3-Szpital


Pov. Montana

-Erwin ja nie chcę zemsty ja przepraszam. -Powiedziałem po cichu po czym spojrzałem na niego.

Po jego wyrazie twarzy było widać zmieszanie jak i smutek, popatrzył chwilę na mnie i odpowiedział.

-To moja wina, cały ten wypadek, jej smierć, stratę ciebie. Ja na prawdę nie chciałem. Do tej pory nie mogę sobie tego wybaczyć i ty tu nie masz co przepraszać to wszystko moja jebana wina. -Powiedział ze łzami w oczach lecz szybo je wytarł.

-Ja się z tym pogodziłem było to dawno, czasu nie cofniesz i nie przywrócisz jej do życia. Nie chciałem żeby nasza przyjaźń się tak skończyła.

Chciałem coś jeszcze dodać, ale dojechaliśmy do szpitala. Wysiadłem z karetki i poczekałem na Erwina, po czym pomogłem mu po woli dotrzeć na sale operacyjną. Operacja trwała około dwóch godzin, po czym wyszedł do nas lekarz i powiedział że za 30 minut będzie można przetransportować go na komendę, ponieważ był jeszcze w śpiączce po operacyjnej.

Po około 30 minutach Erwin się przebudził, po czym
Poszedłem do niego powolnym korkiem i zakułem. Po zakuciu pomogłem mu dojść do radiowozu po czym otworzyłem mu drzwi i go w nim posadziłem, sam usiadłem na miejsce kierownicy i czekałem na gotowość innych jednostek.

Atmosfera w radiowozie była strasznie napięta, widziałem obojętność jak i smutek po Erwinie, a sam nie byłem wcale zadowolony i nie było mi do śmiechu.

Pov. Erwin

Siedziałem zakuty w radiowozie i z okna obserwowałem całą sytuacje. Zauważyłem Davidka w swoim lambo jak i landryny krążące w okoł szpitala wiedziałem że nie skończy się to zwyczajnym konwojem tylko odbiciem i wielką strzelaniną.

Głowa podpowiadała mi żebym go ostrzegł i żeby uważał, lecz stylu miałam wątpliwości czy nie próbuje mną manipulować. Chwilę myślałem nad tym czy to powiedzieć, ale jak to się kurwa mówi raz się żyje.

-Montana.

-Tak? -Zapytał zdziwionym głosem.

-Taka mała rada od starego przyjaciela pojedź w konwoju na końcu, a jak już będę wszyscy jak to się mówi leżeć to poddaj się. -Powiedziałem po czym delikatnie się uśmiechnąłem.

-Yyy.. nie wiem jak mam na to zareagować, ale dziękuje?

-Tak tak a teraz jedź bo inni ruszają.

Powiedziałem po czym z uśmieszkiem oparłem się o siedzenie i czekałem na rozwój akcji. Długo nie poczekałem, odrazu po wyjechaniu usłyszałem pierwsze strzały, i chwile po tym radiowóz wjeżdżający z impetem w ścianę. A po paru sekundach podjeżdżającego Dawidka krzyczącego do Montany żeby się poddał. Montana zatrzymał się wysiadł z auta i podniósł ręce do góry, wtedy Dawid wyszedł z fury podszedł do radiowozu, pomógł mi wyjść i mnie rozkuł. Otrzepalem się z kurzu i powoli podszedłem po Gregorego z uśmiechem na twarzy.

-A nie mówiłem Grzesiu, ja mam zawsze racje.

Powiedziałem i w tym samym momencie wrzuciłem mu do kieszeni od spodni wizytówkę i w szybkim tępie wsiadłem do lambo i odjechaliśmy.

-A ty przypadkiem nie mówiłeś Carbo że trzeba na niego uważać i Kui zbiera informacje na jego temat?

-Wiesz co Dawidka, chyba się myliłem co do niego, ale dalej trzeba być ostrożnym i uważać na wszelkie możliwe okoliczności.

-Dobra a teraz jedziemy na Burgera bo Kui ogłosił spotkanie.

Po słowach Dawidka widziałem, że mamy jakieś nowe informacje ale teraz pytanie jakie.

———————————————————————————
No witam, nowy rozdział a po jutrze może następny powoli będzie się coś działo, ale trzeba cierpliwie poczekać.

~543 słowa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top