go, jak osobowość mojego brata zmienia się w nazbyt powściągliwą w obecności Deki jakby tracił całą pewność siebie – kiedyś nie rozumiałam tego określenia, a dziś wiem, że stąpał wokół niej niczym słoń w składzie porcelany, nie chcąc w żaden sposób jej do siebie zrazić. Ale skoro tak ją kochał, to dlaczego nie powiedział jej tego wcześniej? Czemu ta scena miała miejsce dopiero teraz? Wiem, że Dekashi szalała za Kakashim, ale widziałam jak niejednokrotnie lustruje Sasuke i widać było, że jej się podoba. Czy ten dureń tego nie dostrzegał wcześniej? A może zbyt późno zrozumiał swoje uczucia? Tyle pytań kołatało się teraz w mojej głowie!
Westchnęłam rozczarowana i zawiedziona bezsensownością tego wszystkiego.
Teraz ich przeszłość za bardzo się skomplikowała, a współmałżonkowie dali świetny popis kurestwa i zdrady.
Myśląc o tym wszystkim jechałam na badania kwi niczym grzeczna dziewczynka, bojąca się podpaść tym razem najstarszemu bratu. Itachi widząc moje ostatnie rozdrażnienie, senność, trudność z koncentracją i napady jedzenia słodyczy po nocach stwierdził, że mogę cierpieć na insulinooporność i koniecznie muszę iść do lekarza. Na nic zdało się moje zbywanie tematu, a groźba, że poradzi się Sakury – studentce medycyny i naszej sąsiadce-idiotce, która ciągle śliniła się do Sasuke odkąd pamiętam – obiecałam, że zrobię profilaktyczne badania. I tak oto siedziałam sobie w otoczeniu emerytów i małych dzieci w ciasnej przychodni, wiedząc, że przyczyną moich zachowań i wzrostu kortyzolu jest dupkowaty szef.
Czekając na swoją kolej po pierwszym utoczeniu krwi, nagle usłyszałam swoje imię i nazwisko. Gdy spojrzałam na kobietę, która mnie wezwała na chwilę zamarłam, zastanawiając się, czy czasami nie odwiedzić jeszcze okulisty. Bardzo przypominała mojego szefa, do takiego stopnia, że nawet dostrzegłam ten sam ironiczny błysk w jej oku, mimo że była miła i profesjonalna. Najwidoczniej moje zamroczenie było zbyt widoczne, bo z lekkim zakłopotaniem zerknęła na mnie i spytała:
– Wszystko z Panią w porządku?
– Ttak, przepraszam już idę – odezwałam się, wracając do rzeczywistości. Poszłam za nią do gabinetu, a ona wręczyła mi pokaźny kubek z roztworem z glukozy.
– Proszę to wypić jak najszybciej, a po godzinie pielęgniarka ponownie pobierze Pani krew. Pod żadnym pozorem proszę nie zasypiać. Przy takim stężeniu glukozy może to być niebezpieczne – powiedziała rzeczowo, a ja przytaknęłam i usiadłam w drugiej poczekalni, pijąc otrzymane obrzydlistwo. Kobieta wyszła przyjmując kolejnego pacjenta, a ja myślałam, że zwrócę wypity częściowo płyn. Niestety pielęgniarka, która mnie przejęła, nie była już tak miła i czarująca.
– Jeszcze Pani tego nie wypiła? To trzeba wypić szybko, by badanie dobrze wypadło – powiedziała oschle i karcąco, jakby gotowa była mi wlać całość do gardła.
– Staram się – powiedziałam jadowicie, ale niestety kobieta się nie przejęła.
– No to raz dwa. Te maluszki siedzące w poczekalni są bardziej dzielne od Pani – stwierdziła, a ja zagryzłam wargi z irytacji dopijając ostatnią kroplę. Dopiero teraz odeszła drugim korytarzem, kiwając z dezaprobatą głową.
– Sam jej widok przyprawia o mdłości – stwierdziłam, do siebie, jednak chyba trochę za głośno.
– Ten jadowity ton rozpoznam wszędzie – usłyszałam za sobą, całkowicie zbita z tropu. Tym razem obok mnie stał, nie kto inny jak Takumi, który trzymał szarmancko ręce w kieszeni spodni w tym swoim idealnie skrojonym garniturku!
– Nie dziwi Cię, że po wypiciu takiego świństwa od razu zobaczyłam Ciebie? – zadrwiłam, starając się ukryć zakłopotanie.
– Zapewne na poprawę nastroju – odparł, a ja pokręciłam przecząco głową.
– Nie. Po prostu nieszczęścia chodzą parami – stwierdziłam, na co parsknął ewidentnie dobrze się bawiąc moim temperamentem.
– Mniemam, że z moim poprzednikiem nie miałaś odwagi tak dyskutować, co?
– Nie, ale nie wynikało to z braku mojej odwagi. On po prostu siedział ciągle w swoim gabinecie, a Ty pojawiasz się tam, gdzie nie trzeba – wyznałam wzdychając – Co cię przyciągnęło do przychodni na drugim krańcu miasta? Badania geriatryczne?
– Nie tym razem – zaśmiał się – chociaż ten pakiet dla seniora wygląda całkiem ciekawie – tu spojrzał wnikliwie na plakat informujący o promocji. Dzieliło nas zaledwie 10 lat różnicy i mimo że miał dopiero 33 lata, to emanował niespotykaną dojrzałością pomieszaną z lekkoduchostwem i zadziornością. Do tej pory nie mogłam pojąć, jak można połączyć wszystkie te cechy.
Gdy chciałam ponownie się odezwać, poczułam jak mój żołądek odmawia posłuszeństwa, zaczyna mnie mdlić, a obraz lekko się rozmazuje. Widocznie zrobiłam się też blada, bo Takumi nagle spoważniał i robiąc krok w moją stronę spytał:
– Co Ci jest Sora?
Nie odpowiedziałam, bo urwał mi się film. Obudziłam się kilka minut później leżąc na lekarskiej kozetce.
– Nie wstawaj gwałtownie – usłyszałam jego głos, który tym razem miał w sobie więcej troski niż złośliwości. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się do światła wpadającego do pomieszczenia, w którym mnie ulokowano, zerknęłam na kobietę podającą mi szklankę wody.
– Proszę wypić tylko odrobinę, bo badanie może wyjść przekłamane i trzeba będzie je powtarzać. Widzi Pani wyraźnie? – spytała, a mi dalej lekko szumiło w uszach.
– Chyba tak – odparłam ponownie bacznie się jej przyglądając.
– Proszę tu już zostać. Za 40 minut pobierzemy Pani krew i będzie mogła Pani wrócić do domu odpocząć i porządnie się nawodnić – stwierdziła odchodząc na chwilę do komputera.
Ponownie patrząc w stronę mojego szefa, który miał teraz zupełnie inny wyraz twarzy, ściszyłam głos i spytałam nie wyrabiając z ciekawości:
– Dlaczego mam wrażenie, że jesteście do siebie cholernie podobni?
Oczy Takumiego rozszerzyły się z rozbawienia, po czym odparł równie ściszonym tonem:
– Bo Maki, to moja siostra bliźniczka.
– Kpisz sobie ze mnie... – naprawdę myślałam, że żartuje, bo taki przypadek nie mógł się zdarzyć w rzeczywistości...
– Niestety nie tym razem – wtrąciła się Pani doktor z uśmiechem, ponownie podchodząc – jestem jego starszą i mądrzejszą siostrą.
– Za to ja nadrabiam urodą i seksapilem – dodał Takumi, na co jego bliźniaczka prychnęła przekornie, zaczesując blond, zapewne przefarbowane, włosy, chowając je za uszami.
– Wracając jednak do Pani samopoczucia – znów stała się profesjonalistką – może po Panią ktoś przyjechać?
– Nie ma takiej potrzeby, przyjechałam sama i dobrze się czuję... – nim zdążyłam coś dodać, wtrącił się Takumi.
– Ja ją zawiozę – spojrzał na mnie ponownie z troską, a mnie zatkało.
– Naprawdę nie... – teraz nie pozwoliła mi dokończyć zdania jego siostra.
– Świetnie, to ja wracam do pacjentów, a potem widzimy się na kolacji – szturchnęła brata zadziornie i wyszła z gabinetu zamaszystym krokiem. Ewidentnie byli rodzeństwem – potrafili nagiąć do swojej woli bez udziału samego zainteresowanego...
..............................
Po tym jak już w pełni odzyskałam zmysły i byłam gotowa do wyjścia, skierowałam kroki w kierunku parkingu, gdzie miałam zaparkowany samochód. Powstrzymał mnie jednak głos brązowowłosego mężczyzny:
– O nie, nie, nie, nie będę jechał tym złomem... – powiedział okrutnie wypatrując w oddali mojego mustanga – Pojedziemy moim autem...
Tu kiwnął głową na granatowego Volkswagena Arteona najnowszej generacji.
Musiałam zrobić krzywą minę, widząc ten obiekt luksusu i majętności, bo zaśmiał się pod nosem, otwierając mi drzwi pasażera mówiąc:
– Może nie jest tak fajny jak ten, co rozwaliłaś, ale za tym też oglądają się kobiety.
– To nie kobiety, a blachary – zakpiłam, grzecznie wsiadając i zapinając pasy. Byłam spięta i zakłopotana, że jedziemy razem, ale faktycznie, po tej cholernej glukozie kiepsko się czułam.
Takumi najwidoczniej to widział, bo miał w swojej minie widoczną nutę heroizmu, ale nie dokuczał mi już zbytnio, jadąc pod wskazany adres. Gdy dojechaliśmy na miejsce, tym razem to na jego twarzy wymalowało się lekkie zaskoczenie.
– A więc tu mieszkasz? – zapytał bardziej twierdząco, patrząc na nasz okazały dom w jednej z najlepszych dzielnic miasta.
– Spodziewałeś się opuszczonej kamienicy z powybijanymi oknami? – spytałam widząc jego reakcję.
– Widząc jakim autem jeździsz to zdecydowanie... – przytaknął, a ja tylko wywróciłam oczami, wysiadając z jego luksusowego samochodu.
– Dziękuję za pomoc... – powiedziałam nachylając się, by spojrzeć na jego twarz, która się rozpromieniła.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Do jutra... Sora – zaakcentował z naciskiem moje imię, po czym odjechał z piskiem opon, popisując się niczym dziecko swoimi motoryzacyjnymi umiejętnościami.
Westchnęłam z ulgi, że jestem już w domu, jednocześnie wyciągając telefon i pisząc do Madary, by wysłał kogoś ze swoich chłopaków, by zabrali mojego nieszczęsnego mustanga z parkingu przychodni...
Tu dum tu dum! No to kochani przyznać sie kto z was pamięta Maki - blizniaczkę Takumiego, która wystąpiła w moim 1 opowiadaniu (ukryte życie)? :D Stwierdziłam, że odświeżę nieco niektóre postacie.
Tak jak pisałam ostatnio w poście – nie było mnie, bo mnie ktoś miły inaczej zgłosił, ale... niech się wali!
Jestem tu i zostaje. Kolejny next z udziałem Deki i Sasuke wkrótce.
A ponieważ wp jest tak głupi, że zablokował privy, stworzyłam DC dla chętnych ze mną popisać!
tu są namiary:
https://discord.com/invite/Bj43FWWT
Dajcie znać w komentarzach jak wam się podobał rozdział – bo dodają mi one motywacji do szybszego pisania – zostawcie po sobie gwiazdkę i śmiało piszcie na DC! Czekam na Was!
Kocham!
Wasza/Twoja
Juri/Deki
PS. CZY JEST TU KTOŚ, KTO PRZERABIA ARTY I MIAŁBY CHĘĆ PRZEROBIĆ KILKA NA POTRZEBY OPKA?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top