Rozdział 2 Pozory i nieszczęścia
POV SORA
Rozemocjonowana i nabuzowana podjechałam na przydzielone mi miejsce. Mój biedny mustang resztkami sił dowiózł mnie pod muzeum, ale gdy wysiadałam, wiedziałam już, że to była jego ostatnia trasa. Przód samochodu był całkowicie wgnieciony, silnik dymił i kopcił, a gdy jechałam trzymałam gaśnicę pod ręką, modląc się, by się nie zapalił. Na dodatek przednie lusterka zwisały na pojedynczych kabelkach, a prawy błotnik chyba odpadł mi gdzieś po drodze.
Hidan będzie miał z tym trochę roboty – westchnęłam w myślach idąc z podniesioną głową do drzwi wejściowych. Ignorowałam ciekawskie spojrzenia innych pracowników, póki nie natknęłam się na Roca Lee, pełniącego rolę recepcjonisty.
– Ssorra, twoje auto zaraz zapłonie – stwierdził lekko przerażony.
– Możliwe, więc łap – rzuciłam mu gaśnicę, którą zgrabnie złapał – teraz mam spotkanie, ale na 14.00 zamów mi lawetę i każ auto zawieźć na ten adres – tu szybko wyjęłam wizytówkę Hidana, najlepszego mechanika pod słońcem.
– A co jak gaśnica nie wystarczy!? – krzyknął za mną, gdy już prawie wsiadałam do windy.
– 998! To numer straży! – uśmiechnęłam się szeroko tracąc go z oczu, gdy drzwi windy się zamknęły. Teraz nie pozostało mi nic innego jak zachować resztki profesjonalizmu i wkroczyć na miejsce spotkania.
Gdy weszłam do sali konferencyjnej, wszystkie głowy spojrzały w moją stronę, a Tsunade, moja kierowniczka, prychnęła zrezygnowana.
– Sora, musiałaś spóźnić się w taki dzień? Masz szczęście, że nowy Dyrektor jest tak samo punktualny jak Ty. Siadaj już i zachowuj się jak na mój zespół artystyczny przystało – zgromiła mnie, ale w jej głosie wyczułam więcej ulgi niż skarcenia.
– No to Dyrektorek chyba będzie luzakiem, skoro za nic ma zegarek – szepnęłam do Konan, która pokiwała głową.
– Mam nadzieję, ale plotki o nim nie są zachwycające. Podobno wywala artystów, którzy nie chcą malować tego co sam zaplanuje w danym sezonie.
– To przeczy artystycznej kreatywności i naszym całym studiom... – stwierdziłam lekko zszokowana.
– Ja słyszałam, że już podczas pierwszej wystawy ocenia, czy podpisze kontrakt stażowy na kolejne. Zaczynam tęsknić za Orochimaru. Był gadem, ale chociaż podpisywał z nami umowy na trzy sezony, dzięki czemu mogliśmy liczyć na większy rozgłos, dotacje i uznanie krytyków. A tak wystarczy, że raz podwinie nam się noga i... – Temari zamilkła nagle, gdy drzwi się otworzyły.
Wszyscy wstaliśmy niczym zsynchronizowany chórek, a nasze oczy skierowały się w stronę mężczyzny, który wszedł pewnym krokiem. Damskiej części zgromadzenia zaparło dech w piersi z powodu jego wymuskanego, eleganckiego wyglądu, ja natomiast wstrzymałam powietrze licząc na to, że się uduszę i umrę na miejscu.
TO BYŁ ON! Facet, w którego wjechałam dwukrotnie!!!
Robiło mi się zimno i ciepło na przemian, a widząc jak podchodzi do Tsunade i podaje jej rękę, poczułam jak kurczy mi się żołądek.
– To nie może być prawda, to nie może być prawda – powtarzałam w myślach, wiedząc już, że ten facet obedrze mnie ze skóry. Gdy myślałam już jakim torturom mnie podda, odezwała się moja kierowniczka:
–To Takumi Sato. Nowy Dyrektor naszego muzeum i Członek Zarządu Sztuki Nowoczesnej. Powitajmy go brawami! – powiedziała Tsunade, a ja automatycznie zaczęłam klaskać, patrząc na niego jak idiotka. Czekałam na chwilę, w której mnie rozpozna i... stało się!
Gdy skanował wzrokiem całe zgromadzenie, jego spojrzenie zatrzymało się na mnie. Uniósł brew jakby w zaskoczeniu? Satysfakcji? A może w wyniku poirytowania? Nie byłam w stanie tego określić, bo jego mimika znów powróciła do normy, gdy powiedział:
– Cieszę się, że będziemy mogli razem współpracować. Jak już zapewne wiecie, nie jestem tu tymczasowo, a opiekę nad muzeum będę piastował około pięciu lat. W tym czasie niektórych z Was pożegnam, a innych wypromuje tak, że będziecie znani nawet poza terenem kraju –
Po tym zdaniu uniósł się pomruk szeptów i strachu. Facet jawnie mówił, że będzie nas wywalał ze stażu i tym samym przekreślał nasze kariery!
Nasze muzeum nie należało do typowych. Zatrudniało początkujących artystów różnych dziedzin sztuki i umożliwiało im regularne wystawianie swoich prac. Otrzymywaliśmy skromną wypłatę, ale głównym celem było zaprezentowanie się krytykom, którzy raz na trzy miesiące pojawiali się w muzeum i wystawiali swoje opinie, które były przepustką do świata sławy i artystycznego świata.
Na dodatek nie byliśmy przypadkową zgrają biednych artystów, którzy dostali ten staż. Zostaliśmy wyselekcjonowani w krajowym konkursie, pokonując tysiące kandydatów! Nasza piętnastka zerknęła niespokojnie po sobie, gdy nowy Dyrektor – frajer z bordowego auta – kontynuował swoją wypowiedź:
– Wiem, że przywykliście do zarządzania poprzedniego Dyrektora, jednak Orochimaru nie przyczyniał się do rozwoju tego miejsca. Rada zdecydowała, że pora na zmiany, dlatego zapoznajcie się z nowym regulaminem. Powinniście mieć już go na swoich mailach. Proszę, by na jutro każdy z Was zaprezentował mi konspekt dotychczasowych prac i pomysły na najbliższą wystawę. Jeśli dostaniecie moją akceptację, będziecie mogli przejść do dalszych etapów działań.
W tym momencie Sai podniósł rękę i jako najodważniejszy z nas, zadał pytanie, które cisnęło się wszystkim na usta:
– Przepraszam, ale co w momencie, gdy nie zaakceptuje Pan naszego projektu?
– Macie miesiąc do wystawy, więc przez ten czas będziecie musieli przygotować coś innego. W przeciwnym razie będzie to Wasz ostatni miesiąc w tym miejscu – odparł bez zająknięcia, a my ponownie wstrzymaliśmy oddech.
– Mam jeszcze kilka spraw do załatwienia, więc jeśli macie inne pytania, to przedyskutujmy je jutro na indywidualnych spotkaniach.
Tym sposobem dał znak, że możemy wyjść i się rozejść. O dziwo, pierwsza trzmychnęła Tsunade! Najwidoczniej zdała sobie sprawę, że jej obowiązki też mogły ulec zmianie i jak pozostali pragnęła zapoznać się z nowym regulaminem. Ja natomiast chciałam zapaść się pod ziemię!
Gdy miałam już wychodzić za Konan, brązowowłosy mężczyzna przeszedł obok mnie, uśmiechnął się drwiąco i mówiąc szeptem odezwał się:
– Czy los nie bywa zabawny? Teraz mogę, chociaż potrącić Pani z wypłaty na naprawę samochodu. Jest dla mnie sentymentalny, zwłaszcza z powodu koloru... – to powiedziawszy wyminął mnie, a ja oglądając jak jego plecy i reszty grupy oddalają się w korytarzu, cicho przeklęłam pod nosem, wiedząc, że mam przerąbane.
POV DEKASHI
Obudził mnie przyjemny ciężar na moim ciele, który ogrzał moje odkryte ciało. Z rozmarzeniem otworzyłam oczy widząc nad sobą mojego wspaniałego i nieziemsko przystojnego męża.
– Jest jeszcze wcześnie – wymamrotałam, chcąc zakopać się w pościeli i jego ramionach jednocześnie.
– Nie dla mnie Deki – powiedział z uśmiechem, widząc jak ciężko mi zaczynać dzień. Nie byłam rannym ptaszkiem, a nocną sową, co zawsze wprawiało go w nastrój do droczenia się ze mną.
– Więc dlaczego mnie budzisz? Dziś nie idę do pracy – wymamrotałam, przytulając się do jego ręki.
– Ale ja idę – zaśmiał się i dodał – będę dzisiaj znacznie później. Po pracy muszę przejrzeć z Sasuke kilka sprawozdań, bo za chwilę mamy rozliczenie kwartału i wprowadzamy nowy program pożyczkowy do obiegu.
– To, o której będziesz? – zapytałam rozbudzając się na wieść o tym, że moje plany na wieczór szlag trafił.
– Myślę, że koło 20.00. Ale cały dzień będę tęsknił – wyszeptał mi do ucha przygryzając jednocześnie moją skórę za nim.
– Mam nadzieję – powiedziałam, obejmując go już stęskniona. Kakashi był całym moim światem i od samego początku zawrócił mi w głowie. Każdy dzień, nieważne jak intensywny w jego obecności był pełen spokoju, miłości i spełnienia. Byłam cholerną szczęściarą, która każdego dnia dziękowała niebiosom za to, że moje życie nie tylko się ułożyło, ale i tak wyglądało.
– W takim razie zrobię Ci chociaż śniadanie – powiedziałam wstając i rozglądając się w poszukiwaniu mojego szlafroka.
– Nie musisz, już wypiłem kawę i zjadłem Twoje wczorajsze ciasto. Teraz muszę już lecieć, bo się spóźnię – powiedział zakładając marynarkę, którą wcześniej odłożył na ramę łóżka – a Ty co dziś planujesz?
– Przygotuje sezonowe menu do kawiarni – powiedziałam, przemilczając to, co jeszcze planowałam zrobić. Kakashi był wielkim fanem muzyki klasycznej, a na dzisiaj wieczór kupiłam nam bilety do filharmonii, gdzie odbywało się uroczyste otwarcie nowego skrzydła z aulą mieszczącą trzy tysiące osób. Był to mój prezent z okazji jutrzejszej rocznicy ślubu.
Bilety nie tylko były drogie, ale i ciężko było je zdobyć, bo rozchodziły się niczym świeże bułeczki wśród elity naszego miasta. Bankiet miał obejmować występy sławnych muzyków, wyborne jedzenie i szampana, ale teraz to nie miało najmniejszego znaczenia. Praca Kakashiego była nieprzewidywalna, a jako Dyrektor Narodowego Banku i tak starał się wynagradzać mi te zawirowania czy burzenie planów.
– W takim razie znowu przyciągniesz tłumy do kawiarni – stwierdził z dumnym uśmiechem. Kakashiego poznałam na stażu w jego banku, ale gdy tylko zaczęliśmy na poważnie się spotykać stwierdziłam, że nasza wspólna praca mogłaby kolidować z życiem prywatnym. Kakashi chciał, bym dalej rozwijała swoją karierę księgowej w innej placówce, ale ja postanowiłam, że otworzę wymarzoną kawiarnię. Lubiłam rachunkowość, ale kochałam kontakt z ludźmi. Byłam towarzyska i zbyt radosna na typową księgową, co szybko zrozumiałam po pierwszym roku studiów.
Moja kawiarenka szybko zyskała uznanie mieszkańców, a zamiłowanie do słodkości przerodziło się w moją istną pasję. Kochałam to co robię i cieszyłam się, że mój mąż mnie w tym wspiera.
Teraz widząc jak ubiera buty do wyjścia, oparłam się o framugę drzwi i odezwałam się:
– Mam nadzieję, że jutro nie wywiniesz mi takiego numeru i po pracy, będziesz tylko mój...
Spojrzał na mnie, chwycił moją twarz w swoje dłonie i z pewnym siebie głosem powiedział:
– Obiecuję Ci, że jutrzejszą rocznicę zapamiętasz do końca życia, a ja nie odstąpię Cię na krok – po tych słowach pocałował mnie czule i wyszedł, zostawiając mnie pełną wyczekiwania i miłości.
POV SORA
– Jeszcze raz... żebym na pewno Cię dobrze zrozumiał – odezwał się z naburmuszoną miną, mimo że w głębi duszy bawiła go zapewne cała sytuacja – rozwaliłaś swoje auto na złość frajerowi, który Cię wkurzył, a teraz on będzie decydował o Twojej karierze i wystawach?
– Tak jakby... – odparłam zrezygnowana, dziękując, że nie prawi mi kazań jak Itachi. Ten, gdy się dowie o całym incydencie znów zacznie monolog o tym jak jestem nieodpowiedzialna mimo 25 lat i że z takim nastawieniem marnie skończę...
Widząc jak Sasuke unosi pytająco brew westchnęłam:
– Może mi utrudnić karierę, ale jej nie przekreśli. Mam za duży talent.
W tym momencie mój brat się zaśmiał:
– Chyba do przeznaczania aut na szrot – tu odwrócił się w kierunku mojego biednego mustanga, który ledwo dojechał pod muzeum. Teraz stał w warsztacie Hidana, który tuningował większość aut Madary, naszego kuzyna. Facet był lekko świrnięty, fanatyczny religijnie, ale potrafił tworzyć cuda! Auta, które wyjeżdżały z jego warsztatu były nietuzinkowe i oryginalne.
– Nie bądź takim pesymistą. Hidan go uratuje – powiedziałam na tyle głośno, by srebrnowłosy mężczyzna mnie usłyszał. Na dźwięk moich słów zerknął z dezaprobatą i stwierdził:
– Na Jashina Sora! Tobie powinni zabrać prawo jazdy za takie barbarzyństwo! To cacko ledwo dycha!
– Liczę więc na Twoją reanimację! – zaśmiałam się i już miałam ponownie wrócić do rozmowy z bratem, gdy nagle zadzwonił jego telefon. Myśląc, że to Rin dobija się do ukochanego mężulka, z miną chochlika zabrałam mu telefon z rąk i odebrałam.
POV DEKASHI
Była już 22.00 a Kakashi dalej nie wrócił. Lekko się zaniepokoiłam, bo zazwyczaj o tej porze już był w domu lub dawał znać, że zejdzie mu się jeszcze przy dokumentach. Ale teraz, gdy do niego dzwoniłam, jego komórka była wyłączona. Nie czekając dłużej zadzwoniłam do Sasuke, jednak zamiast niego, odebrał mi dobrze znany perlisty głosik:
– Przykro mi, ale zgaś świeczki i posprzątaj płatki róż, bo zejdzie mu się jeszcze u mnie ze dwie godziny – zaśmiała się.
– Mam nadzieję, że mówisz o swoim bracie, a nie Kakashim – odparłam zadziornie.
– O matko! Deki? – zdziwiła się, po czym skierowała pytanie do brata – Dlaczego nie masz zapisanego jej numeru telefonu?
Zdziwiła mnie ta informacja, bo z Sasuke znaliśmy się od dawna i byłam przekonana, że ma mój kontakt w telefonie. Zawsze wiedział, że to ja dzwonie.
– Deki? Co tam? – zapytał, zabierając zapewne rozbawionej siostrze, którą usłyszałam w tle głos Sory:
– Eeee Hidan! Gdzie leziesz z tym młotkiem!?
– Hej Sasuke. Nie ma z Wami przypadkiem Kakashiego? – zapytałam z nadzieją w głosie.
– Nie, jestem z Sorą w warsztacie, bo jak zwykle nie umie odpuszczać. Czemu pytasz?
Chwilę się zawahałam, co ewidentnie wyczuł:
– Deki?
– Mówił, że jedzie skonsultować z Tobą kilka dokumentów i zestawień... Ale skoro nie ma go z Tobą, to zaczynam się o niego martwić, bo ma wyłączony telefon.
Sasuke chwilę milczał, po czym odchrząknął i stwierdził:
– Przecież jutro jest Wasza rocznica ślubu, prawda?
– Tak, ale...
– Więc pewnie przygotowuje jakąś niespodziankę i chciał mieć dobry pretekst do wymknięcia się z domu.
Wyjaśnienie było nie tylko logiczne, ale i prawdopodobne. Kakashi lubił mnie zaskakiwać od samego początku naszej znajomości. Wycieczki niespodzianki czy wymarzone prezenty były w jego stylu. Sądziłam jednak, że z jego uporządkowaną osobowością, zdążył już wszystko zorganizować, a nie dopinać dzień wcześniej szczegóły. Ostatnio jednak był bardzo zapracowany, więc słowa Sasuke zdecydowanie mnie wyciszyły.
– Pewnie masz rację, ale alibi załatwił sobie słabe, skoro nawet nie poprosił, byś go krył – zaśmiałam się.
– Nikt nie jest doskonały Deki, nawet Twój Kakashi – zadrwił żartobliwie, do czego przywykłam już dawno temu. Sasuke przyjaźnił się z Kakashim, ale była pomiędzy nimi nić lekkiej, męskiej rywalizacji. Obaj mieli silne charaktery i w towarzystwie zawsze walczyli o dominację.
– Kładź się spać i niczym się nie martw. Pewnie rozładował mu się telefon w tym ferworze przygotowań. W końcu to wasza 8 rocznica ślubu. Z tego co wiem, Rin też coś szykuje, ale udawaj równie zaskoczoną.
– Mniemam, że tylko Ty i ja nie wiemy, co to będzie? – zaśmiałam się.
– Wiesz, że kwestie organizacyjne przyjęć i niespodzianek nie były nigdy moją mocną stroną. Ja w odróżnieniu od nich działam impulsywnie.
– Hidan jak matkę kocham, jak jeszcze raz walniesz w maskę, to ja walnę Cię w głowę! – ponownie usłyszałam znowu głos Sory.
– Muszę kończyć, bo moja siostra zaraz będzie miała do czynienia nie z drogówką, a kryminalnymi – stwierdził.
– Jasne, dzięki za wyciszenie – stwierdziłam, wyobrażając sobie dantejskie sceny z udziałem tej drobnej blond osóbki.
– Deki...
– Hmmm??
– Słodkich snów – powiedział i się rozłączył, a ja westchnęłam lekko smutna. Nie lubiłam samotnych wieczorów, a co dopiero nocy. Kakashi rzadko kiedy mnie tak opuszczał zdając sobie sprawę z moich lęków i obaw. Tym razem jednak postanowiłam mu wybaczyć to drobne zaniedbanie włączając telewizor. Nim się jednak spostrzegłam, zasnęłam zajadając żelki.
Po jakimś czasie obudził mnie uparty dźwięk telefonu. Zerknęłam na wyświetlacz, ale numer był mi obcy. Zegarek wskazywał 2.15 w nocy, a ja półprzytomna odebrałam telefon.
– Halo? – odezwałam się zachrypnięta.
– Dzień dobry, z tej strony funkcjonariusz Shikamaru Nara, czy rozmawiam z Panią Dekashi Hatake?
Słysząc słowo „funkcjonariusz" niemal natychmiast otrzeźwiałam.
– Tak, czy coś się stało?
– Niestety mam dla Pani przykrą informację. Pani mąż miał wypadek samochodowy...
Kochane Gwiazdeczki!
Drugi rozdzialik za nami i z nudne wprowadzenie też :D Planuję trochę zawirowań, więc się trzymajcie :D
Kocham!
Wasza/Twoja
Juri/Deki!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top