Rozdział 3
Niedawno usłyszałam, że jestem bezczelna. I, że to niby jest mój problem? XD
Rozdział 3
Przez pierwszych kilka dni Severus bacznie obserwował Pottera. Oczywiście o ile chłopak raczył wyjść ze swojego pokoju i zaszczycić go swoją obecnością.
Kiedy pierwszego dnia Harry uspokoił się na tyle, że dało się z nim normalnie rozmawiać, dyrektor polecił mu, żeby wybrał sobie pokój na piętrze i rozpakował się. Młody czarodziej wstał z kanapy, złapał za swój kufer i bez słowa wyszedł z salonu. Kiedy jego kroki na schodach umilkły, Dumbledore potarł twarz dłońmi. Wyglądał, jakby nagle przybyło mu lat.
– Nie sądziłem, że jest aż tak źle. Myślałem, że Petunia przesadza, a jej list jest po prostu odzwierciedleniem jej niechęci – przyznał szczerze. – Mam szczerą nadzieję, że zdołamy mu pomóc.
– Przypomnę ci, że mnie wpakowałeś w to na cały etat Albusie – zauważył Severus. – Nadal nie wiem, jak to sobie wyobrażasz? Ja i Potter nie darzymy się nadmierną sympatią i nie zdziw się, jeśli któregoś dnia ci się na mnie poskarży.
– Nie sądzę, żeby to zrobił. On po prostu nie wie, jak sobie poradzić z tym emocjonalnym chaosem, jaki go opanował.
– I nadal uważasz, że jestem najlepszą osobą, żeby go naprostować? – prychnął. – Musisz coś zrozumieć Albusie. Ja nie będę się z nim cackał. Nie będę tolerował jego braku szacunku względem mnie i nie omieszkam go ukarać, jeśli zajdzie taka potrzeba.
– Harry obiecał spróbować, więc i ciebie proszę, żebyś jeszcze niczego nie skreślał.
Mistrz Eliksirów niechętnie przystał na to. Po wyjściu dyrektora sam również skierował się na piętro, żeby zająć jeden z pokoi. Szybko zorientował się, który pokój wybrał sobie chłopak. Drzwi zostawił uchylone i słychać było, jak się po nim krząta. Mijając go, kątem oka dostrzegł, jak wieszał na ścianach jakieś gryfońskie ozdoby i niemal burknął pod nosem. Obiecał jednak Albusowi, że nie będzie warczał na bachora bez wyraźnej potrzeby. Jeśli miał mu pomóc, musieli wypracować jakiś system tego swojego nieszczęsnego współlokatorstwa.
Po rozpakowaniu się, zszedł do piwnicy, gdzie zgodnie ze słowami Albusa, było laboratorium. Zamierzał w nim spędzać tyle czasu, ile było to możliwe, zanim nie opracuje jakiegoś planu, jak pracować z Potterem. Liczył, że do tego czasu bachor sam się sobą zajmie. Najlepiej przykładając się do wakacyjnych prac domowych.
Był więcej niż zdziwiony, gdy wieczorem wyszedł z piwnicy i znalazł chłopaka w kuchni, gotującego coś na kolację.
– Mam rozumieć, że będzie to jadalne? – odezwał się, dając tym samym znać, że chłopak nie jest już sam.
– Jak tak strasznie chcesz, to ci dorzucę czegoś trującego – odparł Harry, mierząc go wzrokiem.
– Nie jesteśmy na ty Potter – zauważył. Był pewien, że chłopak zacznie teraz jakąś pyskówkę, ale ku jego całkowitemu oburzeniu, bachor pokazał mu środkowy palec, a potem wrócił do mieszania czegoś na patelni.
Severusa zagotowało. Kusiło go, żeby ukarać bachora za brak szacunku, bezczelność i jeszcze kilka innych rzeczy. Miał jednak trzymać nerwy na wodzy. Nie chciał tu żadnego wybuchu przypadkowej magii. Przekonał się już, jaką siłą dysponował Potter przy zdenerwowaniu i wolał sobie nie wyobrażać, co by było, gdyby się naprawdę rozzłościł. Uznał wiec, że przełknie jakoś tę zniewagę.
– Szkoda, że na moich zajęciach tak się nie starasz – skomentował więc. Widać było, że Potter nie gotował pierwszy raz.
– Tutaj nie ma tej durnej blondwłosej fretki, która mi ciągle wszystko psuje – odparł, nawet nie odwracając się do swojego profesora. – Następnym razem jak się odważy mi coś wrzucić do kociołka, to zwyczajnie dostanie w ryj. I mam gdzieś, czy stracę wszystkie punkty i dostanę szlaban na cały rok. Satysfakcja z przyłożenia mu, wszystko mi zrekompensuje.
– Czy ty się słyszysz Potter? – Starszy czarodziej zmierzył go wzrokiem. – Mówisz takie rzeczy przy mnie? Przypominam ci, że jestem opiekunem Ślizgonów.
– Mam to gdzieś. Bądź sobie nawet ministrem. Nic mnie to nie obchodzi – powiedział, sięgając do szafki po talerze. Najwyraźniej już wcześniej zrobił rekonesans po kuchni i zorientował się, co gdzie jest.
– Zrobiłeś się jeszcze bardzo bezczelny niż normalnie.
– I co z tym zrobisz? – spytał Harry, patrząc na niego. – Uderzysz mnie? Dasz karę? Rzucisz na mnie klątwę? Powiem ci, co zrobisz. Absolutnie nic.
– Potter! – warknął ostrzegawczo Mistrz Eliksirów. – Stąpasz po cienkim lodzie, a moja cierpliwość zaczyna się kończyć.
– Tam są drzwi – odparł chłopak, wskazując na nie. – Chcesz, to sobie wracaj do Hogwartu, czy gdzie tam rezydujesz w wakacje. Nie musisz tu ze mną być. Możemy powiedzieć Dumbledore'wi, że wymiękłeś już na starcie. Jestem pewien, że to zrozumie – dodał, uśmiechając się słodko.
Severus rzadko miał momenty, gdy ktoś go przegadał, ale zrozumiał, że Potterowi właśnie się to udało. Zachodził w głowę, jakim cudem on przetrwa te wakacje, bez uduszenia tego chrzanionego Złotego Chłopca. Nie minęła jeszcze nawet doba, a on już miał ochotę go ukarać. Zamiast tego wziął kilka głębokich oddechów i przetrwał kolację w jego towarzystwie. Niechętnie przyznał, że Potter potrafił gotować.
Kolejne dni mijały im podobnie. Obserwował chłopaka i wyłapywał momenty, kiedy następowały wybuchy. Było to głównie, wtedy gdy Harry zostawał sam na sam ze swoimi myślami albo kiedy coś go bardzo zdenerwowało.
– Dziś zaczniemy coś robić z tymi twoimi wybuchami Potter – oznajmił mu przy śniadaniu.
– Cudownie – burknął w odpowiedzi Harry. – Mam skakać z radości, czy dopiero na sygnał?
Severus policzył w myślach do dziesięciu. Wiedział, że chłopak próbował go sprowokować i sprawdzał, jak daleko mógł się posunąć. A posuwał się coraz dalej. Nie robił jednak nic poza denerwowaniem swojego tymczasowego opiekuna tym, co mówił. Trzeba było przyznać, że kiedy się nie kontrolował, miał naprawdę cięty język, który spokojnie mógł rywalizować z Mistrzem Eliksirów. Trzeciego dnia pokłócili się i przerzucali takimi epitetami, że gdyby ktoś ich słuchał, nie miałby pojęcia, jak zareagować. Niemal rzucili się sobie do gardeł, kiedy nastąpił wybuch magii Harry'ego i drzwi do salonu wyleciały z hukiem z framugi.
Z doświadczenia wiedział, że im silniejszy czarodziej, tym potężniejsze wybuchy przypadkowej magii miał w dzieciństwie, ale w przypadku nastolatka z taką przypadłością, robiło się skrajnie niebezpiecznie. Potter nie mógł wrócić do szkoły w takim stanie. Wolał sobie nie wyobrażać, co by było, gdyby sprowokował go na przykład Draco Malfoy. Z syna Lucjusza mogłoby zostać tylko tyle, żeby go zidentyfikować.
– Jestem do tego tak samo chętny, jak ty bachorze – zapewnił Mistrz Eliksirów. – Ale powiedzmy sobie szczerze. Jeśli w takim stanie zjawisz się w Hogwarcie, możesz zrobić krzywdę innym uczniom i sobie przy okazji też. Jakkolwiek bardzo chętnie zobaczyłbym, co twój wybuch mógłby zrobić z Czarnym Panem, tak na wysadzenie szkoły ci nie pozwolę. Mam nadzieję, że jest to jasne?
– Jak słońce – powiedział Harry, patrząc mu w oczy. – Miejmy to z głowy. Jak to ma wyglądać?
– Nauczę cię kilku technik relaksacyjnych i oddechowych, żebyś się nauczył panować nad sobą. Mówię to bardzo niechętnie, ale częściowo rozumiem żałobę, którą przechodzisz.
Gryfon popatrzył na niego, jakby wyrosła mu nagle druga głowa, ale jeśli chciał skomentować jego wypowiedź, to jednak ugryzł się w język. Nic też nie wybuchło, więc Severus uznał, że może jest nadzieja i Potter znormalnieje, na ile było to możliwe. Na razie musiał działać bardzo ostrożnie.
Pierwsza godzina ćwiczeń minęła im na szczęście spokojnie. Harry wydawał się nawet słuchać poleceń i chociaż wyglądał momentami na zirytowanego, to starał się. Oczywiście wybuch i tak nastąpił pod koniec, ale na szczęście nie był zbyt dotkliwy. Ucierpiały jedynie zasłony, które zajęły się ogniem. Starszy czarodziej ugasił je jednym ruchem różdżki, nie komentując.
– Będziemy powtarzać ćwiczenia kilka razy dziennie, dopóki nie nauczysz się rozpoznawać, że ma nastąpić atak i co wtedy zrobić – powiedział. – Ufam, że potrafisz się sobą zająć przez kilka godzin bez spowodowania większych szkód?
Harry w odpowiedzi pokazał mu język, a potem wstał ze swojego miejsca i wyszedł z salonu. Mężczyzna westchnął, patrząc za nim. Problemem były tutaj nie tylko te nagłe wybuchy. Albus najwyraźniej zapomniał, że Gryfon był przede wszystkim nastolatkiem, któremu zaczynały buzować hormony. Nic dziwnego, że zniszczenia, jakich dokonywał, bywały dość dotkliwe. Normalny nastolatek mógł narobić problemów, a co dopiero taki, który dysponował magią.
Zaklął pod nosem, wstając i idąc do laboratorium. Warzenie eliksirów zawsze go odprężało i przy okazji mógł przemyśleć pewne sprawy. Szkoda, że Potter nie mógł sobie znaleźć zajęcia, które by go relaksowało w podobny sposób. Normalnie zaproponowałby mu, żeby poszedł polatać, ale biorąc pod uwagę, że swoją miotłę dostał od Blacka, obawiał się, że może się to skończyć kolejną nieprzewidzianą sytuacją. Albus próbował mu dawać jakieś rady, ale skoro go w to wrobił, to kazał mu się odwalić.
– Pomogę mu, ale na swój sposób – powiedział wtedy. – Masz się nie wtrącać Albusie. Sam widziałeś, co się dzieje. Ten bachor nie potrzebuje huśtawki.
Dumbledore niechętnie na to przystał. Severus dobrze wiedział, że nie lubił tracić nad czymś kontroli, ale w tym przypadku nie miał wyjścia. Musiał odpuścić. Inaczej mogłoby się stać to, o czym sam mówił, gdy Mistrz Eliksirów proponował wysłanie Pottera do Weasleyów. Po tych kilku dniach sam widział, że Złoty Chłopiec musiał się zdystansować względem otoczenia, które zagłaskałoby go, pozwalając, żeby użalał się nad sobą. Molly Weasley wychowała gromadę dzieci, ale zapominała, że przyjaciel jej najmłodszego syna nie był przyzwyczajony ani do głaskania, ani tym bardziej do matkowania mu. Mógł się założyć, że Weasleyowie szybko straciliby swój dom.
Rano obudziły go jakieś dziwne dźwięki dobiegające z parteru. Mruknął pod nosem Tempus i z zaskoczeniem zauważył, że była dopiero piąta rano. Za oknami było jeszcze ciemno, a Albus zapewnił go, że nikt poza nim nie znał lokalizacji tego domu. Jakoś nie chciało mu się wierzyć, żeby dyrektor zjawił się z niezapowiedzianą wizytą o piątej rano i myszkował sobie w najlepsze. Nie sądził też, żeby to sowa tego bachora robiła taki hałas, a inny zwierza raczej się tu nie dostał.
Wstał z łóżka i z różdżką w dłoni cicho zszedł na dół. Zmarszczył brwi, widząc otwarte na oścież drzwi do łazienki, ale w kompletne zaskoczenie wprawił go widok Pottera, szorującego z uporem wannę.
– Jest piąta rano. Co ty wyprawiasz? – spytał w końcu. Chłopak najwyraźniej był tak pochłonięty swoimi myślami, że aż podskoczył, słysząc jego głos.
– Nie widać? – zapytał. – Sprzątam. Samo się nie zrobi.
– O tej porze normalni ludzie śpią.
– Czyli obaj jesteśmy nienormalni, skoro nie śpimy – podsumował, wracając do mycia wanny.
Severus patrzył na niego przez chwilę i próbował zrozumieć, na co właściwie patrzył. Bo jakoś nie wierzył, że Potterowi zachciało się sprzątać o takiej pogańskiej godzinie.
– Czemu sprzątasz łazienkę o piątej rano? – zapytał ponownie, siląc się na spokój.
Nie spodziewał się, że chłopak odłoży szczotkę i popatrzy na niego, ale tak się właśnie stało.
– I co mam powiedzieć? – zapytał. – Że miałem koszmar i nie mogłem już zasnąć? Żałosne prawda? Wolałem się zająć czymś, co mnie zmęczy.
– Mogłeś mnie poprosić o eliksir na sen.
– To nie jest rozwiązanie na dłuższą metę – powiedział, sięgając ponownie po szczotkę.
– Jak często masz koszmary? – Mistrz Eliksirów nie wierzył, że właśnie przyszło mu się zabawić w jakiegoś psychologa, ale jeśli miał naprawdę pomóc temu chłopakowi, to wyglądało na to, że będzie musiał nauczyć się z nim rozmawiać. Pieprzony Albus i jego manipulacje.
– Codziennie – odparł Harry zgodnie z prawdą. – Dlatego nie chcę brać eliksiru. Podobno po iluś dawkach można się uzależnić, a tego bym nie chciał.
– Szorowanie łazienki po nocy to też nie jest wyjście.
– To, co mam zrobić? – zapytał, ponownie spoglądając na swojego profesora. – Usiąść i użalać się nad sobą? Żebyś mi powiedział, jaki żałosny jestem? Wiem to i bez twoich wrednych tekstów.
– Przypominam ci, że nadal jestem twoim profesorem i próbuję ci pomóc.
– Coś sobie wyjaśnijmy. – Złoty Chłopiec odłożył szczotkę i podszedł do niego. – Mam gdzieś, że jesteś moim profesorem. Nie jesteśmy teraz w szkole i mam gdzieś, co myślisz na ten temat. Gdyby Dumbledore nie kazał ci się mną zająć, to mogę się założyć, że bardzo chętnie wyżywałbyś się na mnie i pewnie skakał z radości, że Syriusz nie żyje. Wiesz, jaka jest różnica między nami? Nie znoszę Malfoya jak zarazy, ale nie życzę mu źle. Niech sobie żyje, byle z daleka ode mnie.
– Masz mnie za jakiegoś potwora?
– A dałeś mi powód, żebym myślał inaczej? Niech będzie po twojemu. Zróbmy sobie małą rekonstrukcję zdarzeń – zaproponował z fałszywie słodkim uśmiechem. Drżenie kilku płytek na ścianie było dowodem na to, że nie był spokojny. – Szlag mnie zaraz trafi... – burknął, widząc to. – Pierwszy rok. Wiesz, że czekałem na twoje zajęcia? Nie miałem pojęcia o magicznych przedmiotach i myślałem, że skoro eliksiry są nieco podobne do gotowania, bo tam też trzeba się trzymać przepisów, to dam sobie radę. I co? Po pięciu minutach pokazałeś mi, że nie mam się po co starać, bo jestem nic nie wart, nawet nie dając mi szansy. Po co miałem próbować cię przekonywać do siebie, skoro już na starcie mnie skreśliłeś. Nie byłem bezczelny, nie pyskowałem, po prostu nie miałem pojęcia, o co mnie pytasz, bo skąd niby miałbym znać odpowiedzi?
Gdyby Severus nie miał wypracowanej wewnętrznej dyscypliny, jak nic poczułby palący rumienieć wstydu na policzkach. Nigdy nie zastanawiał się, jak jego zachowanie wpłynęło na chłopaka. Nie chciał tego wiedzieć ani myśleć o tym. Dla niego Potter miał zostać rozpieszczonym bachorem. Tymczasem miał przed sobą młodzieńca z traumą, która pozostawiona sama sobie, mogłaby nawet kogoś zabić.
– Drugi rok – odezwał się ponownie Harry, korzystając z tego, że mężczyzna milczał. – Wystawiłeś mnie do walki z tą cholerną fretką. Napuściłeś nas na siebie, wiedząc, że bardzo chętnie skoczymy sobie do gardeł. Czego chciałeś? Żebym walnął w niego klątwą, a ty wlepiłbyś mi znowu szlaban i odebrał punkty? To dla ciebie naprawdę aż taka rozrywka? Trzeci rok. Tego nawet nie chce mi się komentować za bardzo. Musiałeś się wmieszać w całą sytuację z Remusem i Syriuszem. Gdybyś tego nie zrobił, Pettigrew trafiłby do więzienia, ale nie! Zemsta za coś, co się wydarzyło wiele lat wcześniej, była ważniejsza. Upiłbyś się z radości, gdyby wtedy Syriusz otrzymał pocałunek dementora? A może zrobiłeś to teraz?
Głos chłopaka zaczynał się łamać. Kilka płytek na ścianie pękło, ale poza tym nic więcej się nie wydarzyło. Jedynie tylko zielone oczy zaszkliły się od łez.
– Na czwartym roku też nie było lepiej. Ten pieprzony turniej wywrócił wszystko do góry nogami. Wszyscy byli przeciwko mnie, bo myśleli, że świadomie się zgłosiłem. Nikt zresztą jakoś specjalnie nie próbował niczego naprostować. Musiałem brać udział w tych cholernych zadaniach, a potem patrzeć, jak ginie Cedric. Chyba tylko adrenalina sprawiła wtedy, że nie byłem w szoku. A potem było tylko gorzej, o czym sam zresztą wiesz. Te twoje lekcje oklumencji i wdzieranie mi się do głowy na siłę. Wcale nie chciałeś mnie nauczyć, jak się bronić. Chciałeś się nade mną poznęcać. I wiesz co? Udało ci się. Dopiąłeś swego. Nie mam żadnej chęci do życia, bo ciągle przypomina mi się, że wszystko, co się wydarzyło, wszyscy, którzy zginęli, to moja wina. Zadowolony jesteś? Mam nadzieję, że tak. A teraz spieprzaj.
Po tych słowach otarł łzy rękawem i wrócił do sprzątania. Nie spojrzał więcej na swojego profesora. Co miał powiedzieć, to powiedział. Wyrzucił z siebie to, co mu leżało na wątrobie i miał gdzieś, co Snape o nim teraz myśli. Mógł go przekląć, jeśli tylko chciał. Harry nie zamierzał powtarzać tej dyskusji. Zamierzał jakoś przetrwać to lato, wrócić do Hogwartu i mieć nadzieję, że nikogo nie zabije.
---
I jak się podobało?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top