Zepsute Do Reszty
– Diana... Ja nie chcę cię bardziej załamywać, ale... On nie żyje – usłyszałam słowa Michaela
– Olivier... – wydusiłam przez łzy – Proszę... Nie... – gładziłam palcem jego policzek – proszę...
– Niech ktoś ją uciszy, bo mam jej dosyć – mruknął Johnny...
– Nie pomagasz – odparła ciocia
– Poradzimy sobie... – Michael usiłował mnie pocieszyć
Niewiem ile jeszcze czasu tam siedzieliśmy, ale w końcu Michael i Johny zbili tą szybę i wydostaliśmy się na wolność... Zapewne goniąc do murów Neverlandu wyglądaliśmy jak zombie, bo ja w pewnej chwili omal się nie wywaliłam. A kto mnie złapał? Tak, Michael... Kiedy dotarliśmy do domu cioci padłam na ziemię i urwał mi się film...
Kiedy się ocknęłam, pierwszą osobą jaką zobaczyłam był Michael... Niewiem czy śmierć Olivera, czy ogólnie to, że uratowaliśmy mu życie sprawiło, że traktował nas jak własne dzieci...
– Już dobrze... Zamknęli ich... – powiedział gładząc moje włosy
– Ile byłam nie przytomna?
– Może godzinę... Potem się ocknęłaś, ale byłaś wykończona i zasnęłaś...
– Zemdlałam przy samych drzwiach... To jak znalazłam się tu?
– Przeniosłem cię
– Gdzie Jonhy?
– Diana odesłała go do domu...
– Michael obiecaj mi coś
– A co?
– Bo kochasz ciocię, prawda?
– Tak... I co w związku z tym?
– Ożeń się z nią... Nawet i dla mnie... Wiem, że ona cię kocha...
– Niech znajdzie sobie kogoś, kto nie jest głównym celem prawie każdej sekty... – podszedł do okna i oparł się rękoma o parapet – Kogoś, kto zapewni jej bezpieczeństwo...
– Przecież – usiadłam – przecież ty ją kochasz, to znaczy, że chcesz jej szczęścia, tak?
– No tak
– To czemu jej go nie dasz? Ona cię kocha i też chce twojego szczęścia... Ona cię kocha i chce być z tobą...
– Diana, ty tego nie zrozumiesz... Kocham Ross, ale chodzi o to, że oboje jesteśmy sławni i to w końcu wyjdzie na jaw...
– Michael, cholera jasna. Ty kochasz ją, a ona ciebie... Oboje chcecie swojego szczęścia, więc czemu nie jesteście razem?
– Ted, Johny, każdy... Każdy w tym pieprzonym Hollywood by nas zniszczył
– Michael, jeśli kochasz ciocię, to błagam na kolanach, ożeń się z nią, albo przynajmniej powiedz jej prawdę
– Już dobra... Powiem, ale nich sama zdecyduje, czy chce ze mną być.
– Zawsze będę chciała – powiedziała ciocia wchodząc do pokoju – Michael. Z tobą zawsze. Skoro Luck nie żyje, ja straciłam brata, Diana ojca, to gdybyśmy byli razem... Zawsze jest to jakieś wynagrodzenie. Na stare lata, skoro żadne z nas nikogo nie ma, możemy chyba być razem.
– Serio? – (ja i Michael) zapytaliśmy niemal jednocześnie
– Tak. Skoro i tak oboje mamy do grobu bliżej niż dalej. Skoro cała nasza trójka ma w sobie oparcie to to jest najlepsza opcja. Ja kocham ciebie, ty mnie.
– Staniesz się wtedy moim wujkiem – wtrąciłam
– Co za różnica? – zapytał – Będziesz i tak do mnie mówić po imieniu
– Michael, straciłam ojca i chłopaka. Jesteś ostatnim żyjącym facetem, jakiego kocham.
– Diana ma rację... Dla mnie też... Prawie, bo ja mam jeszcze młodszego brata.
– Diana – zwrócił się do cioci – Oboje jesteśmy sławni. Nasz związek w końcu wyjdzie na jaw. Kocham cię, ale nie możemy sobie pozwolić na bycie parą
– Michael, cholera. Mam 76 lat. Chyba wiem czego chcę. A ja chcę być z tobą.
– Nie rozumiesz, że chcę was chronić? Mam 62 lata. Chyba wiem, jacy są ludzie. Ja tylko chcę was chronić. Nie rozumiesz? – padł na kolana, ukrył twarz w dłoniach i zalał się łzami
Ciocia uśmiechnęła się, pokręciła głową i podeszła do niego. Usiadła obok niego i przytuliła go do siebie.
– Od pół wieku cię kocham... Ale... Ja tylko... Ja chcę was chronić... – wyszlochał
– Spórz na mnie. Ja też cię kocham. Michael, I tak prędzej umrę ze starości niż zamordowana. Daj mi trochę szczęścia na starość. Jestem stara i brzydka, żaden inny mnie nie pokocha
– Nie jesteś stara i brzydka. Nie zmieniłaś się od lat 70' wcale.
– Popatrz na mnie. Przecież mam siwe włosy
– Nie masz. Cały czas wyglądasz młodo
– Nie kłam.
– Nie kłamię. Chciałbym być z tobą. Ale pomyśl. Oboje jesteśmy po 50tce. Nie mamy szans na dzieci. Nikt nie zrozumie naszego związku.
– Ja zrozumiem – wtrąciłam – Michael, jeśli sądzisz, że nie macie szans na posiadanie dzieci, to się mylisz. Pogadam z mamą... Może się zgodzi, żebyście wy... Mnie adoptowali – powiedziałam z trudem. Na samą myśl o niewracaniu do Polski się cieszyłan, ale o odebraniu mamie siebie... Było mi smutno, że jej to zrobię.
– Co?! – zapytali jednocześnie
– Jeśli nie możecie mieć dzieci przez wiek, to...
– Czyś ty zwariowała? – zapytał Michael
– Nie... – nim skończyłam zadzwonił mój telefon. Dzwoniła nasza sąsiadka...
D: Tak?
S: Diana, twoja mama miała wypadek...
D: Co jej jest?
S: Może umrzeć
D: Jak to?
S: Twoja mama uratowała życie mojemu synowi... chciał się zabić i stanął na drodze pociągu... Twoja mama zepchnęła go z torów... Omal nie zginęła pod kołami pociągu.
D: Czemu pani syn chciał się zabić?
S: Zakochał się w twojej mamie, a ona mu odmówiła. Postanowił się zabić
D: Mama jest przytomna?
S: Raz tak, raz nie
D: Niech pani, jej powie, że przyjadę gdy będę mogła
S: Dobrze, ale... Prosiła, żebyś została pod opieką cioci.
D: Której?
S: Majaczyła coś o Dianie Ross... Ale to pewnie szok pourazowy
D: To nie szok. Ma rację. Nawet w tej chwili jestem u cioci Diany
S: Żartujesz?
D: Nie.
S: Dasz mi ją do telefonu? Miałam coś przekazać
D: Jasne.
Dałam telefon cioci
DR: Da ya slushayu? (ros. tak, słucham)
S: [...]
DR: Kogda? (ros. Kiedy?)
S: [...]
DR: Eto vyydet iz etogo? (ros. Wyjdzie z tego?)
S: [...]
DR: Dolzhen li ya zabotit'sya o ney? Prinyat'? A kak? (ros. Mam się nią zająć? Adoptować? Ale jak to?)
S: [...]
DR: Skazhi yey, chto ya i Maykl pozabotimsya o ney. (ros. Niech jej pani powie, że ja i Michael się nią zajmiemy)
Ciocia się rozłączyła. Dosyć ciekawe, bo rozmawiała po rosyjsku z moją sąsiadką, a potem w tym, samym języku z Michaelem...
– Diana, chto sluchilos'? (ros. Diana, co się stało?) – zapytał Michael
– Mat' Diany popala v avariyu (ros. Mama Diany miała wypadek)
– Mertvyy? (ros. Żyje?)
– Mozhet umeret' My dolzhny zabotit'sya o Diane (ros. Może umrzeć. Musimy się zaopiewać Dianą)
– Co mi na starość przyszło... Chto yesli on umret? (ros. A jeśli umrze?)
– On pokhoronen, i my usynovlyayem Dianu (ros. Pochowamy ją, a Dianę adoptujemy)
– Michael, o co chodzi? Czemu mówicie po Rosyjsku? – zapytałam
– Chyba cię jednak adoptujemy... Twoja mama jest w poważnym stanie.
– Michael, ja... Ja się boję... Boję się o mamę
– Spokojnie... Postaram się wynagrodzić ci to wszystko...
– Moglibyście po angielsku? – zapytała ciocia
– Ross, słuchaj, skoro rozmawiałem z tobą po Rosyjsku, tak żeby Diana nie zrozumiała, to daj mi chwilę porozmawiać z nią w takim języku, że byś dla odmiany ty niezrozumiała.
– Już dobra...
– Michael, co jeśli mama umrze? – zapytałam
Cdn
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top