#1

— YIXING, STOP!
— JONGDAE
— Lay, daj mi spokój.
— Ale posłuchaj, Chennie, ta koncepcja jest idealna! — Yixing ciągle nalegał, ciągnąc mnie za kaptur. Był tym zajęciem tak zaabsorbowany, że nie zauważył nawet kiedy skręciłem, a on uderzył jakąś dziewczynę w twarz wolną dłonią. Oczywiście uznał, iż to nie jego wina, bo boska dłoń może robić co chce, więc nawet jej nie przeprosił, a tylko kroczył za mną dalej jak ten rzep na psim ogonie.
— Kiedy ja nie chcę.
— Nie bądź jak dziecko! Chcesz wyrwać Minseoka, to musisz w końcu ruszyć ten swój skamieniały kuferek i pokazać najlepszego dinozaura jakiego masz pomiędzy nogami! Jestem pewien, że XiuXiu hyung zaraz zaciągnie cię do kibla i ostro przel-
— Zamknij się, oppa. — Mruknął Byun, zasłaniając dłonią jego usta. Momentalnie zdębiałem i odłożyłem szybko tackę z jedzeniem na stolik, aby niczego nie ujebać, po czym odwróciłem się w stronę przyjaciół, i zapytałem:
— Oppa?!
— Przegrałem zakład — westchnął szatyn.
— To wszystko tłumaczy — odparowałem. — Tak właściwie, to o co tym razem się założyliście?
— Baekhyun powiedział, że nie jest pizdą i w stroju Baek Hee miał zarwać do Chanyeola. Aczkolwiek wiesz jak to z nim jest i nasz kochany Bekon wywalił się centralnie przed twarzą tej tyczki do fasoli, a na domiar złego, sukienka mu podleciała i teraz pół szkoły ma zdjęcia jego bokserek w nyan cat. — Wytłumaczył, a ja złapałem się za nasadę nosa i zacząłem liczyć do stu. Moi przyjaciele byli naprawdę szaleni, a ich pomysły wykraczały poza skalę normalności co najmniej siedemnaście razy w ciągu dnia i sto siedemdziesiąt w ciągu całego miesiąca. Zignorowałem więc wykłócających się o coś kumpli i zająłem miejsce przy stoliku, zaraz zabierając się za otwieranie soku jabłkowego. Przypięli do tego czarostwa jakieś sreberka, żeby nie kapało, a teraz nie da się tego otworzyć bez paznokci czy widelca.
— Kurde no. — Fuknąłem, czując narastającą irytację. Byłem pewien, że gdyby nie Jongin, który notabene, pojawił się tutaj znikąd niczym agent Zelo Zelo, już dawno rzuciłbym opakowaniem na odległość całej tej stołówki.
Co ja pierdziele, to nawet poza stolik by nie wyleciało.
— Jongdae, może jednak zapiszesz się na siłownię? — spytał, bawiąc się w otwieranie napoju końcówką łyżeczki. Poprawiłem więc okulary, skrzyżowałem ramiona i spojrzałem na niego jak na najgłupszą osobę na świecie – którą oczywiście nie był – bo jego mózg to istna enigma dla jakiegokolwiek naukowca, a średnia wynosi ponad pięć za każdym razem.
— Czy ty potrafisz sobie wyobrazić mnie w sportowych fatałaszkach, biegającego na bieżni, czy nawet podnoszącego jakieś ciężarki? — Kai podniósł głowę.
— Nawet nie mów, że tak, bo i tak nikt ci nie uwierzy — wydusiłem z trudem.
— Chen, nie pleć głupot — westchnął cierpiętniczo. — Wyobrażam sobie ciebie na siłowni i nikt nie musi mi wierzyć. Ważne, że sam sobie wierzę.
— Dobra, nieważne.
— To jak, Chennie, dzisiaj do galerii na mały shopping? — poczułem nagły ciężar na barkach, przez co wraz ze zmęczonym spojrzeniem, odrzuciłem głowę do tyłu. Baekhyun opierał dłonie na moich ramionach i szczerzył się jak głupi, patrząc na mnie tym wzrokiem, który nie widzi odmowy.
Cierpię, pomocy.
— Jongdae nie chce. — Odpowiedział za mnie Kai.
— Jongin, jesteś jego matką? Nie? No też właśnie — burknął Byun. — Poza tym, Chenusiowi przyda się jakiś nowy komplecik. Jeśli mnie oczy nie mylą, a nie mylą, to masz na sobie bluzę, która była modna dobry miesiąc temu. Teraz jest passe i aż mi wstyd przy tobie chodzić, weź ją lepiej zdejmij.
— Baekhyun.
— No co znowu?
— Lu Han się zbliża. — Mruknął konspiracyjnie Yixing, zajmując miejsce koło Jongina. A Baekhyun spanikował i tak szybko jak wygadał mi tonę obelg, tak szybko się zmył. Poczułem ulgę i następnie odebrałem butelkę od Kaia, cicho mu dziękując.
— Tak naprawdę wcale go za mną nie ma, prawda? — westchnąłem.
— Hejka Lay, cześć Chennie, co u ciebie skarbie? — A już myślałem, że gorzej być nie może. To wcale nie tak, że nie lubiłem tego blondyna, bo Xiao był mi dość bliskim przyjacielem, który jako pierwszy oprowadził mnie po tej szkole, no i ogólnie lubiliśmy grać razem w gry, ale kiedy Kai był w pobliżu, zaczynałem wymiotować lukrem na odległość miliona skoczni.
Xiao poklepał mnie po ramieniu, po czym zajął miejsce na udach Jongina i pocałował go na powitanie, co mnie niezmiernie wręcz zasmuciło. Widząc te wszystkie szczęśliwe parki wokół, zaczynałem żałować, że jedyne zdanie jakie wypowiedziałem ostatnio do Minseoka było:
— Cześć, ty także się tutaj uczysz? — a nie jakieś — Siema Minnie, pamiętasz mnie? Bawiliśmy się kiedyś w domku na drzewie u moich dziadków! Tyle czasu minęło, a ja wciąż pamiętam jak mierzyliśmy sobie penisy linijkami, aby sprawdzić, który jest większy i bardziej nadaje się na seme. Hehe, ah, te czasy.
— Jongdae, umarłeś?
— Cheeeen~
— Chyba odleciał — westchnął Han, kręcąc głową z dezaprobatą. — Ma ktoś przy sobie buteleczkę zimnej wody? Nawet sok się przyda.
— Co ty planujesz? — Yixing zareagował niemalże natychmiast, zaskakując wszystkich swoją żywiołowością. Zerwał się i zasłonił mnie, jednak szkoda tylko, że cała zawartość umiejscowionych miseczek wylądowała na mojej twarzy oraz bluzie.
Po prostu cudownie.
— Chyba wolałem wersję Lulu z wodą, wiesz, Lay? — mruknąłem, odkładając okulary na stół. Zająłem się wycieraniem przedmiotu, wysłuchując przeprosin Chińczyka i słodkich do porzygu wyznań kailu. W końcu jednak ktoś musiał przerwać tą nudną chwilę i zniszczyć mi, i tak już zdewastowany humor, do reszty.
Nie musiałem się nawet wysilać i odwracać, aby usłyszeć piszczącego Park Jimina oraz planującego morderstwo Min Yoongiego. Ta zacna parka przynosiła same kłopoty i dam sobie głowę uciąć, że w tym tygodniu skończę na dywaniku u dyrektorki jeszcze z jakieś siedemnaście razy.
Powinienem zacząć być bardziej asertywny.
— Luhannieee! — założyłem na nowo okulary, by kolejno spojrzeć w stronę blondyna i ściskającego go rudzielca w stroju pokojówki. Za nim przywlókł się także i farbowany miętowłosy z wymalowaną niechęcią do życia, o dziwo, bardziej niż zwykle. Posłałem mu zatem współczujące spojrzenie, po czym odsunąłem się trochę, aby spoczął.
— Ciężki dzień? — spytałem.
— Noc była gorsza, teraz Jimin przechodzi etap końcowy. — Wymruczał, układając głowę na stole.
— Co znowu wymyśli-
— Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, że was widzę! — Oho, zaczyna się. Chyba powinienem wybrać się do zakładu i poprosić o zniżkę na trumny. Zamawiam je hurtowo, więc mam do tego prawo, a oni i tak nic na tym nie stracą, nie? — Widzieliście gdzieś Baekhyun hyunga? Potrzebuję go i Baek Hee najszybciej, jak to tylko możliwe.
— Schował się przed Luhanem, w tym samym składziku, co zwykle. — Wzruszyłem ramionami, za co dostałem po głowie od Yixinga. Chińczyk uderzył mnie z butelki i dałbym sobie głowę uciąć, że jak tylko wstanę, to zacznie popylać do pokoju nauczycielskiego szybciej, niż Yoongi do sklepu muzycznego z przecenami. — No co? Nie będę go krył, każdy wie gdzie jest. A przynajmniej powinien się domyśleć — bąknąłem, pocierając bolące miejsce.
— Okej, dzięki! — I tyle było z tej rudej kulki. Zmył się szybciej niż się tego spodziewałem.
— Jak myślicie, iść za nim? — spytał Yoongi, podnosząc głowę. Spojrzał cierpiętniczo po każdym z nas, a kiedy nie uraczyliśmy go odpowiedzią, zaczął zarzynać Jongina intensywnym wzrokiem. Kim był w sumie jedyną osobą, która nigdy się go nie przestraszyła, więc Min zapewne miał pewność, iż słusznie mu doradzi oraz, że nie jest tak głupi jak reszta. Sam siebie obrażam. Nieważne.
— Nie warto, zaraz pewnie tutaj wrócą i źle się to skończy. — Westchnął brunet, cmokając Hana w policzek, kiedy ten powtórnie zajął miejsce na jego udach. — Na twoim miejscu bym został i trochę pospał, bo zostało jeszcze trzydzieści minut do końca lunchu. Poza tym, widać gołym okiem, że noc miałeś intensywną.
— Dobra, dobra, rozumiem.
YIXING
{spodziewał się ktoś?}
W czasie, kiedy Jongdae i Yoongi rozmawiali o swojej niechęci do egzystowania, Jongin wysysał Luhanowi gardło, a Jimin zapewne maltretował biednego Baekhyuna, ja zastanawiałem się jak popchnąć tą kluskę w objęcia Minseoka. Byłem wręcz pewien, że DaeDae nie zrobi nic w kierunku głupiego wiewióra i podda się już na starcie, mimo że na początku roku szkolnego zarzekał się, iż wyrwie go na swój słodki, dinozaurzy uśmiech, i będą kicać po wzgórzach, jedząc kolorowe pianki.
A przynajmniej ja tak słyszałem.
— Zaraz do was wrócę, kruszynki, wujek Lay musi coś pilnie załatwić — powiedziałem, zanim podniosłem swój wciąż seksowny tyłek i ruszyłem ku wyjściu z tej obszernej stołówki.
Głowiłem się i głowiłem nad pomysłem połączenia Jongdae i Xiumina, dopóki nie przywaliłem twarzą w plecy Chanyeola, który ewidentnie kimś potrząsał. Zignorowałem osobnika po drugiej stronie, bo przepraszam bardzo, ale nikt nie będzie mi przerywał rozmyślań, i tak po prostu, bez zawahania, przywaliłem tyczce w ten durny łeb.
— Patrz gdzie i jak rośniesz. Jeszcze trochę i zrobisz mi krzywdę swoimi gałęziami, Park. — Fuknąłem, krzyżując ręce na torsie. Brunet odwróciwszy się w moją stronę, z dość nietęgą miną, zaskomlał cierpiętniczo. Spojrzałem na niego jak na debila, po czym zjechałem wzrokiem troszeczkę niżej. Baekhyun wbijał się w tors Chanyody i zaciskał paznokcie na jego biodrach.
— Nie radzę ci go odciągać. — Westchnąłem, kiedy brunet złapał Byuna za ramiona. — Byłem z nim wczoraj u kosmetyczki i teraz ma ładne, ostre pazurki. Prędzej wydrapie ci kilka wąwozów na baczkach, niż cię puści.
— No to co ja mam zrobić, żeby się go pozbyć? — jęknął męczeńsko.
— Zaproś go na randkę. Jestem pewien, że ci nie odmówi.
— Lay, ja rozumiem, że lubisz bawić się w swatkę, ale na mnie to nie zadziała. Ja mam dziewczynę, rozumiesz? — Chanyeol chyba nie wiedział do kogo i o kim mówił. On i laska? Yoda pasuje do kobiet jak różowa skarpetka do pomarańczowej, czyli wcale. No, chyba że chciał być aesthetic i poprosił jakąś o chodzenie.
Tfu, nadal nie szanuję.
— Imię i nazwisko.
— Co?
— Imię i nazwisko.
— Zhang..
— Nie po nazwisku, las. — mruknąłem, klepiąc Baehyuna po głowie. W sumie, to trochę się zdziwiłem, że nie odsunął się od Chanyeola na kilkaset kilometrów i nie wydarł się, że poczuł się zdradzony i oszukany, a został w jego ramionach, i chyba naprawdę nie zamierzał ich opuszczać. Typowy Byun Nieobliczalny Baekhyun, proszę państwa.
— Seohyun..
— Masz trzy sekundy na ucieczkę, zanim urwę ci uszy i przyszyję do tyłka. — Westchnąłem, podpierając się o pierwszą lepszą szkolną szafkę.
— Spokojnie, XingXing, co ty taki wrażliwy?
— Bo to siostra Jongdae i moja kraszi? Daaa.
— A co z Junmyeonem? — zacisnąłem mocno powieki, po czym wziąłem kilka głębokich wdechów. Chanyeol powinien wiedzieć, że w mojej obecności nie mówi się nic o Suho, ale chyba tego bałwan jeszcze nie przyswoił.
— Chanyeol, przestań — wydukał Baekhuyun, wysuwając się z jego ramion.
— Dobra, nie było tematu — westchnąłem, uśmiechając się delikatnie. — Tak właściwie, Baekhyunnie, Jimin cię szuka. Ale ostrzegam! Jest w stroju pokojówki i mówił coś o Baek Hee..
— Nie ma mowy! — zaparł się rękoma, chowając niemalże natychmiast, za niczego nieświadomym Chanyeolem.
— Baek Hee? Tej dziewczynie w uroczych bokserkach?
— To Baekhyun, idioto — przewróciłem oczami. — Słuchaj, Byun, ważna sprawa jest i musisz mi w tym pomóc, bo sam rady sobie nie dam.
— Baekhyun to Baek Hee?!
— Yixing, nie kupię ci dezodorantu. Sam musisz zacząć odwiedzać galerię i posprawdzać co jest ci potrzebne do życia. Ja za tobą wiecznie oczami świecić nie będę.
— Wstydzę się i dobrze o tym wiesz, okej? Ale mam teraz coś ważniejszego! Baek! Tutaj się ważą losy naszych xiuchenów! — powiedziałem dramatycznie, łapiąc chłopaka za ramiona, kiedy ten wyszedł sprzed Parka. Chanyeol wciąż nie wrócił na poprzednią orbitę, próbując odnaleźć sens w małym fakciku, że jego prawie chłopak przebrał się za dziewczynę i podrywał go od początku liceum, nieważne. A prawie, bo jeszcze tym chłopakiem nie jest i trochę mi zajmie spiknięcie chanbaeków, ale wystarczy trzymać za mnie kciuki, żeby misja się powiodła.
— Zamieniam się w słuch w takim razie. Co to za genialny pomysł?
— Potrzebuję ubrań Baek Hee, twojego skila do robienia makijażu i małych, sprawnych dłoni Jimina.
— Czyżby to było to, o czym teraz myślę? — spytał ostrożnie Baekhyun. Ja natomiast skinąłem głową, uśmiechając się szatańsko.
— Skoro Minseok nie zauważa naszego dinozaura, kiedy jest mężczyzną i uznaje się za dumnego hetero, to zaczniemy od zrobienia z Jongdae kobietki, a Xiumina osobą jarającą się transseksualistami. — Wypaliłem, czując już w genitaliach, iż to iście genialny pomysł. Baekhyun tylko westchnął cierpiętniczo, ale skinął na to potwierdzająco głową, więc wyczułem, że zgodzi się na wszystko, co mu powiem. Super.
Pozostaje Chanyeol i jego pomoc w sprowadzeniu Kima w ustalone miejsce. Aczkolwiek z tym nie będzie wielkiego problemu.
Oj, Chenuś, już ci współczuję. — przeszło mi przez myśl, kiedy przywaliłem Parkowi z lepy w twarz na rozbudzenie.
[ ○ ○ Kilkanaście minut później. ○ ○ ]
— Wyglądasz perfekcyjnie, Jongdae! A teraz spinaj seksowne pośladki, uśmiechnij się mniej przerażająco i zapierdalaj na tych szpileczkach pod nóżęta Minseoka! — poklepałem przyjaciela po plecach, po czym uśmiechając się półgębkiem, wypchnąłem go na główny hal. Słyszałem jeszcze tylko jak nazywa mnie kretynem i zaczyna się modlić, ale nie zwróciłem na to większej uwagi. Wyrwałem Zelo lornetkę z dłoni i zacząłem przyglądać się całej tej akcji.
— Hyuuuung, ja też chcę popatrzeć! — obruszył się Choi.
— No słuchaj, jesteś młodszy, więc wzrok też masz lepszy. Spokojnie dzieciaku, wychyl się bardziej i zobaczysz. Tylko uważaj, żeby nas nie przyłapali, bo będzie większy przypał niż z Baekhyunem wczoraj.
— Dobra, przekonałeś mnie.
— To oczywiste.
Dalej już nie rozmawiałem z chłopakiem, tylko przyglądałem się całej sytuacji. Kim popylał na szpileczkach jak szalona łania po polanie, a mnie pozostało tylko czekać, aż upuści książki koło Minseoka i ten mu pomoże je podnieść, zetkną ze sobą dłonie, i nagle będzie tru lof oraz fajerwerki. A przynajmniej tak wygląda większość szkolnych romansideł, których wcale nie oglądam po nocach, bo są zbyt zajebiste i słodkie, a ja lubię takie rzeczy. Nie. Tak naprawdę to oglądam walki bokserskie i kiedy mój ulubiony bokser złapie drugiego za jaja, wyczuwam pedalską miłość, i następnie piszę o tym ficzki.
— Właśnie, Zelo, zapomniałbym. Nadal chcesz link do mojego nowego oneshota? — szepnąłem konspiracyjnie w jego stronę, zabierając mu precelka z opakowania. Czasem czuję się jak niedożywiona panda, bo mógłbym jeść i jeść, i nigdy nie byłoby mi mało.
— Proszę cię o niego od dobrego tygodnia, hyung. To raczej bardziej niż oczywiste — mruknął.
— Zawsze zapominam, no przepraszam bardzo, ale wychowanie Jongdae i zrobienie z Baekhyuna człowieka trochę czasu oraz pamięci jednak zajmuje.
— Dobra, nieważne. Wybaczam ci, ale daj mi linka dzisiaj, albo więcej ci nie pożyczę mojego samochodu.
— Nadal się dziwię, że masz już auto, mimo że nie posiadasz prawa jazdy — zerknąłem na niego, wciągając kolejną garstkę precli niczym odkurzacz z teletubisiów. — Jak żeś ty to zrobił, co?
— Wujek mi załatwił, a tak poza tym, to spójrz kto idzie!
O mało co nie spadłem ze schodka, kiedy Zelo pisnął mi te słowa prosto do ucha. Myślałem, że zaraz wstanę i uderzę go w głowę czymś ciężkim, ale chichot Oh Sehuna sprowadził mnie na ziemię. Niemalże natychmiast, na nowo przyszpiliłem oczęta do lornetki i znalazłem źródło babskiego orgazmu u Choi.
— Oh Sehun i Ji Soo, najcudowniejsza para w naszej szkole, zaraz obok yoonminów — westchnąłem. — Sehun jako uroczy, aczkolwiek wciąż zimny drań i dupek, a Ji Soo jako wredna i słodka dziewczyna w jednym.
— Skąd ty tyle wiesz, hyung? Plotkujesz z Wendy i Hinatą w damskim kiblu? — parsknął Junhong, za co oberwał ode mnie w tył głowy.
— Nie dodawaj sobie.
A dalej już tylko przyglądaliśmy się dalszemu przebiegu sytuacji. Chen szedł powoli i starał się oddychać jak najspokojniej, chociaż nie za bardzo mu to wychodziło, i to poprzez widok Minseoka z dobrze widocznym, nagim torsem. Ja pierdzielę, nawet mi poleciała farba z nosa i nie zawahałem się jej zatamować. Zelo wciąż wpierdzielał precelki i chyba nawet przestał śledzić akcję, a ja wciąż przyglądałem się krzywym, lekko niedogolonym nogom, mojego przyjaciela.
Kiedy już wszystko było praktycznie jak należy, a nasza Jongdaelina stała przed Xiuminem, który najwyraźniej łatwo połknął haczyk, coś musiało się spierdzielić. Przed oczami mignęła mi tylko sylwetka Yoongiego z kamerą oraz Jimina w czarnym, niczym umysł Jeongguka, stroju, a potem cały mój wielki plan padł niczym wi-fi w upalny dzień.
— Sushi leci! — Park rzucał surowymi rybami pod nogi uczniów, pewnie wykonując jakiś kolejny challenge, a jedna z nich uderzyła Jongdae w tył głowy, który zaliczył glebę życia. A żeby tego było mało, złapał Minseoka uprzednio za ramiona i po przewrotce, wylądował na jego torsie, bez peruki.
— Agencie Zelo Zelo Siedem? — mruknąłem, odkładając lornetkę na ziemię, by kolejno oprzeć się o jedną ze szkolnych szafek. Choi mruknął tylko coś pod nosem, zanim uraczył mnie tym swoim słodkim jak uśmiech Taehyunga, spojrzeniem.
— Hm?
— Misja niezaliczona, tak samo pośladki Jongdae.
Byłem tylko ciekaw, jak zareaguje Xiumin na wieść, że jego kumpel z dzieciństwa i jeden z jego fanów przebrał się za kobietę, aby go poderwać. Chociaż dość szybko się o tym przekonałem, kiedy zaryczany Chen mignął mi przed oczami, kierując się w stronę sali muzycznej, a przerażony wiewiór pokierował się do wyjścia ze szkoły, w stanie większej zawiechy niż Luhan, kiedy dowiedział się, że może nie dostać się do drużyny.
Tylko pytanie. Iść za Jongdae czy Minseokiem?
— Kurwa mać, DaeDae! — złapałem za paczkę precelków i wyleciałem za przyjacielem, licząc, że nie popełnił jeszcze samobójstwa, wpychając sobie pałeczki do perkusji w tyłek, albo wciągając flet nosem.
Miesiąc przegrywa czas zacząć!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top