OneShot
OneShot z konkursu #konkursŚwiąteczny od Skierka__Uwu.
Około 1340 słów.
Miłego czytania <3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
!FW! Ataki Paniki !FW!
Święta, dni które się albo uwielbia albo nienawidzi. Osobą która wybiera drugą opcję jest Dante Capela. Czarnowłosy chłopak z zielonymi oczami. Czemu?
Nie ma z kim ich spędzać?
Hank go zapraszał.
Nie chciał opuścić pracy?
Miał opcję urlopu.
Przez swoje dzieciństwo nie bardzo lubił święta. Wolał jeździć swoim mustangem po Los Santos.
Osobą które jest przeciwieństwiem Dantego jest Erwin Knuckles. Chłopak ze złotymi oczami i siwymi włosami. W święta zamiast napadać na banki miał w planach zjeźdzać ze swoją ekipą na sankach, ale plany się zmieniły gdy zwrócił szczególną uwagę na czarnowłosego.
Pov. Dante
Było koło godziny 23:30, siedziałem nad papierami, bo byłem jako jedyny z HC i biura szefa. Nawet nie zauważyłem kiedy do biura wszedł Rightwill.
- Ekhem- odkaszlnął siwowłosy, podniosłem głowę do góry.
- Dobry Szefie- powiedziałem i wróciłem do papierów.
- Zostaw te papiery i do domu.
- Ale...
- Nie ma ale, za dużo siedzisz w pracy. Urlop na okres świąt i dwa dni po żegnam.- Powiedział poważnie.
- No dobrze dowidzenia - rzekłem zrezygnowany
No i tak zostałem z przymusowym urlopem na dziesięć dni. Zdałem rzeczy i poszedłem się przebrać w cywilne ciuchy. Gdy już to uczyniłem podszedłem do drzwi bocznych, a przez to, że było -5° na zewnątrz, przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz. Ruszyłem w stronę mieszkania. Byłem w około połowie drogi obok mnie zatrzymało się biało-złote zentorno.
- Wsiadaj Dante.- Powiedział przez otwartą szybę co uczyniłem.
- Nie musiałeś. - Rzekłem, a powieki same mi się kleiły do siebie.
- Jest zimno, a ty jesteś w samej bluzie.
- Mhmm - mruknąłem i nawet nie wiem kiedy usnąłem.
Pov. Erwin
Jechałem ośnieżoną drogą i zobaczyłem czarnowłosego w samej bluzie. Trochę zrobiło mi się jego szkoda. Wszyscy nazywają go chodzącą depresją, albo mopem co musiało go przytłaczać. Zatrzymałem się na poboczu i wpuściłem niebieskowłosego do samochodu. Chciałem spytać się gdzie mieszka, ale usnął na fotelu więc postanowiłem wziąć go do siebie. Po pewnym czasie dojechaliśmy. Wysiadłem z auta i podszedłem do drzwi od strony pasażera i wyjąłem młodszego i wziąłem go na "pannę młodą", otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Zdjąłem swoje oraz Capeli buty, prędko wszedłem po schodach. Przeszliśmy przez framugę drzwi od sypialni. Zdjąłem bluzę oraz koszulkę z młodszego następnie położyłem chłopaka na łóżku oraz przykryłem kołdrą. Gdy miałem wychodzić usłyszałem cichy głos za sobą.
- Zostaniesz?
- Jasne- odpowiedziałem od razu. Zdjąłem z siebie czerwony golf, położyłem się obok i przytuliłem się do pleców czarnowłosego. Nawet nie wiem kiedy usnąłem w objęciach Morfeusza.
Pov.Dante
Obudziłem się z niemiarowym oddechem i rozbieganym wzrokiem. Automatycznie wstałem próbując unormować i uspokoić swój oddech. Nic nie pomagało. Poczułem ciepłe ręce na swojej talii.
- Co się dzieje?- Spytał spokojnym głosem złotooki. Przynajmniej tak mi się wydawało. Z moich oczu zaczęły lecieć strumienie łez. Szybko wstał z łóżka i kucnął przede mną oraz łapiąc moje obie ręce.
- Hej hej spokojnie wdech, wydech, wdech, wydech.- Instruował mnie, aby mój oddech zaczął się unormowywać. Dalej nic. Poczułem jak materac ugina się pod ciężarem starszego, a on przyciąga mnie na swoje kolana.
- Już spokojnie- wyszeptał mi do ucha. Bliskość z drugą osobą zawsze pomagała. A teraz? Teraz nawet to nie pomogło.
- Lepiej?- Nie dostał odpowiedzi. Próbowałem skupić się na tych złotych ślepiach aby się uspokoić, ale kiedy odwróciłem na sekundę wzrok siwowłosy mnie pocałował? Złotooki oderwał się ode mnie z nieznanego mi powodu.
- Przepraszam- odwrócił wzrok w drugą stronę. Obruciłem głowę aby patrzył mi w oczy.
- Nie przepraszaj, gdyby nie ty pewnie bym męczył się.- Powiedziałem i puściłem jego brodę. Siwowłosy siedział zamyślony, a ja próbowałem cokolwiek wyczytać z jego oczu. Nie chciałem przerywać tej ciszy, a za razem chciałem dowiedzieć się co chodzi po głowie starszemu.
- Dante- mruknął cicho.
- Tak?- Spytałem.
- B-bo zastanawiałem się nad jedną rzeczą- zaczął się jąkać.- Ja cie kocham...
Zamurowało mnie. Po oczach Knuckles'a mogłem wyczytać szczerość, a za razem strach przed odrzuceniem.
- Rozumiem jak ni- złączyłem nasze usta w pocałunku nie dając dokończyć starszemu zdania. Po dłuższej chwili zakończyłem nasz pocałunek.
- Też cię kocham Erwin, ale powinniśmy spać, bo jest późno.
- No dobrze- położył nas na łóżku dalej mnie przytulając.
- Dobranoc
- Dobranoc- poczułem ciepły oddech na karku, a za razem bezpieczeństwo. Nawet nie zauważyłem kiedy usnąłem.
Pov. Erwin
Obudziłem się koło 12 rano przez nieustający dzwonek w telefonie. Nie patrząc na nazwę odebrałem.
- Czego?!- Wydarłem się zapewne na pół domu.
- Jezu ty żyjesz!- Usłyszałem głos młodego Carbonary.
- Dobra Ivo co chcesz?
- Chłopaki cię szukają więc się martwimy, ale jak żyjesz to jest dobrze.
- To wszystko?
- Nie możesz przyjechać na zakon?
- Będę za 20 minut- rozłączyłem się.
Szybko się ogarnąłem, zgarnąłem kurtkę, klucze i wyszedłem z domu następnie je zamykając. Podjechałem na zakon tak jak prosił młody. Omawialiśmy sprawę napadu na Pacific przez co trochę nam nad tym zeszło. Gdy mieliśmy już się rozchodzić Nicollo podszedł do mnie.
- Erwin
- Tak?- Odwróciłem się do białowłosego.
- Widziałem Dantego wychodzącego z twojego mieszkania, czy wreszcie mu wyznałeś, że go kochasz?- Zapytał spokojnie.
- Tak- odpowiedziałem po chwili ciszy.
- I co?- Zapytał uradowany.
- No jakby to powiedzieć. Jesteśmy parą.
- To super!- Krzyknął i mnie przytulił. Tylko Carbo wiedział o tym, że czuję coś do czarnowłosego, więc musiało go to uszczęśliwić, że młodszy też to odwzajemnia.
- Nico- oddaliłem się lekko od białowłosego.
- Tak?
- Czy Capela może przyjść do nas na Wigiliję?- Zapytałem cicho.
- Jasne, że może.
- Dziękuje - mruknąłem i wtuliłem się w brata.
Dwa dni później
Dzień wigilii
- Dante no chodź.
- Erwin nie będę iść na waszą wigilię. To twoja rodzina więc idź z nią spędź ten dzień.
- Ale ty też w niej jesteś i bez ciebie nie pójdę. - Podszedłem do młodszego po czym go objąłem w talii.
- Nie chcę wam zepsuć tego dnia- mruknał i wtulił mi się w klatkę piersiową.
- Nie zepsujesz. No proszę pojedź ze mną i spędź ten dzień z nami, a nie jak co roku samemu...
- Eh no dobrze pójdę z tobą.
- Kocham cię wiesz? - Powiedziałem po chwili ciszy.
- Ja ciebie też, ale chyba musimy się przebrać jak mamy gdzieś iść.
- Racja
Podeszliśmy do szafy z której młodszy wyjął czarne dżinsy i czerwony golf dla mnie i dla siebie.
- Dzięki- powiedziałem odbierając ciuchy. Po około 20 minutach byliśmy gotowi oraz w aucie. Jak na mnie jechałem przepisowo z czego czarnowłosy się zdziwił.
- Ty tak potrafisz?
- Sam nie wiedziałem, że tak potrafię.
Po 10 minutach jazdy dojechaliśmy do domu Carbonary. Zadzwoniliśmy dzwonkiem o czekaliśmy aż ktoś nam otworzy. Usłyszeliśmy otwieranie zamka, po czym ujżaliśmy zdziwionego Ivo.
- Cześć możemy wejść?
- Jasne- otworzył bardziej drzwi.
Było koło północy wigilia szła w niezapomniane, wszyscy rozmawiali, niektórzy jak zakszot pili. Siwowłosy zauważył że jego partner gdzieś znika, ale gdy po dłuższej chwili nie wracał zaczął się martwić.
- O kurwa - usłyszeliśmy głos Nicollo który poszedł do toalety. Momentalnie wszyscy ucichli, a ja podszedłem do brata. Nie spodziewałem się widoku Capeli w takim samym stanie w nocy w którą wyznałem mu, że go kocham.
- Kurwa- kucnąłem przed młodszym łapiąc jego ręce.
- Dante spokojnie jestem tutaj.- Pokazałem Carbonarze aby zamknął drzwi co uczynił, za co byłem mu wdzięczny.
- Kochanie wdech, wydech, wdech, wydech.- Kierowałem młodszego aby zaczął oddychać, lecz z jego oczu zaczęły lecieć łzy. Nie daje rady nabrać powietrza. Erwin myśl co robić. Przybliżyłem się do młodszego. Pocałowałem go. Jedyna droga która działa szybko, a zapewne nie mieliśmy za dużo czasu. Oderwałem nas od pocałunku i przytuliłem młodszego.
- Już lepiej?- Spytałem, a on kiwnął głową na tak.
- Chodź pojedziemy do domu.- Powiedziałem do zielonookiego na co on ponownie przytaknął głową.
- My już pójdziemy- skierowałem do Carbonary.
- Dobra miłej nocy.
- Wzajemnie- pchnąłem drzwi wejściowe przez które przepuściłem młodszego. Kierowaliśmy się do samochodu, a w tle było słychać syreny policyjne. Wsiedliśmy do auta i kierowaliśmy się w stronę domu. Wjechaliśmy do garażu, po czym wysiedliśmy z pojazdu. Weszliśmy po schodach do naszego pokoju, położyliśmy się na łóżku obejmując się nawzajem. Przeniosłem młodszego na swoją klatkę piersiową i zacząłem głaskać jego głowę. Nawet nie wiem kiedy minęła połowa nocy. Poczułem podnosząc się głowę wyższego.
- Idź spać Erwiś- mruknął cicho.
- No dobrze, dobranoc.
- Dobranoc- oboje usnęliśmy aż do świtu.
Każda historia kończy się happy endem tylko trzeba do tego dojść i pomóc swojej przyszłości i nie przejmować się przeszłością.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top