1. Poranna wpadka.

W wiosce panował stały dla tego miejsca, porządek i wględny spokój. Czekaj, czekaj... spokój?

To nie to miejsce. Nie z nim w wiosce.

Po okolicy roznosiły się poirytowane krzyki ludzi, na których przypadkowo wpadł lub potrącił ich biegnący niczym churagan blondyn. Co jakiś czas dało się słyszeć krótkie "przepraszam" z jego ust, ale to nie zwróciło ludziom stłuczonych naczyń czy porozwalanego po całej drodze towaru. Jednak chłopak niewiele sobie z tego w tej chwili robił. Miał ważniejsze sprawy na głowie. A mianowicie... nie dać się złapać, bo inaczej będzie po nim.

Dzisiejszy dzień zdecydowanie nie zaczął się dla niego najlepiej. Już zdążył spóźnić się na trening, zdenerwować przyjaciółkę z drużyny i zagwarantować sobie wizytę u Tsuchikage. Niewidziało mu się to zbytnio, dlatego postanowił się zwinąć póki mmiał na to czas. Problem polegał na tym, że ten czas właśnie się skończył, a jego drużyna aktualnie deptała mu po piętach, chcąc go dopaść.

Szczerze, to chłopak nie miał pojęcia co ich tak nagle ugryzło. Przecież to nie pierwszy raz kiedy spóźnił się na trening. A tym razem przynajmniej przyszedł. To nie jest powód, żeby zaraz fundować mu wizytę u tego staruszka!

W tym momencie usłyszał za sobą dość głośny krzyk i dobrze wiedział do kogo on należał.

- Daję słowo, że jeśli zaraz się nie zatrzymasz, to jak cię tylko dopadnę to przez tydzień się nie pozbierasz!

Oczywiście chłopakowi ani myślało się choćby zwalniać, a co dopiero zatrzymywać. Tym bardziej postanowił brać nogi za pas i jeszcze bardziej przyspieszył tempa. Mijał budynki i ludzi tak szybko, że nawet nie zdążał wszystkiego zarejestrować.

Chociażby tego, że zza pobliskiego zakrętu wyszły nagle trzy osoby. Chłopak jednak nawet gdyby chciał nie zdążyłby wychamować z takiego pędu. A zwłaszcza, że zauważył ich dosłownie kilka sekund przed zderzeniem. A wtedy było już zdecydowanie za późno na jakąkolwiek reakcję.

Blondyn z impetem wpadł na kogoś i obaj potoczyli się kawałek po ziemi. Młody był tak oszołomiony zderzeniem, że przez jakiś czas nawet nie próbował spojrzeć na kogo takiego wpaďł, bo był zbyt zajęty dochodzeniem do siebie i zbieraniem się z ziemi. Dopiero kiedy usłyszał obolały pomruk drugiej osoby, spojrzał w jej kierunku.

- Ite-te-te. Co to miało być dattebayo?

Blondyn zobaczył przed sobą starszego od siebie o kilka lat chłopaka o niebieskich oczach... ale był pewny, że nigdy wcześniej go tutaj nie widział. Pewnie zauważyłby opaskę, ale w tej chwili był zbyt zamroczony, żeby zwrócić na nią uwagę. I w tej chwili ich spojrzenia zetknęły się na moment, ale nie trwał on długo, ponieważ za nieznajomym pojawiły się w końcu dwie pozostałe osoby, które z nim były. Jednym z nich był starszy mężczyzna o szarych włosach, zaś drugi był mniejwięcej w wieku blondyna, jednak jego kolor włosów, w przeciwieństwie do jego, był czerwony.

- Powinieneś być chyba nieco ostrożniejszy młody.- zwrócił się do uciekiniera srebrnowłosy, jednocześnie pomagając wstać drugiemu poszkodowanemu. Jednak ku zdziwieniu chłopaka, jego głos nie wyrażał ani odrobiny złości czy choćby poirytowania. Był raczej spokojny i opanowany.... a to, w takich sytuacjach było żadkością.

Młody wstał wreszcie na nogi i spojrzał przepraszająco na trójkę podrużnych, drapiąc się nerwowo po głowie.

- Gomen. To był wypadek, naprawdę.- chłopak odrazu poznał, że nowopoznani nie byli stąd, bo w innym przypadku już stałby, w najlepszym przypadku, okrzyczany, a w gorszym jeszcze by za to oberwał. A do tej pory, nic takiego się nie wydarzyło.

- Też tak myślę.- odezwał się trzeci z podrużnych, a przenikliwy wzrok jego miętowych tęczówek przewiercał chłopaka na wylot.

Już zaledwie po kilku sekundach tego spojrzenia, blondyn poczuł się nieswojo i mocno niezręcznie do tego stopnia, że zaczął przestępować z nogi na nogę.
- No to ten...- zaczął niepewnie, ale w tej chwili coś sobie przypomniał... a w zasadzie to o kimś. W jednej chwili zaczął nerwowo rozglądać się dookoła, byleby tylko jak najszybciej namierzyć pogoń. Jednak zanim mu się to udało, usłyszał za sobą głos, od którego ciarki mu przeszły.

- Teraz to masz prawdziwe kłopoty.

I nim chłopak zdążył odsunąć się choćby na krok, dziewczyna złapała go mocno... i to w miejscu naprawdę bolesnym i jednocześnie gwarantującym, że chłopak nie spróbuje ponownej ucieczki. A mianowicie... za włosy, które sięgały chłopakowi prawie do pasa. Następnie zaś zwróciła się do nadal stojącej i przyglądającej się tej scenie trójki.

- Strasznie za niego przepraszam. Obiecuję, że poniesie odpowiednie konsekwencje.

Niebieskookiego zawsze dziwiło jak to jest, że dziewczyna w jednym momencie potrafiła być grzeczna i milutka, a już po sekundzie zmieniała się w istną bestię. Jednak nie miał zbyt wiele czasu, by się nad tym pozastanawiać, bo tak było i tym razem. W jednej chwili uprzejmie rozmawiała z nieznajomymi, a zaraz potem pociągnęła go mocno i niezbyt delikatnie w stronę budynku Tsuchikage. Zaś chłopak co jakiś czas wydawał z siebie ściszone jęki spowodowane ciągnięciem za włosy tak silnym, że aż dziw, że mu ich nie wyrwała.

- Nie trzeba było tak daleko uciekać. Teraz czeka nas naprawdę długa droga powrotna.- głos Kurotsushi był co prawda spokojny, ale również pełen dziwnej i nieco przerażającej satysfakcji.

Chłopak dobrze wiedział, że dziewczyna w odwecie za to, że musiała go gonić przez pół wioski, teraz z premedytacją bedzie wybierała jak najbardziej okrężną drogę, a widok tak długiej wędrówki w ten sposób wcale mu się nie uśmiechał.

Jeszcze raz spojrzał w miejsce, gdzie niedawno wpadł na nieznajomych, ale teraz już nikogo tam nie było. Tak więc pozostało mu jedynie odliczanie minut do zakończenia tej tortury zwanej spacerem.

Dobra. Z powodu małej motywacji, jest oto pierwszy rozdział. Nie wiem czy komuś się on w ogóle podoba, ale trudno. Jak dla mnie, wyszedł nawet całkiem całkiem.

A, że nikt nie podał mi czwartej osoby do drużyny, to pozostaną w trójkę.

No i to chyba tyle.

Do następnego i pa!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top