Rozdział 4
Ostatnio zaczęłam sobie słuchać recenzji książek. Bynajmniej mi to na wenę nie wpływa, za to mam niezłą rozkminę czasem. Najgorsza książka jaką przeczytaliście w życiu to...?
Rozdział 4
Gryfon dał jasno do zrozumienia, że nie zamierza rozmawiać o swoim wybuchu i chce o tym zapomnieć. Jeden raz Severus próbował do tego nawiązać i posłano mu wtedy takie spojrzenie, że nawet Albus mógłby się przestraszyć. Udawali więc na razie obaj, że nic się nie wydarzyło, ale mężczyzna wiedział, że któregoś dnia ten temat powróci i zamierzał się do tej rozmowy przygotować.
Potter dał mu do myślenia. Wyrzucił z siebie dosłownie wszystko, a na koniec kazał mu spieprzać. Gdyby nie okoliczności złapałby bachora za ramiona i porządnie nim potrząsnął, a potem kazał szorować kociołki. Nie mógł tego jednak zrobić. Albus nie podarowałby mu, gdyby doprowadził jego Złotego Chłopca do większej traumy. Naturalnie nie zwolniłby go z racji pozycji, jaką zajmował w tym całym zamieszaniu, jakim była wojna z Czarnym Panem, ale nie miał ochoty wysłuchiwać, że się na nim zawiódł. Właśnie dlatego chwilowo odpuścił. Musieli jednak wypracować jakiś złoty środek, bo nie zamierzał więcej pozwalać temu bachorowi na pokazywanie sobie środkowego palca. Nawiasem mówiąc, Albus był tym zdarzeniem dziwnie rozbawiony, kiedy zjawił się u nich po tygodniu. Jak nic po to, żeby się upewnić, że obaj jeszcze żyją.
– Czyli Harry nadal jest bardzo niespokojny? – zapytał po ogólnej rozmowie z Severusem.
– Niespokojny? – warknął w odpowiedzi. – Ten gówniarz mówi do mnie na ty i jeszcze śmiał mi pokazać środkowy palec! Przestać chichotać Albusie!!! To nie jest śmieszne!
– Ależ oczywiście, że nie jest – zapewnił, ale goły okiem było widać, że najchętniej wybuchnąłby śmiechem. Z dwojga złego lepszy wybuch wesołości niż przypadkowej magii.
– Przypomnę ci, że to ja muszę się użerać z Potterem i ryzykuję odniesieniem jakichś poważnych obrażeń.
– Oczywiście, że o tym pamiętam Severusie. Niemniej jednak chyba lepsza jest bezczelność niż zamykanie się w sobie. Sam widzisz, czym się to zakończyło.
Mistrz Eliksirów mruknął pod nosem przekleństwo i westchnął. Nie mogli zostawić Pottera samemu sobie i obaj dobrze o tym wiedzieli. Co prawda w każdej chwili mógł zostać wezwany na spotkanie Śmierciożerców, ale tę ewentualność zawsze brał pod uwagę. Mógł mieć tylko nadzieję, że jego kolejne spotkanie z Czarnym Panem będzie szybkie i w miarę bezbolesne. Jako szpieg w Hogwarcie cieszył się zaufaniem, ale takie osoby jak Bellatrix Lestrange ciągle szukały dowodów, że jest zdrajcą. Ta psychiczna wiedźma najchętniej sama poddałaby go torturom. Nic jednak nie mogła zrobić i musiała znosić docinki Mistrza Eliksirów, którymi ją raczył.
Samo mieszkanie z Potterem nie było aż tak uciążliwe, jak się spodziewał. Tak naprawdę chłopak wydawał się spokojny tylko wtedy, gdy zajmował się domem. Jednego dnia Severus stwierdził, że jeśli brakuje mu czasu na naukę z powodu prac domowych, to może poprosić dyrektora o przysłanie skrzata domowego do pomocy. Sugestia skończyła się wybuchem jednego z garnków i zapewnieniem ze strony Pottera, że jeśli zobaczy tu skrzata domowe, to napuści na Snape'a Hermionę i tą jej WESZ.
– Od kiedy to Granger ma wszy Potter? – zapytał tylko.
– Nie ma. To nazwa stowarzyszenia, które założyła i na pewno nie spodobałoby jej się, że chcesz narażać życie niewinnego skrzata domowego w obecnej sytuacji. Ja zresztą też nie.
Mistrz Eliksirów mógł jedynie zgrzytać zębami z bezsilności. Poza posiłkami i ćwiczeniami z chłopakiem czas spędzał głównie w laboratorium, eksperymentując i warząc eliksiry dla skrzydła szpitalnego. W roku szkolnym nie miał na to aż tyle czasu. Wakacje spędzał zwykle w swoim rodzinnym domu, z którego najchętniej uciekłby. Nie miał jednak innego lokum aż do tego momentu. Nic dziwnego, że Albus doszedł do wniosku, że mu się tu spodoba.
Potter nadal miewał epizody maniakalnego sprzątania po nocach, po których był potem jeszcze bardziej otępiały niż zwykle, a do tego agresywny. Dwa razy Severus niemal zmusił go, żeby wypił eliksir na sen, ale jak sam Potter stwierdził: To nie było rozwiązanie. Musiał znaleźć inny sposób, żeby pomóc bachorowi, ale na razie nie miał pomysłów. Zdawał sobie sprawę, że zmuszenie go do rozmowy, niczego nie rozwiąże i zaowocuje na pewno kolejnym wybuchem. Jedyne, co mógł zrobić, to czekać, aż chłopak sam zacznie mówić, tak jak wtedy, gdy wyrzucił z siebie wszystko.
Severusowi nie było zbyt miło słuchać o sobie takich rzeczy, ale gdzieś tam z tyłu głowy cichy głosik mówił mu, że zasłużył. To, że potem o tym nie rozmawiali, nie znaczyło, że o tym nie myślał. Ostatni raz tak bardzo analizował swoje czyny, gdy dowiedział się, że Czarny Pan chce zabić Potterów. To był ten moment, gdy zrozumiał swoją głupotę i jak bardzo był zaślepiony przez nienawiść i żal.
Gdy Harry Potter przyjechał do Hogwartu, poczuł to po raz kolejny. Dzieciak z wyglądu był niemal kopią swojego ojca i wszystkie negatywne uczucia wybuchły w Severusie z taką siłą, że wyładowywał się na nim przy każdej okazji. Zdawał sobie sprawę, że dołożył sporą cegłę do tego stosu, który stanowił traumę chłopaka. Kiedy zaczął mu wytykać jego zachowanie, na początku miał ochotę kazać bachorowi się zamknąć, ale kiedy kafelki zaczęły pękać, powstrzymał się. Nie chciał kolejnego wybuchu, więc pozwolił mu mówić. A im więcej Gryfon mówił, tym większy ciężar czuł. Albus miał pewność, że chłopak go potrzebował, ale paradoksalnie Severus również potrzebował jego, żeby raz na zawsze zamknąć pewne sprawy z przeszłości.
– Niech cię szlag Albusie – burczał pod nosem, zbierając zioła na pobliskiej łące.
Codziennie pracował z chłopakiem i uczył go, jak radzić sobie ze stresem. Próbował też udoskonalić eliksir na sen, żeby nie był tak uzależniający. Sam nie wierzył, że był na etapie świadomej pomocy, ale wiedział też, że jeśli czegoś nie zrobią, to Potter albo się całkiem załamie i zrobi sobie krzywdę, albo wysadzi ich wszystkich pierwszego września. W kolejnych dniach nie nastąpił żaden większy wybuch przypadkowej magii. Nie było żadnych palących się zasłon, pękających kafelków, czy drzwi wylatujących z futryn. Najgorszym, co się wydarzyło, było ekspresowe zagotowanie wody w garnku, kiedy Gryfon za dużo myślał. Severus był pewien, że wygadanie się, pomogłoby mu, ale bachor uparcie nie chciał nic mówić. Najwyraźniej doszedł do wniosku, że jego profesor nie jest odpowiednią osobą do wysłuchania go i w zasadzie niewiele się pomylił. W przeszłości nie chciał nawet słyszeć o czymkolwiek, co dotyczyło bezpośrednio Złotego Chłopca. Nawet gdy spotykał się z Albusem i rozmowa schodziła na temat działań Czarnego Pana. Obiecał chronić tego chłopaka, ale nie rozczulać się nad nim i przywiązywać do niego.
To nie była jego wina, że potomek Jamesa miał wyjątkowy talent do pakowania się we wszelkie kłopoty. Nie zdawał sobie jednak sprawy z jednej rzeczy albo też jego przepełniony traumą mózg, nie chciał przyswoić, że w szkole Severus nie mógł być dla niego miły. Nie mógł być nawet uprzejmy dla któregokolwiek z Gryfonów, jeśli nie chciał stracić swojej przykrywki, na którą pracował latami. Tylko dzięki temu, mógł czasem pociągnąć za język jakiegoś Ślizgona albo podsłuchać, co mówią między sobą. Oczywiście, że Albus mógłby mu to wyjaśnić, gdyby Severus się zgodził, ale zabronił mu tego kategorycznie. Bachor nie potrafił chronić własnego umysłu, więc jego tajemnica bardzo szybko wyszłaby na jaw, a to byłaby już prosta droga do wpędzenia ich obu do grobu. Zdecydowanie zamierzał jeszcze trochę pożyć, o ile Potter nie zabije go w którymś ze swoich wybuchów.
Jakieś trzy tygodnie po tym, jak zostali zmuszeni do zamieszkania razem, od rana zajmował się eliksirami w laboratorium. To było jego sanktuarium, do którego Potter nie wchodził. Nie dlatego, że mężczyzna mu zakazał, ale zwyczajnie nie chciał, bo eliksiry źle mu się kojarzyły. Powiedział to wprost, kiedy Severus mruknął pod nosem, że mógłby mu pomóc.
– Jeszcze do reszty nie zwariowałem – powiedział wtedy Złoty Chłopiec, po czym złapał wiaderko, szmatki, jakiś płyn i stwierdził, że idzie myć okna.
Nie miał pojęcia, co będzie, kiedy bachor wypucuje już cały dom. W jego przypadku wszystko było możliwe i obstawiał, że potem przyjdzie czas na dach, ogród albo coś jeszcze innego. Dom lśnił tak, jakby zajmowało się nim z tuzin skrzatów domowych. Nic dziwnego, że chłopak nie chciał tu żadnego widzieć, skoro sprzątanie pozwalało mu zapomnieć, co się stało. Obaj wiedzieli, że to była ucieczka od problemów, która nie mogła trwać w nieskończoność. Mistrz Eliksirów nie miał jednak pojęcia, jak przerwać to błędne koło.
Kiedy wyszedł z laboratorium, zaczął rozglądać się za chłopakiem. Nie znalazł go w kuchni, ale zauważył przygotowane rzeczy do kolacji. Najwyraźniej gdzieś chwilowo zniknął i miał nadzieję, że nie wpakował się w jakieś problemy ani że nie siedzi w jakimś kącie. To nie było małe dziecko, które musiałby pilnować dwadzieścia cztery godziny na dobę. Z trudem to przyznawał, ale to był już prawie dorosły facet. Jeszcze rok z hakiem i Potter będzie pełnoletni. Za dwa lata skończy szkołę, pójdzie w świat i coś mu mówiło, że zupełnie odetnie się od niektórych. Sam by tak zrobił na jego miejscu.
Sytuacja w czarodziejskim świecie już wcześniej była dziwna, ale od kiedy potwierdzono powrót Czarnego Pana, zrobiło się jeszcze dziwniej. Nie chciał używać innych słów, chociaż mógłby, ale to oznaczałoby, że było jeszcze gorzej. W ostatnich tygodniach został wezwany na spotkanie Śmierciożerców tylko raz. Na szczęście to nie on był obiektem gniewu Voldemorta, co nie znaczy, że nie został wypytany o plany Albusa. Przez lata nauczył się skutecznie kłamać. Możliwe, że nie miałby problemu również z okłamaniem Duumbledore'a, ale nie widział powodu, żeby to robić. Po prostu nie mówił mu pewnych rzeczy. Nie pozwalał się wtrącać w swoje życie prywatne ani też się nim nie dzielił.
Niewiele osób wiedziało, że wolał własną płeć, część z nich już nie żyła. Zanim pokłócił się z Lily, powiedział jej o tym. Przyjęła to spokojnie i wyglądało na to, że zabrała jego sekret do grobu, bo ani James Potter, ani Syriusz Black nigdy do tego nie nawiązali. Poza nią wiedzieli też Albus, Minerwa i Poppy Pomfrey. Nie uważał za mądre dzielić się takimi informacji z innymi. Kto wie, do czego mogłoby to zostać wykorzystane.
Szukając Pottera, wyszedł z domu. Skoro nie było go w środku, to musiał być gdzieś na zewnątrz. Osłony wokół posiadłości poinformowałyby go, gdyby chłopak wyszedł poza nie. Znalazł go po odgłosach z drugiej strony domu, gdzie była drewutnia i zamurowało go na chwilę. Bachor w najlepsze rąbał drewno, tylko dlaczego w samych spodniach?
Nie zauważył go jeszcze, a Severus wcale nie chciał się gapić. Nie był w stanie jednak odwrócić wzroku od młodzieńca, któremu wytarte jeansy ledwo trzymały się na tyłku. Zdecydowanie musiały być przynajmniej trzy numery za duże i nie wyglądały, jakby chłopak miał je od nowości. Kolejny dowód na to, że Dursleyowie nie dbali o potrzeby swojego siostrzeńca i kolejny dowód na to, że nikt go nie rozpieszczał.
Przebiegł wzrokiem po sylwetce Gryfona. Nie był wysoki ani mocno zbudowany, ale szczupłe ciało było mimo wszystko ładnie umięśnione i nigdzie nie było widać zbędnego tłuszczu. Widać było efekty wieloletniej pracy fizycznej i tych nieszczęsnych treningów quidditcha. O ile quiddtich można było nazwać prawdziwym sportem. Wielu zawodników tak naprawdę miało problemy z nadwagą. Na treningach nie wykonywali żadnych obciążających ćwiczeń, nie biegali ani nie pracowali nad swoimi sylwetkami. Zresztą po co, skoro wymagano od nich tylko siedzenia na miotle i wbijania goli? Nie było tam nawet, na co popatrzeć. Co innego w przypadku Pottera.
Severus dziwnie się poczuł, patrząc na niego i z przerażeniem zorientował się, że od wielu lat nie czuł się tak zaintrygowany. A już na pewno nie kimś młodszym od niego i dwadzieścia lat. Ale skoro został zmuszony do zajmowania się tym chłopakiem, to przynajmniej mógł go obserwować. W końcu musiał kontrolować, czy mając w rękach siekierę, Potter nie wpadnie na jakiś idiotyczny pomysł.
Nigdy nie zwracał uwagi na kogoś dużo młodszego od siebie i wątpił, żeby to nastąpiło również w przyszłości. Od wielu lat nie był z nikim związany i najwyraźniej właśnie zdał sobie sprawę, że czegoś mu brakowało, skoro ze wszystkich osób, zwrócił uwagę na Pottera. Nigdy nie patrzył w ten sposób na żadnego z uczniów. Uważał to za niewłaściwe i nieetyczne, ale przede wszystkim nigdy nie pociągali go. Jednak Gryfon zawsze musiał stanowić jakiś wyjątek od reguły i mieszać innym w głowach samą swoją osobą. Mógł się założyć, że nawet nie zdawał sobie sprawy, jak wielki urok osobisty posiada, ale Severus prędzej wypiłby jakiś nieudany eliksir wątpliwej jakości, niż powiedział mu o tym.
Nic też nie wskazywało na to, żeby chłopak zwracał uwagę na swoich kolegów w taki sposób. Cały Hogwart wiedział o jego nieudanym związku Cho Chang, ale dziewczyn, które zwracały na niego uwagę, było znacznie więcej. Jeśli wierzyć plotkom wśród Ślizgonek, nawet siostra Rona Weasleya wodziła oczami za Złotym Chłopcem. Problem polegał na tym, że większość dziewczyn widziała tylko Chłopca, Który Przeżył. Gdyby zapytać je, co naprawdę o nim wiedzą, to miałyby problem z odpowiedzią na to w zasadzie bardzo proste pytanie, które paradoksalnie było chyba najtrudniejszym.
Prawdopodobnie przez te kilka tygodni Severus dowiedział się więcej o tym chłopaku niż te wszystkie dziewczyny w Hogwarcie przez kilka lat szkoły. I to razem wzięte. Zapewne jedynie Hermiona Granger mogłaby powiedzieć o swoim przyjacielu coś więcej, pod warunkiem, że jej wzrok nie był utkwiony w jakiejś grubej książce, ale nawet ona nie mogła wiedzieć wszystkiego. Gdyby tak było, ktoś z nauczycieli już dawno wiedziałby, że z chłopakiem dzieje się coś złego. A może i nie?
Biorąc pod uwagę dotychczasowego doświadczenia i fakt, że chłopak nie ufał dorosłym, mógłby wszystkiemu zaprzeczyć. On i Dumbledore usłyszeli już od niego trochę na swój temat, a miałby pewnie do powiedzenia więcej, gdyby sobie na to pozwolił. Miał pomóc temu chłopakowi, a nie rozmyślać i gapić się na niego, jak macha siekierą. Mięśnie napinały się pod skórą, kiedy unosił ramiona i Severus poczuł dziwną suchość w gardle. Musiał szybko przerwać to wszystko, zanim dojdzie do czegoś skandalicznego. Jeszcze by tego brakowało, żeby Potter zauważył jego wzrok, zrobił aferę, a na koniec poskarżył się Albusowi.
– Może już wystarczy Potter? – odezwał się, anonsując swoją obecność.
Harry odwrócił się w jego stronę, nadal trzymając siekierę w dłoni. Pot spływał mu po skórze, a włosy przylepiły się do czoła. Wyglądał nie jak ktoś, kto właśnie ciężko pracował, ale jakby wyszedł z sypialni po upojnej nocy. Severus był wdzięczny losowi, że tego dnia miał na sobie swoje nauczycielskie szaty, bo w przeciwnym razie musiałby się gęsto tłumaczyć Albusowi.
– Muszę to jeszcze wszystko poukładać – powiedział Gryfon. Wbił siekierę w pieniek i zaczął nosić kawałki drewna do drewutni. – Nie zamierzam nikogo atakować tą siekierą – zapewnił, widząc, że Snape nadal stoi w tym samym miejscu. – Sobie też krzywdy nie zrobię. Nie ma obaw.
Widać było, że nie ma ochoty na rozmowy. Severus skinął więc tylko głową, odwrócił się i ruszył do domu. Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, oparł się o nie i przetarł twarz dłońmi. Nie miał pojęcia, jak on wytrzyma tutaj do września. Jeśli zwariuje, to całą winę zrzuci na Albusa, ale na razie musiał się uspokoić.
---
Spotkałam się ostatnio z taką bezczelnością, że aż mnie zatkało. Nienawidzę, jak ktoś próbuje mnie uszczęśliwiać na siłę. Od razu łapię wtedy agresora.
Poza tym mam w planach sporo różnych projektów, ale chyba wolicie moje ficzki niż autorskie projekty i muszę przemyśleć, które z nich w ogóle mają sens i jakoś to zorganizować. Nie mówiąc już o tym, że doba jest za krótka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top