Rozdział 18
-A... Adrien...?
Nie mogła w to uwierzyć. Adrien to Czarny Kot. Jej Chat, Chaton, Felix... A może ktoś jeszcze? Może go spotkała w innych postaciach i nie jest tego świadoma? W jednej chwili wszystkie emocje na nią spadły, miłość, zaufanie, radość zamieniły się w smutek, złość oraz czuła się szukana i w pewnym sensie zdradzona. Chłopak patrzył się na nią z przerażeniem, wiedział, że to będzie dla niej wielki, ba ogromny szok. Cała ich miłosna historia to była poplątana tak, że mało kto by się zorientował o co w niej chodzi. A oni? Musieli się w tym odnaleźć. On wiedział czym ryzykuje dziś, ich związek i miłość były dziś wystawione na próbę. Tylko ona miała wpływ na to czy będą razem. Martwił się.
-Mari...? Proszę, powiedz coś bo zaraz oszaleję. - dziewczyna jakby teraz otrząsnęła się z pierwszego szoku, poważnego i chyba najgorszego.
-Adrien... Ten cały czas to b - byłeś ty? - powiedziała łamiącym się głosem. Blondyn od razu puścił jej ręce, zszedł z ławki, klęknął przed nią i ponownie chwycił jej dłonie.
-Księżniczko, wiem, teraz masz prawo na mnie krzyczeć, wściekać się, nawet uderzyć mnie. Nie mam nic na swoją obronę, poza tym, że cię kocham i, że jesteś dla mnie wszystkim.
-C - czyli, że... Ty i Chloe... Jesteście...
-Co? O co ci...? Nie! Absolutnie nie jesteśmy i nigdy nie będziemy razem. Ta cała sytuacja, że ja i ona to jej wymysł. Słyszysz? Tylko ciebie kocham. Proszę... Wybacz mi, że nie potrafiłem dotrzymać mojej obietnicy, że nigdy cię nie skrzywdzę. Czuje się jak śmieć przez to.
-Adrien... Ja... Fakt, jestem na ciebie trochę wściekła. Wiesz ile przez ciebie płakałam? No tak, wiesz bo mnie pocieszałeś. Czuję się jakbyś grał na dwa fronty! Jak się nie uda jako Adrien to może jego Czarny Kot, prawda? - poderwała się z miejsca, wyrywając dłonie z uścisku. - Jednak... Kilka razy dałeś mi świadectwo tego, że... Twoje uczucia są prawdziwe... Ale... Czuje się tak bardzo zagubiona w tym wszystkim... Już nie wiem co jest prawdą, a co snem. - ponownie opadał na ławkę chowając w dłoniach twarz. Chłopak delikatnie odsunął je i zdjął maskę. Popatrzył w jej fiołkowe oczka i delikatnie musnął malinowe wargi, te które tyle razy całował.
-Kocham... Cię... Jako... Biedronkę... I... Jako... Marinette... Nic tego nie zmieni... Rozumiesz...? - szeptał pomiędzy pocałunkami. - Nikogo innego, w życiu, tak mocno nie pokochałem. - znowu wlepił wzrok w jej oczy. - Błagam cię o jedno... Nie zostawiaj mnie... Bez ciebie jestem... Jestem nikim. Ani Adrienem - modelem i synem najlepszego projektanta na świecie, ani Czarnym Kotem - super bohaterem Paryża. - w oczach miał łzy. Bał się, tyle czasu walczył o nią, a teraz mógł ją stracić... Widział w tym wszystkim swoją winę.
-Adrien... Spójrz na mnie... Ja... Nie wiem co mam myśleć... Ale wiem jedno... Że kocham cię... Jako Adriena i jako Chata. Wiem coś jeszcze, wiesz co? - blondyn pokręcił przecząco głową. - Cieszę się, że to ty się okazałeś Felixem. - puściła mu oczko i pocałowała go namiętnie, chłopak był zaskoczony, ale szybko odwzajemnił pieszczotę. Długo to trwało, jednak gdy w końcu odklei. Dyszeli ciężko, ale na ich ustach malowały się uśmiechy.
-Księżniczko, nadal jesteśmy razem?
-Zależy w jakim sensie.
-To znaczy?
-Chodzi ci o Marinette i Chata, Marinette i Adriena, Chata i Biedronkę czy o Adriena i Biedronkę? - zielonooki zaśmiał się w odpowiedzi. Cmoknął ją w nosek i powiedział:
- Bardzo śmieszne... A jak wolisz?
-Wiesz... - udała zamyśloną. - Myślę, że opcja Marinette i Adrien oraz Chat i Biedronka.
- A nie pasuje ci opcja z wieczornymi odwiedzinami Kota? I zadrapaniami na szyi? - zachichotał.
- Ty mnie lepiej nie prowokuj i zaakceptuj moją decyzję... No chyba, że nie chcesz być ze mną. - podniosła się, jednak została ściągnięta na kolana Agreste'a.
- Ej Biedrońsiu, nie obrażaj się. Oczywiście to mi pasuje. Tylko... Czy zaczynamy od teraz czy kiedy?
- Wiesz... Chętnie pokazałbym Chloe żeby się od ciebie odczepiła, ale możemy to zrobić w poniedziałek... Nie chce mi się już tu siedzieć. Chodźmy stąd.
- Twoje życzenie, dla mnie rozkazem. Tylko poproszę o buziaka. - uśmiechnął się. Dziewczyna przewróciła oczami i złożyła pocałunek na wargach chłopaka. Po chwili oderwała się jakby sobie przypomniała o czymś ważnym.
- Co się stało, Marinette?
- Kim ja dla ciebie jestem?
- Jak to kim? Jesteś moją... A no tak... Marinette Dupain - Cheng, czy zechciałabyś zostać mają dziewczyną?
- Prosisz mnie o bycie twoją dziewczyną, czy o moją rękę? - zachichotała. - Oczywiście, że chce. - po raz kolejny złączyli się w długim, zażartym i namiętnym pocałunku.
W tym samym czasie w znacznej odległości od nich stały trzy postacie, jedna z nich była troszeczkę wyższa od pozostałych. A inna była za to bardzo niska.
- W końcu im się udało. - odezwał się żeński głos.
- Jak widać... Ta sytuacja była bardzo dla nich męcząca i nie tylko. - teraz odezwał się męski głos wysokiej postaci.
- Skoro już wszystko wyjaśnili sobie, to muszą teraz stawić czoło jemu. Puki co zostawmy ich samych, niech nacieszą się sobą. - podsumował również męski głos, który należał do najmniejszej postaci. Pozostałe dwie kiwnęły głowami na znak zrozumienia. Odeszli, gdy para zaczęła się zbierać.
Adrien i Mari wrócili tak jaj się dostali pod szkołę. Podróż nie trwała długo, co było na niekorzyść kochanków. Blondyn odprowadził brunetkę pod drzwi, nie świadomi, że z okien przyglądają im się państwo Dupain - Cheng.
-No to... Dziękuję ci za dzisiejszy wieczór, My Lady...
- Ja tobie też, Chaton. - uśmiechnęła się i przytuliła się do niego. Ten odwzajemnił uścisk. Pocałowała go jeszcze na dobranoc w policzek i weszła do domu. Zostawiając uśmiechającego się jak ostatni głupek chłopaka.
Poniedziałek, który nastąpił po pamiętnym balu, był chyba najlepszym poniedziałkiem w życiu dla Mari. Nie było dla niej piękniejszego widoku niż zszokowana i rozwścieczona Chloe, gdy ujrzała dwójkę, która witała się buziakiem. Oczywiście, próbowała coś ugrać na swoją korzyść jednak jej to nie wyszło. Oliwy do ognie dolał Kim, który, jak się okazało jest z Alix. Ponad to, gdy blondynka szukała wsparcia u sportowca, ten dał jej jasno i brutalnie do zrozumienia, ze nie jest nią już zainteresowany. Wściekła dziewczyna nie pojawiła się już do końca dnia na lekcjach. Na cale szczęście nie było z tego powodu ataku akumy. Jednak było jeszcze kilka ważnych spraw do uporządkowania. Jedną z nich było rozprawienie się z Władcą Ciem oraz sytuacja Tikki i Plagga. Mimo że kwami już przełamało barierę milczenia, nadal miały kłopot z spojrzeniu sobie twarz. Oczywiście, wszystko zależało również od Adriena i Marinette. Jednak, teraz, oni znali swoje tożsamości, więc nie ma problemu, by zająć się bezpośrednio stworzonkami.
Była sobota... Ten dzień miał być przełomowy. W końcu po ok. 300 latach kwami Biedronki i Czarnego Kota miały się spotkać. Wszystko musiało być zrobione na tip - top. Żadnej fuszerki ani nie subordynacji. Plagg latał po całym pokoju sprawdzając pojedyńcze rzeczy. W konsekwencji był jeszcze większy chaos. W końcu zdenerwowany model złapał swoje kwami i wsadził je do małej szufladki. Dopiero po wymuszeniu obietnicy, że stworzonko się opanuje, wypuścił je i nakazał mu włożyć małą zieloną muszkę, zrobioną przez Marinette specjalnie na tą okazję. Została jeszcze godzina do spotkania, ale jeszcze dużo pracy.
U Marinette sytuacja nie wyglądała lepiej. Tikki latała i chowała się przed dziewczyną, która starała się przypiąć do jej główki kwiatek. W końcu po złapaniu kwami, Marinette równie się zaczęła przygotować. Mieli z Adrienem spędzić razem wieczór, Czarna nałożyła na siebie rozkloszowaną sukienkę do kolan, z rękawami 3/4. Cała kreacja była koloru liliowego. Włosy zostawiła rozpuszczone, tylko wpięła w nie kokardę, tego samego koloru co sukienka, a do tego czarne szpilki. Na szyję założyła srebrny naszyjnik, który dostała na sesji. Chwyciła za torebkę, w której była jej mała przyjaciółeczka. Wyszła z domu, informując rodziców do kogo idzie. Po chwili stała pod drzwiami rezydencji, przeszła rutynową kontrolę, by po tym zapukać do pokoju blondyna. Jak można się spodziewać, otworzył jej Adrien, był ubrany w białą koszulę, ciemne jeansowe spodnie i zwykłe ciemne buty. Zaprosił ją gestem do środka, ledwo co znalazła się w środku, a została porwana w ramiona chłopaka, była obracana przez niego. Gdy w końcu znalazła się na twardym podłożu pocałowała go lekko w usta na przywitanie.
- Witaj księżniczko.
- Witaj księciu.
- Czy jest z tobą Tikki? Miałyście jakieś problemy po drodze? A tak poza tym to gdzie jest Plagg? Plagg! Gdzie jesteś? Już dziewczyny przyszły! - Adrien zaczął się rozglądać po pomieszczeniu w poszukiwaniu stworka. W tym samym czasie, Mari uwolniła swoje kwami z torebki, jednak ona również się schowała. Po ciężkich "walkach" chłopak i dziewczyna przekonali stworzenia, by przestały się chować i by ze sobą porozmawiały. Pierwszy krok uczynił Plagg, który w szarmancki sposób zaprosił Tikki na kolację. Miejsce ich randki było zlokalizowane na drugim piętrze pokoju, malutki stoliczek, na którym znajdowały się ciasteczka z czekoladą i ser cametberh. Oczywiście, przy stoliku była małe krzesełka, a na nim jeszcze świecznik. Całość była osłonięta czerwoną zasłoną, by dodać intywności temu spotkaniu. Gdy czarna i blondyn mieli pewność, że mogą ich zostawić w spokoju, udali się na kanapę. Na stoliku, były ułożona najróżniejsze przekąski i picie. Wygodnie się rozłożyli się na meblu, tak, że Adrien w połowie leżał, a Mari (ówcześnie zdejmując buty) położyła się między jego nogi i kładąc głowę na jego klatce piersiowej. Włączyli telewizor, gdzie trafili na jakąś komedię romantyczną. Dziewczyna nie mogła dalej w to wszystko uwierzyć... Wydawało się, że to jest tylko snem, którego nie wolno brać na poważnie, ale on, z każdym dniem udowadniał jej, że to wszystko jest najprawdziwszą prawdą. Jak to możliwe, że ona spotkała takiego księcia? Niczym szczególnym sobie na to zasłużyła, a jednak on dalej tu jest, kocha ją i jest pewna, że on jej nie opuści...
- O czym moja Księżniczka rozmyśla? - powiedział jej obiekt rozmyślań całując ją w czoło.
- Hm... Myślę, jakie to ja mam szczęście, że mnie kochasz.
- A wiesz jakie ja mam? Mari, ty zmieniłaś mój świat o 180°, sprawiasz, że wiem co to znaczy kochać... Wiem, jak to jest troszczyć się o kogoś bardziej, niż o siebie. Jesteś moim życiem, jak ciebie stracę, to stracę również życie. Dlatego proszę... Nie opuszczaj mnie... - patrzył jej się głęboko w oczy, z nich można było wyczytać samą prawdę, nie było innej możliwości. Dziewczyna pokonała dystans, dzielący ich twarze, tak, że usta po raz kolejny połączyły się w pocałunku. Trwało by to dłużej, gdyby nie Tikki i Plagg, którzy przylecieli wykrzykując na przemian imiona swoich właścicieli.
- Młody! Mistrz Fu każe wam jak najszybciej stawić się u niego. Na co się gapicie? Przemieniajcie się i pędzie do niego! - krzyczał zdenerwowany latający kot. Dwójka super bohaterów bez zbędnych ceregieli przemieniła się i udały się do domu starca. Nie musieli długo czekać, aż im on otworzył. Nic nie zmieniło się w jego wyglądzie, tylko oczy były troszeczkę zmartwione, jednak to szybko zniknęło. Starzec zaprosił ich do środka. Udali się do salonu, który był urządzony w chińskim stylu. Rozsiedli się na wygodniej kanapie i w niepokoju czekali na to, co powie im mistrz. Ten gdy zjawił się w pomieszczeniu powiedział tylko...
- Napijecie się zielonej herbaty? - para była zdziwiona, oni obawiają się jakiś strasznych wieści, a gdy już są u jedynej osoby, która może im udzielić informacji, proponuje im herbatę. To pytanie spowodowało, że Chat się, delikatnie mówiąc, zdenerwował. Jednak szybko się zreflektował i poprosił o napar. Po około dziesięciu minutach mistrz zjawił się ponownie, podał im filiżanki i usiadł na jednym z foteli.
- Pewnie chcecie wiedzieć, po co was tu wezwałem. Jednak, zanim do tego przejdziemy, chce abyście się odmienili. Już wiem, jak wyglądają razem Biedronka i Czarny Kot, a teraz chce zobaczyć Marinette i Adriena. - wcześniej wymienieni, spojrzeli na siebie zszokowani, jednak wykonali prośbę starca. Po chwili stanęli w swoich normalnych postaciach.
- Ach... Widzę, że Tikki i Plagg również mają lepsze stosunki niż ostatnio. - skomentował przytulającą się parkę. - Dobrze... Przejdźmy do rzeczy... Sytuacja jest poważna. Władca Ciem już od dawna nie atakował, co nie znaczy, że zaprzestał tego. Ostatnio dowiedziałem się gdzie ma swoją siedzibę. Od dawna myślałem o tym miejscu, ale uważałem, że jest zbyt oczywiste.
- Mistrzu fu... O czym mówisz? - zapytała zaniepokojona dziewczyna.
- Chodzi mi o to, że wiem kto jest Władcą Ciem... Kilka lat temu popełniłem ogromny błąd wobec niego... I teraz moja głupota odbija się na wszystkich.
- Mistrzu... - Mari położyła swoją dłoń na rękę starca. - Nie jesteś głupi... Tylko myślałeś, że jest godzien daru Miraculous, teraz ja i Adrien mamy szansę to zmienić.
- Dokładnie, Mistrzu. - poparł ją chłopak.
- Dobrze. Tikki, Plagg. Powiadomcie Trixxi by tu przyprowadziła dziewczynę i chłopaka.
- Tak mistrzu.
Marinette, była zaniepokojona. Dlaczego staruszek wzywa kogoś jeszcze? Jednak, to nie jedyne zmartwienie. Kto jest ich wrogiem i gdzie się chowa? Podobne pytania krążyły po głowię blondyna. Trwali w ciszy i we własnych myślach jeszcze przez jakieś 15 minut. Wtedy rozbrzmiał dzwonek do drzwi, a po kilku minutach w salonie pojawiły się dwie postaci, których obecność była wielkim szokiem. Dokładnie przed nimi stanęli Nino i Aly'a. Mulatka miała na szyi naszyjnik w kształcie ogona lisa, a za jej ramieniem chowało się zwierzątko podobne do liska. Pierwszej dwójce odjęło mowę
- Ach... Jak wy uroczo ze sobą wyglądacie. Fajnie, że w końcu wam się udało. Tak jak myślałam, że na balu wszystko wyjdzie na prostą u was. - zaczęła Aly'a.
- Zaraz... Skąd wiesz, że pogodziliśmy na balu. Nikt o tym nie wie.
- Moi drodzy, ja obserwowałem was od samego początku, z czasem doszła ta dwójka. Obserwowaliśmy was w ogrodzie. Cieszymy się, że jesteście razem. To bardzo potrzebne jest przy pokonaniu wroga.
- Co takiego? - dopytywał się Agreste.
- Zaufanie. Władca, mógł by to wykorzystać, że nie znacie swoich tożsamości. A teraz cała wasza czwórka zna. A... Właśnie. Biedronko, Czarny Kocie... Poznajcie waszych nowych partnerów... Lisicę i Żółwia. Nino... Mówiłem ci już dawno, że na razie będę ci dawał na czas treningów. Teraz oddaje ci je na stałe. Weyzz, opiekuj się dobrze Nino, przekaż mu swoje doświadczenie.
- Dobrze Mistrzu. - odpowiedziało kwami. Starzec zdjął bransoletkę i oddał ją mulatowi, ten od razu ją założył. Chińczyk kazał wszystkim spocząć.
- Tak jak mówiłem, wiem gdzie chowa się nasz wróg i kto nim jest. Jest nim... Gabriel Agreste... Przykro mi Adrienie. - chłopak siedział w miejscu bez ruchu, czuł jak jego dziewczyna kładzie mu rękę na ramieniu. W nim gotowała się złość i nienawiść, na całe szczęście wszystko w jakimś stopniu znikało, przez to, że obok niego była Marinette... Co on bez niej by zrobił? Chyba zginął by. W tym samym czasie starzec postanowił dalej ciągnąć. - Odkryłem ostatnio, że jego siedziba znajduje się w waszym domu... Dokładnie za jednym z twoich zdjęć, w jego gabinecie, jest ukryte tajne przejście. Myślę, że najlepiej będzie jak najszybciej udać się tam... Wtedy go zaskoczymy i będziemy mieli większe na wygraną.
- Tylko kiedy Mistrzu? - odezwał się Nino.
- Myślałem by jutro to zrobić. Ale jest jedno pytanie... Adrienie, czy dasz sobie radę?
- Tak, oczywiście.
- Jeżeli potrzebujesz więcej czasu by ochłonąć, to powiedz.
- Nie, możemy jutro. Tylko... Księżniczko, mogę u ciebie nocować? Nie chce wracać do domu. -dziewczyna kiwnęła głową na znak, ze się zgadza. Reszta rozmowy minęła na ustalaniu taktyki pokonania Władcy Ciem. Po tym, jak wracali do domu Marinette, Adrien wykonał telefon do ojca, w celu poinformowania go, że noc spędzi po za miejscem zamieszkania. Gdy byli na miejscu od razu czmychnęli do jej pokoju. Tam Mari poszła przebrać się w swoją pidżamie i chłopaka. Szybko się przebrali w nie, po drodze odwalając wieczorną rutynę.
- Adrien...
- Tak Skarbie?
- Jak się czujesz?
- Wiesz... Z jednej strony nienawidzę mojego ojca, a z drugiej... Tak bardzo chce pojąć dlaczego to robi.
- Ja też, Adi, ja też. Chodźmy spać już późno.
Zasnęli w swoich ramionach, zapominając o zmartwieniach.
Następnego ranka, Marinette obudziła się sama w łóżku. Zaskoczona szybko się przebrała i zeszła na dół, tam zastała swojego chłopaka siedzącego przy wyspie kuchennej i popijającego kakao. Obok niego był talerz z rogalikami, ciasteczka i innymi przysmakami oraz drugi kubek z parującą cieczą. Nawet nie zrobiła jednego kroku, kiedy blondy odwrócił głowę w jej kierunku. Wstał szybko z miejsca i podszedł do niej, by następnie pocałować ją na przywitanie.
- Dzień dobry, jak się dziś czujemy?
- Dobrze, ale chciałam cię zapytać o to samo. Wczoraj, to ty przeszedłeś większy szok niż ja.
- Jakoś... Najciężej było wczoraj, ale powinienem się opanować, misja...
- No właśnie! Która godzina? Nie możemy się spóźnić! - już chciała opuścić pomieszczenie, by przygotować się do wyjścia, w razie zagrożenia spóźnienia, poczuła na nadgarstku ciepłą dłoń chłopaka.
- Skarbie, spokojnie. Mamy jeszcze jakieś trzy godziny, jak i nie więcej. Chodź, zjesz spokojnie śniadanie, a później nacieszymy się sobą, bo wczoraj nam przerwano. - uśmiechnął się do niej i pociągnął ją w stronę wyspy kuchennej. Mari zjadła spokojnie śniadanie, po tym, para udała się do salonu i włączyła sobie film. Rozkoszowali się swoją obecnością oraz spokojem, spowodowanych brakiem obecności rodziców dziewczyny, którzy byli w piekarni. Całe trzy godziny oglądali jakieś horrory na przemian z komediami romantycznymi. W końcu ten "maraton filmowy" przerwały (po raz kolejny) ich kwami przypominając im o misji. Uzgodnili, że wybiorą się pieszo do domu Mistrza Fum po 20 minutach spaceru dotarli do celu. Nie musieli długo czekać, po zadzwonieniu dzwonkiem do drzwi, by zostali wpuszczeni do środka. W salonie już wszyscy czekali.
- Dobrze, skoro już wszyscy jesteśmy, to powtórzmy cały plan od początku. Adrien wpuszcza was tylnym wyjściem i prowadzi na ostatnie piętro, gdzie za którymś obrazem jest wejście do jego kwatery. Tam musicie stoczyć z nim walkę o miraculous motyla. Musicie sobie ufać tu bezwzględnie i współpracować, tylko to przyniesie wam sukces. Też pamiętajcie o opanowaniu. Czarny Kocie, zwracam się o to z prośbą do ciebie. Wiem, że czujesz się oszukany przez ojca, ale proszę, zachowaj spokój, jeżeli moje słowa ciebie nie przekonują, to zrób to dla swojej dziewczyny czy przyjaciół. - blondyn spojrzał się na Aly'ę, Nina, kończąc na siedzącej obok niego Marinette. Kiwnął głową, na znak, że potwierdza słowa mistrza, przy okazji ściskając leciutko dłoń czarnej.
- Cieszę się, przemieńcie się, musimy mieć to już za sobą to przemieńcie się i wcielcie plan w życie. Jak skończycie to przyprowadźcie mi go tu. Muszę z nim o czymś porozmawiać. - Cała czwórka przemieniła się. Aly'a miała na sobie lisi kostium, a na plecach miejsce na flet, natomiast Nino był ubrany w zielony strój z kapturem i tarczą w kształcie skorupy żółwia na plecach dodatkowo na twarzy miał maskę z okrągłymi szkiełkami, w kolorze żółtym. Wyskoczyli przez okno i skierowali się w stronę rezydencji Agreste'ów. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, Czarny Kot wpuścił ich do środka. Tam przeszli, umiejętnie prowadzeni przez blondyna, by nie natknęli się na Nathali czy ochroniarza. W końcu znaleźli się na ostatnim piętrze posiadłości i zaczęli rozglądać się po wszystkich obrazach, które się tam znajdowały. Cała czwórka rozeszła się by znaleźć ukryte przejście, w końcu, za jednym przedstawiający świeżo upieczonych rodziców z małym Adrienem na rękach, znajdowała się siedziba wroga... Weszli cicho, bez żadnego najmniejszego echa kroków czy szmeru. Trafili na odpowiedni moment, albowiem, na samym środku pokoju stał Władca Ciem. Wpatrywał się w okno jakby czegoś uporczywie szukał. Biedronka postanowiła wyjść pierwsza, jednak została uprzedzona przez przeciwnika.
- Ach... Witaj Biedronko... Czarny Kocie... Lisico... I Żółwie... Spodziewałem się was, jednak chce byście wiedzieli, że... Już dawno zastanawiam się nad oddaniem miraculous'a motyla, to nie zrobię tego bez walki. Volpino... Możesz się nimi zająć?
W tej samej chwili z ciemnego wyłoniła się sylwetka dziewczyny miała długą kitkę z tyłu i dwie po obu stronach głowy, na sobie miała strój podobny do Lisicy, a w ręce dzierżyła flet.
- Z największą przyjemnością rozprawię się z tą podróbką, a później z całą resztą. - Aly'a była co najmniej wściekła, przez co pierwsza ruszyła do walki. Stanęło na tym, że tylko Lila i Aly'a stoczyły walkę. Niewolnica akumy próbowała zmylić Lisicę przy pomocy swoich iluzji, jednak ta nie dała się nabrać na fałszywe groźby, że jej przyjaciele zginą. W odwecie za to, posiadaczka właściwego miraculous pokazała prawdę o swojej przeciwniczce - czyli to, że jest nikim więcej niż zwykłą oszustką, która chce zaistnieć przez swoje kłamstwa. Lisica wyczarowała jej prawdziwe oblicze, tak, że ją otoczyły i jednocześnie wypowiadały jej kłamstwa, co w ostateczności doprowadziło do granic wytrzymałości psychicznej. Włoszka upadła i zaczęła wylewać gorzkie łzy, w tym samym czasie mulatka odebrała przedmiot, w którym kryła się akuma i go zniszczyła. Biedronka złapała ją w swoje jo-jo i ją oczyściła... Teraz przyszła pora na Władcę Ciem... Wszyscy podeszli do niego... Tak długo czekali na tą chwilę, a teraz miała się ona spełnić. Biedronka użyła swojej broni i owinęła ją wokół jego przedramienia, a następnie pociągnęła. Władca upadł na ziemie, zupełnie zdezorientowany. Lisica "pomnożyła" ich postacie, tak że utworzyły koło, otaczając tym samym wroga. Żółw rzucił swoją tarczą, jego kopie zrobiły to samo. Jednak tylko jedna trafiła przeciwnika, kiedy ten był już wystarczająco słaby i zdezorientowany, Czarny Kot obezwładnił go za pomocą swojego kija. Na sam koniec Czarna zdjęła jego broszkę, tym samym przemieniając go w Gabriela. Blondyn puścił go, cała czwórka stanęła nad nim. Spodziewali się po nim wszystkiego, tylko nie tego, mężczyzna zaczął najnormalniej w świecie płakać. Pomiędzy tym szlochem mówił ciche: "Wybaczcie mi". Marinette wiedziała, że Adrien już nie wytrzymuje, dlatego nie miała do niego żalu, gdy wrócił do normalnej postaci.
- Dlaczego?! Wytłumacz mi, dlaczego to zrobiłeś?! - był wściekły, dziewczyna bała się, że dojdzie do rękoczynów. Jednak postanowiła mu zaufać. Gabriel, nie mógł się otrząsnąć przez długi czas z szoku, kiedy już to zrobił wypowiedział tylko jedno zdanie.
-Zrobiłem to dla ciebie i twojej matki...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top